Cisza
zastała Zerefa w pałacu królewskim. Wychylił się nieznacznie przez drzwi
prowadzące do głównego pomieszczenia, po czym wszedł do środka. Wewnątrz nie
było nikogo. Tron stał pusty. Kilka myszy przebiegło przez środek podłogi, chowając się wśród stosów materiałów znajdujących się tuż za rzędem kolumn. Fetor uderzył w twarz Zerefa. Zakrył twarz, nie mogąc znieść obrzydliwego zapachu. Naciągnął kołnierz pod samą brodę.
Czyjeś
kroki odbiły się echem między pustymi ścianami komnaty. Zeref zatrzymał się.
Wymierzył broń w pustą przestrzeń. Odczekał moment. Kot skoczył w zbiorowisko myszy, łapiąc jedną z nich. Świecznik przewrócił się, rozbijając z hukiem o podłoże. Ponownie nastała całkowita cisza.
Ruszył dalej, omijając ostrożnie kałuże nieznanych mu cieczy.
Nagle
ktoś wyskoczył zza jego pleców, łapiąc w silnym uścisku. Uderzył go łokciem
prosto w nos. Rozległ się dźwięk łamanej kości. Krew chlusnęła na jego włosy. napastnik nadal go nie puścił. Podskoczył w miejscu, opierając się plecami o ciało atakującego. Gwałtownie obniżył się i nadepnął na obie stopy tajemniczego człowieka.
Oboje przewrócili się, upadając w stos materiałów. Broń wypadła
Zerefowi z rąk i poleciała gdzieś w okolice kolumny. Natychmiast rzucił się ku
niej; za wolno.
Laxus
złapał pistolet szybciej. Stanął naprzeciw Zerefa i wycelował prosto w jego
głowę.
—
Dlaczego ją zabiłeś? — spytał Laxus, przybliżając się o kilka kroków. — Dobrze
wiedziałeś, że to nie ona stała za zamordowaniem mojego ojca!
—
Nie chciałem jej zabić, a teraz uspokój się — odparł zaskakująco łagodnym głosem. Napiął mięśnie. Powtórzył sobie w myślach, żeby tylko nie ukazać strachu; nie przez Laxusem. — Wiesz,
że moja śmierć tylko pogorszy sprawę.
—
Gratulacje. — Zaśmiał się cicho. — Właśnie zdobyłeś nagrodę debila roku.
Myślisz, że obchodzą mnie sprawy kraju czy czegokolwiek innego. Jeśli jeszcze
nie domyśliłeś się, to powiem ci, że nie. Mam ochotę cię zabić. Wypruć ci te
przeklęte flaki i rozrzucić po całym Fiore. O niczym innym nie marzę od
ostatnich miesięcy.
—
Nie rozumiesz. — Wystawił przed siebie ręce, próbując dać do zrozumienia
Laxusowi, że nie ma złych zamiarów. — Chciałem ją uratować, ale jeden z moich
ludzi zbuntować się, Jackal. To on zastrzelił Mirajane, a ja nie wiedziałem nic
o jego akcjach.
Laxus
podkręcił głową w zdumieniu. Uśmiechnął się smutno.
—
Czy to ma znaczenie? — zapytał z wyrzutami. — To był twój człowiek. Jaki z
ciebie król, skoro nie mogłeś przypilnować jednego ze swoich pupilków?
Pozwoliłeś zginąć niewinnej kobiecie. Pozwoliłeś zginąć mojej ukochanej.
Opuścił
dłoń z bronią. Gorzkie łzy spłynęły po policzkach Laxusa. Upadł na kolana i
zasłonił twarz dłonią. Palec wciąż drżał mu na spuście. Marzył, aby strzelić;
zabić Zerefa i uwolnić się od tej klątwy, od koszmarów i bezsennych nocy.
Pragnął ujrzeć martwe ciało Dragneela, zrzucić je ze schodów pałacu
królewskiego i wykrzyczeć wszystkim w twarz prawdę o tym zwyrodnialcu. A potem
już tylko czekać na to, aż ktoś go zastrzeli. Jednak w tej sposób nie zwróciłby
życia ukochanej. Zabiłby króla, doprowadził do kolejnej wojny, a tym samym
skazał wszystkich ludzi na ten sam los, który go spotkał… Nie był na tyle
odważny, by pociągnąć za spust. Ale nie posiadał tyle siły, by wybaczyć.
