Rozdział 39

Bezradność, poczucie samotności i strach przed śmiercią…
Grandine, patrząc na kajdany, które przykuwały jej ręce i nogi do twardej i zimnej podłogi, z trudem powstrzymywała łzy. Pragnące spływać po bladej, brudnej skórze kobiety, świadczyły o jej głębokiej niedoli i nieszczęściu. Wolność była tak blisko a zarazem tak daleko. Jeszcze kilka miesięcy temu cieszyła się szczęściem z ukochaną córeczką, a teraz z utęsknieniem marzyła, by jeszcze raz przed śmiercią ujrzeć rozradowaną twarz Wendy.
Grandine przeklinała swoje pochodzenie. Od początku była jedynie daleką krewną rodziny królewskiej, która nigdy nie miała do niczego prawa. Lecz teraz wszystko się zmieniło. Choć więzy krwi były słabe, wystarczyły rewolucjonistom jako wymówka, by ją aresztować, torturować i skazać na śmierć.
Kobieta śmiała się z własnej głupoty. Przez tyle lat wierzyła, że dobroć i miłosierdzie są jej pisanym przeznaczeniem. Nie wahała się wyciągnąć pomocnej dłoni, czy zaryzykować własne życie, by chronić drugiego człowieka… I co jej po tym pozostało? Wszyscy odwrócili się do niej plecami, jakby zapomnieli o czynach, zaślepieni jedynie fałszywą ideą, którą rozgłaszał przywódca rewolucji. Przyjaciele, których kochała ponad wszystko, wydali ją oprawcom.
– Żałosne – szepnęła.
Zakasłała, dławiąc się własną śliną.
Pochyliła głowę ku podłodze, sprawiając, iż długie, niebieskie kosmyki opadły bezwładnie, zasłaniając wychudzoną twarz.
Chłód przenikał przez cienki materiał koszuli, który łaskawie włożyli na nią dręczyciele. Luźny, ledwo zasłaniający kościste ramiona, był tylko marnym okryciem. Odsłonięte stopy i dłonie już dawno zdążyły przybrać kolor fioletu, który z dnia na dzień coraz mocniej niepokoił Grandine.
Niespodziewanie kobieta uśmiechnęła się. Wzięła głęboki wdech i pomyślała o Wendy, która najpewniej dotarła bezpiecznie do Magnolii. Przynajmniej o nią nie musiała się martwić. Zostawiła ją pod opieką Carli, wiedząc, że młoda księżniczka prędzej odda życie niż da skrzywdzić dziewczynkę.
– UWAGA! – Usłyszała donośny krzyk roznoszący się po całych katakumbach, w których znajdowało się więzienie.
Zaniepokojona strzałami, które pojawiły się zaraz po alarmie, podniosła głowę i przysunęła się bliżej krat, chcąc zobaczyć, co się dzieje za nimi. Lecz panujący w podziemiach mrok nie pozwalał jej ujrzeć więcej niż miejsca, w których tliły się pojedyncze pochodnie. Pozostało jedynie czekać na dalszy rozwój wydarzeń, choć przeczuwała, że szalony włamywacz zdąży zostać wyeliminowany zanim pomyśli o misji, z którą tu przybył.
– A więc tu jesteś.
W pierwszej chwili pomyślała, że doznaje jedynie omamów słuchowych, lecz to, co dotarło do jej uszu, było prawdziwe. Nie potrafiąc uwierzyć, wytężyła wzrok do granic możliwości, by spojrzeć na sylwetkę młodej kobiety idącej prosto ku niej. Jej twarz była skryta w mroku, a żaden z widocznych szczegółów nie pozwalał przypisać konkretnego imienia do tajemniczej osoby.
– Kim jesteś? – zapytała drżącym głosem Grandine.
– Jestem kimś, kto w imieniu kogoś spłaca dług z liceum!
Zamarła. Tylko jedna osoba, tylko jeden mężczyzna na całym świecie był jej coś winny na tyle, by zaryzykować taką misją. Nie widziała go od tak wielu lat, a jednak pamiętał.
Poczuła ogromną ulgę. Choć nadal siedziała przykuta do ścian, ratunek był coraz bliżej niej. Widziała otwierające się kraty, ciemne włosy wybawicielki i donośny głos opadających kajdanek.
Wątpliwie uniosła dłonie, spoglądając na nadgarstki, na których pozostał jedynie siny ślad po niewoli. Poruszona złapała się za twarz, nie umiejąc dłużej powstrzymywać łez. Płakała jak małe dziecko, doznając największego szczęścia w swoim życiu. I choć wiedziała, że powinna ruszać jak najszybciej wydostać się z piekła, nogi odmawiały jej jakiegokolwiek posłuszeństwa. Nie mogła stwierdzić czy wstanie. Za długo przebywała w jednej pozycji, a same tortury zrobiły swoje. Bała się zrobić pierwszego kroku na przód i uwolnić się od przekleństwa, które na niej ciążyło.
– Musisz to zrobić – szepnęła jej na ucho tajemnicza zbawczyni, łapiąc kobietę w talii.
Młoda dziewczyna miała rację. Tak niewiele dzieliło ją od wolności, od ponownego ujrzenia ukochanej córeczki. Nie mogła zmarnować szansy, którą dostała.
Zbierając w sobie wszystkie siły, powoli zaczęła piąć się ku górze, korzystając ze wsparcia tajemniczej osoby. Czuła, że w końcu zabraknie jej energii, by iść dalej, ale pozytywne myśli, którymi otoczyła swój umysł, nie pozwalały Grandine się zatrzymać. Nie teraz… Nie w takim momencie…
Dziękuję, Igneelu, pomyślała, widząc przez sobą małą strużkę światła słonecznego, za którym tak bardzo tęskniła.

