Rozdział 69

Kobieta wyglądała na wielce zdziwioną oświadczeniem córki. W pierwszej chwili udawała, że nie wie, o czym dziecko mówi, ale zaraz zrzuciła maskę z twarzy i pokazała swe prawdziwe oblicze. Oparła się rękoma o biodro i lekceważąco spojrzała na Levy.
– Nieładnie podsłuchiwać – pouczyła nastolatkę. – Myślisz, że wszystko ci wolno? Powinnaś zachować trochę godności i nie wtrącać się w sprawy innych!
Levy odpowiedziała jedynie prychnięciem. Nie chciała nawet kontynuować kłótni, która i tak nie przyniosłaby żadnych skutków. Za bardzo kobieta trwała w przekonaniu o własnej nietykalności. Jednak nadal Levy dziwiło to, że matka próbuje uciec od kłopotów. Zawsze stawała naprzeciw nich, a teraz niczym rozjuszona fretka gnała przed siebie, zostawiając wszystko za sobą.
– Nie zabijesz mnie, prawda? – spytała przyciszonym głosem młoda McGarden. – Dlatego się pakujesz… Dlatego uciekasz…
Matka Levy zmiętoliła ubrania w rękach, po czym rzuciła nimi agresywnie o podłogę. Jej dłonie złączyły się ze sobą, gdy położyła je na czole. Usiadła, tocząc wyraźną walkę między obowiązkiem a uczuciami. Spoglądała na własne dziecko, choć nie chciała nawet na nie patrzeć.
– Mogłabym wyjaśnić ci wiele rzeczy – zaczęła – ale to nie jest ani miejsce, ani czas. Może nawet nigdy taka pora nie nadejdzie. Wiem jednak, że nie moim zadaniem jest pozbawić cię życia, skoro sama ci je dałam. Misja, którą narzucono mi lata temu, została wypełniona. I żebyś miała pewność, nie zabiłam mojego męża. Był już na granicy życia, więc po co miałam to czynić?
– Więc kto to zrobił?! – wrzasnęła.
– Nie mam pojęcia. – Wzruszyła ramionami, po czym usiadła na schodach. Złapała się za głowę i kilka razy westchnęła, nie wiedząc, co ma dalej mówić.
– Teraz uciekasz?
– Aż do samego nieba, jeśli będzie trzeba – odpowiedziała kobieta. – Kochanie, wiem, że czujesz się zagubiona, ale ja mam tak samo. Mam wybierać między misją a tobą i, uwierz mi, wybór jest prosty.
Matka Levy wstała i położyła dłonie na policzkach dziewczyny. Uśmiechnęła się ciepło i dokończyła:
– Kocham cię. Ty i twój ojciec daliście mi zaznać czegoś, co nazywa się „szczęście”. Dlatego nie mogę dłużej zostać. – Odsunęła się od Levy. – Pozostawiam ci to dziedzictwo. Zrób, co uważasz za słuszne, dziecko. Jeśli chcesz podążyć drogą ojca, proszę bardzo. Jeśli zburzysz to miejsce, nikt nie będzie miał ci tego za złe.
Kobieta podeszła do drzwi, trzymając w rękach torbę. Wyjęła z jej wnętrza rudą perukę i założyła na głową, chowając naturalne włosy. Złapała ręką za klamkę i stanęła w progu.
– Dokąd się udasz? – spytała Levy.
– Mówiłam, aż do samego nieba, jeśli będzie trzeba, kochanie – odpowiedziała. – Proszę, nie śledź mnie, nie szukaj i nie próbuj żadnych sztuczek. Odchodzę i pewnie już nigdy więcej się nie zobaczymy.
– Mamo…
– Zostawiam ci wszystko. Okazało się, że tatusiek miał sporą polisę na wypadek wczesnej śmierci, więc możesz sobie do końca życia balować, a i tak pieniędzy ci nie zabraknie!
Ostatni raz posłała Levi uśmiech i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Levy pozostała sama.
Podeszła do ściany i oparła się o nią plecami. Chwilę postała, aż spojrzała w prawo, potem w lewo osunęła się na podłogę. Złapała rękoma za włosy i pociągnęła je gwałtownie, wyrywając część z nich. Krzyknęła donośnie, po czym uderzyła pięścią o stojącą nieopodal szafkę. Złapała za najbliżej znajdujący się przedmiot i cisnęła nim o przeciwległą ścianę, rozwalając go. Furii nie było końca. W szaleństwie nastolatka rzucała się po podłodze. Docierało do niej, że straciła całą rodzinę; ojciec umarł, matka odeszła. Została sama w pustym domu, mogąc liczyć jedynie na przypuszczalny powrót Gajeela.
– Dlaczego to się stało? – spytała, ale nikt nie raczył dać jej odpowiedzi.
