Przeciążone statki, brud, choroby, głód, brak wody…
Choć
w pewnym momencie mogło się wydawać, iż największe zmartwienia ich opuściły, to
rzeczywistość okazywała się dużo bardziej okrutna i bezlitosna. Iskierka
nadziei, która zapaliła się, gdy weszli na pokład, zgasła, kiedy tylko odkryli,
jak jeszcze wiele przed nimi. Codzienny widok umierających ludzi przyprawiał
ich o dreszcze i lęki, że wkrótce podzielą taki sam los. Modląc się do
wszelkich bogów, błagali o ratunek… prosili, by ten koszmar się po prostu
zakończył. Jednak wszystko trwało i trwało…
Dni
mijały, a ratunku nie było. Bezkresne morze wydawało się nie mieć końca,
niszcząc ostatki nadziei. Dopiero po piętnastu dniach podróży, gdy udało się
dojrzeć pierwsze zarysy lądu, w sercach ludzi pojawiła się wiara, iż
przetrwają. Było to tak niewiele, lecz to dzięki niej udało im się dotrzeć do
ostatniego punktu podróży. Jednak cenę ponieśli przerażającą. Z kilku tysięcy
uciekinierów z Pengrande przeżyło jedynie kilkuset.
Wycieńczeni,
nie wyglądając jak istoty żywe, wylęgali się ze statków na ziemię, złudnie
wierząc, że dotarli do kraju, w którym będą mogli zacząć nowe życie. Przekonani
o dobroczynności królestwa Fiore nie mogli wiedzieć, co ich czeka, gdy tylko
wyjdą na ląd.
Otoczeni
przez chmarę żołnierzy, trzymających w rękach wymierzoną broń, krzyczeli, próbując
wracać z powrotem na pokład. Uderzając się jeden o drugiego, zadeptywali na
śmierć kompanów, którzy byli zbyt słabi, by utrzymać się na nogach. Dzieci
spychane były do morza, kiedy tylko zostały odłączone od matek. Przetrwało ich
tak mało, że jedynie garstka starszych była w stanie utrzymać się w miejscu.
Wśród nich jedna, Erza dziewczynka o przepięknych oczach, która stała na
przedzie szeregu, spoglądając prosto na gromadę wojskowych.
—
STRZELAĆ!!!
Po
całych dokach rozległ się donośny krzyk, a zaraz po nim nadleciała chmara
strzał, padająca prosto na uciekinierów z Fiore, zabijając jednego po drugim.
Leżący na ziemi stos trupów powiększał się z każdą sekundą, tworząc szkarłatną
kałużę krwi, spływającą przez szpary desek prosto do morza. Ludzie wrzeszczeli,
próbowali się chować, lecz to było na nic. Wszystko skończyło się dopiero w
momencie, gdy podporucznik podniósł do góry dłoń, rozkazując, by zaprzestać
ostrzału.
—
Słuchajcie, śmiecie! — odezwał się w rodowitym języku obywateli Pengrande. —
Jesteście tylko uchodźcami. Dzięki wspaniałomyślności naszego króla zostaliście
uratowani przed rzezią na waszym kontynencie. Teraz macie okazję spłacić ten
dług. — Zamilknął, a następnie wydał rozkazy żołnierzom. — Każdy z was
podejdzie do punktu, w którym odda cały swój dobytek — kontynuował — i wpisze
się w odpowiedni rejestr. Tym, którzy przeżyli, damy pracę i mieszkania.
Warunkiem takiej umowy jest klauzura poufności. Jeśli ktokolwiek szepnie
słowem, co tu się stało… — uśmiechnął się szeroko — … zostanie stracony.
Każdy
z uchodźców bez najmniejszych oporów szedł w wyznaczone miejsce i robił
dokładnie to, co mu kazano. Bez żadnych sprzeciwów czy walk szli do niewoli,
zostawiając wszystko, co mieli. Jednak tylko dzięki temu każdy z nich miał
szansę, by przeżyć.
W
pewnym momencie coś niepokojącego zaczęło się dziać. Ze stosu trupów powoli
zaczęła się wyłaniać jakaś postać, trzymająca się ręką za krwawiące oko.
Żołnierze podeszli do dziewczynki, która majaczyła pod nosem „dziadku Rob,
dziadku Rob”, a następnie chwycili ją za ręce i zaczęli ciągnąć w stronę całej
grupy ludzi. Dziecko wiło się, krzyczało, lecz nikt nie zwracał najmniejszej
uwagi na jej zachowanie. Dopiero podporucznik, który prowadził akcją,
zainteresował się jej sprawą i podszedł do niej.
—
Erza? — zapytał zdziwiony mężczyzna. — Co ty tutaj robisz?
Wystraszona
Erza przełknęła tylko ślinę. Nie rozumiała nic z tego, co mówił do niej ten
człowiek. Choć wydawało jej się, że nie będzie próbował jej skrzywdzić, to były
tylko jej przypuszczenia. Nie wiedziała, co może zrobić czy powiedzieć. Głos
utkwił jej gardle, a ciało oblało się potem ze strachu. Nagle z tłumu
wyskoczyła rudowłosa kobieta w wieku ok. trzydziestu lat, która z radością na
sercu podbiegła do dziewczynki i wtuliła się w nią z całej siły. Erza, będąc
całkowicie zaskoczona tym, co się dzieje, próbowała się wyrwać, jednak nagle
usłyszała szept kobiety, która mówiła jej:
—
Powiedz do mnie „mamo”, a przeżyjesz.
Nic
nie rozumiała, jednak była w stanie wywnioskować, że to jej jedyna szansa. Zbyt
wiele osób przez nią zginęło, zbyt wiele poświęciło życie, by ona tu dotrzeć.
Nie mogła teraz zachować się jak głupia i zniszczyć wszystko na co tak
pracowali dziadek Rob i Jellal…
—
Mamo!!! — krzyknęła, zawijając swoje ręce wokół szyi kobiety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Byłeś? przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że zostawiłeś komentarz :)