Ciemne chmury przykryły jeszcze nie tak
dawno czyste niebo. Deszcz stawał się intensywniejszy, a chłód zaczął
doskwierać nawet najcieplej ubranym przechodniom. Zmęczeni po kilku godzinach
pracy gnali do domów, mijając po drodze jeszcze nieoczyszczone kamienice, na
których były zapisane hasła rewolucji i karykatury dawnych władców. Po chodniku
nadal błąkały się porozbijane kawałki szkła, które z zainteresowaniem
obwąchiwały bezpańskie psy, kalecząc sobie o nie mokre nosy.
W głównej dzielnicy stolicy Varii nie
było widać ani słychać dzieci. Rozmowy pojedynczych obywateli mijały się z
hałasem przejeżdżającym samochodów czy szczekaniem zwierząt, lecz najmłodsi
chowali się w mieszkaniach. Niebezpieczeństwo minęło, lecz mimo to rodziciele
bali się puścić pociechy z powrotem do szkół, które przez kilka miesięcy
pełniły służbę bazy rewolucjonistów. Dla pewności, ze nic więcej nie będzie im grozić,
pragnęli poczekać jeszcze te parę miesięcy.
Szary, ekskluzywny samochód przejechał
przez główną ulicę, budząc niemałe zainteresowanie. Niecodzienny widok w tych
okolicach sprawdził, że na moment część przystanęła, przyglądając się autu,
lecz po chwili po prostu odwracali się i ponownie szli w swoją stronę. Jednak
kiedy auto zaparkowało tuż obok niegdyś słynnej restauracji z tradycyjną
kuchnią varijską, przechodnie rozproszyli się w obawie, że nieprzemyślane
działania mogą przynieść niechciane konsekwencje – kolejną wewnętrzną wojnę.
Nie minęła nawet minuta, gdy w okolicy
samochodu zrobiło się całkowicie pusto. Ludzie przeszli na drugą stronę,
mijając z daleka nieznanego przybysza, który wysiadł z pojazdu, kiedy przestało
padać. Otrzepał brud z marynarki i pełen radości wkroczył do restauracji, w
której na wejściu przywitał go kelner. Wskazał na najbardziej oddalony stolik w
lokalu, przy którym siedział już Laxus Dreyar, przeglądając menu.
Mężczyzna podziękował i udał się na
miejsce.
- Witam – rzekł, po czym przysiadł
naprzeciw Laxusa.
Dreyar odłożył menu i wyraźnie
zirytowany zapytał:
– Czy masz w nawyku spóźniać się, Mard
Geer?
– Życie w mieście nie jest za spokojne,
dlatego trzeba mieć się na baczności i wiedzieć, jakie drogi wymierać. –
Odwrócił się w stronę kelnera. – Poproszę kurczaka w chrzanie z warzywami –
złożył zamówienie. – A ty?
– Wezmę to samo – żachnął. – Nic
lepszego tutaj nie dostanę.
– Rewolucja się zakończyła, ale nadal
zbiera swe żniwa. Łatwo jest ogłosić koniec, gorzej jest naprawić błędy.
– Szczególnie że błędy były tak poważne
– dodał Laxus od siebie. – Ale pomożesz mi załatwić sprawę, o którą cię
prosiłem?
– Oczywiście! – krzyknął Mard Geer,
czując się urażony. – Załatwię ci piękne wejście i wyjście. Moje znajomości w
pałacu zrobią wszystko za ciebie, więc nie musisz się niczego obawiać.
W tym samym momencie rozległ się
dzwonek i do środka weszła młoda kobieta ubrana w długi, bordowy płaszcz. Na
głowie miała założoną chustę, a jej oczy zakrywały przeciwsłoneczne okulary.
Usiadła niedaleko mężczyzn i zamówiła jedynie sałatkę owocową.
– Musisz jednak pamiętać – Mard Geer
kontynuował – że zawsze może pójść coś nie tak. Dlatego bądź ostrożny i nie
szarżuj zbytnio.
– Mam tylko jeden cel – naprawić błędy.
Tylko to się liczy – zapewnił Laxus. – Jestem tu już od jakiegoś czasu i to
jest moje pierwsze osiągnięcie od tamtego czasu.
– Rozumiem – obronił się. – Ja po
prostu chcę się upewnić. Jeśli ty bekniesz, ja z tobą.
