Rozdział 76

Koszmar. Sen. Fałsz. Kłamstwo.
Tak wiele słów przemykało przez myśli Lucy, że nie w sposób było je zliczyć. Sądziła, że nastąpiła pomyłka, że Acnologia się myli. Jednak najwyraźniej mężczyzna miał pewność co do słów, które padały z jego ust.
Odsunął się od dziewczyny, ponownie znajdując się przed nią. Wziął bandaże, które wcześniej ze sobą przyniósł i przyłożył opatrunki do ran nastolatki. Niewiele pomogły, ale mimo wszystko zaczęły wchłaniać ściekającą krew.
Milczenie nadal trwało.
Lucy bała się choćby odezwać. Ostatnie wtrącenie skończyło się dla niej wyrwaniem kolejnego paznokcia. Następnej tortury najpewniej już by nie zniosła. Dlatego mogła tylko podnieść głowę i pogardliwie spojrzeć na Acnologię. Ten jednak pogłaskał dziewczynę po włosach i zapytał:
— A czy wiesz, kto był tym naukowcem?
Pokręciła głową.
— Nie żyje i wszelki ślad po nim zaginął. A wiesz, jak to się stało, że twoja matka stała się jedną z moim popleczników?
Ponowiła czynność.
— Mój ojciec zabrał ją córce Starszej, by móc ożenić się z nią, gdy ta dorośnie i rościć sobie całkowite prawa do tronu. Niestety, córka Starszej okazała się bardziej mściwa niż sądziliśmy. Zabiliśmy ją, ale jej istnieje trochę zostało wymazane z pamięci ludzi.
Lucy przełknęła głośno ślinę.
— Zapewne też nie wiesz, gdzie się znajduje etherion? Oczywiście, że nie — odpowiedział za nią. — W zasadzie sam nie wiem. Myślałem, że ty go zdobyłaś, wtedy, w tej bibliotece, dlatego wysłałem Porlę, ale najwyraźniej myliłem się.
Biblioteka, pomyślała Lucy, zastanawiając się nad wydarzeniami sprzed trzech miesięcy. Faktycznie, już wtedy podejrzewała, że coś nie tak jest z podejrzeniami Porli i tym, że jeden dokument może potwierdzić dziedzictwo Mavis. Teraz jednak nie miała czasu się nad tym zastanawiać.
— A teraz już ostatnie pytanie z zestawu i możemy przejść do dalszej zabawy. — Zachichotał słodko. — Wiesz, gdzie jest twój tatuś?
Ojciec? Nie widziała go od tak dawna. Nawet kiedy przebywała w szpitalu nie raczył choćby raz jej odwiedzić czy wysłać wiadomość, dlatego nie przejmowała się nim.
— Lector, wprowadź go! — krzyknął Acnologia.
Drzwi od pomieszczenia otworzyły się, a w nich stanął dobrze znany Lucy człowiek. Od dłuższego czasu walczyła z nim, nie chcąc dopuścić obecnego komisarza policji do jej przyjaciół — czego zresztą nie udało jej się dokonać. Teraz jednak czuła niepokój w sercu. Choć w myślach rozważyła już wszystkie opcje, dalej nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na pytanie Acnologii. Dopiero słowa Lectora „a teraz chodź” wyrwały ją z transu.
Spodziewała się spotkać własnego ojca. Spojrzeć mu prosto w twarz i wykrzyczeć wszystko, co leżało jej na sercu przez te wszystkie lata. Jednak oczekiwania minęły się z rzeczywistością. Odór gnijących zwłok wypełnił nozdrza Lucy, powodując u niej odruchy wymiotne. Pochyliła się, próbując nie poniżyć się jeszcze bardziej przed wrogiem. Mimo to, kiedy rozległ się w pomieszczeniu głupi dźwięk uderzenia czegoś ciężkiego o podłogę, Lucy zamarła. Podniosła wzrok i wtedy ujrzała leżącego przed nią Jude’a Heartfilię — człowieka, którego ciało rozkładało się już od kilku miesięcy. Martwe, wypadające z oczodołów oczy kierowały się w stronę córki. Krzyk zdusił się w gardle nastolatki. Nie umiała wydobyć z siebie choćby najmniejszego dźwięku — było to po prostu niewykonalne.
— Przywitaj się z tatusiem, Lu—cy — rozkazał Acnologia.

