Erza chwyciła w dłonie kolejną
taśmę, otworzyła ją, po czym przejechała wzdłuż kartonu, szczelnie go
zamykając. Zmęczona otarła spocone czoło, a następnie spojrzała za siebie,
licząc rzeczy, które miała jeszcze spakować. Choć pracowała nieustannie od
kilku godzin, ogromna ilość przedmiotów sprawiała, że wydawało się, iż jej
praca nie ma końca. Nie mogła jednak pozwolić sobie choć na odrobinę przerwy.
Zdeterminowana powróciła do pakowania się, lecz już po dziesięciu sekundach
zrezygnowana zwalniała, przypominając sobie, dlaczego robi coś takiego.
W pewnym momencie z jednego z
albumów wypadło niewielkie zdjęcie, przedstawiające trójkę małych dzieci
wspólnie bawiących się na podwórzu. Na samo wspomnienie o tych beztroskich
chwilach, mimowolnie się uśmiechnęła. Choć tamte dni już minęły, a
teraźniejszość nie dawała dobrych zapowiedzi na przyszłość, to powrót na moment
do wspomnień sprawiał, iż w serduszku dziewczyny zapalała się iskierka nadziei.
Pożar, śmierć pracowników,
kłopoty finansowe, niewypłacalność. Bogactwo gromadzone przez tak wiele pokoleń
zostało strawione przez parę przypadkowych zdarzeń, zostawiając jedynie
szczątki po potędze tego rodu. Zmuszeni sprzedać dom, całe dobre imię i honor.
Splugawieni przez dawnych współpracowników i w końcu wystawieni przez
najwierniejszych przyjaciół. Jedynie to ich spotkało po tak wielu latach
wspólnych interesów i walk o pozycję na światowym rynku. Wraz z rodzicami
straciła wszystko. Nie posiadali już nic.
Niespodziewanie usłyszała
pukanie do drzwi. Zaskoczona tym faktem pośpiesznie wstała i poszła sprawdzić,
kim jest gość. Dziewczyna zaśmiała się, a następnie pociągnęła za klamkę.
Uśmiechając się od ucha do ucha, spojrzała przed siebie. Zamarła. Dokładnie
przed nią stała sekretarka jej matki, trzymając w dłoniach stos dokumentów.
Widząc przerażającą kupkę, cofnęła się.
– Proszę się nie obawiać,
panienko – powiedziała spokojnym głosem kobieta. – Przyszłam jedynie przekazać
wiadomość, iż pani cię oczekuje w swoim gabinecie.
Niewysoka, szczupła brunetka o
czekoladowych oczach poprawiła niepewnie okulary w czarnych oprawkach, a
następnie odwróciła się i ruszyła przez długi korytarz. Erza na moment tylko
wyjrzała, chcąc zobaczyć tradycyjną reakcję męskiej części służby, która
zazwyczaj reagowała w dość energiczny sposób na obcisły komplet sekretarki.
Jednak tym razem panowała cisza. Wtedy dopiero sobie przypomniała, że przecież
już nie ma nikogo. Zostali całkowicie sami.
– Już nic nie będzie takie jak
dawniej – rzekła cicho, zakładając na nogi balerinki.
Puste ściany, na których
dawniej wisiały przepiękne miecze, tarcze i inne zabytki historycznych dziejów,
teraz swą pustką smuciły przechodzących przez korytarz ludzi. Dawne piękno tego
miejsca przerodziło się w istną brzydotę, na którą Erza nie była w stanie
patrzeć. Dzieła mistrzowskiego kunsztu zostały zabrane sprzed jej nosa. Katany,
halabardy, zbroje, miecze, łuki, kusze i wszystkie bronie, które były dla niej
tak bliskie, znikły w ciągu jednego dnia jako zastaw dla komornika. Wartość
pieniężna i sentymentalna nie miały tu żadnego znaczenia. Po prostu przyszli i
zabrali, zostawiając jedynie wspomnienia.
– Dlaczego nikt nam nie pomógł?
– zapytała na głos, nie rozumiejąc, jak można było dopuścić do tak żałosnej
sytuacji.
– Zamierzasz długo wzdychać!
Po pomieszczeniu rozległ się
donośny i krzykliwy głos, który obudził Scarlet z zamyślenia. Sama dziewczyna
nie do końca wiedziała, jak tak szybko znalazła się w gabinecie.
