Siedzieli obok siebie na dość
sporej ławce, otoczeni zeschniętymi drzewami, na których pozostawały resztki
liści. Rozglądali się wokół, lecz jedyne, co przyroda im dawała, to niezbyt
przyjemny widok przedzimia.
Niespodziewanie Lucy poczuła ukłucie
w dłoni. Szybko ją cofnęła, sądząc, że jakieś robactwo przyczepiło się do ręki.
Nie widząc niczego podejrzanego, uśmiechnęła się głupio do Regulusa.
– Czyli nic nie pamiętasz? – zaczął
chłopak. – Proszę… – odezwał się, nie dając dojść jej do głosu – … nie szukaj
pamięci.
Nagła prośba chłopaka zmieszała
ją. Spojrzała z niepokojem w brązowe oczy dawnego przyjaciela.
– Dlaczego? – zapytała w końcu
na głos.
– Ponieważ to ty sama chciałaś
zapomnieć – odpowiedział jej szczerze.
Nie rozumiała. Choć jego słowa
były proste i dosadne, nie potrafiła ich pojąć. Była wtedy tylko dzieckiem,
więc co musiało wydarzyć się w jej życiu, by chciała stracić pamięć?
– Nie mogę za wiele ci
powiedzieć, lecz wiedz, że już rozpoczęłaś grę – rzekł, uderzając równocześnie
opuszkami palców o drewnianą rączkę ławki. – To nie jest zabawa. To prawdziwa,
krwawa gra, która sprawi, że pewnego dnia będziesz chciała zapomnieć wszystko,
co do tamtego momentu przeżyłaś.
– Nie rozumiem.
– Ja też nie, ale odpowiedz
sobie na jedno pytanie. Czy nic dziwnego wokół ciebie ostatnio się nie
wydarzyło? – Westchnął, po czym wstał i ruszył w kierunku budynku nr 2, nie
chcąc słyszeć reakcji dziewczyny.
Została sama. Po raz kolejny.
Nienawidziła Loki’ego z całego
serca. Nie dlatego, że ją opuścił. Nie dlatego, że zadał jej niezwykle okrutne
pytanie. Nie dlatego, że zaczęła myśleć nad odpowiedzią. Powód był zupełnie inny.
Bała się tego, że już wcześniej pomyślała o tym samym i dzisiaj chłopak
utwierdził ją w przekonaniu, że ma rację.
***
Lucy chwiejnym krokiem poszła w
stronę klasy, marząc, by w końcu zająć się nauką, a nie „bzdetami”, które mogły
zniszczyć jej życie. Właśnie dlatego wykład profesora Mest’a mógł sprawić, że
choć na moment się wyciszy.
Weszła do sali i wnet usłyszała
ciche szepty. Ignorując je całkowicie, nawet nie spojrzała przed siebie.
Dokładnie wiedziała, czego one dotyczą. Nagle, z zaskoczenia wyskoczyła na nią
wyszczerzona Lisanna, rzucając się jej na szyję i tuląc ja, jakby nie widziała
jej od kilku lat.
– Cieszę się, ze wszystko z
tobą w porządku! – krzyknęła jej na ucho, jeszcze mocniej ją ściskając.
– Lisanna? – zapytała niepewnie
Lucy. – Możesz mnie już puścić? Duszę się! – szepnęła jej na ucho.
Lisanna od razu od niej
odskoczyła, zaczynając ją przepraszać. Jej zachowanie była aż nadto dziwne,
jednak klasa zdawała się na zwracać na to zbyt dużej uwagi. Pani Dragneel mogła
tylko się domyślać, że chodzi o zdarzenie sprzed tygodnia, kiedy w dość
brutalny sposób potraktowała Strauss.
– Przesuniesz się!
Nieoczekiwanie usłyszała za
sobą dość ostry i surowy głos. Niepewnie odwróciła się. Zamarła. Ujrzała
ogromnego, długowłosego mężczyznę, który patrzył na nią wilkiem, jakby była
jego przyszłą ofiarą. Wystraszona odsunęła się, lecz już po chwili żałowała
swojego czynu, widząc, do kogo przyszedł ten człowiek. Nie mając zamiaru
dopuścić go przyjaciółki, natomiast chwyciła go za ramię i odwróciła w swoim
kierunku.
– Wyjdź – rzekła stanowczo –
Gajeel.
Zamarła, gdy ten pochylił się
nad nią i, z wściekłością rozjuszonego drapieżcy, chwycił ją za kołnierz
mundurka. Wiła się, krzyczała, lecz większość klasy nawet nie zareagowała. Jedynie
Lisanna i Levy podbiegły do niej, próbując odepchnął Redfoxa od dziewczyny.
Lucy czuła się bezradna. Potrzebowała pomocy. Rana, która pozostała na jej
ciele po wypadku, zaczęła ją niesamowicie piec. Nie wiedziała, co się dzieje.
Nagle, jakby pod wpływem hipnozy, wbiła palce z oczy chłopaka. Ten od razu ją
puścił, dzięki czemu wykorzystała tę okazję do kontrataku. Szybkim ruchem
odwróciła się, chwyciła Gajeela za ramię i przerzuciła mężczyznę przez swoje
ciało, sprawiając, że ten poleciał prosto na podłogę. Zaskoczona nagłym przepływem
umiejętności, cofnęła się do tyłu, bojąc się, że za moment mężczyzna odegra się
na niej. Wyczekując chwili, gdy wstanie, patrzyła z nadzieją na Levy, która
jako jedyna była w stanie go powstrzymać. Były to tylko złudne marzenia. Sama
McGarden bała się tego człowieka.
– Ty, suko! – syknął Redfox.