***

Natsu przebudził się niedługo po Lucy, jednak nie mógł być tego świadomy, gdyż jego cela znajdowała się w drugiej części rezydencji. Oddalony od żony, mógł tylko z nadzieją sądzić, że wkrótce całe zdarzenie wyjaśni się i szczęśliwi wrócą do domu. Choć z drugiej strony nie miał złudzeń. Ktoś przywiązał go grubymi linami do starego krzesła, drzwi były wykonane z solidnej stali. Powietrze dostawało się do małego pomieszczenia tylko dzięki niewielkiemu okienku w ścianie. Żadne krzyki nie były w stanie wyjść na zewnątrz, dlatego Natsu nawet nie próbował krzyczeć. Szarpanie się z liną również nie pomagało, więc pozostało mu tylko czekanie na rozwój wydarzeń.
Przez pierwsze kilkanaście minut nic się nie działo, ale w pewnym momencie doszedł do jego uszu dźwięk przekręcającego się w zamku kluczyka. Napiął mięśnie i w gotowości zaczął przyglądać się wejściu, nie wiedząc, czego może się spodziewać.
Ku jego zaskoczeniu, do pokoju weszła młoda kobieta ubrany w dziwny strój, który przypominał Natsu w wyglądzie żabę. Skłoniła się i podeszła, niemal w podskokach, do samego chłopaka, przykucając obok niego.
— Witaj — powiedziała piskliwym głosem.
— Kim jesteś? — spytał od razu.
— Nie kojarzysz mnie?
— Nie.
— To dobrze.
— Dlaczego?
— Bo teraz mogę cię zaskoczyć.
Po lakonicznej wymianie zdań nastąpiła chwilowa cisza. Natsu czekał, aż dostanie wyjaśnienia od kobiety, ale ta wydawała się bardziej interesować swoim telefonem, aniżeli jego osobą.
— Przepraszam, ale możesz mi wyjaśnić, co ja tu robię? — zapytał grzecznie, sądząc, że w ten sposób może zwrócić na siebie uwagę kobiety.
— Frosh.
— Co Frosh?
— Mam na imię Frosh — wytłumaczyła.— Znamy się.
— Naprawdę?
Gdyby rozmowa miała miejsce w innych okolicznościach, Natsu najpewniej wybuchnąłby śmiechem. Lecz teraz nie miał odwagi nawet się uśmiechnąć. Niepokoił się o Lucy, czas mijał, a tak zwana Frosh nie była skora do rozmowy.
— Pamiętasz rezydencję, do której zajrzeliście razem z grupą Siedmiu Smoków?
— Tak. — Kiwnął głową.
— A pamiętasz ducha kobiety, którego wtedy zobaczyliście?
— Tak… — Domyślał się, ale wciąż chciał uzyskać pewność.
— To byłam ja — odpowiedziała. — Dobry makijaż i trochę umiejętności aktorskich wystarczyły byście posikali się ze śmiechu.
— Faktycznie.
— A teraz co czujesz?
— Martwię się o Lucy — odparł Natsu.
— A o siebie nie?
— Oczywiście też, ale Lucy... — Zawahał się.
— Kochasz ją — stwierdziła. — Ja kocham Lectora, ale ten dupek jest ślepo zakochany w Acnologii. Nasz ojciec jest wspaniały, ale też okrutny. Poszedł do Lucy, więc skoro ją kochasz, to wiedz, że będziesz się teraz musiał nią zaopiekować.
— Zaopiekować?
— Tak. — Kiwnęła. — Ponieważ Acnologia lubi bawić się ludźmi. Najpierw zacznie od wyrywania paznokci, potem pewnie przedstawi jej tatę, następnie połamie kolana, możliwe, że obetnie palca. Jest też możliwe, że zgwałci ją, ale to na końcu. Jednak przeżyje. Acnologia nie lubi zabijać bez sensu. Uważa, że patrzenie na cierpienie jest fajniejsze — tłumaczyła, nie odrywając wzroku od telefonu.
Musiał się stąd wydostać; bez względu na cenę, jaką może za to ponieść. Lucy była w prawdziwym niebezpieczeństwie, choć, z drugiej strony, podejrzewał, że również Frosh może sobie z nim pogrywać. Dlatego nie chciał za nadto jej ufać.
— A co się ze mną stanie? — Postanowił prowadzić dalszą rozmowę. — Coś podobnego?
