Wojna, choroba ludzkości, zabierająca wszystko,
co tylko stanie jej na drodze.
Krwawa rzeź potęg militarnych, które na rozkaz
klauna siedzącego na tronie, zabijają niczemu winnych ludzi, zabierając i
niszcząc wszystko, co dla innych cenne.
Zgliszcza pozostające po nieustannych walkach —
widok napawający obrzydzeniem każdego, kto go ujrzy, lecz czy to miało jakieś
znaczenie?
Bogacący się czy ci, których „wojna nie
dotyczyła”, pławili się w luksusach rezydencji, czerpiąc jak największe
korzyści z mordujących się nawzajem żołnierzy, uchodźców, szukających zwykłego
schronienia, niewolników czy pracujących fabrykach.
Wszystko, co dla ludzi było ważne, nie miało
znaczenia, gdy przychodziła biedna i głód, lecz to ich nie dotyczyło. Jedyny
świadomy tego faktu, Igneel Dragneel, patrząc z obrzydzeniem na swojego ojca i
jego podopiecznych, rozumiał, że ich akcja to jedna, wielka pomyłka. Znając
konsekwencje ich poczynań, próbował zapobiec katastrofie, lecz był tylko
dzieckiem, które bało się własnego rodzica. Będąc otoczonym przez samych diabłów,
co mógł zrobić on jeden? Płacząc i trzęsąc się, jedynie patrzył i czekał.
Stojąc na dziedzińcu pałacowym, otoczonym ze
wszystkich stron strażą ubraną w tradycyjne, żołnierskie stroje Pengrande,
wyglądali człowieka, który miał dać im sygnał do działania. Przyglądając się z
kolejna strukturze budynku, zauważali ślady, jakie zamek nosił po II wojnie
światowej. Odpadające kawałki ścian, odgrywająca się farba i wyblakle
fragmenty, na których najprawdopodobniej została zmyta krew i odbudowane części
wieżyczek, zbombardowanych podczas ataku w 1975 roku. Posiadłość rozciągała się
aż po same góry Wertiel, w której znajdował się główny budynek, stajnia, plac
uroczystościowy, skarbiec i magazyn zbrojeniowy.
Ogrom i przepych, który widział przed sobą
Igneel, był dla niego wręcz nie do opisania. Sam był księciem, lecz nawet
stolica Fiore nie posiadała tak rozległych terenów. Ogrody Pengrande
przypominały bajkowe krainy, nie obraz wojny i rozpaczy.
W pewnym momencie złote drzwi, z wyrysowanymi na
nich rzeźbami przedstawiającymi sceny mitologiczne, otworzyły się. Na sygnał
straż zmobilizowała się, czekając, aż mężczyzna o czarnych włosach, w białym
kitlu lekarskim, podejdzie do gości, czekających tuż przy królewskiej stajni.
— Witam panów — powiedział radosnym głosem naukowiec,
dając znać straży, że wszystko jest w porządku. — Dostałem pozwolenie od króla,
więc może was przyjąć i oczywiście wszystko jest takie, jakie powinno być.
Igneel, nie chcąc dłużej patrzeć na wnętrze
budynku, skierował swój wzrok przed siebie. Dopiero gdy zatrzymali się tuż
przed wejściem do pokoju znajdującego się w południowej części pałacu, spojrzał
na przepięknie ozdobione drzwi złotymi żłobieniami, które łączyły się w koronę
królewską na samym ich zwieńczeniu.
Starszy Dragneel uśmiechnął się do syna, ręką
wskazując mu, by wszedł do środka. Wystraszony chłopiec nacisnął za klamkę, po
czym, próbując zachować spokój, wkroczył do pokoju jego królewskiej mości,
zastając czekającego króla.
— Witam, witam! — zawołał rozradowany władca. —
Proszę, usiądźcie.
Rządzący wskazał im na miejsca przy ręcznie
robionym, lipowym stole, na którym znajdowały się przekąski i chłodzący się w
lodzie szampan. Podeszli i usiedli na fotelach wyłożonych czerwonymi
poduszeczkami. Cała taca z kieliszkami stała na niewielkiej komodzie w samym
kącie pokoju, tuż obok orientalnego posągu przedstawiającego którąś z
tamtejszych bogini.
Jednak żaden z gości nie przybył, by podziwiać
piękno królewskiego pałacu.