– A dlaczego ty w ogóle mi pomagasz i
kim jesteś? – spytał w końcu pomocnika.
Mard Geer przyjął szybko wykonany
posiłek i rzucił okiem w stronę przepięknej kobiety z naprzeciwka. Uśmiechnął
się szczerze i obejrzał ją od dołu do góry.
– Mam w tym pewien interes –
odpowiedział krótko, nie chcąc zdradzać szczegółów i jego relacji z Zerefem
Dragneelem. Jego pan zażyczył sobie, by spełniał każde zachcianki Laxusa i
doprowadził go do ojca–rewolucjonisty. Tym razem nie pytał, dlaczego tak ma
uczynić. Wystarczyły słowa Zerefa, że wkrótce nastąpi koniec wszelkich trosk.
Miał tylko nadzieję, że uda mu się wypełnić wolę pana.
– A jeśli masz interes złapać mnie i
zabić?
Mard Geer zaśmiał się.
– Zgadzam się, to podejrzane, że chcę
ci pomóc i to za darmo – dodał. – Jednak zdradzę ci pewien sekret, paniczyku.
Gdybym miał się cię oszukać, to zrobiłbym już to dawno; nawet w momencie, w
którym zdradziłeś mi swoje plany. Myślisz, że chodziłbyś teraz sobie spokojnie
po ulicach stolicy. Albo byłbyś żywy?
– Ciszej! – krzyknął Dreyar, widząc
zainteresowanie u kobiety siedzącej za nim.
Mard wzruszył ramionami i zaczął jeść
zamówionego kurczaka ochoczo.
– Pychota – oświadczył. – Nic lepszego
nie jadłem od miesięcy.
– To w jakich ty warunkach żyłeś? –
Laxus odsunął od siebie talerz, nie mając zamiaru choćby skosztować kurczaka,
który wyglądał jakby był trzymany w lodówce przez kilka lat.
– Nawet nie jesteś sobie tego
wyobrazić. Tacy ludzie jak ty, którzy wychowywali się w pałach, otoczeni
służbą, pieniędzmi, nie mogą wiedzieć, co przeżywali w tym czasie tacy szarzy
ludzie, jak ja – powiedział i dalej zajął się kurczakiem. – Patrz, nawet ta piękna
dama umie docenić jedzenie. Jedzenie to szacunek. Nigdy nie wiesz, kiedy
zabraknie kawałka chleba na stole i kiedy będziesz zmuszony jeść szczury… –
Zamilkł.
– Szczury? Obrzydlistwo, przecież to
nie jest jedzenie dla człowieka.
Laxus wydawał się całkowicie
zdegustowany pomysłem Mard Geera. Dlatego oddał kelnerowi pełny talerz i
nakazał wyrzucić to zepsute jedzenie.
Gwałtownie rozległ się huk.
Mard Geer uderzył pięścią o blat.
Kieliszek z wodą zachwiał się i upadł na ziemię, roztrzaskując się. Mężczyzna podniósł
się i złapał Laxusa za kurtkę. Szarpnął nim i pełen złości wrzasnął:
– Jeśli nie masz zamiaru tego jeść, to
może oddaj to chociaż komuś, kto zje z największą ochotą!
– O co ci chodzi?
Laxus odepchnął rękę i z powrotem
usiadł. Kelner szybko uciekł, nie chcąc mieszać się w sprawy klientów, a młoda
kobieta wyraźnie zainteresowała się kłótnią dwójki mężczyzn, choć nie
ingerowała w nią. Przesiadła się dalej i zamówiła kolejną dokładkę sałatki.
– No jasne. – Mard prychnął. – Nigdy
nie zaznałeś głodu i ubóstwa… Dlatego wciąż nie mogę zrozumieć, co tobą
kieruje. Przecież nie miłosierdzie.
– Nie mogę znieść myśli do czego
doprowadził mój ojciec i do czego jeszcze może doprowadzić – odpowiedział
Laxus.
– Ale ty nawet nie umiesz pojąć, co ci
ludzie naprawdę przeżyli. Co? Może nasłuchałeś się w telewizji różnych głupot,
a może masz mylne wyobrażenie o rewolucji.
– Chcę naprawić błędy.
Rozległo się klaskanie.
Mard Geer nie potrafić się dłużej
powstrzymywać i zaczął bić brawa a zaraz zanim znajdująca się w środku kobieta.