***


Lucy, nabierając na widelec kolejną partię makaronu z przyprawami, przyglądała się aktom, które leżały rozrzucone na biurku komisarz Milkovich wraz ze zdjęciami, przedstawiającymi miejsce zbrodni. Wiele szczegółów wydawało się tak nieistotnych, tak mało znaczących, a jednak po dokładnej analizie i Ur, i Lucy dochodziły do wniosku, że przebieg wydarzeń z tego tragicznego dnia może być zupełnie inny niż im się zdawało.
Mając już początkowy zarys planu złapania przestępcy, chciały mieć pewność, że nic nie przeszkodzi im w jego realizacji. Jedno potknięcie mogło sprawić, że prawdziwy sprawca wymknie się policji, a na to Dragneel nie mogła pozwolić.
– Przepraszam, że będę mówiła na głos, ale chcę się upewnić – odparła niespodziewanie uczennica.
– Dobrze.
– Jeśli dobrze rozumiem, to plan całego kompleksu wygląda tak: brama główna, ogród, szkoła numer 1, coś w rodzaju przejścia między poszczególnymi częściami, szkoła numer 2, mały las, dawny budynek, składzik i tylne wyjście.
– Nie inaczej – potwierdziła policjantka.
– To dlaczego nikt nie słyszał strzału? – zapytała zaintrygowana tym faktem.
– Tłumik? – zaproponowała Ur.
– Nie jestem specjalistką, ale wydaje mi się, że raczej wygląda to na niezaplanowaną zbrodnię.
– Masz rację.
– Dlatego jestem też pewna, że musi to być osoba dobrze znająca cały kompleks – mówiła dalej.
Wyciągnęła zeznania uczniów szkoły nr 2, a także dyrektora, by jeszcze raz spróbować połączyć ich wersje wydarzeń i ułożyć sensowny ciąg zdarzeń. Choć miała przeczucia, że jest to syzyfowa praca. Nikt nic nie słyszał, nikt nic nie wie. Było to zbyt oczywiste, ale i zbyt wygodne. Jakby czegoś brakowało.
– Wiem! – krzyknęła nagle Lucy. – Skoro nikt nic nie słyszał, to musiało się to zdarzyć, kiedy w tym samym czasie każdy usłyszał znany dźwięk.
– Szkolny dzwonek, głośne auto… To może być cokolwiek, ale masz całkowitą rację.
– Oczywiście! – rzekła dumnie.
Jedna odpowiedź niewiele wniosła, ale przynajmniej była troszkę bliżej rozwiązania, aniżeli dalej. Chciała, by całą sprawę miała już za sobą, lecz od samego rana przeczucie, że coś się stanie, dręczyło ją. Tak mocno, iż zdecydowała się opuścić cały dzień szkolny i spędzić czas na komisariacie.
Zbrodnia została popełniona w biały dzień. Kiedy wszyscy uczniowie byli w szkole, gdzie odbywały się jak co dzień lekcje. Dlatego Lucy wciąż zadawała sobie pytanie, jakim sposobem ktoś zabił człowieka, nie zwracając na siebie żadnej uwagi.
Martwiło dziewczynę, że widziała tego dnia Levy uciekającą z miejsca zbrodni. Wykluczenie McGarden z grona podejrzanych musiało się odbyć po dostaniu ostatecznego dowodu. Nie wcześniej i nie później.
Niespodziewanie rozległo się pukanie do drzwi. Kobiety spojrzały w kierunku wejścia, w którym po chwili stanął czarnowłosy mężczyzna o przerażającym i mrocznym spojrzeniu. Ubrany w elegancki, czarny garnitur i białą koszulę. Od razu się dało zauważyć, że nie jest to przypadkowy gość z ulicy. Jego postura i sposób, w jaki patrzył na kobiety, świadczyły o jego wysokiej pozycji w społeczeństwie i mniemaniu o wyższości nad innymi. Złowrogi, ale zarazem sprawiający wrażenie osoby godnej zaufania.
– Pan w jakiejś sprawie? – zapytała Ur.
Na twarzy mężczyzny zagościł delikatny uśmieszek. Wyraźnie zadowolony z reakcji policjantki, wszedł do pokoju, po czym nisko ukłonił się przez paniami.
– Witam serdecznie – powiedział, poprawiając pojedynczy kosmyk jasnych włosów. – Imię i nazwisko jest nieistotne w czasie tej rozmowy, więc nie będę się przedstawiał. Jednak jeśli przeszkadza paniom taki detal, to proszę się do mnie zwracać per „Macbet”.
Kobiety wymieniły się spojrzeniami, nie do końca pojmując, kim jest tajemniczy człowiek. Jego sposób mówienia i nietypowy akcent dał im do zrozumienia, że jest to gość z zagranicy, lecz nic więcej nie potrafiły o nim powiedzieć.
– Chciałbym, żebyśmy przeszli do szczegółów, więc zacznę – rzekł nonszalancko. – W imieniu rządu Pengrande chciałbym przejąć władzę nad śledztwem w sprawie morderstwa Doranbolta. – Widząc zmieszanie dwóch pań, dodał: – Zapewnie znane jest damom imię Mest Gryder.
– Pan Gryder!? – krzyknęła zaskoczona Lucy.
