Przetarła otrzymaną od Happy’ego
chusteczką twarz. Rozkleiła się przed kimś, jak nigdy wcześniej. Czuła się zawstydzona,
ale ufała, że były nauczyciel nie rozpowie o jej chwili słabości całej szkole.
Wydmuchała nos. Owinęła się mocniej
narzuconą na siebie cienką bluzą. Robiło się coraz zimniej.
Ze starego podnośnika obsunął się jakiś
sprzęt, opadając na podłogę z hukiem. Happy aż odskoczył z przerażenia, lecz na
Lucy nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. Sprzęt pochodził jeszcze z czasów I
wojny światowej, kiedy w tej dzielnicy kwitnął przemysł. Stary i
niekonserwowany wciął spadał, łamał się, przez co okoliczni mieszkańcy zaczęli
fabrykę określać mianem „nawiedzonej”.
— Na ramieniu masz pająka — ostrzegła
Lucy.
Happy podskoczył w miejscu, krzycząc i
próbując strzepnąć z siebie nieproszone zwierzę. Uderzył się głową w wystającą
półkę, przewracając na wielkie wody z zaprawą murarską. Jeden z nich pękł,
pozostawiając na całym fraku nauczyciela szare ślady. Otrzepał włosy z pyłu.
— Żyję — oświadczył dumnie.
Lucy zaśmiała się, klaszcząc w dłonie w
podziękowaniu za cudowne przedstawienie.
— To było wspaniałe! — Przetarła oczy z
łez radości. — Można prosić o bis?
— Nie, nie i jeszcze raz nie! — Trochę
zdenerwowany Happy wskazał groźnie palcem na dziewczynę, po czym usiadł przy
niej, kontynuując: — Powiedziałem wiele na Natsu, ale to nie zmienia faktu, że
cię kocha.
Naprawdę ją kochał? Może jeszcze dwa
lata temu uwierzyłaby w to, ale teraz? Po tym, jak się zachował i ją
potraktował? Coraz mocniej w to wątpiła. Happy powiedział to z takim przekonaniem,
że powinna mu uwierzyć. Choć tylko „powinna”.
Spojrzała z zaniepokojeniem na byłego
nauczyciela, czekając na dalsze mądrości, które pragnie jej przekazać. Ten
milczał.
— Nie będę potrafiła mu w pełni
wybaczyć, ale może spróbuję — obiecała ostatecznie, dając Happy’emu za wygraną.
— Cieszę się. — Uśmiech przykrył jego
twarz. — Oboje zasługujecie na siebie. Oboje zasługujecie na szczęście.
Już miała ochotę wykrzyczeć parę
nieprzyjemnych słów, gdy powstrzymała się. Dalsza kłótnia i tak okazałaby się
zbędna. Każde z nich używało własnych argumentów, których dzielnie się
trzymali, bez ochoty przyswajania przekonań tego drugiego.
— Obiecałem, że jak cię znajdę, powiem
Natsu — oświadczył nagle Happy.
Lucy poruszyła się. Pierwsza myśl:
uciec. Druga: zostać. Zawahała się i może to ją zatrzymało w tej starej
fabryce.
— Proszę mu nie mówić! — krzyknęła
błagalnym głosem. — Naprawdę nie jest łatwo mi przebywać tutaj, ale jakoś daję
sobie radę.
— Ale po co tak naprawdę chcesz tu
zostać, LUCY?!
— Bo pragnę…
—… dokończyć dzieło matki? — przerwał
jej, kończąc zdanie.
Wściekły wstał, zaczynając okrążać
starą maszynerię.
— Co w tym złego? — spytała.
— A to, kochanie, że takie coś przynosi
jedynie zgubę i nieszczęście. WIELKIE NIESZCZĘŚCIE!
— A skąd może pan to wiedzieć?!
— Bo sam zostałem pozostawiony z
dziełem dziadka! Z bombą etherionową i przeklętymi kluczami, które miałem
odnaleźć…
Lucy zamarła.
Jeśli wcześniej czuła się zagubiona, to
jak miała nazwać uczucie, które ogarnęło ją w tej chwili? Od początku wydawało
jej się, że Happy musi być powiązany w jakiś sposób z jej matką i całą sprawą z
Pengrande, księciem La Pradleyem, ale nigdy nie podejrzewała, że właśnie w tej
sposób.
Złapała się rękoma za obolałą głową,
która niemal pękała w szwach od nowych informacji, bardzo zaskakujących
informacji. Układała w umyśle poszczególne wydarzenia, szukała w nich roli
Happy’ego, ale nadal widziała jedynie pustkę. Nie pasował, on po prostu nie
pasował.
Wrzucona do studni pełnej tajemnic i
mroku, szukając wyjścia, zawsze natrafiała na pułapki, z których wydostać się
nie mogła. Jednak tym razem stanęła przed wyzwaniem o tyle trudniejszym, że
jego nawet nie oczekiwała.
Nagle poczuła się taka zmęczona. Z ochotą porzucenia wszystkiego, zostawienia
i zapomnienia, rzuciła torbę z rzeczami, które jej jeszcze pozostały. Zamek
puścił. Ubrania i figurki rozsypały się po hali, docierając aż pod nogi
krążącego wokół Happy’ego.
Mężczyzna wziął jedną z figurek i
przybliżył do piersi.