Potężna, pełna dumy i chwały,
choć pokonana, patrzyła na dziewczynę z góry, obejmując ją niezwykle
przenikliwym i surowym wzrokiem. Jej charakterystyczne rysy twarzy sprawiały,
iż miało się nieodparte wrażenie, że patrzyło się na samą królową, a nie
zwykłego biznesmena. Wysoka, dość pokaźnej postury, skrywająca ponętną figurę
za luźnym, choć eleganckim, strojem. O krwistoczerwonym kolorze włosów. Groźna
i niebezpiecznie. Przenikająca duszę ludzką jednym spojrzeniem, jakby sam
diabeł patrzył na człowieka. Właśnie taką osobą była Knightwalker.
– Nie, matko – szepnęła Erza. –
Czy chciałaś czegoś ode mnie? – spytała niepewnie.
– Nasza firma została wykupiona
– odparła szybko, wprawiając córkę w niemałe zakłopotanie.
– Ale… Ale przez kogo? O czym
ty mówisz?! – wrzasnęła, całkowicie nie rozumiejąc tego, co powiedziała do niej
kobieta.
– Nie rozumiesz prostego
języka? Jesteśmy ocaleni, choć przez długi okres czasu będziemy zależni od
bardzo zamożnego człowieka, który…
– Co się tu do cholery dzieje?!
– Ponownie podniosła głos, uderzając zaciśniętą pięścią w ścianę.
– Sama nie wiem – kobieta
odpowiedziała nadzwyczaj spokojnie. – Wczoraj przyszedł do nas jakiś człowiek,
proponując pewien układ…
– Czy ja będę musiała za kogoś
wyjść? – przerwała matce Erza, chcąc natychmiast dowiedzieć się, czy jej
przypuszczenia są prawdziwe.
– Otóż nie.
Zaskoczona dziewczyna podeszła
bliżej, chcąc dobrze przyjrzeć się Knightwalker i sprawdzić, czy przypadkiem
nie kłamie. Jednak spojrzenie kobiety sprawiało, iż nie była w stanie zarzucić
jej kłamstwa. To, co mówiła, było prawdą, a przynajmniej chciała w to uwierzyć.
– Ten układ polega na tym, iż
wyjedziemy z tego miejsca i zamieszkamy w stolicy Pengrande – kontynuowała
kobieta.
– Tylko tyle? – dopytała się
zaskoczona Scarlet. – Przecież to jest jakiś chory żart, a nie układ? Co ten człowiek
chce i kim jest?
– Boję się – szepnęła
niewyraźnie Knightwalker. – Naprawdę się boję.
Nie znała zbyt dobrze osoby,
przed którą stała. Nigdy nie lubiła spędzać z nią czasu, gdyż Erza dokładnie
wiedziała, iż jest tylko zastępstwem za jej zmarłą córkę. Jednak jeszcze nigdy
nie zdarzyło jej się usłyszeć czegoś takiego. To nie były tylko puste
– Ten człowiek – zaczęła
niespodziewanie biznesmenka – nazwał się jakiś księciem. Księciem La Pradleyem.
***
Znajdowała
się w maleńkim pokoju, do którego światło dostawało się jedynie przez
niewielkie okno, szczelnie zbitym kratami tuż przy samym suficie. Otoczona
zewsząd gołymi ścianami zastanawiała się, co to za miejsce. Nie mogła się
poruszyć ani nic powiedzieć. Czuła się jak zwierzę w klatce. W pewnym momencie
zrozumiała, że jej ręce delikatnie drżą z niewiadomych jej przyczyn. Choć to
miejsce wydawało jej się tak obce, czuła, że zna je dość dobrze.
Niespodziewanie
usłyszała skrzypienie metalowych drzwi. Choć powinna była szybko się odwrócić i
sprawdzić, kto nadchodzi, zamarła. Nie była w stanie nawet poruszyć palcem. Jej
całe ciało zatrzymało się w bezruchu jakby było z kamienia. Bała się.
Wszelkie
dźwięki ucichły.
W
pierwszej chwili pomyślała, iż niebezpieczeństwo minęło. Jednak myliła się.
Nagle ogromny ból objął całe jej ciało, które odbiło się od bocznej ściany po
uderzeniu. Wiedziała, że jej ręka została złamana, lecz nawet po czymś takim
nie zaczęła płakać. Dumnie podniosła się, a następnie spojrzała ostrym wzrokiem
na złotowłosą kobietę, ubraną jeansy i biały podkoszulek.
–
Co się na mnie tak gapisz, szczeniaku? – syknęła przez zęby, zaciskając dłonie
w pięść.
–
Co ci zrobiłam, mamo? – zapytała niewinnie dziewczynka.
–
Zamknij się! – wrzasnęła, machając przed sobą ręką. – Miałaś proste zadanie! I
co?
