Rozdział 91

Natsu gwałtownie podniósł się i rozejrzał po pomieszczeniu, szukając Lucy. Odgarnął od siebie kołdrę, wstał i zaraz upadł na podłogę z rumorem, nie znajdując sił na zrobienie choćby jednego kroku. Jego ciało stało się wiotkie, niezdolne do chodzenia, a nie mówiąc już o biegnięciu. Mimo to zebrał w sobie siły. Przeczołgał się do samych ubrań, które poprzedniej nocy rzucił na podłogę. Z kieszeni spodni wyjął telefon i zaniemógł. Dochodziła godzina siedemnasta. Zmarnował szansę…
— Cholera, Lucy, dlaczego? — zapytał przez łzy.
Uderzył pięścią o podłogę z bezsilności, jaką wtedy odczuwał. Naprawdę uwierzył, że uda mu się odzyskać Lucy, wczorajszej nocy wydawało mu się, że wszystko potwierdził, a jednak były to tylko mrzonki. Lucy znów go oszukała. Dała nadzieję, by potem w okrutny sposób odebrać mu ją.
Nie widział już szans dla nich.
Przewrócił się na plecy, wbijając puste spojrzenie w biały sufit. Leżał nagi, zawstydzony i ograbiony z resztek zaufania, jakimi darzył Lucy. Nie ukrywał, serce pękło mu na kilka kawałków. Wspomnienia, które chował w sobie, rozbiły się.
— Czy to prawdziwy ja? — Zaczął prowadzić rozmowę z samym sobą. — Jesteś głupi, prawda, Natsu Dragneelu? Oszukiwałeś siebie, Lucy i innych, kryjąc się za maską wesołka, nienawidzącego własnej rodziny. A prawda jest taka stary, że jesteś cholernie złym gościem, który popełnia te same błędy, co ojciec. Nienawidziłeś Igneela, a tak naprawdę kochałeś z całego serca. Wierz lub nie, głupcze, ale zmarnowałeś se życie. I jeszcze nie wiesz, kim tak naprawdę jesteś. A kim jestem? Kłamliwym, tchórzliwym gnojem, który jest zły na Lucy, choć ona tylko uczyniła ci to, co ty sam jej zrobiłeś.
Odnalazł w sobie nową siłę.
Podniósł się. W jego oczach nie dominowała już pustka. Mała iskra pojawiła się, by z czasem rozbudzić prawdziwy ogień determinacji. Nie zamierzał odpuścić i po raz kolejny stracić kobiety, która była jego rodziną. Oszukiwali się nawzajem, ale to tylko dowodzi, że są siebie warci. Natsu wierzył, ze mają jeszcze szansę na bycie rodziną. Szczególnie teraz, gdy poczynili tak duży krok.
Potrzebował teraz tylko pomocy. Sam nic nie zdziała.
Spojrzał na ekran telefonu, nie wahając się. Wybrał numer, z którego obiecał sobie nigdy nie skorzystać.
Słucham? ­— odezwał się głos w słuchawce.
— Bracie — głos załamał mu się — Zerefie, błagam, potrzebuję pomocy!