– Czego chcesz?! – krzyknęła
wściekłą Lucy, chcąc nadal bronić przyjaciółki. – Znowu zabrać jej kasę czy
może znaleźć inny sposób na upokorzenie jej?
– Lucy – powiedziała cichutko
Levy. – Daj już spokój.
– Jaki spokój? Jego nie powinno
tutaj być! – Oddychała głęboko, nie potrafiąc zrozumieć, dlaczego tak silna
osoba jak Levy boi się narzeczonego. – Przecież wiem, że potrafisz go pokonać.
– Może nie wiesz –odezwała się
Lisanna – ale Levy to tchórz.
– A ty?! – wrzasnęła McGarden.
– Wciąż uciekasz od odpowiedzialności. Zabiłaś Lilianę i teraz próbujesz być
taką świętą!
Lucy nie wierzyła w to, co
widzi i słyszy. Nigdy wcześniej nie widziała takiej agresji u swojej
przyjaciółki. Choć już wcześniej była świadkiem dość niecodziennej sytuacji,
nie spodziewała się, że będzie dane ujrzeć jej nową wersję złości Levy.
– Skończyłyście? – szepnął
cicho Gajeel, idąc w kierunku wystraszonych dziewczyn.
Reszta z klasy odsunęła się na
boki, licząc, że ten konflikt nie odbije się na nich. Lucy wcale im się nie
dziwiła. Gdyby ta sprawa nie dotyczyła także jej, usiadłaby sobie wygodnie w
ławeczce i czekała, aż wszystko ucichnie.
Bez uprzedzenia Redfox rzucił
się na dziewczyny z pięścią. Lucy szybko przygotowała się do ucieczki, ale
wciąż za wolno. Zaciśnięta dłoń leciała prosto na jej twarz. Przygotowana na
ból, zamknęła powieki. Jednak wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Nagły rumor
sprawił, że wszyscy z zainteresowaniem spojrzeli w stronę Gajeela, który leżał
jak długi na podłodze, przyciskany przez nauczyciela.
W duchu dziękowała, że profesor
Mest przybył na czas.
– Jeśli masz zamiar
terroryzować moje uczennice, to wiedz, że nawet jeśli jesteś synem boga, ja nie
będę dla ciebie w żaden sposób łagodny! – syknął Gryder, przyciskając kolanem
ucznia do ziemi i wyginając jego ręką swoją dłonią. – Nic wam nie jest? –
zwrócił się do uczennic.
– Nie – powiedziała cicho Lucy.
– Cieszę się – rzekł
nauczyciel, wymuszając na twarzy delikatny uśmiech. – A ty – zwrócił się do
Gajeela – jeśli nie wyjdziesz z tego miejsca w ciągu najbliższych dziesięciu
sekund, sprawię, że rodzona matka cię nie pozna! Wynocha!
Puścił chłopaka, wciąż
zachowując czujność. Wiedział, że nie może mu zbytnio ufać, dlatego był
przygotowany na ponowny atak dzieciaka. Jednak widząc, że ten spokojnie
wychodzi z sali, uspokoił się, po czym zwrócił się do klasy:
– Same baby, żadnego,
prawdziwego mężczyzny… Żałosne.
– Dziękujemy bardzo! –
powiedziała pokornie Lisanna.
– To był mój obowiązek –
odpowiedział cicho, kierując wzrok na Lucy.
Będąc pewnym, że
niebezpieczeństwo już minęło, podszedł do biurka, po czym podniósł wszystkie
książki, a następnie rzucił nimi o blat, sprawiając, iż po klasie rozległ się
ogromny huk. Spoglądając surowym wzrokiem na uczniów, wyraźnie dawał znać o
swoim niezadowoleniu i rozczarowaniu. Nie musiał nawet prawić im kazania.
Wszystko można było odczytać z jego posępnej twarzy.
– Proszę, usiądźcie do ławek –
zwrócił się do trzech dziewczyn, które próbowały otrząść się po zdarzeniu. – I
mam nadzieję, że taka sytuacja nigdy więcej się nie wydarzy. – Spiorunował
ponownie całą klasę, nie mając najmniejszego zamiaru wybaczyć im tchórzostwa.
***
Wtulony w szkolną ławkę
smacznie sobie drzemał, ignorując cudowny wykład profesora Happy’ego.
Niewyspany, zmęczony i, przede wszystkich, zły na zdarzenie sprzed kilkunastu
minut Natsu nie potrafił się skupić na niczym konkretnym. Jego myśli wciąż
błądziły, nie dając mu zapomnieć o słowach, które wypowiedział dawny przyjaciel
Lucy. Jednak to było jego najmniejsze zmartwienie. Nie znał dalszej części
rozmowy, którą jego żona odbyła z Loki’m w samotności. Chciał wiedzieć, co
takiego się wtedy wydarzyło, lecz wstydził zapytać się o to dziewczyny.
Przecież on jej nigdy o niczym nie mówił.
– Brawo.
– Dziękuję – odpowiedział
Natsu. Nagle podniósł się i spojrzał na swojego nauczyciela, który wisiał tuż
nad jego ławką. – Proszę dać mi spokój.
– Nie! – rzekł stanowczo.
Niepodziewanie Happy chwycił
swojego ucznia za mundurek i zaczął go ciągnąć w kierunku wyjścia, zostawiając
resztę klasy samą w osłupieniu. Choć porwany wił się i próbował wydostać z
uścisku, na nic zdały się zdały próby ucieczki, gdyż nauczyciel nie miał
żadnego zamiaru, by go puścić. Był poważny, co nie było częstym widokiem.
Musiał mieć jakiś powód takiego zachowania, więc jego obowiązkiem było mu
zaufać.
