Mard Geer usiadł na ulubionym fotelu
Zerefa i zastanowił się przez moment, czy dobrze czyni. Kropelki wody z
przeciekającej rury spadały dokładnie przed jego twarzą, upadając z głuchym
dźwiękiem w tworzącą się kałużę. Ręce u dłoni miał splecione - jak zawsze, gdy rozmyślał.
Skupiony, ale i zaniepokojony, nerwowo poruszał prawą nogą, aż w pewnym
momencie gwałtownie wstał i podszedł do śpiącego Laxusa. Przyjrzał się
dokładnie jego twarzy i z żalem odwrócił się, nie umiejąc wybaczyć sobie tego,
co się stało. Nie takie zakończenie przewidywał plan.
— Szlag! — wrzasnął, uderzając nogą o
fotel.
Zasyczał z bólu i przykucną, łapiąc się
za obolałą stopę.
Nie musiał się obawiać, że jego
szaleńcze zachowanie obudzi Laxusa; zbyt mocnych środków nasennych użyli. Cała
ekipa zachowała wszelkie środki ostrożności, a jednak jedna persona, osobowość,
która pragnęła się wybić, zniszczyła miesiące przygotowań.
— Uspokój się, człowieku. — Wziął
głęboki wdech i wykonał kilka ćwiczeń relaksacyjnych. — Jeszcze nic stracone.
Wszedł na schody, łapiąc się za
chwiejącą się, starą barierkę. Stracił na moment równowagę, ale zaraz ją
odzyskał i wszedł na parter. Zamknął dla pewności za sobą drzwi na klucz.
Mard Geer wiedział, że o tak wcześniej
porze nikogo nie będzie w dawnym pałacu rodziny królewskiej, dlatego całą
przestrzeń budynku miał dla siebie. Choć wewnątrz panowały pustki, zdążył się
już zadomowić i kupić najpotrzebniejsze rzeczy, by móc przetrwać w samotności
przez ostatnie dni.
Wszedł do kuchni i wyjął z chlebaka
czerstwy chleb. Ucałował bochenek i dopiero wtedy chwycił za nóż. Ukroił dwie
kromki, a pozostałą część schował na miejsce. Na wierzch położył jedynie
kawałek zeschniętego ogórka i ze smakiem zjadł kanapkę. Rozkoszował się każdym
kęsem, wspominając dni, w których nie mógł zdobyć nawet urywka chleba. Dlatego
kiedy skończył przejechał ręką po stole, sprawdzając, czy okruszki nie
pozostały na blacie.
— Od tylu lat możesz jadać jak król, a
ty nadal męczysz się z tym gównem — usłyszał za sobą głos.
Odwrócił się gwałtownie i ujrzał
stojącego w progu Jackala. Posłał mu cierpki uśmiech i zignorował wcześniejsze
słowa.
Jackal — wyraźnie zirytowany
zachowaniem przyjaciela z dzieciństwa — podszedł do stołu, odbił się od podłogi
i usiadł na blacie. Zaczął machać nogami jak małe dziecko, sięgając
równocześnie po leżący niedaleko niego nóż.
— Nie chcesz ze mną porozmawiać? —
spytał.
— Nie — odpowiedział krótko Mard Geer.
— Stary, jesteś gwiazdą gadania.
Nawijasz w kółko jak zmarły Wielki Przywódca — mówił ironicznie, bawiąc się nożem.
— Zamkniesz się?
— Zamknę?
— Tak, zamkniesz? — potwierdził.
— Ale dlaczego? Przecież wszystko
poszło zgodnie z planem!
— Piętnaście trupów, uwolniona Lisanna
Strauss, zamknięta Mirajane i Laxus w piwnicy — czy, pieprzony idioto, uważasz,
że wszystko jest w porządku?! — Uderzył pięścią o blat, aż cały chlebak
podskoczył. Kawałek chleba spadł na podłogę, lecz Mard Geer natychmiast go
podniósł, ucałował i włożył na miejsce.
Jackal skrzywił się z obrzydzenia.
— Obrzydliwe — powiedział.
— To, co zrobiłeś, jest obrzydliwe.