Wlepiła ślepia w podłogę, próbując w jakiś sposób zebrać myśli. Nic jej już nie pasowało. Skoro ciało należało do jej nauczyciela, to jak na łusce znalazły się jego odciski? Dlaczego to on był poszukiwany, skoro ciało dawno spoczywało w kostnicy? Była pewna, że gdzieś kryje się kłamca, lecz jej próby odnalezienia tej osoby nieustannie kończyły się fiaskiem. Rekonstrukcje w umyśle z wydarzeń tamtego dnia nie były kompletne. Brakowało tak wielu elementów.
Uniosła kciuk, po czym zagryzła w zębach paznokieć. Znalazła ciało, więc była zobowiązana, by oddać należy szacunek zmarłemu i odnaleźć sprawcę. Ale jak? Kto i dlaczego?
Spojrzała na człowieka, który cierpliwie czekał na reakcję kobiet. Czuła, że jego wyjaśnienia się nie zakończyły. Wiedział więcej niż powiedział. Choć wciąż istniało pytanie, jak wiele może im wyjaśnić.
– Kim był Mest Gryder? – zapytała wprost Lucy.
– Jednym z naszych najlepszych agentów – odpowiedział swobodnie Macbet.
– Co było jego zadaniem? – Dziewczyna miała dosyć zabawy w kotka i myszkę, jednak był to jedyny sposób, by wyciągnąć jakiekolwiek informacje od przedstawiciela rządu Pengrande.
– Oczywiście ochronę Lucy Heartfilii.
Uczennica podniosła się energicznie, wywalając za siebie fotel, na którym wcześniej siedziała. Uderzyła pięścią o blat biurku i krzyknęła złowrogo. Straciła wszystkie teorie. To, o czym wcześniej myślała, okazało się jedynie stertą bzdur. Nic nie miało sensu.
– Nie rozumiem – rzekła na głos. – Ale dlaczego? Co się kryło za obecnością tego człowieka w naszej szkole? Czy znowu ktoś chce ode mnie jakiś dokument, którego nie mam? – Odpowiedziało jej jedynie milczenie. – MÓW! – rozkazała.
Mężczyzna westchnął.
– To nie do końca jest tak, panienko Lucy – powiedział w końcu. – Kluczem do wszystkiego są panienki wspomnienia. My niczego nie szukamy, my tylko pilnujemy, byś niczego sobie nie przypomniała.
– A co takiego jest w moich wspomnieniach, że ich tak chronicie?
Z trudem utrzymywała się na nogach. Drżała.
– Sami nie wiemy – odparł Makbet. – Twoja matka, Layla, była przez dłuższy czas jedną z naszych… wspólniczek. Z tego co udało nam ustalić, dowiedzieliśmy się, iż część informacji przekazała tobie na wypadek jej śmierci, ale nigdy nie udało nam się ustalić, jaki zakres one obejmowały.
– A nie chcecie się dowiedzieć, co mi powiedziała?
– Niewiedza jest najbezpieczniejszą formą tajemnicy. – Uśmiechnął się. – Nie można przecież zdradzić tego, czego się nie pamięta.
– ZARAZ! – wrzasnęła nagle milcząca do tej pory Ur. – Czy może pan pokazać jakiś dowód, że nie jest to jakieś oszustwo?
Mężczyzna natychmiastowo sięgnął do kieszeni marynarki i wyjął z niej dokumenty, które zaraz podał policjantce. Ta przyjęła je, zaczynając dokładnie sprawdzać. Nie była specjalistką, ale wyglądało, że ten człowiek nie chce ich oszukać.
– Tylko nadal nie pojmuję, dlaczego to wszystko nam mówisz – powiedziała oschle.
– Pani komisarz, żeby zyskać czyjeś zaufanie, trzeba być szczerym – odpowiedział. – A obie strony pragnął znaleźć mordercę Doranbolta.
– To prawda – zgodziła się Ur. – Macie chociaż jakiś plan?
Niespodziewanie usłyszeli cichy śmiech. Pracownicy rządu spojrzeli w stronę rozradowanej Lucy, która z trudem powstrzymywała się od wybuchu. Nie rozumieli jej zachowania, lecz czuli, że za tym musi się kryć coś więcej. I mieli rację. Jej radość nie była przypadkowa.
W chwili gdy Lucy pojęła, jak z prostą zagadką musieli się borykać przez tak dugi okres czasu, nie potrafiła dłużej siedzieć cicho. Jak żałośnie wyglądali, nieustannie błądząc wokół jednego schematu? Ani razu nawet nie przysiedli, by zastanowić się nad innym rozwiązaniem i wyjść poza narzuconą wcześniej odpowiedzieć. Teraz wydawało jej się wszystko takie łatwe, lecz wciąż pozostawała kwestia dowodów. Potrzebowała ich i tylko w jeden sposób mogła je zdobyć.
– Pani Ur, proszę zadzwonić po sędziego, by tu przybył i podpisał nam nakaz – wyskoczyła nagle z prośbą – a pana Mackbeta proszę za mną. Pójdziemy do pokoju przesłuchań. Tam będę musiała się dowiedzieć o paru rzeczach dotyczących kilku osób. Jeśli uzyskam odpowiedzi, będę w stanie orzec, jak znaleźć dowody na konkretną osobę. Choć muszę przyznać, że nie będę zadowolona, jeśli moje przypuszczenia okażą się prawdą – dodała smutnie.