Gdy wyszli na zewnątrz,
zatrzymali się przy fontannie. Happy wygodnie klapnął na ławeczkę, po czym
skierował wzrok ku górze, przyglądając się zachmurzonemu niebu. W pewnym
momencie Natsu dosiadł się do niego, licząc, że szybko wyjaśni mu to niecodzienne
zachowanie.
– Chłopcze – zaczął dość
poważnie – choć martwisz się o tę dziewczynę, to wiedz, że ona sama sobie
poradzi.
– Dlaczego tak uważasz? –
zapytał Dragneel.
– Wczoraj dowiedziałem się
pewnej rzeczy – powiedział cichym głosem.
– I ta „rzecz” tak cię męczy?
– Lucy ma na nazwisko
Heartfilia, prawda? – spytał, ignorując wcześniejsze pytanie przyjaciela.
– No… tak – odpowiedział
niepewnie Natsu.
– Wiesz jak miała na imię jej
matka? – drążył dalej Happy.
– Czy to przesłuchanie? –
Chłopak wygodnie rozłożył się, nie rozumiejąc całkowicie sensu tej rozmowy.
Jednak widząc zmartwioną twarz nauczyciela, zrozumiał, że nie ma wyboru. – Nie
wiem.
– Layla – szepnął cicho.
– I co z tego?
Mężczyzna wstał, po czym zaczął
iść w kierunku wejścia, zostawiając Dragneela bez odpowiedzi. Jednak ten nie
był tak skłonny do tego, by dać mu odejść bez wyjaśnień. Łapiąc profesora za
ramiona, wyraźnie zasygnalizował, że musi usłyszeć prawdę.
– I co z tego? – powtórzył
wcześniejsze pytanie.
– Nie mogę. – Pokręcił głową. –
Najlepiej będzie, jak zapytasz ojca.
– Tajemnice, tajemnice i
jeszcze raz tajemnice!
– Przyjdziesz w niedzielę na
spotkanie? – spytał cichutko Happy.
– Co?
Nauczyciel uśmiechnął się
słodko, po czym odwrócił się na pięcie i, podśpiewując, zaczął iść w kierunku
sali. Wyraźnie szczęśliwy pokazywał, że wrócił „stary on”, lecz Natsu to nie
wystarczało. Maska - to jedno słowo
wciąż krążyło jego głowie. Wreszcie do niego dotarło, że ponownie został
oszukany. Nie tylko on, nie tylko Erza, Gray, Levy i inni uczniowie chowali
swoje prawdziwe twarze, lecz także człowiek, którego uważał za
najradośniejszego na świecie.
– Dlaczego? – zapytał łamiącym
się głosem, nie mogąc wytrzymać już kolejnych kłamstw.
***
Do końca dnia nic się nie
działo. Zachwiana równowaga podczas pierwszym zajęć, nie odbiła się zbytnio na
kolejnych. Dla trzech dziewczyn było najważniejsze, że nie muszą się już
martwić o Gajeela. Profesor Gryder na tyle skutecznie go wystraszył, że nie
powinien już więcej przyjść do szkoły nr 1.
Lucy, martwiąc się o swoją koleżankę, podeszła do niej po zajęciach i
spytała:
– Czy wszystko w porządku?
– Nie – rzuciła krótko, pakując
się. – Ty naprawdę nic nie rozumiesz.
Spojrzała na Lucy z największą
pogardą, jaką była w stanie z siebie wykrzesać, po czym chwyciła torbę i
wybiegła z klasy, zatrzaskując za sobą drzwi. Pani Dragneel podskoczyła z
wrażenia, po czym powróciła do swojego stolika i usiadła na krześle,
potrzebując chwili dla siebie.
Nagle potrzasnęła głową i
wstała, postanawiając, że wystarczy już tego myślenia. Niechętnie zaczęła
pakować książki do torby, układając je odpowiednio do wielkości, by mogły
zmieścić się w dość małej powierzchni. Jednak ku jej zdziwieniu ujrzała
wewnątrz kieszonki dziwną kartkę papieru. Zaciekawiona wyjęła ją, a następnie
zaczęła uważnie czytać wiadomość, która była na niej zapisana.
„Spotkajmy
się na zachodnim dachu.
Na
drugiej stronie masz dołączą mapkę, jak tam dotrzeć.
Proszę,
przyjdź”.
Zgodnie z instrukcją odwróciła
liścik. Zaśmiała się cichutko pod nosem, widząc niezwykle artystyczny rysunek,
który bardziej przypominał karykaturę szkoły, aniżeli namalowaną ścieżkę.
Jednak nawet pomimo talentu tej osóbki, mogła bez problemu określić, gdzie
dokładnie znajduje się miejsce spotkania.
Lucy próbowała sobie
przypomnieć, kto mógł mieć dostęp do jej torby. Wspominając wszystkie
wydarzenia z dnia, odkryła, że tylko kilka osób miało możliwość, by
niespostrzeżenie schować liścik do torebki.
Dziewczyna uśmiechnęła się,
odrzuciła do tyłu włosy, po czym pełna energii pobiegła w kierunku dachu. Nie
chciała znać powodu spotkania. Pragnęła jedynie wiedzieć kto. Złakniona wiedzy
i prawdy, nie potrafiła powstrzymać się od zobaczenia nadawcy.
Gdy tylko dotarła we wskazane
miejsce, które znajdowało się w dość dobrze ukrytej części, zatrzymała się.
Niepewnie spojrzała ku górze, niechętnie wyobrażając sobie, jak daleko mogą
prowadzić kręte schody. Na moment tylko odwróciła się za siebie, chcąc
sprawdzić, czy przypadkiem nikt jej nie śledzi.