Wyszła
na chwilę na korytarz, lecz już po kilku sekundach wróciła, trzymając na rękach
trzy figurki w kształcie smoków. Następnie zamachnęła się i wszystkimi rzuciła
o betonową podłogę, rozbijając je doszczętnie.
Choć
dziewczynka pragnęła podbiec i zatrzymać ją, nie była w stanie. Wszystkie jej
słabości sprawiały, że jeden ruch był dla niej niezwykłym wyzwaniem. Przecież
była jeszcze dzieckiem, jednak już takim dzieckiem, które przez zęby cedziło
„zabiję cię”.
– Mavis, Loki, Gray… – szepnęła
przez sen.
Niespodziewanie zerwała się i
rozejrzała wokoło. Przecież była w swoim pokoju, prawie swoim pokoju. Leżała w
łóżku, trzęsąc się jak osika. Jej całe ciało oblewał pot, a po policzkach
spływały łzy. Oddech miała nierówny. Jedną ręką trzymała się za koszulę,
próbując się uspokoić. Nagle zacisnęła dłoń tak mocno, że na białym materiale
pojawiły się małe krople krwi.
– Coś się stało, Lucy? – Drzwi
pokoju otwarły się, wprowadzając do środka trochę światła, a w nich staną
Natsu, ubrany jedynie w bokserki. – Krzyczałaś – rzekł obojętnym głosem.
Spojrzała na niego
zaczerwienionymi oczami, a następnie delikatnie uśmiechnęła się i powiedziała:
– Zły sen.
Nic nie mówiąc, chłopak
podszedł do niej. Następnie objął ją ramieniem, dając jej wyraźny znak, że nie
musi niczego przed nim ukrywać.
Rozumiejąc jego intencje, nawet
się nie zawahała. Szybko rzuciła się, wtulając się w niego jak najmocniej.
***
Przekładając miecz z ręki do ręki, sprawiał, iż
od ostrza odbijały się przepiękne promienie słoneczne, które oślepiały klęczącego
Redfoxa. Kiedy tylko mężczyzna skończył podziwiać swoją najlepszą broń, chwycił
w dłoń szmatkę, którą zaczął czyścić przedmiot. Nie śpieszył się, gdyż
wiedział, iż cierpliwość popłaca. Musiał wymierzyć odpowiednią karę chłopakowi,
który w tam bezwstydny sposób podniósł rękę na jego własne dziecko. Nie mógł
już nic zrobić z decyzją o małżeństwie, jednak zmiana charakteru swojego
przyszłego zięcia należała do jego obowiązku i z przyjemnością zamierzał
skorzystać z tego przywileju.
Gajeel, drżąc, spoglądał na przyszłego teścia,
dokładnie wiedząc, dlaczego tu się znajduje. Czy żałował, że postąpił tak z
Levy? Sam nie wiedział, lecz był świadomy, że poniosło go i przesadził. Grubo
przesadził. Choć powinien teraz starać się wszystko odkręcić, wydawało mu się,
że nie będzie to wcale takie łatwe. Nie dość, że nie miał żadnego konkretnego
pomysłu, to jeszcze wzrok McGardena sprawiał, iż nie był w stanie wydobyć z
siebie żadnego dźwięku.
– Masz coś do powiedzenia? – odezwał się yakuza,
nie patrząc na chłopaka. – Już po raz kolejny rozmawiamy o tym samym i nadal
nie widzę u ciebie żadnej poprawy, drogi chłopcze.
Gajeel zacisnął dłonie na udach, równocześnie
zagryzając zęby ze złości. Wiedział, że musi się przemóc i postąpić jak
prawdziwy mężczyzna, a nie kryć się jak jakaś tchórzliwa babka. Czuł się
żałośnie, dlatego był świadomy, że już czas na zmiany. Pełen determinacji
spojrzał na McGardena, a następnie rzekł:
– Przepraszam, obiecuję poprawę.
Wyraźnie zaskoczony przyszły teść, odłożył
powoli na bok miecz, po czym wstał i podszedł do chłopaka. Złapał go silnymi
dłońmi za ramiona, a następnie ustawił dzieciaka dokładnie naprzeciw siebie, by
móc sprawdzić, jak bardzo prawdziwe są jego słowa. Lata praktyk, które uzyskał
podczas przesłuchiwania swoich wrogów, sprawiły, iż nawet najlepsi policjanci
nie byli w stanie tak dokładnie określić wiarygodności przestępców tak jak on.
Mistrz strategii i wschodnich sztuk walki. Geniusz, szukający odpowiedniego
kandydata na stanowisko yakuzy ShenLong.
– Naprawdę? – dopytał się, chcąc nie mieć
żadnych wątpliwości.
