7 lipca 1983

Przeciążone statki, brud, choroby, głód, brak wody…
Choć w pewnym momencie mogło się wydawać, iż największe zmartwienia ich opuściły, to rzeczywistość okazywała się dużo bardziej okrutna i bezlitosna. Iskierka nadziei, która zapaliła się, gdy weszli na pokład, zgasła, kiedy tylko odkryli, jak jeszcze wiele przed nimi. Codzienny widok umierających ludzi przyprawiał ich o dreszcze i lęki, że wkrótce podzielą taki sam los. Modląc się do wszelkich bogów, błagali o ratunek… prosili, by ten koszmar się po prostu zakończył. Jednak wszystko trwało i trwało…
Dni mijały, a ratunku nie było. Bezkresne morze wydawało się nie mieć końca, niszcząc ostatki nadziei. Dopiero po piętnastu dniach podróży, gdy udało się dojrzeć pierwsze zarysy lądu, w sercach ludzi pojawiła się wiara, iż przetrwają. Było to tak niewiele, lecz to dzięki niej udało im się dotrzeć do ostatniego punktu podróży. Jednak cenę ponieśli przerażającą. Z kilku tysięcy uciekinierów z Pengrande przeżyło jedynie kilkuset.
Wycieńczeni, nie wyglądając jak istoty żywe, wylęgali się ze statków na ziemię, złudnie wierząc, że dotarli do kraju, w którym będą mogli zacząć nowe życie. Przekonani o dobroczynności królestwa Fiore nie mogli wiedzieć, co ich czeka, gdy tylko wyjdą na ląd.
Otoczeni przez chmarę żołnierzy, trzymających w rękach wymierzoną broń, krzyczeli, próbując wracać z powrotem na pokład. Uderzając się jeden o drugiego, zadeptywali na śmierć kompanów, którzy byli zbyt słabi, by utrzymać się na nogach. Dzieci spychane były do morza, kiedy tylko zostały odłączone od matek. Przetrwało ich tak mało, że jedynie garstka starszych była w stanie utrzymać się w miejscu. Wśród nich jedna, Erza dziewczynka o przepięknych oczach, która stała na przedzie szeregu, spoglądając prosto na gromadę wojskowych.
— STRZELAĆ!!!
Po całych dokach rozległ się donośny krzyk, a zaraz po nim nadleciała chmara strzał, padająca prosto na uciekinierów z Fiore, zabijając jednego po drugim. Leżący na ziemi stos trupów powiększał się z każdą sekundą, tworząc szkarłatną kałużę krwi, spływającą przez szpary desek prosto do morza. Ludzie wrzeszczeli, próbowali się chować, lecz to było na nic. Wszystko skończyło się dopiero w momencie, gdy podporucznik podniósł do góry dłoń, rozkazując, by zaprzestać ostrzału.
— Słuchajcie, śmiecie! — odezwał się w rodowitym języku obywateli Pengrande. — Jesteście tylko uchodźcami. Dzięki wspaniałomyślności naszego króla zostaliście uratowani przed rzezią na waszym kontynencie. Teraz macie okazję spłacić ten dług. — Zamilknął, a następnie wydał rozkazy żołnierzom. — Każdy z was podejdzie do punktu, w którym odda cały swój dobytek — kontynuował — i wpisze się w odpowiedni rejestr. Tym, którzy przeżyli, damy pracę i mieszkania. Warunkiem takiej umowy jest klauzura poufności. Jeśli ktokolwiek szepnie słowem, co tu się stało… — uśmiechnął się szeroko — … zostanie stracony.
Każdy z uchodźców bez najmniejszych oporów szedł w wyznaczone miejsce i robił dokładnie to, co mu kazano. Bez żadnych sprzeciwów czy walk szli do niewoli, zostawiając wszystko, co mieli. Jednak tylko dzięki temu każdy z nich miał szansę, by przeżyć.
W pewnym momencie coś niepokojącego zaczęło się dziać. Ze stosu trupów powoli zaczęła się wyłaniać jakaś postać, trzymająca się ręką za krwawiące oko. Żołnierze podeszli do dziewczynki, która majaczyła pod nosem „dziadku Rob, dziadku Rob”, a następnie chwycili ją za ręce i zaczęli ciągnąć w stronę całej grupy ludzi. Dziecko wiło się, krzyczało, lecz nikt nie zwracał najmniejszej uwagi na jej zachowanie. Dopiero podporucznik, który prowadził akcją, zainteresował się jej sprawą i podszedł do niej.
— Erza? — zapytał zdziwiony mężczyzna. — Co ty tutaj robisz?
Wystraszona Erza przełknęła tylko ślinę. Nie rozumiała nic z tego, co mówił do niej ten człowiek. Choć wydawało jej się, że nie będzie próbował jej skrzywdzić, to były tylko jej przypuszczenia. Nie wiedziała, co może zrobić czy powiedzieć. Głos utkwił jej gardle, a ciało oblało się potem ze strachu. Nagle z tłumu wyskoczyła rudowłosa kobieta w wieku ok. trzydziestu lat, która z radością na sercu podbiegła do dziewczynki i wtuliła się w nią z całej siły. Erza, będąc całkowicie zaskoczona tym, co się dzieje, próbowała się wyrwać, jednak nagle usłyszała szept kobiety, która mówiła jej:
— Powiedz do mnie „mamo”, a przeżyjesz.
Nic nie rozumiała, jednak była w stanie wywnioskować, że to jej jedyna szansa. Zbyt wiele osób przez nią zginęło, zbyt wiele poświęciło życie, by ona tu dotrzeć. Nie mogła teraz zachować się jak głupia i zniszczyć wszystko na co tak pracowali dziadek Rob i Jellal…
— Mamo!!! — krzyknęła, zawijając swoje ręce wokół szyi kobiety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Byłeś? przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że zostawiłeś komentarz :)