Pokonując kolejne schodki,
zastanawiała się, jak wysoko znajduje się ten dach, gdyż ciężki oddech i
spocone ciało wyraźnie dawały jej znać o tym, że włożyła w to zadanie zbyt dużo
wysiłku. Jednak widząc zarys drzwi, poczuła jak nagle odnajduje siły. Nie
bacząc na zmęczenie, przyśpieszyła kroku, po czym popchnęła wejście, gdy tylko
doszła na samą górę.
Cisza.
Zawiedziona podeszła do przodu,
by sprawdzić, czy przypadkiem nadawca liściku nie chowa się po kątach. „Dach”,
choć na początku kojarzył jej się z dość dużą, wolną przestrzenią, która
zbierała uczniów podczas przerwy śniadaniowej, to okazał się niewielkim placykiem,
otoczonym dookoła barierką chroniącą przed wypadnięciem. Może pomyliłam się, pomyślała, rozglądając się wokoło. Nie
obchodził jej w tym momencie piękny widok, który zapierał dech piersiach ani
cudowne i rześkie powietrze, którego tak brakowało w miejskim zgiełku.
Znienacka usłyszała skrzypienie
drzwi. Wtedy dopiero zrozumiała, że nie sprawdziła jednego miejsca, lecz już
wtedy było dla niej za późno. Zanim zdążyła zareagować tajemnica osoba
przekręciła dwa razy kluczykiem, po czym sprawdziła, czy wejście jest na pewno
zamknięte. Przerażona Lucy patrzyła na ten spokojny i delikatny uśmiech z
otępieniem. Choć był on tak piękny jak u anioła, krył się za nim szatański
pomiot.
– Boisz się? – zapytała cichutko,
podnosząc do góry smycz, na której był przyczepiony klucz.
– Nie, Lisanno – odpowiedziała
drżącym głosem Lucy.
Wzięła głęboki wdech, starając
się ze wszystkich sił uspokoić. Jej ręce drżały, a całe ciało oblało się potem
na myśl, co za moment może się wydarzyć. Nie znała zamiarów Lisanny, lecz sam
perfidny uśmiech i sposób, w jaki machała kluczykami przed jej oczyma, wiele
jej mówił. Potrzebowała planu, by uciec, jednak nic nie sprzyjało na jej korzyść.
Zamknięte drzwi, miejsce, w którym się znajdowały i sama obecność wroga były
wystarczającymi powodami do niepokoju. Atakować czy spróbować porozmawiać? Nie
miała zbyt wielu możliwości, dlatego musiała szybko zareagować.
Czekała na odpowiedni moment, obserwując
bacznie każdy ruch przeciwniczki. Wystarczyła jej jedna pomyłka Strauss, by
mogła spokojnie uciec od zagrożenia, jednak każda sekunda zdawała się być
godziną. Niecierpliwość w niej wzrastała, a strach przeradzał się powoli w
niezwykłą żądzę zdobycia klucza. Choć taka zmiana była nadzwyczaj zadziwiająca
dla Lucy, próbowała nie zastanawiać się nad tym. Nie mogła przegapić szansy, a
następnie pluć sobie w brodę za swoją głupotę.
– Jesteś żoną Natsu? – zapytała
w pewnym momencie Lisanna, przechylając delikatnie głowę na prawą stronę.
Lucy wpadła w jej pułapkę i
dokładnie była świadoma, dlatego postanowiła odwrócić sytuację, a przynajmniej
doprowadzić do takiego momentu, w którym Lisanna zacznie bać się o swoje życie.
Dziewczynie nie pozostało nic innego niż blefować, i choć niezbyt była w tym
dobra, podjęła ryzyko.
Ręką sięgnęła do swojej torby,
po czym odsunęła się do tyłu, ustawiając swoje ciało w takiej pozycji, którą
najczęściej podejmowały osoby zamierzające strzelać.
W pierwszej chwili Strauss wyglądała
na lekko zdziwioną, lecz takie zachowanie Lucy nie zrobiło na niej większego
wrażenia. Westchnęła, a następnie zamknęła na moment oczy, śmiejąc się
równocześnie.
Pani Dragneel od razu
zareagowała. Chwyciła w obie dłonie torbę i rzuciła nią prosto na Lisannę.
Początkowe oszołomienie przeciwniczki dało jej szansę, by podjąć prawdziwą
próbę ucieczki. Zwinnymi ruchami ciała zablokowała Lisannę, starając się wyrwać
jej klucz od drzwi. Jednak Strauss, wyraźnie wyszkolona, nie czekając na dalszy
rozwój wydarzeń, chwyciła Lucy w nadgarstku, sprawiając, że ta poluzowała
uścisk. Przerzuciła ją przez swoje ciało, ciskając ją o podłogę.
– Nieźle – szepnęła zasapana
Lisanna,. – Wiesz… Ja chciałam tylko porozmawiać – powiedziała spokojnym
głosem, po czym położyła kluczyk obok Lucy, dając jej swobodny dostęp do
zdobycia przedmiotu.
Zaskoczona i podejrzliwa
dziewczyna niepewnie zaczęła sięgać po swój cel, nadal nie mogąc uwierzyć, że
jej wszystkie niepokoje były fałszywe.
– O czym chciałaś ze mną
porozmawiać? – zapytała w końcu Lucy, marząc, by jak najszybciej zejść na
ziemię.
– Wiesz, co to za miejsce?
Dragneel rozejrzała się wokoło,
by móc jeszcze raz baczniej przyjrzeć się tej części szkoły, lecz po ponownych
oględzinach nic więcej nie udało jej się ustalić. Nie była to jakaś wyjątkowa
część szkoły, która w jakiś sposób mogłaby się wyróżniać, ale dla Lisanny
wyraźnie miało ono ogromne znaczenie.