***

Zimno, mokro i jeszcze nie miał odpowiednich ubrań na taką pogodę… A zawsze narzekał, że kobiety nie potrafią ubrać się odpowiednio do pogody.
Spoglądając w stronę wejścia do głównego budynku szkoły, pragnął ujrzeć w nich jak najprędzej Lucy. Już od dawna myślał, czy wyznać jej wszystko, co leży mu na sercu, lecz dopiero teraz podjął ostateczną decyzję. Nie mógł żyć ciągle w cieniu tego człowieka.
Niespodziewanie kichnął.
Kilka dziewczyn odsunęło się od chorego, po czym uciekło na widok zaczerwienionego nosa, z którego zaczęła zwisać substancja nieznanego pochodzenia.
– I już po podrywaniu – ponarzekał, po czym powrócił do czatowania. – Ciekawe, kiedy wyjdzie? – zapytał na głos Loki.
Lucy była jedyną osobą, którą dobrze wspominał z dzieciństwa. Ta mała dziewczynka, choć bardzo skrzywdzona przez matkę, nigdy nie traktowała go jak służącego. Widziała w nim przyjaciela… który nie potrafił jej uratować przed nieszczęściem. Lecz tym razem już dostał nauczkę, dlatego nie chciał ponownie wkroczyć na złą ścieżkę.
Czas mijał, lecz nadal nie widział dziewczyny, a ze szkoły wychodziło coraz mniej osób. Zmartwiony spojrzał na zegarek, po czym przetarł mokrą od deszczu twarz.
– To jest naprawdę okrutne – szepnął, tracąc nadzieję na zobaczenie dziewczyny.
Nagle ze szkoły wszedł Natsu Dragneel, krocząc prosto w kierunku przemokniętego Loki’ego. Regulus natychmiast podszedł do niego, zgadując:
– Gdzie jest Lucy?
– Nie ma jej – odparł Natsu. – Cały dzień miała spędzić na komisariacie, więc pewnie jutro się z nią zobaczysz.
– Dziękuję.
Odwrócił się, niechętnie idąc w stronę przystanku. To był koniec. Wszystkie szanse na wybaczenie zostały zaprzepaszczone. Za długo myślał, przez co spóźnił się. Nie było już ratunku, nie było wybaczenia. Mógł w tej chwili podjąć tylko jedną decyzję, obrać jedną ścieżkę, by jeszcze siebie uratować.
– Chyba będę musiał zaprosić Lucy na randkę.

