Za
oknem rozległy się wrzaski ciągle kłócącego się małżeństwa z piętra niżej.
Dziewczyny
uznały, że należy już kończyć ich spotkanie. Lucy odprowadziła Lisannę pod same
drzwi, zastanawiając się, czy nie zapytać o samopoczucie wspólniczki. Dwa lata
wcześniej straciła ona siostrę, niesłusznie skazaną na śmierć przez Zerefa
Dragneela za morderstwo Ivana Dreyera. Informacja o tym dotarła do niej zbyt
późno. Kolejne wyjazdy, próby zdobycia informacji na obcych terenach
doprowadziły do tego, że dopiero po dwóch miesiącach od tragedii dostała
telegram o śmierci Mirajane. Lucy nie zapytała ani razu, czy już pogodziła się
z tym. Nie miała odwagi, może czekała na moment, w którym Lisanna sama będzie
gotowa zrzucić z siebie ciężar, ale to nigdy nie nastąpiło.
—
Powodzenia — szepnęła ostatecznie, karcąc siebie za tchórzostwo.
—
Dziękuję i nawzajem. — Beznamiętne posłała Mutne spojrzenie Lucy i wyszła.
Zamknęła
drzwi, po czym usunęła się po nich, aż do samej podłogi. Przyciągnęła kolana do
piersi, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że uwielbia spędzać czas w tej
pozycji. Pomagała jej myśleć, dostarczała potrzebnego ciepła i nie czuła się
już taka pusta.
Odgarnęła
jasne włosy do tyłu, łapiąc je w niewielki kucyk. Przeszła do wynajmowanego
pokoju, przesuwając torbę na sam jego środek. Ręce świerzbiły ją od samego
patrzenia na spakowane w jedną walizkę rzeczy, które aż prosiły się o zabranie
do Fiore i zostawienia za sobą… wszystkiego.
Za
oknem ktoś zatrąbił na pieszego. Usłyszała trochę krzyków, a potem samochód
odjechał. Z czystej ciekawości wyjrzała za okno. Trochę poturbowany
przechodzień otrzepał swój płaszcz z brudu, po czym podniósł brązową teczkę z
ulicy. Wiatr zdmuchnął mu beżowy kapelusz. Lucy impulsywnie zabrała ręce z
parapetu.
—
Happy — wydukała imię z niedowierzaniem.
Cofnęła
się. Potknęła się o własną nogę, upadając tyłem głowy w posadzkę. Niemal
krzyknęła z bólu, lecz usłyszała dochodzące zza okna wołanie:
—
LUCY!
Podniosła
się. Wzięła po drodze torbę i, jak najszybciej tylko mogła, wyskoczyła z
mieszkania, zostawiając uchylone drzwi. Nie miała czasu, by iść do tylnego
wyjścia, więc skierowała się na wyjście dla pracowników. Happy nie mógł o nim
wiedzieć.
Czując
się bezpieczne, przystanęła w ciemnej uliczce. Schowała się za śmietnik,
nasłuchując dalszych krzyków profesora z dawnej szkoły. Jednak dotarły do niej
jedynie hałasy dobiegające z ulicy.
Wzięła
głęboki wdech. Jestem bezpieczna, pomyślała,
na moment wychylając się zza metalowego pudła. Rozpięła torbę, po czym wyjęła z
niej ukochaną broń. Włożyła ją za pas, na wszelki wypadek.
—
A więc tu jesteś!
Niemal
podskoczyła w miejscu.
Jednak
opamiętała się, odwróciła, sprawnym ruchem wcelowując prosto w pierś Happy’ego.
Mężczyzna poniósł ręce, mówiąc:
—
Poddaję się!
—
Skąd tu się wziąłeś, profesorze? — spytała podirytowała, rozglądając się za
nieproszonymi gośćmi. Okolica nie należała do najbezpieczniejszych.
—
Najpierw, kochanie, odłóż proszę broń, bo może przed niewielki, ale zawsze
przypadek, pociągniesz za spust i…
—
Cisza — syknęła, zauważając, że mężczyzna spod trzynastki zainteresował się
zamieszaniem.
Złapała
profesora za frak, wskazała broną, by zabrał jej torbę i razem pognali w stronę
opuszczonych budynków fabrycznych. Otworzyła tajną bazę tutejszych młodocianych
chuliganów, którym wyświadczyła kilka miesięcy temu kilka przysług. Były to
drobne, i względnie legalne, prace, ale zyskała szacunek kilku poważniejszych
oprychów.
Rzuciła
Happy’ego na fotel i zamknęła za sobą drzwi. Łypnęła ostro na profesora.