Wstała i chwiejnym krokiem zaczęła kierować się ku górze. Nieostrożnie stawała na każdym schodku, mimo to nadal zachowując równowagę. Dłońmi chwyciła za poręcz i gwałtownie zatrzymała się. Wzięła głęboki wdech i zwróciła się w stronę wejścia do rezydencji.
Wściekle tupnęła nogą i zeszła, kierując się na główny plac. Wyszła i donośnie obwieściła:
– Wszyscy z ShenLong na naradę!!!
Odwróciła się i szybko weszła na górę. Po drodze minęła kilku schodzących członków gangu, którzy patrzyli na dziedziczkę z niemałym zmieszaniem. Levy tylko nakazała im zejść na dół, a sama wkroczyła do pokoju rodziców. Podeszła do szafy i wyjęła z niej bordowe kimono. Zdjęła z siebie przepocone ubranie i nałożyła wzorzysty materiał. Ułożyła włosy w mały kok i przyjrzała się w lustrze. Dumnie uniosła podbródek i ruszyła ku głównej sali.
Do pomieszczenia doszła w pięć minut. Zauważyła, że większość członków, którzy nie uciekli po utracie majątku, zajęła należne im miejsce. Jet i Droy usiedli najbliżej podwyższenia, dlatego gdy tylko dziewczyna weszła do środka, nakazała im:
– Usiądźcie przy mnie.
Zaskoczeni popatrzyli na siebie, ale zaraz usłuchali Levy i zajęli miejsca przy dziewczynie. Sama McGarden stanęła przy honorowym miejscu, które przez lata zajmował jej ojciec, i przyklęknęła, by później zająć należne jej miejsce.
– Zebraliśmy się dziś – zaczęła niepewnie – gdyż cały majątek przepadł. Nasz pan umarł, matka uciekła, a z wielkiego ShenLong pozostały jedynie zgliszcza. Jesteśmy słabi. Pokonali nas, gdy mieliśmy się wzbić, i pokazali, że jesteśmy nikim w dzisiejszym świecie. Dlatego zamierzam to zmienić.
Nastało poruszenie wśród zebranych. Rozmawiali na temat słów Levy, gdy nagle zostali uciszeni przez Droy’a i Jet’a.
– Zamknąć się! – krzyknęli równocześnie.
Nastała cisza.
– Wiem, że wielu z was wątpi w moją siłę, umiejętności – kontynuowała – i inne cechy, które powinien posiadać prawdziwy przywódca, ale wiedzcie, że nie pozwolę umrzeć dziedzictwu ojca. Chciałam zostawić wszystko i uciec, lecz odkryłam, że robiąc to, zniszczę samą siebie, wszystko na co tak ciężko pracowałam przez lata. Magnolia to miasto masek, ale ja dziś tą maskę zrzucam i zrobię wszystko, żeby uczyniło to razem ze mną wielu.
Przez chwilę trwało milczenie, lecz zaraz zerwały się gromkie krzyki i wiwaty.
Levy spojrzała dumnie na swych przyjaciół i odetchnęła z ulgą. Wstała i wyszła z pomieszczenia, po drodze prosząc służbę o przygotowanie posiłku. Sama natomiast wróciła na górę i ponownie zaszła do pokoju rodziców. Usiadła na ich wspólnym łóżku i rozejrzała się dookoła, odkrywając, że nie bywała tak często w tym pomieszczeniu, jakby mogło się wydawać. Rodzice trzymali swe tajemnice między czterema ścianami. Chowali przed córką sekrety, może by jej nie skrzywdzić, a może dlatego, żeby nie ujrzały światła dziennego.
Levy opadła na poduszkę i wbiła wzrok w sufit. Głęboko westchnęła, zastanawiając się, jak wiele przed nią teraz czeka. Uczyła się od najmłodszych lat, jak prowadzić rodzinny interes. Jednak kiedy przyszło jej przejąć ShenLong, nic nie wydawało się takie proste, jak na początku. Nie wiedziała od czego zacząć, z której strony spróbować wyjść na prostą i na nowo zjednać członków. Nie znała także prawdziwych interesów ojca. Podejrzewała nie raz, że ich zarobki pochodzą z transakcji na czarnym rynku. Nie pytała i teraz tego żałowała.
Rozległo się pukanie do drzwi.
Podniosła się i poprawiła kimono. Wyprostowała się i rzekła:
– Proszę.
Do środka wszedł Jet i Droy. Oboje wyglądali na zmieszanych i zaniepokojonych, choć z całych sił próbowali tego nie okazywać wobec młodszej szefowej. Grzecznie skłonili się przed Levy i poprosili o prawo głosu. Ich prośba wytrąciła McGarden z równowagi, lecz zaraz wyraziła zgodę, interesując się tym, co mają do powiedzenia.
