Trzymając
w dłoniach butelkę alkoholu, wypijali z niej łyk po łyku, zapominając, że w
środku już nic nie ma. Trzymali się kurczowo bok siebie, wiedząc, iż chwila
nieuwagi może się skończyć dla nich tragedią. Przechylali się niepewnie to na
jedną, to na drugą stronę, lecz asekuracja towarzysza zawsze sprawiała, iż
wiernie brnęli naprzód.
—
Holala, dziewczynę mam — śpiewał wesoło Natsu, całując co jakiś czas swoją
ukochaną. — KHochanie ja mam piękhny głos, więc zacwierklaj tu. — Język plątał
mu się niemożebnie, lecz odważnie wypowiadał kolejne sekwencje w stosunku do
swojej ukochanej.
—
Dobranoc — powiedziała cichutko, tracąc w jednej chwili wszystkie siły. Gdyby
nie wielka wola i „siła” Dragneela upadłaby na twardą kostkę, rozbijając o nią
głowę.
— Normalnie
jak księżniczka — skomentował, przyglądając się słodkiej i niewinnej twarzy
Lucy. — Śłodka! — krzyknął na całą ulicę. — Co kulwa!?
Widząc
rażące światła jakiegoś samochodu, szybko skrył swoje oczy wolną ręką.
Przytrzymując ledwo trzymającą się na nim Lucy, obmyślał plan ucieczki przed
piekielną bestią, która miała zamiar go oślepić.
Auto
zdawało się znajdować coraz bliżej niego, przez co pomysł z ucieczką nie mógł
wypalić, gdyż brakowało mu czasu (i sił). Niespodziewanie pojazd zatrzymał się
dokładnie naprzeciw niego. Mrugając przed nim, zaczął podchodzić bliżej, lecz
gdy usłyszał dźwięk otwierających się drzwi zatrzymał się.
—
Panicz Dragneel? — Słysząc swoje nazwisko, wypiął dumnie pierś do przodu,
przechylając tym samym biedną blondynkę.
Z
samochodu wyszło dwóch mężczyzn ubranych w czarne jak smoła garnitury. Stanęli
oni naprzeciw włączonych świateł, tworząc wokół siebie anielską aurę. Natsu
pomyślał, że widzi przed sobą anioły. Lecz im baczniej zaczął się im
przyglądać, tym bardziej dostrzegał zwyczajność owych mężczyzn, którzy skrywali
swe twarze za ciemnymi, grubymi soczewkami okularów. Chłopak, wytężając swój
pijacki wzrok, próbował rozpoznać mężczyzn, lecz rozmywający się obraz,
uniemożliwił mu tę czynność.
— Aa!
Faceci w czerni? — powiedział, dochodząc tylko do jednego wniosku, który nie
wydawał mu się tak bardzo absurdalny, jak inne.
—
Prosimy pójść z nami. — Jeden z nich podszedł do Natsu, jednak ten popatrzył na
niego niepewnym wzrokiem i dzielnym krokiem podjął próbę ucieczki (czego udało
mu się dokonać na jedyne 5 centymetrów).
— Nie
dam rady — powiedział zrezygnowany. — Ale nie oddam siebie — popatrzył Lucy —
ani jej. — Wskazał ręką na ukochaną.— To moja narzeczona!
—
Chcemy państwa zawieść do Urzędu Stanu Cywilnego i oddać pewien przedmiot
panience Heartfilii — wyjaśnił grzecznie drugi mężczyzna, próbując dojść do
porozumienia z pijanym napastnikiem.
— A to
zmienia postać rzeczy! Proszę — powiedział Natsu, podając śpiącą Lucy, która od
razu zaczęła upadać na ziemię. „Facet w czerni” zareagował szybko, chroniąc ją
przed runięciem na asfalt. — Ej, ej ty zboczuchu, gdzie z tymi łapami? — Widząc
to, Natsu zaczął go bić lekko w ramię, chcąc „bronić ” swoją ukochaną. — Ja ci
tu dam. — Pokazał mu swoją pięść, a następnie obrócił się wokół własnej osi. —
Aaa! Ślub! Samochód! — Przypominając sobie o tak istotnych kwestiach, zapomniał
o swojej narzeczonej.