***

Ur, jako osoba cierpliwa, czekała na moment, w którym Lucy i tajemniczy agent z Pengrande wyjdą z pokoju przesłuchań i przekażą całej policji swój plan. Choć nie chciała ukrywać, że czuła niemałą niechęć do tajemniczego Mackbeta. Jednak z Lucy sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Widziała w tej młodej dziewczynie kogoś, kim może chciała się dawniej stać. Teraz już było na to za późno, lecz miło jej się patrzyło na talent Dragneel, który nie zostanie zmarnowany.
Wybiła pełna godzina. Sama już rozumiała, że najwyższy czas, by zakończyć rozmowy i wziąć się za działanie. Miała obok siebie sędziego, ale wciąż nie wiedziała, czyje imię i nazwisko musi wpisać w nakazie aresztowania.
Nagle drzwi do pokoju przesłuchań otworzyły się, a w nich stanęła Lucy. Z jej oczy biła determinacja, która od razu przełożyła się na morale panujące wśród policjantów. Na początku niechętni do działania, teraz zauważyli, że mają szansę odnieść zwycięstwo w tej sprawie. Jak jeden mąż spoglądali na swoją przywódczynie.
– I jak?
Naprzeciw kompanii wyszła Ur, która wolała się upewnić, czy wszystko jest gotowe. To jej posada była zagrożona, więc nie mogła zaryzykować bez posiadania pewności, że plan się uda.
– Proszę się nie martwić – odparła Lucy. – Już dzisiaj złapiemy przestępcę, a za kilka dni będziemy świętować sukces. Gwarantuję to pani.
– W takim razie ja nie mam nic przeciwko – zgodziła się Milkovich, dając młodej dziewczynie pełną swobodę w działaniu. – Przedstawiam ci również sędzię Ichiyę, durnia, który wypuścił Deliora z więzienia.
– Nie musisz mnie tak szkalować, piękna damo.
Starszy mężczyzna o rudych, mocno nieogarniętych włosach przeszedł obok policjantki i przystanął naprzeciw Lucy, sięgając jej jedynie do wysokości piersi. Jego brzydka, wręcz ohydna twarz przerażała Dragneel, która wyobrażała sobie mężczyznę, jako kogoś o większym poszanowaniu w wyglądzie. Jednak sędzia wydawał jej się starym zboczeńcem, aniżeli wysoko postawionym urzędnikiem państwowym.
– Miło mi – powiedziała niechętnie uczennica, nie chcąc wyjść na niegrzeczną.
– Masz zaiste przepiękne perfumy, choć da się w nich wyczuć odrobinę kłamstwa i oszustwa. Ukrywasz coś przed nami wszystkimi, nawet przed samą sobą – rzekł mężczyzna ku zdziwieniu większości zebranych.
– Daj jej spokój! – Ur odsunęła mężczyznę od Lucy. – Ten człowiek niby po „zapachu” potrafi powiedzieć wiele o człowieku. – wyjaśniła jej zaraz.
Dragneel wzruszyła ramionami. Nie interesował jej ten człowiek, więc nie miała potrzeby znać o nim takich informacji. Choć zrobienie dobrego wrażenie mogło mieć jakiś sens.
Jednak czuła, że wystarczy tych miłych pogaduszek. Za wiele czasu spędzili na rozmyślaniu i gadaniu. Plan był gotowy, więc mogli go wdrożyć w życie. Czuła, że wiele ryzykowali – szczególnie ona sama, ale cofnięcie się oznaczało powrót do punktu wyjścia, dlatego tchórzostwo oddalała od siebie, jak tylko mogła.
– Panie Ichiya – odezwała się nagle Lucy – czy mogę prosić, by wypisał pan nakaz aresztowania na konkretną osobę?
Podeszła do sędziego i szepnęła mu coś na ucho, po czym powróciła na swoje dawne miejsce.
– Na pewno tego chcesz? – spytał, chcąc mieć pewność, że dziewczyna wie, co robi.
– Tak – odpowiedziała bez chwili zawahania.
– A więc dobrze, spełnię twoją prośbę.