Zniszczyłeś lata starań! — Z trudem trzymał emocje na wodzy. Miał największą
ochotę rzucić się na wspólnika i zabić go gołymi rękoma.
— Spokojnie, stary, ja wszystko
naprawdę! Już ustaliłem z Zerefem, że da się z tego jeszcze wykaraskać!
— Czy ty próbujesz mnie oszukać?
— Nie. — Udał zaskoczonego. — Przecież
wszystko idzie zgodnie z planem. Mirajane zabiła strażników i samego wodza.
Zostanie dzisiaj skazana i po sprawie.
— Nie po sprawie! — wrzasnął w furii. —
Zrobię wszystko dla Zerefa, naprawdę wszystko, ale wiesz, jaki on jest. Stracił
ukochaną. Jego ojciec zabił niewinną dziewczynkę, a ty chcesz mi wmówić, że
Zeref pragnie skazać na śmierć niewinną dziewczynę?
— No, zmienił się.
— Zmienił się? — Kiwnął głową. — A więc
zmienił się…
— Oczywiście. Choć nie chce tego
przyznać, ta dziewczyna może narobić mu sporo kłopotów.
— Więc co?
— Co co?
— Co zamierza zrobić?
— Wydać ją rewolucjonistom i skazać
poprzez rozstrzelanie. Coś wspominał o mistyfikacji, ale nie wierzę w te
brednie.
— A więc bardziej wierzysz w skazanie
na śmierć niewinną dziewczynę niż próbę ratowania jej? — spytał Mard Geer.
— Wierzę w nasza sprawę. Dlatego ta
dziewczyna musi umrzeć, byśmy mogli przejść do kolejnego etapu. Zeref po prostu
nie wie, czego pragnie.
— Skąd możesz wiedzieć, czego on
pragnie?
Zmieszany Jackal zaczął błądzić
wzrokiem po pomieszczeniu.
— Zmienić świat, a do tego potrzebuje
zaufanych ludzi i braku osób, które mogłoby wtrącić się i zniszczyć wszystko —
wyjaśnił, nie spoglądając Mard Geerowi w oczy.
— Ona miała tylko uwolnić Lisannę.
— Ale tego nie zrobiła!
— Gdyby nie zobaczyła stosu trupów, to
może dalej by nie szła.
— Czy to moja wina, że to głupie babsko
nie dostosowało się do twoich wskazówek?
Cierpliwość Mard Geera kończyła się. W
prawej dłoni trzymał nóż i niewiele go dzieliło od rzucenia nim w sojusznika.
Mimo wszystko powstrzymywał wewnętrznego demona, mając nadzieję, że wciąż jest
szansa na ocalenie Mirajane. Nie podobała mu się akcja Jackala, ale był on
ważnym członkiem świty i nie mógł sobie pozwolić na samowolkę oraz zabicie jego
przed werdyktem Zerefa.
— Masz ostatnią szansę się
zrehabilitować! — ostrzegł Mard Geer.
— Jasna sprawa! Nie zawalę jak Deliora.
Jackal odłożył nóż i zeskoczył ze
stołu. Posłał przyjacielowi złośliwy uśmieszek, sięgając po pudełko, w którym
znajdowały się zeschnięte ciasteczka. Wyjął kilka z wnętrza pudełka i odszedł w
milczeniu.
Mard Geer ponownie został sam — nie
licząc zakneblowanego i zakutego w kajdanki Laxusa w piwnicy. Spojrzał na zegar
w kształcie słonecznika; była za piętnaście piąta. Miał wystarczająco czasu na
wszystko i zarazem na nic. Siedzenie bezczynnie czasem męczyło mocniej niż
nieustanna praca i wypełnianie zleceń. Nudził się, a do samej nudy dochodziła
świadomość, że nadal nie wie, co planuje Jackal. Złe przeczucia nie opuszczały
mężczyzny. Próbował skupić na dniach, które nastąpią, gdy w końcu uda mu im się
wypełnić misję. Kiedy Zeref spełni swoje marzenie, a Mard Geer uzyska
upragnioną wolność; bez duchów przeszłości, bez winy dnia dzisiejszego. Jednak
nie umiał zapomnieć o fanatyzmie, który zstępował na Jackala.