Jet i Droy popatrzyli na siebie i wtedy pełni smutku zaczęli tłumaczyć.
– Przepraszamy, szefowo, ale szef kazał nam za wszelką cenę nie zdradzać pewnych tajemnic – powiedział Jet.
– Ale teraz szefem jesteś ty, dlatego naszym obowiązkiem jest poinformować cię o wszystkim, co robił panienki ojciec – dokończył Droy.
– A takim razie zamieniam się w słuch – rzekła Levy. – Proszę, bądźcie szczerzy ze mną. Muszę w jakiś sposób odbudować ShenLong, ale bez waszej pomocy mi się to nie uda.
– A więc zacznę może od pytania, czy panienka wie o interesach, jakie prowadził pan McGarden z Igneelem Dragneelem? – spytał Jet.
– Oczywiście, nawet dość często występowałam jako łącznik między nimi – odpowiedziała szczerze Levy. – Podejrzewam, że mój wkład był nikły wobec tego, co łączyło tę dwójkę w rzeczywistości?
– Nie inaczej – kontynuował. – Szef i Igneel współpracowali ze sobą, chcąc odbudować Magnolię i zniszczyć Acnologię. Na początku, kiedy jeszcze ja i Droy nie byliśmy członkami, sprawy miały się dobrze. ShenLong było zyskowne, Acnologia tracił popleczników i nagle… – Głos załamał się chłopakowi. – Nagle okazało się, że Acnologia wprowadził ich w pułapkę. By utrzymać się, szef musiał zacząć robić podejrzane interesy. Nie tylko dla pieniędzy, ale i dla informacji. Coraz bardziej i bardziej wchodził tam, gdzie nie powinien..., aż cały Dictrict Hell stało się własnością pana McGardena.
– Dictrict Hell?
– Tak. Stamtąd też pochodzi ten słynny gang „Siedem Smoków”, chodząc słuchy, że mają swoją siedzibę w opuszczonej stacji kolejowej.
Jet zamilknął, bojąc się mówić dalej.
– Mów dalej – ponagliła. – Chcę wiedzieć wszystko.
– Szef także, jak jego ojciec, należał do organizacji, zwanej „Fairy Tail”. – Jet głośno przełknął ślinę. – Nie wiem, czym jest to stowarzyszenie, ale panienka zna firmę zabawkarską?
– „Fairy Tail”… To tam powstały smocze figurki – szepnęła. – Ale skąd wy to wszystko wiecie?
– Trochę głupio, ale… – zaczął wątpliwie Jet.
– … podsłuchiwaliśmy – dokończył niespodziewanie Droy. – Podsłuchiwaliśmy i złapano nas. Jednak zamiast wyrzucić nas, zostaliśmy chłopcami na posyłki. Wykonywaliśmy misje dla szefa do momentu, w którym rodzina Redfoxów nas wykiwała.
– Domyślam się – odparła. – Czyli co mam teraz zrobić?
Opadła na łóżko i kilkukrotnie uderzyła się dłońmi w policzki. Spojrzała na Jet’a, potem na Droy’a i w końcu zrozumiała, z jak wielkim trudem przyszło im zdobyć się na to wyzwanie. Uśmiechnęła się, ciesząc się z tego gestu szczerości, ale nadal potrzebowała informacji, by móc pójść przed siebie.
– Panienko… – szepnął Jet.
– Mów do mnie Levy! – krzyknęła. – Znamy się od tylu lat, więc nie mogę was traktować jak poddanych bez znaczenia. A poza tym, potrzebuję przyjaciół, osób, którym mogę zaufać.
– Pani… Levy – poprawił się szybko. – Zdecydowałaś się, by przejąć po ojcu interes, ale może to właśnie był błąd. Może trzeba dać umrzeć ShenLong i…
–… narodzić się na nowo – dokończyła.
Jej oczy pełne nadziei skierowały się na Jet’a. Pomysł nie był głupi. Levy była świadoma, że tylko w ten sposób nie przejmie grzechów ojca i nie da zniknąć temu, co po sobie pozostawił.
Dziewczyna gwałtownie podniosła się i podeszła pod samo okno. Rozejrzała się po placu, na którym zebrali się pozostali członkowie. Sięgnęła do szafki nocnej i wyjęła z szuflady pistolet. Naładowała go i dopiero wtedy zwróciła się do Jeta i Droya:

– Gdzie tylko jest to możliwe, zamieście informacje, że „Fairy Tail” reaktywuje się i łączy z ShenLong. Ogłoście także, że „Siedem Smoków” ma znaleźć się w miejscu pociągu–widmo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Byłeś? przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że zostawiłeś komentarz :)