– Tak! – odpowiedział stanowczo.
Mężczyzna uśmiechnął się, puszczając przyszłego
zięcia. Następnie wrócił na podest, chcąc ogłosić to, co postanowił.
– Pójdziesz z moją córką na randkę. Dzisiaj –
dodał, wyraźnie podkreślając wyraz. – Kilku moich ludzi będzie was pilnować,
więc jeśli popełnisz jeden błąd – zagestykulował, podnosząc kciuk do góry – to
będzie cię to kosztowało jednego paluszka. A przecież nikt mi nie zabroni mieć
zięcia z czterema palcami u lewej ręki, prawda? – zapytał McGarden.
Gajeel przełknął głośno ślinę, rozumiejąc, że to
nie są tylko puste groźby. Miał tylko jedną opcję do wyboru i musiał zrobić
wszystko, by ponownie czegoś nie zniszczyć. Choć śmiał się na samą myśl, że
będzie musiał udawać dobrego mężulka, to nie było mu wcale do śmiechu.
Szczególnie w sytuacji, w której mógł stracić jedną część ciała.
Przepiękne, ciepłe promienie
słoneczne przebijały się szybę jednej z magnolisjkich kawiarni, padając prosto
na dwójkę młodych ludzi, niechętnie popijających zamówioną kawę. Siedzieli w
milczeniu, będąc całkowicie przekonani, iż połowa gości lokalu to rodzina
yakuzy w przebraniu. Dość nieudanym przebraniu, gdyż na pierwszy rzut oka było
już widać, że gazety nie da się czytać do góry nogami bądź pisać na wyłączonym
komputerze. Chyba że jest się niebywale uzdolnionym człowiekiem. Jednak
przyszłe państwo Redfox nawet nie brało pod uwagę takiej możliwości, gdyż byli
całkowicie pewni, że to nieudolna próba śledzenia ich podczas randki.
Zaniepokojeni obecnością tych ludzi
jeszcze mocniej się krępowali, przebywając w swoim towarzystwie.
Zrezygnowana Levy westchnęła, a
następnie podniosła filiżankę, biorąc do ust dość spory łyk espresso.
– To… gdzie chcesz iść? – zapytał
niepewnie Redfox, nie mając żadnego pomysłu na ich randkę.
– Może do kina? – zaproponowała,
uznając ten pomysł za najlepszy.
– Nawet pasuje – odpowiedział dość
sztywno, nie potrafiąc prowadzić z dziewczyną swobodnej rozmowy. – A na jaki?
Słyszałem, że grają jakiś popularny romans z wyciskaczem łez w pakiecie.
– Jeśli masz ochotę to obejrzeć –
powiedziała z wyraźną nutką sarkazmu w głosie.
– A babki nie lubią takich
romansideł? – zapytał, zaciskając zęby, gdy ujrzał śmiejących się
podsłuchiwaczy.
– Bijatyki, mordobicie i jakiś
element fantasy. Może być horror! – rzekła stanowczo.
– Ty chyba miałaś się urodzić
chłopcem – szepnął pod nosem, wypijając do końca kawę.
Redfox odstawił na talerzyk
filiżankę, po czym wstał i zabrał kurtkę z krzesła. Następnie zaczął się
kierować w stronę wyjścia, nie zwracając uwagi na Levy, która jeszcze nie
zdążyła wypić napoju.
Wściekła dziewczyna rzuciła na
stolik jakieś pieniądze, po czym wybiegła za narzeczonym, nie mając
najmniejszego zamiaru dać mu pretekstu do kolejnych docinek. Gdy tylko wyszła z
pomieszczenia, wnet usłyszała dźwięk przesuwających się krzeseł. Nie trudno
było domyśleć się tego, iż członkowie gangu zorientowali się, że ich obiekty
śledzenia właśnie opuściły pierwszy punkt randki. McGarden uderzyła ręką o
czoło, wiedząc, o czym będzie musiała porozmawiać z ojcem, gdy tylko skończy
się ten koszmar, zwany randką.
***
Nie miał innego wyboru. Planował
wszystko już od dłuższego czasu, jednak jak zawsze plany musiały spalić na
panewce. Wszystko się sypnęło w ciągu kilku chwil, dlatego musiał zareagować
natychmiastowo. Nawet przez to całe zamieszanie musiał wciągnąć w swoje sprawy
córkę. I choć niechętnie to przyznawał, przyszły zięć bardzo mu pomógł swoim
zachowaniem. To właśnie on sprawił, że cała rezydencja opustoszała, a on
swobodnie mógł zdobyć poszukiwany przedmiot.