***

 Zeref wypełnił ostatnie papiery, po czym przeciągnął się na służbowym fotelu po niemal całodziennej pracy w stolicy Fiore. Stos dokumentów do sprawdzenia i podpisania piętrzył się od samego ranka, po drodze dostał setki telefonów, a sprawa wprowadzenia nowelizacji ustawy o ochronie środowiska z Varii spędzała sen z powiek. Rządzenie dwoma państwami leżącymi na dwóch kontynentach nie należało do najłatwiejszych zadań, ale sam chciał coś zmienić. Nie przewidział jednak, że ojciec uczyni go spadkobiercą tronu Fiore.
Od tamtego czasu, od wydarzenia sprzed dwóch lat — przejęcia władzy nad Varią i śmiercią Igneela — wiele się zmieniło. On się zmienił. Dawne piękne, chłopięce rysy stały się ostrzejsze i bardziej męskie. Przestał przypominać dziecko i ślicznego chłopczyka, którym czasami nazywali go przyjaciele. Urósł o prawie piętnaście centymetrów, przybrał na wadze dzięki codziennym ćwiczeniom. Włosy zapuścił do samych ramion, zbierając je codziennie w kucyk. Gdy ludzie spoglądali na niego, dostrzegał w ich oczach prawdziwy szacunek. Zasłużył na niego, ciężka praca opłaciła się, choć początkowo nikt w niego nie wierzył.
Rozległo się pukanie do drzwi, przerywając Zerefowi rozmyślania.
— Proszę.
Do środka weszła Kyouka, sekretarka i najbliższa współpracownika z czasów, gdy jeszcze zajmował się gangsterstwem.
— Wasza Wysokość — ukłoniła się — przepraszam, że przeszkadzam, ale doszły mnie niepokojące słuchy.
— Nie mów, że szykuje się kolejna rewolucja? — Rzucił pióro na biurko. Czarny tusz wylał się na stół, zabarwiając lipowe drewno. — Cholera, będziemy musieli kupić nowy — syknął. — Przepraszam, mów, jestem już zmęczony. — Rozmasował skronie.
— Nie. — Pokręciła głową. — Pengrande. Chodzą plotki wśród ludzi, że prawowita spadkobierczyni tronu wciąż żyje.
Zeref zaśmiał się.
— A więc już ktoś wie, że Lucy ma w sobie krew rodu Pendragonów? — spytał, wycierając papierem tusz.
— Nie — zaprzeczyła. — Mówią o kobiecie imieniem „Mavis”.
Zeref zamarł. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że to tylko okrutne plotki. Mavis nie żyje. Została zamordowana przez jego ojca z tego samego powodu, dla którego teraz ludzie wywołują jej imię — bo była jedną z ostatnich dziedziców tronu Pengrande.
— Proszę, następnym razem ignoruj niepotrzebne plotki — poprosił, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu. Teraz już nie potrafił się skupić.
Samo wspomnienie imienia dawnej, może nawet szczeniackiej miłości, wywołało w jego sercu ucisk, który nie dawał mu normalnie funkcjonować. Nie znał w pełni tej kobiety, spotykali się bardzo krótko i udawali przed sobą kogoś, kimś tak naprawdę nie są. Aczkolwiek mimo to wierzył, że ją kochał i nadal będzie kochać. Jej śmierć przerodziła to uczucie w coś jeszcze piękniejszego. Idealizował wspomnienia, które w sobie chował. Widział Mavis jako cudowniejszą, delikatniejszą dziewczynę niż wtedy, gdy ją poznał po raz pierwszy — szukającą zagubionych butów.
— Panie, przepraszam, ale czy wszystko w porządku? — Kyouka zmartwiła się. — To imię…
— Przestań już, błagam — przerwał jej. — Sprawy prywatne nie mają teraz znaczenia. Mavis nie żyje i nic więcej się nie stanie.
— Rozumiem. W takim razie przepraszam, że przeszkadzam.
Odwróciła się, by wyjść, gdy nagle Zeref wstał i zagrodził jej drogę.
— Ale… — Zawahał się. — Skąd wiesz, o tych plotkach? Czy mają jakąś podstawę?
— Coraz głośniej się o tym mówi — powiedziała cicho. — Ludzie mówią i będą mówić, słusznie król zauważył, ale te plotki naprawdę nabierają na sile. Podbudowują ludzi i wierzą, że prawowita królowa zasiądzie na tronie. Tak, to plotki, ale czasem zawierają w sobie ziarno prawdy.
Odsunął się i puścił sekretarkę do wyjścia. Nie to chciał usłyszeć, może nawet przez moment wierzył, że faktycznie kryje się za tym większa tajemnica. Nie miał racji.
— Panie… — odezwała się nagle.
Oderwał się od myśli i spojrzał na sekretarkę, która trzymała w dłoni zwyczajną, białą kopertę z zapisanym na jej środku imieniem i nazwiskiem Zerefa. Zabrał ją od Kyouki i obejrzał ze wszystkich stron.
— Skąd ją masz? — zapytał.
— Leżała przed drzwiami — wyjaśniła. — Proszę uważać, może tam być jakaś trucizna albo…
— Dziękuję za ostrzeżenia, ale wiem, co może oznaczać taki list.
Podniósł kopertę do góry, po czym rzucił ją na biurko, nawet nie zaglądając do jej wnętrza. Brzeg umoczył się w wylanym tuszu.
— Później do niej zajrzę, ale najpierw porządnie umyję ręce i nałożę rękawiczki — obiecał, kiedy Kyouka nie ruszyła się z miejsca.
W końcu pokłoniła się i wyszła z pomieszczenia, zamykając je za sobą.
Zeref jeszcze raz spojrzał na leżącą kopertę, zastanawiając się, co może kryć jej wnętrze. Czy faktycznie miała stanowić narzędzie zbrodni, czy zawierała ważną informację, którą ktoś chciał mu przekazać w ten sposób? Wzruszył ramionami. Obiecał sobie, że później zweryfikuje to.
Nagle rozbrzmiał telefon — nie służbowy ani ten, który wykorzystywał w kontaktach ze współpracownikami, ale rodzinny, domowy, który dawniej trzymał, gdyby Igneel miał zadzwonić. Zaskoczony odebrał połączenie i powiedział:
— Słucham.
Bracie — usłyszał głos Natsu w słuchawce. — Zerefie, błagam, potrzebuję pomocy!
Na moment stracił poczucie rzeczywistości. Emocje uderzyły falą w jego serce i umysł. W pierwszym odruchu miał ochotę rzucić telefon na ścianę, rozbić go w drobny mak i całkowicie zapomnieć, że jego straszy brat (o ile tak mógł nazwać Natsu) w ogóle dzwonił.