W pewnym momencie Strauss
podeszła do barierki i spojrzała ku dołowi. Choć widok nie był ani zbyt
przerażający, ani piękny, do jej oczu powoli zaczęły napływać łzy. Milczała,
opuszkami palców wystukując jakąś cichutką melodię, którą po kilku sekundach
zaczęła nucić.
– Patrzyła na mnie – odezwała
się Lisanna. – Stała właśnie w tym miejscu i patrzyła na mnie, uśmiechając się.
Pragnęła, żebym cierpiała. Nic nie mówiła, nic nie krzyczała… Po prostu nuciła
naszą wspólną piosenkę. Dopiero w ostatnich sekundach swojego życia zapytała:
dlaczego? Zanim zdążyłam odpowiedzieć, zaśmiała się i popełniła samobójstwo.
– Mówisz o Lilianie? – spytała
Lucy.
– Tak – rzekła cicho. – A wiesz
może, czego dotyczyło jej ostatnie pytanie?
– Dlaczego ją skrzywdziłaś? –
odpowiedziała bez wahania.
– Nie. – Pokręciła głową, po
czym odwróciła się w stronę Lucy. – Dlaczego tak naprawdę popełnia samobójstwo?
Przez tyle czasu myślałam, że to była moja wina. Nawet Natsu mnie o to
oskarżał, dlatego właśnie wyjechałam – dodała. – Jednak jedynym winnym był
właśnie on. Nie do mnie miała żal, tylko do niego.
– Nie rozumiem – powiedziała
pani Dragneel, przerywając monolog dziewczyny. – Jak to Natsu? Co on ma z tym
wspólnego?!
– Wiesz o tym, że… uprawialiśmy
seks, ale on był przekonany, iż robi to z Lilianą.
Lucy zrobiła krok do przodu, po
czym otworzyła usta, chcąc coś dodać od siebie, ale Lisanna wystawiła otwartą
dłoń przed siebie. Dała tym samym wyraźny znak, że chce, by dziewczyna
wysłuchała jej do końca.
– Może zacznę od początku, bo
jestem świadoma tego, że teraz będziesz próbowała go bronić ze wszelkich sił,
ale jak zakończę opowieść, sama się zagubisz… tak jak ja. – Ponownie odwróciła
się, spoglądając w stronę nieba. – Wszystko zaczęło się trzy lata temu, kiedy
ja i moja siostrzyczka miałyśmy po czternaście lat. Głupi wiek, a na dodatek
zostałyśmy wychowane na małe gówniary, które oczekiwały, a nic od siebie nie
dawały. Zawsze najładniejsze, najlepsze ciuchy, najmądrzejsze… obie, aż do
pewnego momentu, kiedy to musiałyśmy przeprowadzić się z rodziną do Magnolii.
Wtedy właśnie poznałyśmy Natsu Dragneela, człowieka, którego musiałyśmy mieć.
Tak przynajmniej mi się zdawało, ale Liliana zmieniła się. Zakochała się w nim
dosłownie od pierwszego wejrzenia. Spędzali razem czas w pokoju klubu
muzycznego, do którego kiedyś cię zaprowadził. Chyba po naszym pierwszym
spotkaniu. Ale do rzeczy. Wszystko było piękne i cudowne przez cały rok do
momentu, w którym wydarzyło się to, o czym ci wcześniej powiedziałam. Zgaduję,
że nadal byś go broniła, ale jeśli ci powiem, że Liliana była tylko jego
zabawką. Ozdobą, która pozwalała mu jakoś wyglądać. Nigdy jej nie kochał. Była
tylko rzeczą zastępczą za dziewczynkę z dzieciństwa i nic więcej. Potrzebował
kogoś, kto się nim zajmie i znalazł łatwowierną dziewczynę. Dlatego właśnie dwa
lata temu przespał się ze mną, bo dla niego nie miało znaczenia, kto go
pocieszy. Tego dnia dowiedział się czegoś strasznego, przez co potrzebował
zrzucić z siebie wszystkie zbędne emocje i tym razem mnie do tego wykorzystał.
Właśnie to był powód śmierci mojej siostry. Ona po prostu zrozumiała, jakim
draniem był człowiek, którego tak głęboko kochała.
Uderzyła pięścią w barierkę,
zaciskając równocześnie zęby z całej siły.
– Dlaczego mi to mówisz? –
zapytała blondynka, choć dokładnie wiedziała, jaką uzyska odpowiedź.
– Bo chcę cię ochronić przed
tym człowiekiem, przed tym potworem! – krzyknęła, zaciskając mocniej dłonie na
poręczy. – Nie wiem, czy on jest nawet świadom tego, jak bardzo krzywdzi
innych. Choć wydaje mu się, że po prostu wszyscy się na niego uwzięli, nie
zauważa, iż przyczyna problemów leży właśnie w nim.
– Może jemu też jest trudno –
szepnęła Lucy, podchodząc do Lisanny. – Jeśli jeszcze nie wiesz, to powiem ci,
iż to ja jestem tą dziewczynką, za którą tak tęsknił ten burak.
– Nie martw się. Mam dobre
źródło informacji – rzekła z uśmiechem na twarzy.
– Skoro wiesz tak wiele, to
także musisz znać jego przeszłość.
Lucy chwyciła ją za dłoń, po
czym przekręciła jej ciało tak, by mogły sobie spojrzeć prosto w oczy. Stały
tak przez kilka sekund, lecz żadna z nich nie była w stanie nic z siebie
wydobyć. Milczały, marząc, by zakończyć tę rozmowę i po prostu się rozejść.