Powoli,
niezbyt bezpiecznym krokiem, zaczął iść w stronę auta, próbując się dostać do
jego wnętrza. Droga była wyboista i ciężka do przebycia, lecz pełen
determinacji, kroczył dzielnie przez asfalt, aż dotarł do samochodu, do którego
wpakował się z wielkim hukiem.
— Co,
gdzie, jak, kiedy? — spytała w amoku zaskoczona dziewczyna, która
niespodziewanie się przebudziła. — Kim jesteś? — zapytała mężczyzny, który ją
przytrzymywał. — Ja cię skądś znam … — Wytężyła swój wzrok, przez co gentelman
oblał się potem. — Faceci w czerni… Jestem kosmitą? — Wskazała na siebie
palcem.
Nie
będąc w stanie dłużej wytrzymać, mężczyźni parsknęli śmiechem, wprawiając
dziewczynę w zakłopotanie. Sama, w nieznanym miejscu, o nieznanej porze czekała
na jakiekolwiek wyjaśnienia, licząc się z tym, że ich szybko nie uzyska.
—
Jestem Flame. Proszę, panienko. — Wciąż ją podtrzymując, dał znać swojemu
wspólnikowi, by włożył jej do ręki figurkę, przedstawiającą złotego smoka.
— To
moje. Ufam wam! — krzyknęła na całą ulicę, ściskając w dłoni ukochaną pamiątkę.
— A gdzie mój narzeczony? — zapytała się, rozglądając się dookoła, w
poszukiwaniu ukochanego.
— W
samochodzie. Właśnie zamierzaliśmy dać wam ślub — wyjaśnił jej Flame,
zaczynając ją prowadzić w kierunku Natsu.
— A to
ty ksiądz… Tego to ja nie wiedziałam. Szczęść Boże. — Skinęła lekko głowę,
wyrażając swoją pokorę. — Niestety na tacę nie mam. — Pokręciła głową,
wzruszając jednocześnie ramionami.
— Wiemy
i nie jestem księdzem. Ślub weźmiecie w urzędzie. — Mężczyzna westchnął, mając
już dosyć dzisiejszego zlecenia.
— A
suknia, a świadkowie, a wesele? JA CHCĘ!!! — wrzeszczała tak głośno, jak tylko
się dało.
—
Zobaczymy, co się uda zrobić — próbował ją zapewnić drugi mężczyzna.
—
Dobrze. — Od razu zamilkła, dając się poprowadzić do samochodu. — Świadkowie! —
Jeszcze dobrze nie weszła do auta, a już zaczęła krzyczeć o swoich zachciankach
ślubnych.
— Mam
idealnych!!! — Chłopak podniósł rękę, a następnie wyjął kieszeni telefon, chcąc
spełnić jej życzenie. — Co to jest? — Wskazał na przedmiot, który trzymała
dziewczyna w swoich dłoniach. — Tandeta!
— Nie
chcę! — Tupnęła nogą o podłogę jadącego samochodu. — Nie wyjdę za ciebie!
— A to
dlacego mogę, że wiedzieć? — Dynamicznie zaczął kręcić głową, wyraźnie nie
zgadzając się ze zdaniem byłej narzeczonej.
—
Nabijasz się ze mnie. To jest moje! — Zaczęła się za czymś rozglądać. — Panowie
mi wezmą to?
—
Oczywiście — odpowiedzieli równocześnie siedzący z przodu mężczyźni.
— I to
się nazywa kultura! Ucz się od tych panów. — Wskazała palcem na „panów”, którzy
wciąż chichrali pod nosem. — Czemu nic nie mówisz?
— Bo ja
chciałem, byś była moją żoną. — Spojrzał na nią niewinnym wzrokiem, pokazując
łzy płynące po jego zaczerwienionych policzkach. — Nie wyjdziesz?