Chcąc czy nie, łzy spłynęły mu po policzku. Wargi zaczęły drżeć. Przetarł mokrą od łez twarz, będąc na siebie wściekłym za to, że właśnie teraz przypomniał sobie o własnym bracie. Kochał Natsu, zawsze kochał. Był dla niego wzorem. Pragnął bawić się, uczyć przy jedynym rodzeństwie, czuć, że jest kochany. Nigdy tego nie otrzymał, a wręcz przeciwnie. Spotkał się z niewytłumaczalną nienawiścią, brakiem szacunku i odrzuceniem.
— Dlaczego dzwonisz? — wydusił z siebie w końcu. — Teraz potrzebujesz ode mnie pomocy, a ty gdzie byłeś, gdy ja potrzebowałem brata?!
Wiem, naprawdę wiem, że cię skrzywdziłem, ale tu nie chodzi o mnie, a o Lucy. Nie mogę jej stracić, nie teraz — mówił przez łzy.
— Jesteś okrutny — wysyczał. — Nie dzwoniłeś do mnie ani razu. Rozumiem, potrzebujesz pomocy i łaskawie przypomniałeś sobie, że masz braciszka króla. Szkoda, że nie odwiedziłeś mnie po śmierci ojca. Mogłeś sobie tłumaczyć, że przez całego twoje życie to Igneel nas poróżniał, ale teraz? Nie okłamuj się, gnido. — Nie, nie to chciał powiedzieć.
Lucy dała mi porządną nauczkę, która udowodniła mi, że to prawda. Jestem gnidą — przyznał.
A co ci takiego zrobiła nasza kochana Lucy, skoro doszedłeś do tak zaskakujących wniosków.
Natsu zaśmiał się.
Oj, nic takiego. Tylko troszkę mi wybaczyła, mieliśmy swój pierwszy raz w nocy, z rana podała mi jakieś środki nasenne i teraz leżę nagi na podłodze, rozmyślając o mojej bezsilności, głupocie i okrucieństwie.
— Mogłeś pominąć fragment o nagości — zwrócił mu uwagę. — Trochę obrzydliwe jest o tym słuchać.
Przykro mi, że robie ci niesmak przed kolacją, Wasza Wysokość — zażartował. — I wiem, że mnie nie chcesz ani widzieć, ani słuchać, a tym bardziej pomóc. Ale naprawdę nie chcę jej stracić. Ty straciłeś ukochaną, więc wiesz, jaki to ból. A jeśli nie chcesz pomóc mi, to pomóż chociaż Lucy. Ona naprawdę na to zasługuje.
Zeref westchnął ciężko.
— Czego ty ode mnie oczekujesz? — zapytał ostatecznie. — I oczywiście nie wyjdę z tego stratny. Będziesz musiał dać mi coś w zamian. A nawet kilka rzeczy.
Co tylko zechcesz! — odpowiedział zaskakująco szybko.
Zaskoczyła go ta reakcja. Natsu nigdy wcześniej się tak nie starał, ale może faktycznie się zmienił.
Na twarzy Zerefa zagościł ciepły uśmiech. Usiadł przy biurku, będąc gotowym wysłuchać brata, choć nie za darmo.
— W takim razie oczekuję za pomoc kilku rzeczy — wyjaśnił na wstępie. — Po pierwsze, ugotujesz coś dla mnie u siebie w domu, przyniesiesz dobre piwko, napijemy się i wspólnie pooglądamy jedne z twoich bajek, które masz w kolekcji.
Co?
— Po drugie, razem pójdziemy na grób Igneela i się przy nim pomodlimy.
O czym ty mówisz? ­— próbował jeszcze raz przerwać.
— Po trzecie, razem z Lucy pójdziemy do fotografa i zrobimy sobie wspólne zdjęcie, które oprawisz w ramkę i postawisz w swoim pokoju. Po czwarte, wyprowadzisz się i zamieszkasz w normalnym domu, w którym wychowasz gromadkę dzieci razem z Lucy. — Dał się ponieść wyobraźni, ale to naprawdę sprawiało mu radość. — Po piąte, jestem królem, ale przynamniej raz na miesiąc będziemy się spotykać na wspólnym obiedzie. Po szóste, będę chrzestnym waszego pierwszego dziecka. A kolejne punkty wymyślę później. Jeszcze oczekuj kilku pomysłów.
Ze… Zer… Zerefie… — powiedział Natsu przez łzy.
Zeref usłyszał w słuchawce szlochanie.
Ja naprawdę przepraszam… Ja byłem za bardzo zapatrzony w siebie. Myślałem, że nie mam rodziny, że wszyscy mnie nienawidzą. Nawet teraz zapomniałem, że mam jeszcze brata. — Niemal pisnął, mówiąc to. — Cholera, cholera, cholera, to ja jestem starszy, więc dlaczego ty próbujesz mnie wychowywać.
— Zawsze byłem tym mądrzejszym i dojrzalszym. Nawet nie próbuj zaprzeczyć!
Nawet nie śmiałbym — potwierdził.
Naprawdę potrzebował tej rozmowy. Może nawet więcej — pragnął jej. Jednak nie z jego powodu Natsu dzwonił, tylko przez Lucy. Pogodził się z tym, choć w głębi serca wierzył, że Natsu również tęsknił za nim.
— No dobra, koniec pogaduszek — oświadczył Zeref, ku zaskoczeniu Natsu. — Przecież już na początku wspomniałeś, z jakiego powodu dzwonisz. Może teraz łaskawie mi wyjaśnisz, czego oczekujesz?
Nastało chwilowe milczenie. Zeref usłyszał ciężkie westchnienie. Dopiero po chwili Natsu odezwał się załamanym głosem:
— Nie wiem, naprawdę nie wiem. ­— Załkał. — Jestem tu sam, w stolicy Pengrande. Ledwo się tutaj dostałem, potrzebuję pomocy, bo sam nie dam sobie rady. Zadzwoniłbym do „Fairy Tail” — taka grupa, którą założyliśmy ze znajomymi. Oni już zdecydowaliby, kto do mnie przyjedzie. Tylko potrzebują pomocy w dostaniu się do Pengrande.
— Rozumiem, spróbuję coś na to zaradzić — obiecał. — Czy coś jeszcze?
Informacje — rzucił krótko. — O wszystkim, co tylko może nam się przydać. Zapewne sam o wszystkich wiesz: o kluczach, Acnologii i tego typu sprawach.
­— Zgadza się.
Dziękuję, braciszku — rzekł w końcu Natsu.
Zerefa chwyciło za serce. Starał się udawać niewzruszonego, ale w rzeczywistości miał ochotę skakać z radości.
— Pamiętaj, nie robię tego za darmo — przypomniał mu.
Wiem, naprawdę wiem.
A teraz ogarnij się Natsu — rozkazał bratu. — Lucy cię potrzebuje, choć sama tego nie wie. Prześlij mi na telefon imiona i nazwiska członków tego zgromadzenia, a ja poszukam przydatnych informacji.
Rozłączył się, zanim Natsu zdążył cokolwiek odpowiedzieć.