W pewnym momencie Lisanna
poprawiła swoje włosy, po czym odwróciła się dość szybko i skierowała w stronę
drzwi. Zaskoczona blondynka podążyła za nią wzrokiem, pamiętając, że przecież
to ona ma klucz. Nagle ujrzała dziwną rzecz, przez którą zaczęła rozmyślać nad
jeszcze jedną możliwością takiego zachowania Strauss. A mianowicie wystający
czarny kosmyk włosów, który był troszkę dłuższy od reszty. Choć nigdy nie miała
okazji zbytnio przyglądać się tej dziewczynie, to wiedziała, że tak charakterystycznej
rzeczy by nie przegapiła.
– Dziękuję – odezwała się
Lisanna. – Myślałam, że to ja przychodzę pomóc tobie, a jest na odwrót. Dzięki
twoim słowom wreszcie jestem gotowa podjąć ostateczną decyzję.
Wyraźnie szczęśliwa wyjęła z
kieszeni jakiś przedmiot, po czym wykonała jakąś czynność tak, że Lucy nie była
w stanie zobaczyć, co robi. Wszystko się jednak wydało, gdy Lisanna tylko
nacisnęła klamkę, a następnie otworzyła drzwi i wyszła przez nie, pozostawiając
je otwarte.
Zdezorientowała dziewczyna szybko
zaczęła przeglądać przegródkę sukienki, do której włożyła klucz. Jednak po
mozolnych poszukiwaniach odkryła, że jego tam po prostu nie ma.
Zaśmiała się.
Zasłoniła rękoma twarz, po czym
upadła na ziemię i ryknęła śmiechem, nie potrafiąc się powstrzymać. Nie czuła
urazy ani nie była zła. Wręcz przeciwnie. Ogromna satysfakcja z zabawy z
Lisanną sprawiła, że po raz pierwszy od jakiegoś czasu pomyślała, iż chce wziąć
udział w tej chorej grze. Nawet wiedząc, jakie mogą być jej konsekwencje.
Nie chcąc dłużej kazać czekać
Natsu, szybko zeszła na parter, po czym zaczęła kierować się w stronę parkingu,
gdzie miał na nią czekać mąż. Sądząc, że dość tej adrenaliny na jeden dzień,
wzięła głęboki wdech. Potrzebowała uspokoić myśli, które szalały od nowych
informacji, teorii i, co najgorsze, dotyczących człowieka, do którego właśnie
szła.
– Mam ochotę wymienić mózg na
nowy i przestać na razie się tym martwić – szepnęła pod nosem.
– Witam! Czy mam przyjemność z
panienką Dragneel?
Usłyszała delikatnie chropowaty
głos, który wyraźnie należał do kogoś już w starszym wieku. Nie kojarząc go,
powoli odwróciła się. Ujrzała stojącego za nią szczupłego, wysokiego mężczyznę
w wieku około sześćdziesięciu lat. Ubrany był w niesłychanie kolorowy garnitur,
którego barwy zlewały się ze sobą, tworząc dosłownie obrzydliwy efekt. Choć
twarz miał nader przeciętną, wyglądał jak zwyczajny mężczyzna w tym wieku, to
jego postura i odrzucający strój sprawiały, że chciało uciec się od niego jak
najdalej.
– Tak, a pana co do mnie
sprowadza? – zapytała niepewne, wykrzywiając twarz w niekulturalnym grymasie.
Na początku z lekka zmieszany
podrapał się po siwym zaroście, lecz wraz z upływem czasu jego stosunek do
dziewczyny zaczął się diametralnie zmieniać. Nawet będąc jeszcze niedawno pod
wpływem zwierzęcej hipnozy Lisanny, nie czuła takiego lęku jak w tej chwili.
Choć był to tylko zwykły starzec – a przynajmniej na takiego wyglądał – pod
warstwą niewinnego człowieka kryła się dziwna siła, nakłaniająca dziewczynę do
ucieczki.
Cofnęła się, po czym
błyskawicznie odwróciła się i ruszyła do biegu. Jednak zareagowała zbyt wolno.
Mężczyzna, pomimo wieku, złapał ją za nadgarstek, wykręcając go. Następnie
przysunął się do niej tak blisko, że mogła poczuć jego ciepły oddech na
delikatnej skórze szyi. Przerażona rozwojem sytuacji zaczęła rozglądać się
dookoła, by móc spróbować wypatrzeć jakiegoś zabłąkanego ucznia, który
pośpieszył by jej z pomocą.
– Gdzie są dokumenty? – syknął,
ściskając jeszcze mocniej rękę dziewczyny. – Gdzie?! – powtórzył ostrzej.
– Ja nic nie… wiem! – wyjąkała,
nie potrafiąc wytrzymać bólu, który wydawał się promieniować przez całe jej
ciało. – Jakie dokumenty?
– Tylko ty do nich miałaś
dostęp! Gdy wybuch pożar w bibliotece, ty tam byłaś.
– Ja nic nie mam!
– Nie kłam! – wrzasnął do jej
ucha. – Nie wierzę, by one mogły spłonąć. Przecież zostałaś wynajęta przez
niego! Sama nie mogłabyś znaleźć tego pokoju.
– Ja nic nie wiem!
– Proszę ją puścić, profesorze
Porla.
Zaraz po tych słowach ktoś
chwycił mężczyznę za marynarkę i odciągnął do tyłu, dając możliwość Lucy na
ucieczkę.
Odskoczyła szybko od
dręczyciela, po czym odwróciła się, by móc zobaczyć, kto jej pomógł. Ku
zaskoczeniu okazało się, że stał przed nią Natsu, który teoretycznie powinien
czekać na nią przy samochodzie. Jednak tym razem nie miała mu za złe, że wrócił
się po nią.