Zeref
ostrożnie podszedł do niego. Nie chciał stracić jedynej okazji na wyciągnięcie
broni.
Nagle
Laxus wstał. Wrzeszcząc, płacząc i wzywając imię Mirajane, strzelił… Ktoś wybiegł zza kolumny.
Zeref
uchylił się w ostatniej chwili. Pocisk trafił prosto w głowę zabłąkanego króla
Pengrande. Krew rozpryskała się strumieniem na ścianie. Ciało łupnęło o twardą powierzchnię. Powoli zsunęło się, pozostawiając na malowidle krwawy ślad, po czym głucho uderzyło o podłogę. Laxus zamarł w bezruchu. Zeref rzucił się na niego, korzystając może z jedynej okazji na ratunek. Wyrwał mu broń i wycelował w jego łydkę; postrzelił
mężczyznę.
Laxus
upadł, jęcząc żałośnie.
— Przepraszam, ale mogę ci pozwolić stąd
uciec — uśmiechnął się — bohaterze — i dodał ciszej.
Westchnął
ciężko. Odwrócił się, nie chcąc, by Laxus choćby na moment zobaczył jego pełną
rozczarowania i rozpaczy twarzy. Podszedł do króla Pengrande. Przełożył go na
plecy i obejrzał ranę w głowie. Sprawdził, czy mężczyzna żyje — na całe
szczęście faktycznie był martwy.
Na
zewnątrz rozległy się hałasy. Zeref z powrotem podszedł do
Laxusa, który próbował zabezpieczyć ranę. Uderzył go w tył głowy. Złapał, zanim
ten zdążył upaść na podłogę. Chwycił za bezwładne ciało i tylko czekał.
Drzwi
od sali tronowej otworzyły się. Ku jego największemu zdziwieniu, ujrzał
nieznaną mu kobietę. Kojarzył tę twarz, charakterystyczny ubiór, ale umiał
przypisać tego wizerunku do nikogo, kogo znał.
—
Pomóż mi — powiedział szybko, postanawiając nawet przed nią odegrać rolę
niewinnego. — Laxus został zraniony przez strażnika króla, sam zabił…
—
Kłamiesz — przerwała mu. — Chcesz… — Zawahała się. — Chcesz go zabić? — spytała
wątpliwie.
Pokręcił
głową.
—
Laxus naprawdę zabił króla — rzekł przekonująco, a przynajmniej tak mu się
wydawało. — Przeżyje, ale musi zostać bohaterem — wyjaśnił jej. — A kim ty…
—
Cana, córka Gildartsa — przedstawiła się.
Przypomniał
sobie w końcu o dziewczynie, która zawsze stanowiła nieodłączny element paczki
z Laxusem i Mirajane w szkole i która zawsze podkochiwała się Laxusie…
—
Będzie żył, ale musisz mi pomóc — rzekł stanowczo. — Inaczej nie przeżyje.
—
Nie zabijaj go… — Niemalże płakała.
—
Nie zabiję — jeszcze raz potwierdził.
Hymn
królestwa Pengrande rozniósł się echem między pustymi korytarzami pałacu. Dym
dotarł już do sali królewskiej. Cana weszła głębiej, zaczynając się dusić.
Zakryła twarz chustą — nie pomogło. Zaczęła szukać odpowiedzi u Zerefa, lecz
nawet ten nie wiedział, co się dzieje. Spróbował podnieść Laxusa —
bezskutecznie.
—
Sami się stąd nie wydostaniemy — oświadczył.
Czarne
kłęby dymu zaczęły uciekać w drugą stroną. Zdziwili się oboje. Do pomieszczenia
wszedł cały tłum rewolucjonistów, którzy trzymali strzępy wcześniej podpalonej
flagi. Mavis wyszła naprzeciw ich. Rozejrzała się i spojrzała na Zerefa,
szukając u niego jakichkolwiek odpowiedzi. Nie rozumiała powodu, dla którego
Cana znajdowała się w tym pomieszczeniu, dlaczego Laxus zwisał nieprzytomny na
ramieniu jej ukochanego i ledwo się na nim trzymał. W kącie, tuż przy kolumnie
zauważyła martwe ciało. Układanka powoli zaczynała mieć sens.