Kiedy tylko drugie drzwi, skryte za bordową
zasłoną, otworzyły się i wyszła zza nich młoda, drobna dziewczyna, o jasnych
jak słońce włosach i niebieskich oczach. Była to niziutka istota, o delikatnym
ciele. Poruszała się z gracją, ale i z pewnym oporem, jakby ruchy sprawiały jej
ból.
— Poznajcie moją ukochaną córeczkę, Amelię! — rzekł
król, wskazując na swoje młodą damę.
— Miło mi! — powiedziała dziewczyna, kłaniając
się przed zebranymi. — Mam nadzieję, że nasze spotkanie okaże się owocne.
— Nam też miło poznać. — Jako pierwszy odezwał
się generał Knightwalker. — Mamy dla panienki prezent z okazji niedługo
obchodzonych urodzin.
Generał podał pod stołem pakunek młodemu
Igneelowi i stuknął go w ramię, by podszedł do księżniczki i ofiarował jej
podarunek.
Igneel wziął głęboki wdech, wstał i ruszył przed
siebie, powtarzając w myślach, ze wszystko będzie dobrze. Ręce drżały mu ze
strachu. Był przekonany, że za moment stchórzy i ucieknie z pałacu jak małe
kaczątko. Wahał się.
Jednak gdy znalazł się przed Amelią, nie było
już czasu na ucieczkę.
Dziewczyna objęła go czułym wzrokiem. Jej uśmiech
był najpiękniejszą rzeczą, jaką widział w swoim życiu. Zamiast krzywdzić
księżniczki, chciał już wziąć w ramiona i ucałować; nie uczynił tego.
— Proszę … — powiedział, dając Amelii niewielki
pakunek — … i przepraszam.
Kiedy dziewczyna wyciągnęła rękę, by przyjąć
prezent, Igneel pochwycił ją gwałtownie w nadgarstku. Podszedł księżniczkę od
tyłu i przyłożył pistolet, który znajdował się w paczce, do jej skroni.
— Co się dzieje?! — wrzasnął przerażony król.
— To, co widzisz! — rzekł Fullbuster, wykładając
nogi na stół.
— Czego chcecie? — krzyknął władca. — Złota,
pieniędzy, władzy… CZEGO?! Straż, straż…
— Zamknij się, bo ją pierwszą uciszymy! —
zagroził mu Silver Fullbuster, wskazując palcem za zakładniczkę. — A twoi
kochani strażnicy już dawno poszli spać dzięki moim napojom.
— Chcemy, byś najechał parę krajów i wywołał III
wojnę światową — wyjaśnił ojciec Igneela.
Starszy Dragneel wstał i podszedł do władcy, po
czym pogładził jego łysinę, śmiejąc się przy tym jak szaleniec.
— Co?! Nie mogę! — wrzasnął oburzony król pod
wpływem emocji, na chwilę zapominając o swoim dziecku.
— Możesz, więc zrób to — odezwał się nieznany
głos.
Zza bordowej kotary wyłonił się wysoki mężczyzna
o charakterystycznych, zielonych włosach, niosąc w dłoniach koronę, która
należała do obecnego władcy. Ostrożnie położył ją na stole i ciepło uśmiechnął
się do króla, równocześnie błądząc palcem po powierzchni korony. Przysiadł na
jednym z krzeseł i rzekł:
— Przykro mi, ale sprawiedliwości musi uczynić
się za.
— Przyjąłem cię i kochałem jak syna, La Pradley!
— syknął zrozpaczony król.
— Tak, i zniszczyłeś mi życie! — wrzasnął La
Pradley. — Teraz mogę uczynić tylko jedno. Wiesz, co masz robić — zwrócił się
do Igneela.
Młody chłopak, nie mając wyboru, przewrócił dziewczynę
na podłogę. Zerwał z niej część ubrań i przygniótł tak silnie, że Amelia nie
mogła się ruszyć. Twarz dziewczyny przycisnął do dywanu. Zanim jednak zabrał
się do ostatecznej czynności, jeszcze raz spojrzał na ojca błagalnym wzrokiem.
Ten uniósł tylko wysoko podbródek i szepnął bezgłośnie: „Zrób to”.
I zrobił…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Byłeś? przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że zostawiłeś komentarz :)