Po cichutku, nie chcąc zostać
usłyszanym przez żonę, szedł w kierunku pokoju swojej córki. Uważał na każdy
krok, wiedząc o tym, że drewniane panele potrafią dość głośno skrzypieć przy delikatnym
dotknięciu.
Gdy znalazł się dostatecznie blisko
pomieszczenia, rozejrzał się wokół, a następnie wszedł do środka, obejmując
wzrokiem całą jego powierzchnię. Schludny i czysty kącik sprawiał miłe dla oka
wrażenie, choć było to pewnym utrudnieniem, gdyż każdy przestawiony przedmiot
mógłby wzbudzić niepotrzebne podejrzenia. McGarden mając pewne przypuszczenia,
gdzie córka może chować poszukiwany przedmiot, podszedł do łóżka, po czym
usiadł na nim. Uśmiechnięty sięgnął do szuflady, z której wyjął srebrnego smoka
i fotografię przedstawiającą dwójki dzieci, które bawiły się w piaskownicy.
– Szkoda, że tamte spokojne czasy
nie mogą wrócić – szepnął do siebie.
Żałując, że musi robić coś takiego
własnemu dziecku, schował za kimono figurkę, a zdjęcie odłożył na miejsce. Po
tych czynnościach wstał i zaczął się kierować w stronę wyjścia. Wykonał misję
jak najlepiej potrafił. Choć to, co zrobił, całkowicie zaprzeczało jego
obrazowi kochanego ojca… Ale nie miał wyboru. Nie w tych czasach, nie przy tych
wydarzeniach. Kolejna wojna zbliżała się nieuchronnie. Walki o tron Pengrande
stawały się coraz to bardziej krwawe i bezlitosne. Nawet król Fiore był coraz
słabszy i niedołężny, a jego spadkobiercą była nic nieznacząca dziewczyna.
„Wszystko zaczyna się tam, gdzie
wszystko się kończy” – cytując słowa swojego ucznia, wiedział jak bardzo są one
prawdziwe. Kolejna era kończyła się, lecz zbliżała się nieuchronnie następna,
zapowiadając dalszy rozlew krwi, łzy i cierpienie. Ludzie przez te lata niczego
się nie nauczyli, przez co nie byli świadomi, że tym razem i ich dosięgnie ten
ból, który musiały przeżywać miliony istot z innych krajów. Tajemnica tych
smoków była jedynym ratunkiem od całkowitej zagłady. McGarden nie do końca był
pewien, czy działa zgodnie ze swoim sumieniem, jednak dla niego nie istniała
żadna inna alternatywa. Pozostało jedynie wierzyć w tego człowieka i powierzyć
mu losy całego świata.
Kiwając głową na znak, że wszystko
jest w porządku, zatrzymał się, będąc zaniepokojony dziwnym skrzypieniem
podłogi. Niespokojny odwrócił się, a to co zobaczył utwierdziło go jeszcze
bardziej w przekonaniu, że mógł zaufać tylko swojemu uczniowi. Jego żona,
ukochana mu kobieta, skradając się jak on jeszcze przed kilkoma minutami,
wkroczyła do pokoju córki, zaczynając przeszukiwać pokój dziecka.
– A więc ty też podjęłaś decyzję –
powiedział do siebie.
Nie czekając dłużej, szybko zszedł z
piętra na parter, po czym zaczął iść w stronę sali treningowej. Wiedział, że
gość już na niego czeka. Nie mógł dłużej zastanawiać się i narazić cały plan.
Pędząc jak szalony, dotarł pod drewniane wrota, a następnie wparował do środka,
wysapując:
– Mam to, co chciałeś.
Jestem pod wrażeniem! To chyba jedyny rozdział, który mnie tak wciągnął. Miało się ochotę czytać więcej, więcej i jeszcze więcej. Naprawdę bardzo mi się podobał. :D
OdpowiedzUsuńDużo Gale, bardzo dużo i to było super. Bardzo dobrze, że fabuła nie skupia się jedynie na związku Natsu i Lucy, ale także pokazuje co się dzieje między innymi osobami. Myślę, że Levy powoli otwiera się na Gajeela, który również powoli darzy ją "zaufaniem"? Ciężko określić co myślą tak naprawdę o sobie, ale jestem prawie pewna, że nie chcą źle. Jestem też ciekawa dlaczego zostali podczas randki zaatakowani. Czyżby ktoś chciał porwać Mcgarden i to na dodatek dla okupu czy może z innej przyczyny? I jeszcze jedna tajemnica do odkrycia, a mianowicie... Lucy.