Zaśmiał się i wstał, pozostawiając na blacie kilka banknotów. Schował portfel
do kieszeni i zwrócił się do Laxusa:
– Nie powstrzymam cię od tego, co
chcesz uczynić. Nawet będę cię wspierać z całych sił, bo mam w tym swój własny
interes, ale zostawię ci pewną wskazówkę. Jeśli naprawdę chcesz zmieniać świat,
to zacznij myśleć, czego on potrzebuje. Ludziom trzeba było chleba i
sprawiedliwości i dostali to wszystko od Ivana Dreyara.
Poklepał rówieśnika po ramieniu i
skierował się w stronę wyjścia. Na chwilę przystanął tylko na piękną kobietą i
dał jej niewielki pakunek, mówiąc:
– Pamiętałem.
Kobieta uśmiechnęła się i podziękowała.
Mard Geer wyszedł przed restaurację i
zaczerpnął ciężkiego powietrza, przepełnionego spalinami i gorzkim zapachem śmierci.
Skrzywił się i po raz ostatni pomyślał o kobiecie, Mirajane Strauss, której
przed chwilą dał pakunek z informacją o miejscu pobytu jej siostry. Udało mu
się równocześnie załatwić dwie sprawy, choć nie był z nich dumny. Razem z
Zerefem działali w słusznej sprawie. Nie mniej skazał kolejnych ludzi na
porażkę.
Otrząsnął się i wsiadł do auta, odpalił
je i odjechał. W lusterku zauważył wychodzącego z restauracji Laxusa, jednak
nie skupiał się zbytnio na nim. Skierował wzrok na drogę i pojechał w kierunku
jednej z dawnych rezydencji rodziny królewskiej. Zaparkował przy podjeździe. Na
drobnych kamyczkach nadal dało się zauważyć ślady krwi i części ludzkiego
ciała, których sprzątacze nie zdołali zebrać podczas wielkiego porządku.
Przepiękna fontanna z porozbijanym posagiem wróżki z ogonem nie działała i w
wodzie zdążył się nagromadzić szlam i inne brudy.
Mard Geer wszedł do pałacu, męcząc się
chwilę z zawiasami, które nie chciały puścić. Kiedy już znalazł się wewnątrz,
jak zawsze spotkał się z całkowitą pustką. Nic – jedno słowo opisywało cały
wygląd własności arystokratycznej rodziny. Podczas ataku na Gradeen cztery
miesiące temu, rewolucjoniści obrabowali pałac ze wszystkich kosztowności. A
„wszystko” miało tym razem głębokie znaczenie. Nie ważne, czy było to złoto czy
brudne szmaty, zabrali wszystko.
Sługa Zerefa otrząsnął się, nie chcąc
wspominać przeszłości, po czym wszedł na schody i skierował się prosto do
gabinetu, w którym urzędował jego pan. Przesunął drewniany płat, który służył
za drzwi i wszedł do pokoju, na środku którego siedział Zeref na jedynym,
ocalałym krześle.
– Kto by pomyślał, że przytwierdzenia
krzesła do podłogi ocali mu życie? – spytał żartobliwie Zeref.
– Jeśli coś wydaje się idiotyczne, ale
jest praktycznie, to nie jest idiotyczne – oświadczył Mard Geer.
– Poprosiłbym cię żebyś usiadł, ale nie
masz gdzie…
– Postoję.
Zeref chwycił za stos papierów i powoli
zaczął je przeglądać.
– Chowamy się jak szczury – powiedział
najmłodszy Dragneel.
– Nie mamy innego wyboru.
– Czyli w tej kwestii nic się nie
zmieniło. – Westchnął wyraźnie znużony. – Jak się mają sprawy z naszymi
przyjaciółmi?
– Lisanna została pojmana przez Ivana
Drayera. Została już przesłuchana i przyznała się do uwolnienia Grandeen. Czeka
na egzekucję w swojej celi.
– A Mirajane?
– Dowiedziała się o tym.
– Dobrze. – Kiwnął głową. – Szkoda mi
tej dziewczyny, ale musimy mieć pewność, że jutro i ona, i Laxus znajdą się w
tym przeklętym pałacu.
– Laxus jest zdeterminowany, by dopiąć
swego, więc nie musimy się o niego martwić. Żywię także nadzieje, że uda się
uwolnić Lisannę.
– Ja też mam taką nadzieję.