Sen nie przyniósł ukojenia. Noc był
ciężka i niemal bezsenna. Kilkuminutowe drzemki przeplatały się z nieustannym
przekładaniem na drugi bok, z przerwami na oglądanie majestatycznego księżyca w
pełni.
O poranku Mard Geer udał się na główny
plac, postanawiając wtopić się w tłum i szybko zniknąć, gdy sytuacja przybierze
nieciekawy obrót. Dlatego by uniknąć konfrontacji z ludnością Varii, stanął w
najbardziej oddalonym miejscu od podwyższenia egzekucyjnego i oparł się o
zniszczoną kolumnę. Nie miał najlepszego widoku na sytuację, ale umiał dostrzec
wyłaniającą się na balkon postać i rozpoznać ją — był to Zeref.
— Przyjaciele, rodacy — rozpoczął
przemowę do mikrofonu i zamilknął na moment, udając poruszonego — wiecie o
kolejnej tragedii, która spadła na nasz piękny kraj. Nasz towarzysz, przywódca
i przewodnik, Ivan Dreyar, został w bestialski sposób pozbawiony życia. Bez
szans na ratunek, bez szans na walkę. — Zgiął się w teatralnie otarł oczy z
łez. — To okrutna tragedia. — Głos załamał mu się. — Ale na sprawiedliwość
przyszedł czas, a ja swój obowiązek zamierzam wypełnić! Jako nowy przywódca,
ślubuję spełnić marzenie mojego mistrza i przekształcić jego wizję w
rzeczywistość.
Przemówienie Zerefa przerwały donośnie
oklaski i krzyki zebranych obywateli stolicy Varii. Ich ilość można było
podawać w dziesiątkach tysięcy, ale na tym się nie kończyli. Za Mard Geerem
pojawiła się kolejna grupka ludzi, a za nimi szli kolejni. Egzekucja wydawała
się wzbudzać większe zainteresowanie niż sama mowa nowego przywódcy. Mard
patrzył z niepokojem na Zerefa, zastanawiając się, czy taki początek nie
przysporzy jedynie kolejnych problemów. Miał nadzieję, że się mylił.
Zeref uniósł dłoń i dał znać, by gromkie
oklaski i krzyki zamilkły.
— Niech sprawiedliwości stanie się
zadość — powiedział, choć ciszej niż uprzednie słowa. Przechylił głowę i
wyraził głęboki żal, gdy wprowadzili na podwyższenie Mirajane.
Z daleka Mard Geer nie mógł dostrzec
jej obecnego stanu, ale po chwiejnym kroku mógł zgadywać, że powód w więzieniu
odbił się mocno na zdrowiu fizycznym i psychicznym tej młodej kobiety. Dwóch
strażników przetrzymywało ją po bokach, nie pozwalając się jej przewrócić.
Lepkie od potu włosy przylegały do sinej skóry Mirajane. Miała na sobie te same
luźne ubrania, w których została złapana kilka dni wcześniej. Strach i
zmęczenie malowały się w jej oczach. Pragnienie śmierci i zakończenie cierpień
blokowało zdrowy rozsądek oraz chęć przeżycia.
Pluton egzekucyjny był gotowy do
wypełnienia rozkazu. Przygotowane karabiny trzymali przy sobie, stojąc na
baczność przed murkiem, który został postawiony tam tylko w celu ukarania
sprawcy.
Mard Geer ścisnął powieki, zamyślając
się na moment. Nadal wahał się, czy dobrą decyzją nie będzie uratowanie
Mirajane. Jednak nawet gdyby dobiegł pod plac egzekucyjny i zdołał powstrzymać
skazanie niewinnej kobiety, nie udałoby im się uciec z pałacu. Dlatego czekał i
nadal wierzył w swojego pana, Zerefa.
Skazana dotarła pod mur i wzięła
głęboki wdech. Na jej oczy została zarzucona biała przepaska, która zasłoniła
cały widok na tłum i egzekutorów. Zebrani widzowie co rusz rzucali w nią
obelgami, wyzwiskami i kazali gnić w piekle, ale równoczesne krzyki sprawiły,
że do samej Mirajane zaczęły docierać jedynie chóralne, niezrozumiałe wrzaski.
