Rozdział 53

I choć przez całą drogę do domu nie chciała rozmyślać nad słowami swej podopiecznej, niektóre stwierdzenia odbijały się echem w głowie młodej dziewczyny. Szargały jej emocjami. Wtargały do najgłębszych zakamarków serca Levy, próbując różnić co jest dobre, a co złe. Nie chciała stać się człowiekiem, którego zawsze nienawidziła. Ale wciąż nie umiała zaprzeczyć myśli, iż należy jej się prawda. Nie uzyskała jej od ojca, na matkę nie miała liczyć, a jedyny człowiek, który mógłby uchylić rąbka tajemnicy, przepadł w ciągu jednego dnia. Żadnego kontaktu, żadnego słowa przeprosin… Tylko pusty pokój i zbrukane uczucia. Nie mogła zaprzeczyć, że rodzina Redfox całkowicie zniszczyła środowisko, w którym egzystowała. Członkowie ShenLong, jeden za drugim, uciekali, twierdząc, iż nie ma dla nich miejsca w tak wyniszczonym rodzie. Nieliczny zostawali z cisnącą się obietnicą na ustach. Wierni, pełni oddania i pokory, a jednak również zdradzeni.
Nic już nie będzie takie samo, pomyślała, gdy tylko doszła pod samą rezydencję. Cisza i spokój panowały niebezpiecznie w dawniej rozradowanej rezydencji. Gdy kiedyś przyjacielem były ciepłe powitania, dziś tylko chłodny wiatr muskał skórę nastolatki, przypominając jej o tym, co było. I nigdy nie wróci, dodała, nie oszukując się dłużej.
Przeszła przez wrota i zaraz przystanęła przed bezpośrednim wejściem do domu. Miała tylko dwie możliwości i żadna z nich nie wydawała się ani trochę przyjazna dla niej samej. Jedna prowadziła ku spokoju duszy, druga ku utrapieniu. Lecz obie zabierały niemal tyle samo, co dawały. Mogła wypowiedzieć kłamstwo, lecz gdzieś tam nadal istniałaby prawda.
Pokręciła głową i zaraz skierowała się ku dojo, które stało puste od dnia, w którym jej ojciec zaniemógł. Chorowity i słaby leżał całymi dniami w swym łożu, pozostawiając wieloletnią tradycję i marzenia za sobą. Wyczerpany zdradami, ale wciąż pragnący być wśród żywych… Cierpienie przez miesiące, a jednak zarazem okazja dla Levy, by spojrzeć na rzeczy, które za długo były przed nią ukrywane. Choć większość członków rodziny zaprzeczyłaby, że dziewczyna zna rezydencję jak własną kieszeń, było to fałszywą myślą. Już jako mała dziewczyna bawiła się wśród zawiłych korytarzy, obserwując, gdy inni nie chcieli, by obserwowała. Słuchała, gdy miała być głucha i widziała, choć niewidomą stać się miała.
Wiem, że sejf znajduje się w dojo! Tylko tam mogę zdobyć odpowiedzi, rzekła w myślach, przechodząc do największego pokoju w całej posiadłości. Przystanęła dopiero na samym środku pomieszczenia. Rozejrzała się wokoło, wyostrzając wzrok niczym dzikie zwierze, szykujące się do ataku. Musiała patrzeć i widzieć, by dotrzeć do ukrytego miejsca.
– T0 gdzieś tutaj – mówiła szeptem, przeskakując z nogi na nogi. Błądziła po pomieszczeniu, aż dotarła do samej ściany, macając ją po ciemku. Światło mogło być dla niej wybawieniem, lecz zarazem i zgubą, gdyby ktokolwiek ją zauważył.
Odrzuciła od siebie propozycję jasności i podbiegła pod podwyższenie, gdzie miał w zwyczaju zasiadać jej ojciec. Było to zarazem przygotowane posłanie dla niej samej i Gajeela, którego w przyszłości miała poślubić – a przynajmniej tak było do czasu ich ucieczki. Poczuła swego rodzaju nostalgię, ale i zagubienie. Nie sądziła, że czas może tak szybko minąć. Zdawało się, że wydarzenia miały miejsce wczoraj, gdy tak naprawdę minęły ponad trzy miesiące.
– To na pewno tu – powiedziała, przykucając na platformie.
Odsunęła na bok leżące na ziemi materiały i baczniej przyjrzała się fragmentom, które na moment wydały jej się podejrzane. W pewnym momencie echem odbił się głuchy dźwięk, który powstał, gdy telefon wypadł jej z kieszeni. Znieruchomiała, lecz zaraz odzyskała przytomność. Nie był to przypadkowy odgłos.
Sięgnęła po komórkę i opuszkami palców przejechała po fragmencie, na który upadła. Wydawało się z wyglądu, iż jest do zwyczajne drewno, lecz w dotyku było zbyt gładkie i delikatne.
– Zaraz, zaraz…
Przejechała paznokciem po krawędzi „panelu”, aż w pewnym momencie dotarła do punktu, w którym fragment poruszył się. Zacisnęła mocno powieki, po czym wykorzystała swój biedny paznokieć i uniosła całą część skrytki, ujawniając pustą przestrzeń między miejscem do ćwiczeń, a samą platformą.