Usiadł na biurku, przyciągnął kolano pod bronią, opierając się o nie. Uśmiech przykrył jego zmęczoną twarz. Rozpłakał się, zdając sobie sprawę, jak bardzo kocha brata; mimo wszystkich złych wspomnień, przykrych wydarzeń, odrzucenia i nienawiści, która ciągnęła się przez lata. Wydawało mu się, że niemożliwe jest, by nadal umiał wybaczyć bratu wszystkie krzywdy, a jednak tak się stało. I wierzył, że Natsu również znajdzie odwagę, by wybaczyć jemu.

4 komentarze:

  1. O matko! Zeref <3 <3 <3 On był taaaaki słodki w tym rozdziale, że aż mnie zatkało. Jeszcze te jego wymagania!!! Normalnie uwielbiam cię za to <3
    A Natsu mógłby ogarnąć dupe i zabrać się do roboty.
    Mam nadzieje, że bracia się pogodzą, Lucy się odnajdzie i spełnią wszystkie wymagania Zerefa... ale jak znam ciebie to nie będzie takie proste (T.T) W końcu Zeref już dostał podejrzaną koperte i te plotki o Mavis... Coś mi tu śmierdzi.
    W samej końcówce masz błąd ,,przyciągnął kolano pod bronią" jak mniemam powinno być brodą xd A jeśli masz jeszcze jakieś błędy tonie zwróciłam na nie uwagi.
    Rozdział zdecydowanie za krótki! Wybaczam tylko dlatego, że był w 3/4 o Zerefie ;)
    Pozdrawiam i ślę duuużo weny :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, ze krótki, ale za ja ile się działo. No, Zeref jest dużo bardziej dojrzały od brata i potrafi mu wybaczyć. Ogólnie lubiłam Zerefa w mandze, tylko Mashima naprawdę słabo poprowadził jego wątek i do końca nie pojmowalam, dlaczego w zasadzie on jest tym złym...
      Dzięki wielkie za komentarz!!!

      Usuń

Byłeś? przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że zostawiłeś komentarz :)