Dopiero wystawiona przed siebie ręka
Zerefa uciszyła tłum.
Zapadło długie i niepokojące milczenie.
— Dziś — zaczął Zeref — przyjdzie
sprawiedliwość!
Machnął ręką i na rozkaz pluton
egzekucyjny stanął na rozkaz; przygotowali broń do wystrzału.
— Żałuję, że nie mogłem zapobiec
tragedii. Żałuję, że nie mogłem powstrzymać tej młodej, głupiej kobiety przed
popełnieniem zbrodni. Mam wielkie nadzieje, że dziś jest ostatni dzień, w
którym…
Rozległ się pojedynczy strzał.
Na postawionym murze rozbryzgała się
krew, a ciało Mirajane upadło z głuchym hukiem na drewnianą platformę. Jednak
zamiast krzyków radości, pojawiły się krzyki przepełnione strachem. Ludzie
zaczęli biegiem opuszczać uroczystość, przeciskając się jeden obok drugiego.
Zerefa prędko otoczyła gromada strażników, lecz nawet bez nich mógł mieć
pewność, że jest bezpieczny. Przerażony tym, co się wydarzyło, odwrócił się i
schował twarz za ręką. Szybko wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi, kiedy
na zewnątrz rozpętało się piekło.
Mard Geer dziękował swojemu rozsądkowi
za to, że udało mu się stanąć tak daleko. Mógł niemal bez przeszkód uciec przed
szalejącym tłumem, kierując się równocześnie ku rezydencji. Pełen czystej
nienawiści nie mógł znieść myśli, że wydarzenie sprzed chwili naprawdę miało
miejsce. Furia zalała go w całości.
Kiedy tylko dotarł na miejsce, szarpnął
za klamkę i wpadł do środka. Rzucił się na stojącą niedaleko niewielką szafkę,
po czym wyjął broń, równocześnie ją ładując. Rozsiadł się na schodach, położył
za siebie pistolet i splótł palce u rąk; rozpoczął wyczekiwanie.
— Tylko się nie spóźnij — szepnął.
Nie mylił się.
Nie minęło nawet pięć minut, kiedy do
środka wszedł pełen radości, usatysfakcjonowany Jackal, trzymając w jednej ręce
futerał na kontrabas. Gdy tylko zauważył siedzącego Mard Geera dumnie rozłożył
ręce i spytał:
— Kto jest bohaterem dnia?
Mard uśmiechnął się sztucznie.
— Ty? — zaproponował.
— Czy ty byłeś na pogrzebie? A może nie
słyszałeś o mojej akcji?
— Słyszałem, nawet widziałem. —
Zachował stoicki spokój.
— Cudownie! — wykrzyczał, wyginając na
boki ciało. — Jestem wielki, jestem wielki.
— Jesteś.
— Ty wiesz, co planowali zrobić z tą,
tą….
— Mirajane? — podpowiedział Mard Geer.
Jackal pstryknął palcami.
— Tak! Cały czas zapominam jej imienia,
ale przecież to nie jest ważne. Nie żyje i teraz o nic nie musimy się już
martwić. Nie zdradzi nas i nie będzie szantażować. Zeref chciał zrobić
egzekucję na pokaz, ale ja wiedziałem, że w głębi serca chce jej się pozbyć.
Mard Geer już rozumiał spokój Mirajane,
która nie krzyczała ani nie broniła się, kiedy ciągnęli ją na egzekucję; była
pewna, że przeżyje. I jedynie przez bezsensowną decyzję Jackala straciła życie.
Nie umiał pozostawić tak tej sprawy.
Wstał i założył ręce za plecami,
trzymając w dłoni naładowaną broń. Powoli podchodził do Jackala, mówiąc:
— Gratuluję, spełniłeś życzenie naszego
pana.
— Wiem, wiem, wiem! — powtarzał
radośnie.
— A także nikt cię nie podejrzewa,
zrobiłeś to potajemnie i pozbyłeś się problemu.
— Dziękuję, że mnie doceniłeś.
— Ale również zepsułeś wystąpienie
Zerefa.
— Nic nie szk… — urwał w połowie słowa,
gdy gwałtownie do jego czoła została przyłożona broń, która po chwili
wystrzeliła.