Kompletnie się zgubiłam, bo teraz nawet nie wiem kim ona jest. Nie mam pojęcia czy można jej ufać, czy mieć pewność, że nie skrzywdzi swoich przyjaciół. Skoro jest nazywana bezlitosnym mordercą i znając twoje pomysły to ciężko stwierdzić co z nią może być nie tak. Mam tylko nadzieje, że Natsu <3 na tym nie ucierpi, bo sama bym tego "nie przeżyła". Jeszcze dwie rzeczy mnie zainteresowały, a mianowicie co ukradł córce Yakuza i w jakim celu musiał przekazać to Igneelowi? Niby to jakaś misja, aby zapobiec wojnie, ale ja nadal nie wiem dlaczego niby kilka figurek ma wywołać wojnę. Może nie w dosłownie. Ja rozumiem, że one mogą być jakimś motywem, ale mimo wszystko na razie nie jest to jasne :/
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, który mam nadzieje szybko wstawisz, chociaż ja nie pospieszam. Życzę ci udanych wakacji, bo ja swoje już zaczęłam i za nie długo wyjeżdżam do Wrocławia.
Ślę dużo weny i pozdrawiam (=^.^=)
Whoa... dłuuuugi komentarz mi wyszedł XD
UsuńOczywiście miłego wyjazdu i nowy rozdział nie będzie tak szybko, bo kolejny szykuje się po prostu bardzo długi, ale nic nie planuje, zobaczymy jak wyjdzie ;)
UsuńWow! Naprawdę spory komentarz.
A teraz odpowiedzi. Nie, nikt nie chciał porwać Levy. Po prostu gamonie z ShenLong napatoczyli się komuś i ona musiała interweniować. Wiem, że się gubisz, ale już powoli będą się pojawić też odpowiedzi. Lucy straciła pamięć, to jest wiadome i istnieje teraz tylko pytanie: Dlaczego? W ostatnim rozdziale pokazałam inna twarz Layli i teraz można się zastanawiać, co Lucy zrobiła ... i co może zrobić. I jeszcze jedno pytanie: Jak Igneel postrzega Lucy, bo to także kolejna kwestia. I Natsu oczywiście skrzywdzi! ;)
Figurki. Są to przedmioty, które od początku są istotnym elementem tej gry. Na początku wydawało się (i ja tak chciałam) by były symbolem utraconego dzieciństwa i niespełnionej obietnicy, jednak z czasem nabierają też dosłownego znaczenia. Dokładnie w następnym rozdziale dowiecie się kilku rzeczy, które po połaczeniu ze sobą dadzą wątpliwości, które będą pierwszym krokiem do prawdy.
Bardzo dobry wniosek z Gajeelem i Levy. Do nich nie będę przez długi czas wracać, bo sporo rzeczy okaże się. Poznacie tajemnicę Levy, która całkowicie zmieni sposób postrzegania wydarzeń, które ich dotyczyły.
A jak tego zauważycie to spróbuję pomóc -> dlatego będę się starała jak najlepiej robić Księgę Tajemnic ;)
Dzięki za komentarz. Miłej podróży i wypoczynku.
Pozdrawiam
No już trochę rozjaśniłaś mi sprawę. Dziękuję! :D
UsuńA ta księga tajemnic to bardzo fajny pomysł :) Na pewno w razie kłopotu, będę tam zaglądać ;)
Doczekałam się ich randki? Doczekałam. Jestem zadowolona? Jestem. No może nie do końca, bo brakowało mi tu jakiejś starej babci, która przez swój słaby wzrok zaczęłaby komentować Gajeela, a Levy ledwo powstrzymywałaby się od śmiechu. O... To dobry pomysł na one-shot... Zaklepuję! Moje, moje, moje!
OdpowiedzUsuńA co do Igneela... Ta, zaufany człowiek. Już ja to widzę... Przecież te jego czerwone włosy, to równie dobrze mogłyby być rude, a rudym się nie ufa, bo nie.
I bardzo dobrze, że ojciec Levy pogroził temu szympansowi, czy jak tam go Lucy nazwała. Może bez paluszka byłby seksowniejszy...?
Pozdrawiam i życzę zdrówka!
~Juviś L.
PS Rozdziały dodawaj jak chcesz, ja i tak przeczytam. A co do tej Księgi Tajemnic, zaraz obczaję o co cho.
Nie zabiorę ci pomysłu z babcią, więc spokojnie ;) Ale pomysł fajny. Gdzieś na to kiedyś wpadłam, ale nie wiem czy coś z tego napisałam...
UsuńI nie obrażaj rudych, bo mój kochany braciszek ma rude włosy!!!!