—
Wyjdę, ale nie bądź więcej taki TY.
„Faceci
w czerni” nie wytrzymali i ze śmiechu ryknęli na całe auto.
—
Pijani czy co? — zapytał się Natsu, przypominając sobie o tym, co miał
wcześniej zrobić.
Chłopak zamrugał kilka razy, a następnie pełen
odwagi, włączył telefon, narażając swój wzrok na kolejną dawkę niechcianego
światła. Ocierając co chwilę oczy, szukał numeru, który w rzeczywistości miał
jako pierwszy w kontaktach. Gdy wreszcie udało mu się go znaleźć, podniósł
dumnie głowę i nacisnął przycisk „wybierz”, po czym zaczął czekać, aż ktoś
odbierze.
— Wiesz, która godzina, DEBILU!? — Słysząc
głos po drugiej stronie, uśmiechnął się szeroko.
— I ty
mówisz, że jesteś moim przyjacielem!? A na moim własnym ślubie nie chcesz być
moim świadkiem?
Nastała
chwila ciszy.
— A że jak? — zapytał z lekka
zdezorientowany Gray. — Czy jesteś
trzeźwy?
— Aj,
kapitanie! — odpowiedział chłopak, salutując komuś. — To, kiedy przybywacie na
pokład? To znaczy do Cywilnego Urzędu Stanu? — Od razu się „poprawił”.
— Będę za dziesięć minut — obiecał
Fullbuster, szybko wstając z łóżka. — Muszę
zadzwonić do Erzy. Nie uwierzy mi, ale jaja.
— Fakt!
Jajka, by się przydały do tortu weselnego! — „zgodził się” z nim Dragneel.
Niespodziewanie
samochód zatrzymał się. Natsu i Lucy musieli się czegoś przytrzymać, by nie
wylecieć przez przednią szybę, lecz na nic nie narzekali, gdyż byli pewni, że
dotarli na miejsce. Czekając, zaczęli rozglądać się dookoła, chcąc zobaczyć,
czy wcześniej się nie mylili.
— A
gdzie Jackie Chan? — zapytał Natsu, nie widząc kierowcy pojazdu. — Rozumiem… Za
oknem jest Mały Rozpruwacz… Ja się z nią policzę. — Zaczął kiwać głową,
wyobrażając sobie surrealistyczną sytuację.
—
Przykro mi. — Drzwi auta otworzyły się, za którymi stał Flame, przynoszący
smutne wieści dla narzeczonych. — Już zamknięte!
— Że
jak? Zamknięte?
Zdenerwowany Natsu przepchnął się obok Lucy,
by następnie przesunąć mężczyznę. Wszyscy, dziwiąc się jego zachowaniem, czekali
w niecierpliwości, licząc, że za chwilę wydarzy się coś niezwykłe ciekawego.
—
HEJ!!! — krzyknął Nastu. — OTWIERAJCIE!!! — Blondynka wysiadła z samochodu,
chcąc sprawdzić, co dokładnie robi jej ukochany i ewentualnie pomóc mu w
czynnościach.
Wtedy
ujrzała „budynek”, który dla osoby przejezdnej mógł się wydawać przepięknym
pałacem, o powierzchni kilkunastu metrów, mających dwóch, bliźniaczych
strażników, pilnujących wejścia. Były to dwa posągi, przedstawiające lwy,
warujące na wysokich, przeogromnych kolumnach. Omijając ich, człowiek mój
ujrzeć przestronny dziedziniec, z ogromną fontanną w jego centrum. Nawet dalej
wystrój nie zmieniał się. Przepych i bogactwo były tak ogromne, że Lucy nie
mogła uwierzyć, że coś takiego może istnieć, choć sama zawsze żyła w bogactwie.
—
OTWIERAĆ!!! — usłyszała kolejne wołanie Natsu. Nie wahała się. Szybko
przebiegła przez całą przeszkodę, dzielącą ją od…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Byłeś? przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że zostawiłeś komentarz :)