—
Czy pan całkowicie zdurniał!? — wrzasnęła. — Tu jest niebezpiecznie!
—
Oj, Lucy, nie udawaj pani wszechwiedzącej. Pochodzę z tej dzielnicy, więc nie
pieprz mi tu o „niebezpieczeństwie” — prychnął — kiedy ty szlajasz się
niewiadomo gdzie. Ty nawet nie masz dwudziestu lat! I… — przerwał jej, gdy
tylko otworzyła usta, by coś powiedzieć — nie rób z siebie męczennika, bo sama
zdecydowałaś wpakować się w to bagno.
Coś
w Lucy pękło po tych słowach. Nie zdołała już się powstrzymać, gdy potok słów
zaczął płynąć z jej ust.
—
Tak, tak, to moja wina — odparła pokornie. — A może dlatego że pewien śmieć
zostawił mnie całkowicie samą, kiedy potrzebowałam największego wsparcia. Ale
nie! Wielki pan Dragneel miał depresję po śmierci ojca, którego nienawidził
przez… niech pomyślmy — udała, że się zastanawiała — prawie całe życie. Obiecał
być przy mnie kilka dni wcześniej. Wydawał się bardzo zasolony z faktu, że
będziemy się pieprzyć. Ale nie! Wszystko poszło w łeb!
Nie
wytrzymała.
Upadła
na kolana, zalewając się łzami. Żałosne… Od dwóch lat starała się trzymać
emocje na wodzy; myśleć, że nie może się przejmować zachowaniem takiego drania.
A jednak nadal się przejmowała… Przyznała, że część jej nadal kocha Natsu, choć
większa część nie potrafiła mu wybaczyć.
—
Oj, Lucy — wystękał Happy. — Bądź dorosła. Natsu to nadal tylko dzieciak,
bardzo nieodpowiedzialny dzieciak. Trzeba nauczyć się wybaczać.
Podszedł
do niej. Położył jej głowę na swojej piersi i przytulił mocno.
—
Ale… — zaczęła, lecz głos załamał jej się już na początku.
—
Nawet nie wiesz, ile jeszcze razy będzie dużo, dużo gorzej — kontynuował. —
Chcesz znać prawdę? Ok., zgadzam się, że czasami warto nie odpuszczać. Tylko
zobacz, do czego to wszystko doprowadziło.
—
To się zaczęło już tak dawno temu…
—
Rozumiem, ale musisz odłączyć się od wydarzeń przeszłych. Nikt nie uratował i
nie uratuje Igneela, rodziców Graya, Lyona, Mirajane, Makarova czy kogokolwiek
innego. Jeśli nadal będziesz czuła się winna za ich śmierć, to nigdy sobie nie
wybaczysz, choć w żadnym wypadku wina nie leżała po twojej stronie.
Pragnęła
zgodzić się z Happy’m, ale wciąż nie potrafiła.
—
Igneel zginął przeze mnie. — Pociągnęła nosem. — Gdyby wtedy…
—
Oj, zamknij się już! — Zirytowany uderzył pięścią o posadzkę. — Igneel zginął
jak już przez Natsu. Chłopak dał się złapać równie łatwo, co ty. A Igneel
przyszedł uratować TYLKO Natsu, nie ciebie, więc nie noś na swoich barkach jego
śmierci. Wszyscy robią z niego świętego, a to był kawał drania. Natsu próbuje
go gloryfikować, ale nic nie zmieni faktów. Zgwałcił Amelię, zabił ją, nie
interesował się chłopakami przez całe ich życie, manipulował ludźmi i mordował
ich z zimną krwią.
Lucy
odsunęła się od Happy’ego. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy z tego, jak
zmieniło się jej wyobrażenie o Igneelu po jego śmierci. Tak wiele dodała od
siebie, zmieniła wydarzenia i zrobiła z niego człowieka, którym najpewniej
nigdy nie był. Wciągnął ją w małżeństwo z Natsu, podrzucał tropy, by drążyła
temat jej matki z każdej możliwej strony… Od początku robił wszystko, by
doprowadzić ją do tych poszukiwań. Z Zerefa zrobił następcę tronu. Nie widziała
w tym sensu, ale może i za tym krył się perfidny plan. A Mavis? Przecież
również stał za jej śmiercią…
—
Masz rację — szepnęła. — Chyba Natsu tego już nie powiedziałeś?
—
Odwaga — pokiwał głową w boki — wtedy mnie opuściła.
Nie
wytrzymała — w końcu zaśmiała się.
:D
OdpowiedzUsuń:)
UsuńSuper :). Życzę weny :)
OdpowiedzUsuńDzięki!
Usuń