Wielokrotnie pomogła Lucy, a tym samym nam.
Mard Geer niepewnie podszedł do Zerefa.
–
A jeśli mogę zapytać, co się jutro ma wydarzyć?
Zeref wstał, położył na krześle
dokumenty i wyjął kawałek papieru ze środka, po czym podał go słudze. Ten
przeczytał cały tekst znajdujący się na nim.
– Czy to…
– Cii. – Zeref wyszedł z pokoju. –
Niech to pozostanie tajemnicą, bo jutro wydarzy się cud. Cud pojednania
wszystkich obywateli Varii.
***
Mijajane ostatni raz spojrzała na
wychodzącego z restauracji Laxusa, po czym zdjęła okulary przeciwsłoneczne i
chustę. Białe włosy miała spięte w luźny kok, dzięki czemu na głowie nie
pozostała jej tylko szopa. Wzięła głęboki wdech i westchnęła. Nigdy nie sądziła,
że będzie gotowa w taki sposób śledzić Laxusa i dowiadywać się o losie siostry,
ale pozostało jej tylko to. Miesiące poszukiwań Lisanny nie przyniosły żadnych
efektów. Nie przybliżyły jej nawet o krok do siostry i ogień nadziei rozpalił się
na nowo dopiero z pojawieniem się Mard Geera.
– Czy podać pani kolejną porcję? –
zapytał młody kelner, rozpraszając Mirajane.
– Nie, tylko dolewkę wody – wyjaśniła.
Kelner ukłonił się i spełnił zamówienie
klientki, po czym odszedł.
Strauss dotknęła kieliszka i duszkiem wypiła
wodę, która w walorach smakowych przewyższała te, do których przyzwyczaili się
okoliczni mieszkańcy.
Odłożyła naczynie i wzięła po niewielki
pakunek, który otrzymała od Mard Geera. Odwiązała niebieską wstążkę i otworzyła
wieczko, ukazując złożoną kartkę papieru wewnątrz prezentu. Odłożyła
pudełeczko, po czym wyjęła z niego list i rozłożyła. Dla pewności rozejrzała
się, czy aby nikt jej nie obserwuje i zaczęła zagłębiać się w przekazaną
wiadomość.
Jutro, godzina 12:10, pokój na
parterze.
Wejdź przednią bramą i powiedz „Wróżki
mają ogony”
Nie spóźnij się ani nie przybądź za
wcześnie.
Zapukaj trzy razy i skieruj się na
drzwi z wyrzeźbioną wróżką.
Uciekaj prosto.
Będzie czekał na ciebie samochód.
Zmięła wiadomość w domu i rozpłakała
się. Przechyliła głowę, zasłaniając zapłakaną twarz. Nie mogła uwierzyć, że po
tak wielu miesiącach ponownie spotka się z Lisanną. Straciła już jedną
siostrzyczkę, więc nie mogła stracić także drugiej.
Pozostawiła na stole kilka banknotów i
założyła chustę i okulary, po czym rozejrzała się po pomieszczeniu. Podeszła do
śmietnika i podarła na kilkanaście kawałeczków list, po czym wrzuciła go do
śmietnika. Wyszła z restauracji i wróciła do hotelu, w którym się zatrzymała.
Po drodze wysłała tylko Elfmanowi wiadomość, że wkrótce Lisanna wróci do domu.
Nie wiedziała jeszcze wtedy, że jej nie będzie dane tego uczynić.
I jak? Podoba się? Dajcie znać, co sądzicie w komentarzu. Jakbyście mogli, dajcie znać, czy czytacie. W jakikolwiek sposób ;)Pytanie: Co się wydarzy "jutro"?PS. 2 osoby skomentują i nowy rozdział w piątek ;)
Rozdział mi się podobał. Czekam na kolejne. Pozdrawiam,PhantomPL.
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie. No, mam nadzieję, że w piąteczek albo mniej więcej w tym czasie ukaże się rozdział ;)
UsuńNareszcie nie mogłam się doczekać. Rozdział oczywiście super. Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńŚle wene :)
Dzięki wielkie! No, podejrzewam, że w takim wypadku konieczne jest dodanie rozdziału w piątek ;)
UsuńDzięki wielkie
Świetny rozdział. Czekam na kolejny. Śle wenę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie! Oczywiście zgodnie z obietnicą rozdział się niedługo pojawi ;)
Usuń