Dźwięk syren policyjnych rozniósł się po całej okolicy, przykuwając uwagę mieszkańców i przypadkowych przechodniów. Radiowozy pędziły szalenie, aż wszystkie przystanęły przy jednej z ulicy niedaleko ogromnej, drewnianej rezydencji, w której zapanowało nie lada poruszenie na widok policjantów.
Mężczyźni w mundurach wysiedli z wozów, natychmiast będąc w gotowości na najgorsze. Zaraz za nimi pojawiła się na drodze pani komisarz i Lucy Dragneel, która jej towarzyszyła. Obie ruszyły z nakazem ku wielkim wrotom, w którym stał mężczyzna w średnim wieku, ubrany w szare kimono.
Lustrując wzrokiem właściciela rezydencji, obie kobiety obawiały się, że jego reakcja może sprawić jedynie same kłopoty. Mogły się tylko modlić, że nie będzie sprawiał problemów i da im spokojnie przeprowadzić śledztwo.
– Witam, jestem komisarz Ur Milkovich – przedstawiała się policjantka.
– Czemu zawdzięczam tę wizytę? – zapytał zgorzkniale mężczyzna.
Kobieta wyjęła zza płaszcza kartkę papieru, po czym rozłożyła ją i podstawiła pod samą twarz pana domu, by dać mu dowód swoich późniejszych słów.
– Przyszliśmy tu z nakazem aresztowania – oświadczyła Ur.
– Na jakiej podstawie opiera się to oskarżenie? – Wyraźnie zdenerwowany odsunął się od policjantów, nie wierząc w to, co znajdowało się przed jego oczyma.
– Opieramy się na zeznaniach Lucy Dragneel, proszę pana.
– Tato, co tu się dzieje?
Wszyscy spojrzeli w stronę bocznej ulicy, z której po chwili wyłoniła się sylwetka zaniepokojonej Levy McGarden. Zaskoczona widokiem tylu policjantów zaraz podeszła do ojca, wtulając się w jego tors. Obawiała się, że działania ukochanego rodziciela wykroczyły w końcu poza prawo, lecz wątpiła, by zrobił on cokolwiek na taką skalę.
Niespodziewanie Ur stanęła przed Levy. Spojrzała na nią surowym wzrokiem, który wyraźnie zwiastował same kłopoty. Podchwyciła ją tyłu, zakuwając w kajdanki.

– Levy McGarden, jesteś aresztowana za zabójstwo Mesta Grydera. Możesz zachować milczenie, gdyż każde słowo użyte przez ciebie może zostać wykorzystane przeciwko tobie w sądzie.

6 komentarzy:

  1. O Ludu mój ukochany! Czuję jakby połowa moich przypuszczeń się sprawdziła, a połowa nie.xD Lucy komandos wygrywa rozdział.
    Opcja nr. 1:
    W każdym razie skoro nie "Porla" zabił Mesta to kto? I czy w ogóle zabita osoba na pewno jest Mestem? Możliwe, że namieszałaś mi lekko w głowie, ale i tak jakoś przejdę nad tym do porządku dziennego. W tej opcji wygląda to mniej więcej tak.
    Wiadomo, że Jose musiał skłamać gdzieś w swojej historii. Tylko nie wiadomo "Gdzie dokładnie skłamał". Możliwe, iż praktycznie cała opisana scena zbrodni była kłamstwem, bo to nie tłumaczy do końca znajdującej się tam "Levy", która jak wiadomo jest teraz o to "zabójstwo" oskarżona. Może to tylko moje przeczucie, ale zabójca musiał wiedzieć/przewidzieć, iż McGarden będzie na terenie sceny zbrodni. Z pewnych względów ten opis zbrodni... Po prostu mi się nie zgadzało kilka szczegółów i tyle. Dlatego jestem troszkę nieufna. Być może w duchu pod końcówkę rozdziału krzyczałam w środku "YESS! Wiedziałam, że coś się nie zgadza."