– Idziemy! – syknął Natsu,
obejmując ją ręką za talię i zaczynając prowadzić w kierunku samochodu.
– Co się dzieje? – zapytała,
gdy już byli w odpowiedniej odległości od prześladowcy.
– Raczej to ja powinienem zadać
to pytanie! – niespodziewanie krzyknął. – Najpierw się spóźniasz, a teraz
okazuje się, że ktoś chce od ciebie jakieś dokumenty. Za dużo kina akcji się
naoglądałaś czy co?
– O co ty mnie oskarżasz?! –
Wściekła wyrwała się, po czym spojrzała na niego surowym wzrokiem,
postanawiając wymusić na nim przeprosiny. – Ja nie mam bladego pojęcia, o czym
gadał tamten przebieraniec! Mówił o jakiś dokumentach z tamtego pomieszczenia,
w którym był pożar, i że niby ja zabrałam je na czyjeś zlecenie, ale ja nawet
nie zdążyłam tknąć rzeczy, które tam były!
– Do dobra, przepraszam – rzekł
niepewnie. – Nie chciałem cię obrazić, po prostu się martwiłem.
„Bo chcę cię ochronić przed tym
człowiekiem, przed tym potworem!”. Przypominając sobie wcześniejsze słowa Lisanny,
Lucy zawahała się na moment. Musiała zdecydować, jak od teraz zacznie traktować
Natsu. Choć odpowiedź sama rzucała jej się na język, ciężko było wprowadzić
postanowienie w życie. Znała historię bliźniaczek, przez co inaczej patrzyła na
Dragneela niż wcześniej, lecz czy to coś w zasadzie zmieniało?
Dziewczyna pokręciła głową, a
następnie szeroko uśmiechnęła się do chłopaka, wprawiając go w niemałe
zakłopotanie. Zdezorientowany podniósł rękę, a następnie rozczochrał dłonią jej
włosy. Oboje zaśmiali się wesoło, gdy tylko ruszyli w stronę auta.
Miałam komentarz, ale chyba się nie dodał...
OdpowiedzUsuńNie mam ochoty go powtarzać słowo w słowo, więc streszczę.
Lisanna mnie nieźle zaskoczyła. Wolę ją niż Natsu. Natsu - giń.
Erza - biedaczka. Jak mogli jej wszystko zabrać? No jak?! Jeszcze ten książe. Kim on jest?
Pozdrawiam, życzę zdrowia.
~Juvia L.
PS Jak ten pierwszy komentarz się doda jednak, proszę o usunięcie tego, bo ja raczej nie spojrzę.
Póki co się nie pojawił, więc pewnie czegoś nie nacisnęłaś, ale nie martw się. Nie raz mi się to zdarzało.
UsuńOjej... Zabijamy Natsu? Sierpy w dłoń i idziemy bić ;)
A jeśli chodzi o tego księcia... to tak było z pozdrowieniami do tych, którzy czytali Nowe Życie ;)
Pozdrawiam
Szkoda, że nie czytałam tego bloga... Jakoś tak wypadło ;(
UsuńTo nic ważnego :) Po prostu tam też był książę la Pradley ;)
UsuńNaprawde wspaniały rozdział, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Ciekawe czy to prawda co opowiedziała Lisanna Lucy... Życzę ci mnóstwo czasu na pisanie i kopa od weny... mnie też by się przydało...
OdpowiedzUsuńTWOJA NIE FANKA NR 1 ALE FANKA I.K
Kop, kop! - > dostajesz ode mnie ;)
UsuńCieszę się, że cię zaskoczyłam i w zasadzie mogę odpowiedzieć na twoje pytanie. Tak, to jest prawda :) Choć kolejne pytanie: A co za prawdę uznają inne osoby ;)
Nie mniej, dziękuję bardzo ;)
Pozdrawiam
Bardzo ciekawy rozdział, który mnie dosłownie pochłonął :)
OdpowiedzUsuńTrochę zaczynam już się gubić i nie wiem co mam myśleć o Natsu. :/ Lisanna mogła powiedzieć prawda, bo bardzo boli ją śmierć Lilianny i chciała ostrzec Lucy przed Dragneelem. Jest też opcja, że powiedziała to tylko dlatego, aby odbić chłopaka :/ Naprawdę nie wiem co o tym myśleć. Jeszcze Porla wyskoczył z jakimiś dokumentami = kolejna zagadka.
Kolejna sprawa - interesuje mnie ten książę, który kupił firmę rodziców Erzy :D Może to nie jaki pan Jellal Fermandes ^^ Pomarzyć zawsze można ;) No i na koniec sen, który się śnił Lucy. Czy ty próbujesz zrobić z jej mamy złą kobietę?! Tak to wyglądało, ale w ten sposób zrobiło się naprawdę ciekawie :D I jeszcze ta urocza scena na końcu <3 Pięknie
Powtórzę jeszcze raz :) Rozdział naprawdę ciekawy. Spodobał mi się i czekam na więcej.
Życzę ci udanych wakacji, dużo weny, czytelników, czasu na pisanie rozdziałów, jak i na własne przyjemności ;)
Pozdrawiam
I pewnie będziecie się gubić chyba do końca opowiadania :) Dużo będzie jeszcze wątków, ale oczywiście spokojnie, bo powoli będę wszystko wyjaśniała. O tych "dokumentach" pojawi się co nie co i w zasadzie to nie jest trudna zagadka, ale potrzebnych będzie parę elementów, by odkryć co i jak ;)
UsuńCo do matki Lucy... nie chcę oczywiście nic tutaj zdradzać, ale wcześniej niejednokrotnie było wspomniane o tym, że Lucy chciała zapomnieć, więc... no...