– Proszę, proszę – powiedziała, błagając, by się nie pomyliła.
Sięgnęła dłonią do skrytki, buszując nią, aż opuszkami palców zahaczyła o jakąś partię papierów. Wzięła głęboki wdech i po raz ostatni wyciągnęła dłoń, chwytając w swoje ręce całą teczkę. Zakurzoną, brudną i pachnącą starością. Jednak zapach czy wygląd nie miały żadnego znaczenia, gdy zdołała ujrzeć w świetle komórki duży napis znajdujący się na dole strony tytułowej. „Levy McGarden” – tak brzmiał ów nagłówek.
Czy miało znaczenie, że zostawiła wszystko na wierzchu? Najprawdopodobniej nie. Emocje rozsadzały ją, a chęć poznania prawdy była silniejsza niż cokolwiek innego. Biegnąc przed siebie, niemal rzuciła się do własnego pokoju, natychmiast rozwierając akta, które mogły być przełomowe w sprawie Gajeela.
– „Nie są istotne pytania, gdy mamy odpowiedzi” – przeczytała pierwszy fragment tekstu. Już na samym początku zrozumiała, że nie są to notatki prowadzone przez policjanta, a osoby raczej zaangażowanej w sprawę. – „Była tylko dzieckiem, a jej oczy ujrzały śmierć. Krew, łzy i martwe ciało zmieszały się w jedno, sprawiając, iż jej umysł zamknął się na długo. Próbowałem pytać, szukać odpowiedzi, lecz jej usta powtarzały tylko jedno słowo – Gajeel.” – Przełknęła ślinę, nie odrywając wzroku od tekstu. – „Płacą mi, bym pomógł temu dziecku, ale jak mam to uczynić? Ona nie chce nikogo ani niczego znać. Jedno złe słowo, jedna reakcja doprowadziła do tragedii, niosąc za sobą kolejne nieszczęścia. Jej ciało przyszło do mnie, lecz jej umysł pozostał gdzieś daleko stąd. Będę próbować, będę rozmawiać, ale tylko zapomnienie uchroni jej przyszłość”.
Zatrzymała się przy teście, spoglądając na nietypowy schemat, który przedstawiał coś na kształt ogromnej wieży. Na samym dole widniał podpis twórcy – Scorpio.
– „Jest niczym martwa istota, choć zarazem żyjąca. Kolejne sesje dają poprawę, choć nadal rysuje zwłoki tego chłopca, powtarzając, że niedługo do niej wróci. Mówi, rozumie, rozmawia, ale jej szaleństwo wykracza poza zgrozę, którą doświadczyłem u Lucy. Lucy jest niebezpieczna, ale i finezyjna. Levy nie potrafi rozróżnić dobra czy zła”. – Pod tekstem było przyczepione ptasie pióro. – „Dziś zabiła kolejne zwierze, mówiąc, że przypomina jej Gajeela, ale postępy są widoczne. Jeszcze tylko kilkanaście sesji i wyniki będą satysfakcjonujące”.
Levy zaraz zauważyła, że brakuje kilku stron. Nie wiedziała, czy to ojciec się ich pozbył, czy może był to tylko przypadek. Jednak przeszła do ostatnich zapisków, przeglądając znajdujące się między końcem a początkiem wykresy i badania lekarskie.
– „Płakała… Płakała, stojąc nad grobem, ale gdy tylko na mnie spojrzała, zapytała się, gdzie on jest. Chciałem wytłumaczyć jej śmierć tego chłopca, ale wtedy wtrąciła się ona – jedna z kryptonimów. Levy miała zapomnieć, że doprowadziła do śmierci tego chłopca, by móc żyć dalej. Rozumiałem tę decyzję, lecz nie chciałem jej zaakceptować. Tylko uśmiechnąłem się i zrobiłem, co do mnie należy. Powiedziałem Levy, powiedziałem, że jej ukochany z dzieciństwa po prostu wyjechał…
Chwyciła w dłonie dokumenty i cisnęła nimi i przeciwległą ścianę. Wszelkie papiery rozsypały się po podłodze, ale dziewczyna zdawała się nie przejmować tym. Siedziała w pozycji płodowej, przykryta w całości granatowym kocem, jakby pragnęła skryć się przed całym światem. Zawsze sobie powtarzała, że chłopiec z dzieciństwa wyjechał, lecz to było tylko kłamstwo. Wciąż nie wiedziała tak wiele, ale była już pewna, że część jej samej została zatracona. Brak wspomnieć czy nie, nie potrafiła iść dalej, wiedząc, że gdzieś w zakamarkach jej umysłu kryje się fałsz, zakrywający autentyczne wydarzenia. Za wiele lat minęło, by mogła tak po prostu zostawić tę sprawę.
– Nie rozumiem dlaczego ojciec tak postąpił – powiedziała. – Chciał mnie chronić, ale tylko mnie skrzywdził. Gdybym wiedziała tylko kim jest autor tekstu i ten tajemniczy kryptonim. Może to mój tata… A może i nie…
***

Jedno spojrzenie, potem drugie, aż w końcu Gray otworzył szeroko oczy, spoglądając na biały sufit, który natychmiast skojarzył mu się ze szpitalem. Nie mógł być pewien swych myśli, ale biorąc pod uwagę wcześniejsze wydarzenia, nie chciałby się znaleźć w niebie.