    Opcja nr.2:
    Chociaż trzeba brać pod uwagę opcje, że Jose jednak zabił Mesta, lecz Lucy pragnie wynegocjować z nim współpracę, posiadając własne pobudki. No i jeżeli tak jest to pytanie dnia: Tylko po co? Bo na pewno nie z altruistycznych powodów, więc szykuje się coś większego. Oczywiście opcji jest dużo więcej, lecz wątpię, żeby wszystkie mi się zmieściły w jednym komentarzu.xD
    Tia... Rozdział zdecydowanie namieszał mi w głowie. Nie rozumiem dlaczego nie jesteś zadowolona.xD Poza jedną literówką na początku nie wyłapałam żadnego innego błędu.
    "Lecz ku jego zdziwieniu osobą, która zechciała złożył mu kolejną, poranną wizytę, był nie kto inny jak nowy nauczyciel, Mest Gryder.
    Jeżeli przeczytasz to zdanie dokładnie, domyślisz się o co chodzi. :D O słowo "Złożył". Brzmi tam troszkę nielogiczne, ale zakładam, że miało być "Złożyć."xD
    Rozdział świetny! Dzięki niemu potwierdziłam kilka swoich teorii, natomiast kilkanaście z nich przekreśliłam. W komentarzu podałam dręczące mnie wątpliwości oraz opcje, ale tylko przez niepewność ich prawdziwości. -c-c-
    PS - Od niepamiętnych czasów skomentowałam coś jako pierwsza. Chyba. -0-0-
    Pozdrawiam Lavana Zoro ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza, pierwsza jesteś. Oj, Lucy komandos... Podoba mi się ten tytuł.
      Teraz będę w pełni szczera, bo powiem tak. Ja mogłam gdzieś się pomylić. Od momentu dokonania zbrodni, do tego rozdziału minęło na 100% ponad pół roku, więc to szmat czasu. Coś dodawałam, coś odejmowałam, więc nie zaprzeczam, że gdzieś mógł się skraść błąd.
      Natomiast jeśli chodzi o twoje gdybania, to mogę w 100% potwierdzić, że Mest Gryder został zamordowany i nie przez Porlę, jak rzekła Lucy. Dodam także, że jeśli chodzi o sprawę Levy, to odwołuję się do słynnego stwierdzenia, że "Magnolia, to miasto pozorów". Niezaprzeczalnym jest jednak, że Levy odnalazła ciało. Dodatkowo chodzi tu o czas. Od początku, jeśli ktoś ma dobrą pamięć, mógł się domyślić, że Levy nie miała po prostu czasu, by dokonać zbrodni, a dlaczego ją aresztowali i co robiła i w ogóle dlaczego uciekła, to w kolejnym rozdziale wyjaśnię :)
      I jeśli o samą Lucy i jej pobudki. Podpowiem tylko, że w jej działaniu nieistotny jest Mest czy Porla, tylko zupełnie inna postać i to dopiero wyjaśnię w pełni w ostatnim rozdziale sezonu.
      Porla raczej wcale nie skłamał, tylko bardziej nie był świadomy bycia pionkiem w całej grze. Ale jeśli masz uwagi, to śmiało!
      Nie to, że jestem taka niezadowolona, tylko myślałam, że mi lepiej wyszedł jak pisałam. Ale wiesz... Zawsze jest tak, że autor tekstu narzeka (a przynajmniej ja...)
      I oczywiście zaraz błąd poprawię!
      Dzięki za komentarz ;)