Strumień krwi zalał drzwi, a samo ciało
Jackala upadło na posadzkę. Mard Geer spojrzał z góry na zwłoki i uśmiechnął
się ciepło do dawnego przyjaciela. Odładował broń i rzucił ją z powrotem do
szafki. Przybliżył się do drzwi, za którymi znajdowała się piwnica. Położył
dłoń na klamce, na moment wahając się. Zaniechał czynu i powrócił na dawne
miejsce przy schodach.
— Co ja mam zrobić z Laxusem? — spytał
samego siebie.
Wyjął z kieszeni telefon, wybrał jeden
z kontaktów i dodzwonił się po kilku sygnałach do dowódcy jednostki, która
stacjonowała na wschodnim froncie.
— Czy nie brakuje wam żołnierza,
towarzyszu?
— Zawsze
i wszędzie — odpowiedział starszy mężczyzna o głębokim i silnym głosie. — Ostatnimi czasu padają jak muchy. Nowa
partia mięsa armatniego dotarła, ale połowę z nich odesłałbym z powrotem do
cycka matki.
— W takim razie za kilka dni dotrze do
was żołnierz-marzenie, generale!
— To
się jeszcze okaże, dzieciaku!
Przez kilka minut rozmawiali na temat
dawnych czasach, ale w końcu zakończyli konwersację. Mard Geer mógł teraz już
mieć tylko nadzieję, że wojna powstrzyma Laxusa przed powrotem i przed zemstą.
Był świadomy, że jedna kulka załatwiłaby wszelkie problemy, ale zbyt wiele
niepotrzebnych śmierci przyszło do niewinnych ludzi. Kolejna ofiara nie była
potrzebna, kiedy w końcu Zeref osiągnął swój cel.
— Zdobyliśmy Varię, teraz tylko musimy
zdobyć Pengrande i Fiore — mówił do siebie. — Oj, Lucy, mam nadzieję, że
pomożesz nam…
I jak, podobało się?Jak Ulcia zrobi korektę, to poprawioną wersję tu wstawię ;)Dajcie znać w komentarzu, co sądzicie o rozdziale :)
:)
OdpowiedzUsuńPS. Czy mogłabyś tak opisać po krótce fabułę? Gdyż moja pamięć jest bardzo dobra ale niestety krótka �� Takie streszczenie. Bo teraz tak sobie czytam i nie pamiętam za wiele heh.
Pss. Byłabym bardzo wdzięczna
Nike i Cień
hm... Nie wiem czy chodzi ci o wątek z Varią czy o wszystko, ale na razie dam Varię:
UsuńOgólnie Laxus przybył do Varii w celu zabicia swojego ojca, który doprowadził do rewolucji w tym kraju, zabicia rodziny królewskiej (do której należy m.in. Wendy, choć ona żyje) itd. W tym samym czasie przybywa również Mirajane, która pragnie uwolnić Lisannę, przetrzymywaną w królewskim pałacu. Oboje, dzięki Mard Geerowi (sługa Zerefa), dostają się tego samego dnia do pałacu, ale przez machlojki Jackala (też sługa Zerefa) giną wszyscy strażnicy, w tym Ivan. Laxus znajduje ciało, ale przypadkowo odkrywa drogę ucieczki. Zaraz po nim do pokoju dociera Mirajane, która zostaje oskarżona o zabicie Ivana.
No i po tym jest ten rozdział.
PS. Czy potrzebujesz także streszczenia przed rozdziałem, w którym wrócę już na stałe do Fiore? Takie dla wszystkich, przed rozdziałem bym dała :)
Dzięki wielkie i myślę że dobry by był pomysł by dać takie streszczenie dla wszystkich, bo wiesz jak to jest rozdziały wychodzą w odstępach czasowy i o tych pierwszych się zapomina a o jakichś szczegółach to już nie wspominam :) Przynajmniej ja tak mam
OdpowiedzUsuńNie wiem jak inni. I myślę że do rzeczy by było sobie to przypomnieć.
Taki rozdział że skrócona fabułą
Pozdrowienia Nike i Cień
Ok, dzięki za sugestię. Pomyślę nad tym jeszcze, ale to potrzebuję trochę czasu :)
Usuń