—
Laxus uratował mi życie. Wysłałem jego na misję, aby w razie mojej porażki, od
dokończył misję. Król oszalał. — Wziął głęboki wdech. — Zranił go. — Głową
wskazał na nogę Laxusa. — Zranił go przez to, że Laxus próbował mnie osłonić. I
to on zabił szalonego króla. Zabierzcie go szybko do lekarza, to bohater.
Cana
nie zaprzeczyła ani nie potwierdziła słuszności jego słów. Jednak nic już nie
miało znaczenia. Rewolucjoniści odepchnęli ją na bok. Chwycili Laxusa i dumnie
zaczęli nieść ku pomieszczeniu, w którym lekarz i kilka pielęgniarek leczyło
ofiary rewolucji. Cana chciała podążać za nimi, lecz nagle za ramię chwycił ją
Zeref.
—
Poddam go narkozie — szepnął. — Zostanie przewieziony jeszcze dziś do Fiore.
Tam ukryjcie się i nie dopuście, by ktokolwiek go znalazł. I nie możesz
dopuścić, by Laxus szukał zemsty.
—
Ja nic nie… — zaczęła.
—
Możesz — przerwał jej, agresywnie szarpiąc za rękę. — Wiem, że ci na nim
zależy. Więc tylko w ten sposób go uratujesz, Cano… Tylko w ten sposób —
powtórzył ciszej.
Puścił
ją. Pobiegła za rewolucjonistami. Mavis i Zeref zostali w sali tronowej sami.
Nastała niepokojąca cisza.
—
To… — Wbiła wzrok w podłogę. — Co z nami?
—
Wyjdź za mnie! — oświadczył bez najmniejszej chwili zawahania.
—
Słuch… SŁUCHAM?! — wrzasnęła, nie mogąc uwierzył w słowa, które właśnie padły z
ust Zerefa.
Złapał
ją za dłoń. Jego twarz przykrył łagodny, ciepły uśmiech. Nie kłamał. Mówił
szczerze i od serca — wszystko to, co dusił w sobie przez lata. Wierzył, że
Mavis nie żyje, a jak za dotknięciem magicznej różdżki okazało się, że jednak
to kłamstwo.
—
Nie chcę dłużej czekać i znowu cię stracić. Kocham cię, a jeszcze bardziej cię
zacząłem kochać, gdy cię straciłem — wyznał jej. — I nie chcę drugi raz
żałować, że czegoś nie zrobiłem, że coś zaniedbałem. Bądź ze mną. Jestem
królem, to trochę utrudnia sprawę, ale ty zostaniesz królową. Razem możemy
znowu się połączyć i rów nośnie próbować odpokutować za nasze grzechy. Mavis,
czy wyjdziesz za mnie.
—
Nie — odparła stanowczo.
—
Nie?
—
Jeszcze zapomniałeś dokończyć jednej rzeczy — przypomniała mu. — Lucy… —
Westchnęła ciężko. — Proszę, pomóż mojej kochanej kuzynce. A wtedy — pocałowała
go w usta — wyjdę za ciebie.
Puścił
jej rękę i bez chwili zawahania podążył w stronę miasta, gdzie czekała
Grandeene i Fairy Tail…
Coś mi nie pasuje w tym rozdziale... Kurcze, mam go ochotę napisać jeszcze raz, ale może to tylko moje widzimisię... Jak sądzicie?
PS. Zapraszam do zajrzenia na post o Patronite :)
:)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńMi tu nie pasuje tylko jedno.
OdpowiedzUsuńSkoro Laxus tak jakby pogodził się z tym, że zabijając Zerefa nic nie osiągnie i tylko pogorszy sytuację to dlaczego nadal jakby próbował bo zabic?
Oświadczyny Zerefa xD i ta początkowa odmowa Mavis to najlepsza scena.
Biedny Laxus. Mam nadzieję, że Cana się nim zajmie.
Teraz Zerefa popędzil na pomoc Lucy, ale czy zdąży?
Pozdrawiam :3
Z prostej przyczyny - nadal go nienawidził, nadal pragnął jego śmierci. Choć rozsądek podpowiadał mu, że jego śmierć i tak nic nie zmieni, to serce chciało zniszczyć Zerefa :)
UsuńDziękuję za komentarz! Pozdrawiam ;)