      Usuń
  2. To mi się podoba, w końcu jakieś wyjaśnienia, a nie tylko zagadki, nie to, że mam Ci to za złe wręcz przeciwnie uwielbiam takie tajemnicze blogi :) Jednakże przyznam się, że powoli zaczynałam się gubić i musiałam na przykład jeden rozdział przeczytać z 3 razy, aby go zrozumieć ^^ cieszę się, że powoli wszystko się wyjaśnia i nie mogę się doczekać nowych "odkryć", które dla nas szykujesz :)
    Dużo weny życzę na kolejne rozdziały :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecuje, że jeśli będą pojawiać się nowe zagadki, to będą one dotyczyć starych i będzie to w "ładniejszy" sposób połączone, byście się nie pogubili + powoli szykuję się właśnie więcej odpowiedzi niż pytań :)
      Dziękuję ślicznie za komentarz i wenę chwytam, bo ona bardzo przydatna jest!

      Usuń
  3. Okej, w końcu przeczytałam, ale następny rozdział przeczytam (możliwe)jutro. Jestem zmęczona, a ty jak się czujesz?? A co do rozdziału jak zawsze zaczepisty xD Wiele rzeczy się wyjaśniło. Czemu Porla kłamał, że zabił Mesta?? Pozdrawiam oraz przesyłam dużo weny. Dobranoc :*

    ~Hātosutā

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zmęczona, ale jakoś żyję. Dziękuję za troskę.
      Faktycznie sporo się wyjaśniło, a dlaczego kłamał? Chciał wystraszyć Lucy.
      Dziękuję bardzo za komentarz i również pozdrawiam!

      Usuń

Byłeś? przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że zostawiłeś komentarz :)