— A co? Chcesz, żebym cię zgwałciła? Ciekawa interpretacja moich słów. Wiele osób nie uważa nic złego w gwałcie mężczyzny, choć może on odczuwać takie „zbliżenie” podobnie do kobiety. Czuje się brudny i zdradzony, dlatego mogę spełnić twoją prośbę. Później pójdę do Lucy i powiem jej, że dobrze się bawiłeś. Ciekawe. — Zaśmiała się. — Gdybym tak nagrała moment, w którym się dobrze bawimy? Na pewno byś miał ze mną zabawę. Lepszą niż z Lucy. Gorąco się robiło na tym moście, a ona w tak okrutny sposób ci przerwała.
Rozległ się trzask.
Oboje spojrzeli w stronę drzwi, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Ku ich zaskoczeniu, wejście gwałtownie otworzyło się, a do środka wszedł Flame, najwierniejszy sługa Igneela Dragneela. W obu dłoniach trzymał pistolet, celując nim w stojącą obok Natsu Frosh. Zlękniona kobieta odsunęła się, sądząc, że to spotkanie rozpocznie się od zwykłych gróźb — zbyt bardzo się pomyliła.
Padł strzał.
Ciało Frosh upadło z hukiem na podłogę, brocząc krwią betonową podłogę. Flame natychmiast podbiegł do Natsu i rozwiązał go. Poparł go pod ramieniem, po czym oboje ruszyli w stronę wyjścia.
— Masz go? — Natsu usłyszał znajomy głos.
— Tata — szepnął tylko.
Igneel podbiegł do syna, wtulając się do niego. Szepnął cicho „cieszę się, że nic ci nie jest”, lecz zaraz odsunął się i rozejrzał, sprawdzając, czy nikt ich nie obserwuje.
— Co ty tutaj robisz? — spytał zdezorientowany Natsu.
— Dowiedzieliśmy się o twoim porwaniu, więc musieliśmy coś zrobić — wyjaśnił szybko Flame.
— A policja?
— To niemożliwe — rzekł stanowczo Igneel. — Frosh i Lector współpracowali z Acnologią od początku. Poza tym sam Acnologia to książę Pengrande. Ciężko byłoby wyjaśnić komukolwiek sytuację, gdyby okazało się, że przez przypadek byśmy go zastrzelili.
Natsu rozumiał, co ojciec miał na myśli. Jednak nadal niepokoiła go jedna rzecz.
— A gdzie Lucy? — zapytał o dziewczynę.
Igneel i Flame popatrzyli na siebie pytająco.
— Nie przyszliśmy tutaj po nią — odpowiedział starszy Dragneel. — On jej nie zabije, a ciebie musimy stąd wywieść.
— O czym wy gadacie?! — wrzasnął wściekły Natsu. — Przecież ona, ona…
— Albo ty, albo ona — przerwał mu Igneel. — Wszystko się rozpadło. Myślałem, że naprawię ten kraj, stając się królem, ale to były tylko mrzonki. Zniszczyłem wszystko. Zniszczyłem ciebie, zniszczyłem Zerefa, zniszczyłem Laylę, zniszczyłem Fiore. Mam dosyć. Mogłem zostać, ale gdybym zostawił ciebie na pastwę Acnologii, nie wybaczyłbym sobie tego do końca życia.
— A zostawienie Lucy, jak nazwiesz?
Nastało milczenie.
Flame wziął głęboki haust powietrza, nie wtrącając się w rozmowę ojca z synem. Przytrzymywał tylko Nastu, nie zatrzymując się choćby na moment, choć ten wyraźnie sprawiał problemy.
Kiedy dotarli pod schody, na moment przystanęli. Igneel położył zwyczajną teczkę na podłodze, tuż przy drewnianych drzwiach. Otworzył ją i na chwilę zatrzymał się nad nią, a kiedy skończył, dał przyjacielowi znać, że to już koniec. Natsu nie widział, co ojciec zostawił w pakunku, ale miał podejrzewania. Bomba — tylko ona mogła znajdować się wewnątrz.
Zmartwiony decyzją ojca chłopak czuł, że musi w końcu coś zrobić, inaczej Lucy zginie. Lecz zanim zdążył zaoponować, rozległ się strzał. Wszyscy równocześnie opadli na podłogę, następnie chowając się za ścianą. Strzały ze strzelby padały jedne za drugimi, aż w końcu na chwilę umilkły.
— Nie myślcie, że uciekniecie. — Natychmiast rozpoznali osobę, która do nich strzelała — był nim Lector.