I ten książę to na 100% nie Jellal ;)
Bardzo dziękuję i pozdrawiam
Szkoda, że to nie Jellal :'( Tak na niego czekam XD
UsuńA co do Layli to zaczyna mi się coś przejaśniać. Heh, nie lubię kryminałów, bo nigdy nie jestem w stanie zgadnąć kto jest sprawcą XD Sama nie nadaje się też na detektywa XD
NIe martw się, jak już się pojawi, to będziesz żałowała, że chciałaś go widzieć ;)
UsuńJa natomiast ubóstwiam kryminały i w 50% przypadkach znam mordercę dość wcześnie, więc mózg jest podatny na zagadki ;)
Kurcze... bardzo ci dziękuję. Mam nadzieję, że nie zawiodę cię z wyjaśnieniami, bo naprawdę będzie tego strasznie dużo, choć jak już będę przy końcu to się okaże, ze większość w zasadzie była ze sobą powiązana, ale na koniec trzeba będzie troszkę poczekać ;)
OdpowiedzUsuńCo do Layli... bardzo dobra teoria, ale jak zawsze... nic nie zdradzę.
Dobrze ci się kojarzy La Pradley, bo ja specjalnie (czytaj: na złość) wybrałam takie imię ... i nazwisko (sama nie wiem, co to jest ;))
Oczywiście będę wytrwała i dziękuję bardzo ;)
Pozdrawiam
Odemnie taki wieeelki ukłon dla Ciebie kochana~!
OdpowiedzUsuńLissana, jaki troll xDD Ja to myślałam że z Lissany to sadysta będzie a tu nic xD
Natsu jak mogłeś się pomylić z kim idziesz do łóżka ;__; Ja wiedziałam że ty głupi.... ale aż tak xDD
Erza się pojawiła *0* Szkoda że tak krótko ;( Ale jej scena również była ciekawa :) A może ten książe z NŻ to jakiś agent o głupim pseudonimie i chce sprowadzić Erze do swojej prawdziwej rodziny... Boże jak teoria xDD
Łiiiiii~! Natsu uratował Lucynkę =DD Jakie dokumenty panie P. ... Może chodzi o to że chce on ją zabrać do Szkoły numer 2 ??
Layla T^T No wież co ... tak nad Lucynką się znęcać ... A może to Mavis! Może Mavis to jej ciotka! Lucy miała wykonać jakąś misje ?? Mavis, Gray i Loki... Może Mavis miała córke Mavis albo siostrami są i jedna żyje a druga nie albo obydwie nie żyją.... Gray może się przeprowadził i znał Lucy, a później Juvie spotkał...Loki, a ja nic o tobie nie powiem bo ty to wieczna zagadka jesteś :/
A ogółem cały rozdział świetny. Te tygodnie oczekiwać nie poszły na marne, a naptraqde bardzo mi się dłuuuużyły. Gdzieś kropki nie zauważyłam na końcu zdania, a tak to wszystko Ok.
~~~~Pozdrawiam i przesyłam weny ;)
Cieszę się, że cię nie zawiodłam. Naprawdę się starałam. Parę rzeczy oczywiście mogę wyjaśnić. Były tylko dwie Mavis. Jedna była założycielką szkoły nr.1 i babcią tej Mavis, którą kochał Zeref.
UsuńDokumenty na 100% nie dotyczą żadnych przenosin itd. to znacznie grubsza sprawa.
Co do Erzy... bardzo ciekawa teoria i po części mogę się nią zgodzić, ale nie zdradzę, w której (przecież muszę być złośliwa).
A Natsu mógł się pomylić, bo niby one są bliźniaczkami, więc... ;)
Dzięki i pozdrawiam
O jej taki fajny rozdział :D nieźle mnie zaskoczyłas z Lisanną niespodziewałam się tego. Hmm... Natsu na razie go zostawię, a8 co do Erzy biedna jak mogli jej wszystko zabrać :( Ale Lucunka miała sen. I co to za dokumenty co były w bibliotece? I czego dotyczą? Teraz nie da mi to spokoju.
OdpowiedzUsuńA tak na koniec to kochana dużo weny ci życzę ;P
Pozdrawia tajemnicza Alice i jej towarzysz Cień
Jeśli Was dręczą te rzeczy, to znaczy, że osiągnęłam sukces, a bardzo mnie to cieszy. Dziękuję za doping, oczywiście postaram się stworzyć jak najlepsze rozdziały ;)
UsuńRozdział moim zdaniem smutny. :c Szkoda mi Erzy, której zabrali wszystko. Natsu i jego przytulas. Chcę tego więcej! Ale najbardziej ciekawi mnie to, jak potoczy się sprawa z Lissaną, Natsu i Lucy. No i oczywiście dokumenty. Co takiego zawierają? To pytanie mam jak na razie w głowie.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci, mnóstwo weny kochana. ^^
Nie chwila... zapomniałam o czymś. xD Wiem! Już wiem! Ten no em... jak mu było... Jezus Pluszak myśl. *10 minut później, po zjedzeniu czekolady* Książę to na 100% Jellal. Chyba >.<
No to jeszcze raz weny Ci życzę i duuuużo przytulasków.
Pozdrowienia od Pluszowej.
Już ktoś dał ten pomysł o Jellalu, ale już odpowiadam, że na 1000% to nie jest on ;)
UsuńOczywiście przyjmuję przytulaski i dziękuję bardzo za komentarz. Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach Was nie zawiodę ;)
Pozdrawiam
PS. Jeśli teraz jest smutne, to co będzie jak zacznę zabijać .... :) :) :)