I uwierz, że Igneel jeszcze jest zaufaną osobą. Jemu przyświeca konkretny cel, który za wszelką cenę musi spełnić :)
Chyba Lucy nazwała go gorylem, jeśli dobrze pamiętam ;)
Dziękuję i nawzajem ;)
Kurde, tak przeczuwałam, żeby nie pisać o tych rudych, ale cóż stało się ^^ Dopowiem, że nie każdy rudy jest zły!
UsuńAlbo mi się wydaje, albo rozdział mnie tak wciągnął, bo on chyba jest troszke krótszy od poprzedniego ;)
OdpowiedzUsuńWięc tak.... Randka Gajeela i Levy? Świetny pomysł, który został równie dobrze napisany :) Kocham tą Leviusiową rodzinke ;D Kogoś mi przypominają...xDD
Lucy sadystą ... ja ją kocham niedość że złośliwa to jeszcze morderca *0* Jeśli zabijała to może zabiła ludzi, którzy stail się duchami, a mam na myśli tu gwiezdne duchy :) Może też jest sprawcą śmierci Layli oraz Mavis? Wogóle ciekawe są te figurki... O co z nimi chodzi xDD Mam nadzieję że w następnym rozdziale pojawi się coś na ich temat...
~~~~Życzę udanych wakacji ;)
PS. A jeśli chodzi o rudych...rude jest piękne :33
Masz całkowicie rację, bo rozdział ma 6 stron, a większość rozdziałów ma ok. 10 ;)
UsuńCieszę się, że udała mi się ich randka, bo kurcze, ale tak ciężko mi się ją pisało, że głowa mała.
Ja też bardzo lubię Lucynkę i od razu powiem, że na pewno nie zabiła gwiezdnych duchów, ale pomysł świetny :)
O figurkach ... najprawdopodobniej dowiecie się prawdy w sezonie 3, więc nie liczcie na wcześniejsze wyjaśnienia, choć inne sprawy niedługo inne sprawy zaczną się powoli wyjaśniać ;)
Dziękuję i nawzajem ;)
Rozdział mnie tak wciągnął, że nie zauważyłam nawet kiedy skończyłam. :o
OdpowiedzUsuńGajeel i Levy na randce? Czekałam na to! Więcej poproszę! I ta Levy kokosu, która pokonuje mięśniaków oraz zawstydzony Gajeel. Piękna scena. *^*
Figurki... co to kurna jest! Myślę i myślę, ale nic nie wymyślę. Igneel i ojciec Levy? Ciekawe, ciekawe, ale czemu takie krótkie! No tak... dla mnie opowiadanie na 30 stron jest krótkie. >.<
Lucy mordercą? Coś nowego. Co tam jeszcze było...
Rozmowa Gajeela i Pana McGardena. Fajnie to opisałaś, a szczególnie jak powiedział, że zięć może mieć cztery palce. xD
To tak, udanych wakacji i mnóstwa weny! ~Pluszaczek
Niezwykle cieszę się, że ci się podobał. Od razu szepnę, że kolejny będzie bardzo długi, ale właśnie dlatego pewnie pojawi się dopiero za dwa tygodnie ;)
UsuńWszystkich widzę nurtują te same pytania, czyli osiągnęłam sukces. Wielu rzeczy dowiecie się dopiero w 3 i 4 sezonie, ale już powoli kolejne puzzle z układanki zaczną się pojawiać i dzięki Księdze Tajemnic sami dojdziecie do prawdy, choć jednej rzeczy na 10000% się nie domyślicie, bo przecież lubię zaskakiwać :)
Udanych wakacji i przyjmuję wenę z największą chęcią ;)
Ho ho ho ale mnie zaintrygowałaś Lucy bezwzględny morderca xD nie umiem się doczekać wyjaśnienia kim ona jest :D
OdpowiedzUsuńNie umiem pisać długich komentarzy więc dodam, że randka była ciekawa i zastanawia mnie po co Igneelowi figurki.
Dużo weny życzy mroczna Alice
Miło, że skomentowałaś. Ja sama przez długi okres czasu nie potrafiłam pisać długich komentarzy, więc całkowicie rozumiem :)
UsuńDla mnie najważniejsze jest, że podobało ci się, i mam nadzieję, że kolejnymi rozdziałami cię nie zawiodę.