— Przepraszam, dziadku… — Głos załamał
mu się.
Lucy zawstydziła się.
Myślała tylko o sobie i swoich
problemach, narzekając i skarżąc się, choć nie wiedziała, z czym mogą zmagać
się inni. Zaczęła powoli podziwiać Happy’ego. Był silniejszy niż ona. Na pewnym
etapie swojego życia podjął decyzję, kiedy ona wciąż udawała niezdecydowaną i
zagubioną we własnej misji.
— Możesz powrócić do Fiore, do Magnolii
— przypomniał jej Happy. — Powitamy cię
w domu, jakbyś nigdy z niego nie wyjechała. Jednak jeśli chcesz zakończyć to,
co zaczęłaś, nie powstrzymam cię. Wciąż pamiętam moment, w którym opuściłem
dziadka. Nie chciałem tego zrobić, ale postąpiłem tak, jak trzeba było. Czasem
żałują, czasami cieszę się, ze taką decyzję podjąłem. Jeśli obierzesz inną
drogę niż ja, pomogę ci. Powiem, gdzie dziadek ukrył etherion. Zniszczysz tę
moc, zniszczyć doszczętnie Rajską Wieżę i Acnologię.
— Powiedz mi! — odpowiedziała
natychmiast, ku zdziwieniu Happy’ego.
Nauczyciel powrócił na miejsce,
przysiadając obok Lucy. Wciąż wydawał się zmartwiony, ale już dało się dostrzec
opiekuńczy uśmiech na jego twarzy. Dla dziewczyny był on wybawieniem. Położyła
głowę na ramieniu Happy’ego. On objął ją w talii.
— To miejsce jest w starym, opuszczonym
klasztorze, dobrze ukrytym w niewielkiej miejscowości. Zapiszę ci dokładny adres
później. Byłem tam tylko raz, więc niewiele pamiętam. Za posągiem matki boskiej
są otwory na klucze. Trzeba je tam włożyć i otworzyć wszystkie zamki. Potem
popchnąć kamień — wyjaśnił.
Lucy sięgnęła do prawej kieszeni
spodni. Wyjęła z niej kartkę, na której doktor Henry zapisał jej adres, a pod
który ostatnio się udała. Podała ją Happy’emu. Przez moment przyjrzał jej się w
milczeniu.
— Tak, zgadza się — odparł lakonicznie.
— Byłam tam. — Zadrżała na samą myśl o
ciałach. — Mieszkały tam dwie zakonnice i dzieci, ofiary wojny domowej. Wszyscy
zostali zamordowani.
— Oprócz ciebie.
— Oprócz mnie — potwierdziła.
— Dlaczego nie zabrali ci kluczy i nie
weszli do laboratorium?
— Nie wiem, może szykują dla mnie jakąś
zemstę? — Parsknęła śmiechem.
— To nie jest śmieszne! — nakrzyczał na
nią Happy.
— A może taka jest prawda? — Już się
nie złościła. Zabrakło jej na to sił. — Acnologia wciąż żyje. Nie wierzę, by
umarł tak łatwo. Jestem już zmęczona tym wszystkim, dlatego chcę to zakończyć.
Ile bym dała, by powrócić do Fiore, do Magnolii, do… — Nie dokończyła. — Boję
się tylko tego, co będzie dalej. Czy czeka mnie życie w ciągłym strachu?
— Teraz też życie nie oferuje ci nic
lepszego.
Miał rację… Wszystko należało
zakończyć. Była wdzięczna dawnemu nauczycielowi za tę jeszcze jedną lekcję,
dzięki której w końcu pojęła, co tak naprawdę musi uczynić.
Zrezygnować z siebie i wszystkiego, co
wiązało się z jej dawnym życiem — postanowiła. Happy jednak nie uświadomił
sobie prawdziwych zamiarów Lucy. Żył w przekonaniu, że zdołał ją namówić do
powrotu do Fiore. Choć stało się zupełnie inaczej.
Lucy podeszła do taśmy produkcyjnej i
wzięła z niej zardzewiały klucz.
— Co robisz? — spytał trochę zmartwiony
Happy.
— Doprowadzam sprawy do końca —
zadeklarowała, uderzając mężczyznę w tył głowy.
Zsunął się na podłoże, natychmiast
tracąc przytomność. Krew wsiąknęła w jego jasnoniebieskie włosy, następnie
rozpływając się po podłodze. Lucy rzuciła klucz gdzieś na bok. Przeszukała
wszystkie kieszenie Happy’ego, jego teczkę, biorąc wszystkie najcenniejsze
rzeczy. Każda z nich mogła się przydać; szczególnie pieniądze i telefon.
Zadzwoniła do Lisanny, informując o tym, co się stało. Rozłączyła się i
poczekała, aż ktoś przyjedzie. Odeszłaby, ale resztki sumienia nie zezwalały na
tak samolubny krok.
W następnym tygodniu rozdziału nie będzie, powracam dopiero gdzieś 1 listopada -> koniec informacji.
^^
OdpowiedzUsuń:)
Usuńszkoda ze takie krótkie :p. Pozostaje mi czekać na kolejne rozdziały :)
OdpowiedzUsuń|Przykro mi :( Ale wolę dawać częściej krótkie niż długi rozdział raz na miesiąc :)
Usuń