— Cholera! — syknął Flame, próbując odnaleźć inną drogę ucieczki. Jednak jedynym sposobem było dostać się na górę przez drzwi.
Mężczyzna podparł się dłonią o podłoże, które okazało się lepkie i zaskakująco ciepłe. Przerażony gwałtownie odwrócił się w stronę krwawiącego Igneela.
— Nie, nie, nie! — wrzasnął, przysuwając się bliżej przyjaciela.
Natsu milczał.
Krew obficie wypływała z rany znajdującej się w okolicach barku. Ból sprawiał, że Igneel nie był wstanie odezwać się choćby jednym słowem. Podparty o kamienną ścianę, patrzył błagalnym wzrokiem na syna, jakby wiedział, że zbliża się godzina jego śmierci. Flame zdjął z siebie kurtkę i przyłożył ją do ciała Igneela, przytrzymując go tak, by nie upadł. Jednak sam mężczyzna nie miał złudzeń — obecny król Fiore umierał.
Igneel wyciągnął przed siebie dłoń, próbując podać ją Natsu. Bez chwili zawahania, Natsu złapał ją i przysunął się do ojca. Nie płakał, nie błagał, by nie umierał… Po prostu nie wierzył w koszmar, który miał miejsce przed jego oczyma. Lector wciąż strzelał w ich stronę, droga ucieczka została zablokowana, a minuty decydowały o śmierci lub życiu.
— Przepraszam — dało się słyszeć jedynie jedno słowo z ust Igneela.
— Zamknij się i mi tu nie umieraj! — krzyknął Flame, z całych sił próbując zatamować krwotok.
— O, czyżbym kogoś trafił? — spytał się Lector.
— Zamknij się! — ryknął ponownie Flame.
Natsu zamknął oczy i ponowie je otworzył, ale koszmar nie minął. Najpierw matka, a teraz ojciec miał umrzeć w niemal taki sam sposób. Nie, to niemożliwe, myślał, kłócąc się z samym sobą. Nie chciał stracić ojca. Był mu może zupełnie obcy, ale… ale… ale… mimo wszystko.
— Tato… — szepnął, gdy zaczął płakać.
Przysunął się do Igneela i położył druga dłoń na jego włosach.
— Błagam, nie umieraj — powiedział łamiącym się głosem. — Błagam, tato…
Jednak nikt go już nie słuchał. Uścisk z dłoni, która przetrzymywała Natsu, zelżał. Martwe oczy Igneela spojrzały na chłopaka, gdy głowa osunęła się na ścianie. Flame odsunął się, łapiąc się zakrwawionymi dłońmi za twarz.
— Nie, nie, nie, nie, nie — powtarzał bez ustanku. — Dlaczego? Co? Jak? Dlaczego?
Natsu musnął palcami policzek ojca. Później mocniej i jeszcze raz, wierząc, że to tylko chory żart, że zaraz Igneel obudzi się, a oni zaśmieją się z dobrego kawału. Nic się takiego jednak nie stało. A Natsu dopiero wtedy zrozumiał, że ojciec miał rację, gdy mówił, że pewnego dnia będzie żałował swoich decyzji. I żałował, i nic więcej z tym nie mógł zrobić.
— Natsu, my… — zaczął Flame, gdy nagle padł strzał z innej broni niż ta, której cały czas użyłam Lector.
Oboje poruszyli się i niepewnie spojrzeli za ścianę. A widok, który na nich czekał, sprawił, że ich serca zabiły mocniej…



Totalnie o tym zapomniałam.
Jeśli ktoś nie śledzi mojego fanpage'a na facebooku, niech wie, że na święta ukazał się one-shot, który pewnie będzie kontynuowany. Fabuła przedstawia się następująco: 
Ocenić drugiego człowieka jest łatwiej niż go poznać. Życie Lucy Heartfilii składa się z ciągłych ocen, które wystawia na podstawie jednego spojrzenia na drugą osobę. Stroni od ludzi, woli spędzać czas samotnie, choć w głębi serca czuje, że pragnie coś zmienić; zburzyć mury, które powstały, gdy była jeszcze dzieckiem. Jednak lęki z przeszłości są tak bardzo zakorzenione w jej umyśle, że nie umie przeciwstawić się samej sobie.
Ocenia, choć wie, że pozory mogą czasem mylić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Byłeś? przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że zostawiłeś komentarz :)