Ola Ri ;) -> wenę przyjmuję z największą chęcią
No! Całkiem interesująca randka... ciekawi mnie ostatnia scena to było dość niezwykłe. Zaczyna się robić coraz bardziej ciekawie :)
OdpowiedzUsuńTWOJA NIE FANKA NR 1 ALE FANKA I.K
Cieszę się, że cię zainteresowała. Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach Was nie zawiodę ;)
UsuńPozdrawiam
GaLe! GaLe! I masz mnie.xD Ogółem mi też brakowało takiej staruszki, która skomentowałaby wygląd Gajeela. Tak se myślę, że u CB ta parka też ma potencjał, żeby okradać banki. :D
OdpowiedzUsuńA śledzący członkowie Yakuzy mnie dosłownie rozwalali. Przez cały rozdział miałam niezłą śmiechawkę.
Ominęłam co prawda skomentowanie jednego rozdziału, ale cóż wiedz, iż go przeczytałam. Po prostu nie siadałam w oststnim czasie przy kompie.
Tak coś przeczuwałam, że Lucy świętą Gabriellą tu nie będzie. Wybacz. Ale już mam domysły jak stała się Bezwzględną Morderczynią i którą osobę zabiła pierwszą. Jednak będę milczeć i przyznam się jeśli moja teoria będzie błędna. Wiesz jestem osobą, która wykreowała Heartfillię na psychopatkę, więc rola morderczyni mi do niej pasuję.xD
Figurki smoków mnie akurat, aż tak bardzo nie interesują, ale podziwiam nadania im dużego znaczenia do historii. I nie wiem czy wiesz, ale zaczynam coraz bardziej lubić postać Lisanny. Po części dlatego, iż sama o niej ostatnio pisałam, a po części przez Twojego bloga Oluś.
A propos dodawania rozdziałów - Dodawaj jak chcesz. Mam wrażenie, że ostatnio się z publikowaniem spieszyłaś, ponieważ w obu rozdziałach masz kilka literówek, które bym wyłapała, jednakże z natury jestem leniwa. Zajrzę sobie do tej Księgi Tajemnic. Później stwierdzę czy ten pomysł mi się podoba.xD
Pozdrawiam Lavana Zoro :)
Zacznę tak od końca. To nie to, że się śpieszyłam czy coś. Już zostało udowodnione, że mam tak okres, gdy robię sporo literówek, a że one mnie kochają, to zawsze się gdzieś pojawiają. A jak jest ich kilka, to uwierz mi, ze to jest sukces ;)
UsuńCieszę się, że mój blog jest jednym z elementów, przez które polubiłaś Lisannę. Szczerze, to chciałam z niej zrobić taką inną postać, którą będzie się dało lubić. Mam tylko nadzieję, że w tym, co dalej w niej zaplanowałam, nie zawiedzie cię.
Co do figurek... Większość osób mocno intrygują, ale każdy lubi to co lubi. Może przyjdzie taki moment, że odniosę sukces i ciebie zainteresują.
Domyślam się, czego dotyczy twoja teoria i jestem ciekawa, czy cię zaskoczę. Z Lucy od początku nie chciałam robić żadnej świętej, a to wraz z biegiem historii będzie coraz bardziej się ujawniać.
Nic się nie stało. Ja sama marzę, by siadać mniej do kompa, a mi to nie wychodzi. Cieszy mnie to, że przeczytałaś, i że teraz skomentowałaś ;_
sama miałam bekę przy pisaniu scen z tą gromadką. W zasadzie miałam więcej pomysłów na randkę Galevy, ale wyszło ostatecznie tak, że nie byłam w stanie tych pomysłów zrealizować, bo nie wiedziałam, co mam pisać.
I teraz do pierwszego akapitu... jesteś blisko czegoś a zarazem się mylisz.
I z tą babcią, to ktoś mi dał już pomysł, ale na to jakoś nie wpadłam ;)
Dzięki za komentarz. Mam cichą nadzieję, że w kolejnych cię nie zawiodę ;)
Pozdrawiam Ola Ri
Kawaii!!! ♡♡♡ Strasznie liczyłam na pocaĺunen... to nic. Poczekam *-* Jestem tu nowa, ale juz czuje, ze zostane tutaj na dluzej. GaLe! GaLe! Mam nadzieje ze zrobisz +18 ( aa zreszta wszystko w swoim czasie ).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny zycze!
Ps. Gomenesai za bledy z telefonu pisze ;c :*
Pocalunek* ;p
UsuńByłoby mi bardzo miło, gdybyś została na dłużej :)
UsuńCzy zrobię +18.... Wiesz? Sama w zasadzie tego nie wiem, bo mam już zakończenie tego paringu, ale co będzie pomiędzy, to jeszcze tak dokładnie nie myślałam :)
A! I w tej sytuacji jeszcze pocałunek byłby trochę nielogiczny, więc trzeba im dać trochę czasu.
Dzięki za komentarz i oczywiście będę się starała byś została u mnie do końca ;)