– Jak się czujesz? – usłyszał głos dobiegający z bliskiej odległości.
Niechętnie obrócił głowę, spoglądając na swoją prawicę. Gdy tylko oczy przyzwyczaiły się do światła, ujrzał znaną mu sylwetkę policjanta, który siedział na krześle obok łóżka. Wyraźnie rozradowany trzymał w dłoni telefon, pisząc krótką wiadomość. Odłożył aparat na miejsca i zwrócił się do Graya:
– Ty naprawdę lubisz straszyć.
– Przepraszam, jaśnie ekscelencjo – rzekł ochryple Fullbuster. – Co się stało?
– Karetka przyjechała na czas i cię odratowali, choć lekarz twierdzi, że nie umarłbyś od tej trucizny – wyjaśnił Lector. – Jednak podejrzane jest jak łatwo cię było otruć.
– Ktoś wie o tym? – zapytał, lecz po chwili uznał, iż bezsensu było je zadawać.
– Kilka osób, ale nie zawiadamiałem twoich znajomych – odparł po namyśle.
– Jeśli jakiś jeszcze mam…
– … albo któryś z nich od dawna o tym wie – dokończył.
Erza, powiedział w myślach imię kobiety, która do niedawna była jego narzeczoną. Z trudem przyjmował prawdę, ale była ona niezaprzeczalna. To ona sama próbowała go otruć. Gdyby ujrzał i doświadczył czegoś takiego jeszcze jakiś czas temu, nie zwątpiłby w niewinność Scarlet, ale teraz… Teraz, kiedy okazało się, że Ur ukrywała przed nim tak wiele? Musiał zachować ostrożność. Tym raz udało mu się przezwyciężyć niebezpieczeństwo, ale przed nim stało jeszcze wiele wyznać i żadne z nich nie dawało gwarancji przeżycia.
– Muszę pójść do szkoły – oświadczył niespodziewanie. Nikt nie mógł się dowiedzieć o zajściu. Chciał, by wszyscy myśleli, że nie przejmuje się nim. Ktokolwiek go śledził, ktokolwiek maczał w tym palcem, on potrzebował zachować spokój i dystans do dziejących się wokół niego wydarzeń.
– Nie ma problemu. – Lector wzruszył ramionami. – Rozmawiałem z doktorem Henrym, podejrzewając, że będziesz chciał się stąd ulotnić.
Policjant posłał mu ciepły uśmiech, po czym chwycił kurtkę i skierował się ku drzwiom.
– Przebierz się i ogarnij– powiedział, stojąc w progu. – W szkole nikt nie może poznać, że stało się z tobą coś niedobrego.
– Jasne, dzięki.
Odrzucił na bok kołdrę, gdy tylko Lector zamknął drzwi. Podszedł do toaletki, znajdującej się w samym kącie pokoju i spojrzał w lustro. Choć próbował udawać, iż nic się nie wydarzyło, twarz zdradzała wszystko. Zmęczenie, próbę zabójstwa i strach. Wory pod oczami rzucały się na kilometr, a blada skóra sugerowała, iż ma się do czynienia z istotą nadnaturalną, aniżeli z człowiekiem. Mężczyzna westchnął, odkręcając korek, by zaraz włożyć całą głowę pod lecącą wodę. Chodne kropelki spłynęli po jego policzkach, docierając aż do samej koszuli, którą najpewniej dostał od pielęgniarek. Aż tak bardzo się komuś naraziłem?, pomyślał, zakręcając kran. Zaśmiał się i podniósł głowę, ponownie spoglądając w lustro. Tak, teraz dopiero zauważył, jak bardzo nie poznaje samego siebie. Choć minął dopiero ponad dzień od spotkania z Lucy, powoli zauważał jak przerażające stawały się jego oczy. Pełne przenikliwości, obaw i lęku, lecz zarazem wyrażające determinację i zaciekłą obietnicę walki z przeciwnikiem. Nie był to ten sam Gray Fullbuster, którego znał, ale musiał pozostać nim na jakiś czas, by nie popaść w paranoję.
Ruszył ku łóżku, dostrzegając ułożone na samym jego krańcu ubrania w niewielki stos. Nie był to ten sam komplet, który nałożył dnia poprzedniego, ale najpewniej wszystko była na tyle zarzygane, że nadawało się jedynie do spalenia. Powinienem być wdzięczny, że żyję, pomyślał, starając sobie przypomnieć imię lekarza, który się nim zaopiekował. Doktor Henry? Czy to przypadkiem nie ta sama osoba, co przy Natsu i Lucy? – było to podejrzane, ale zarazem zwykłe przemyślenia nie mogły być podstawą do konkretnych decyzji. Mógł to być tylko czysty przypadek albo decyzja ordynatora, który posyłał zawsze najlepszego lekarza do wyjątkowych pacjentów.
Gdy tylko przebrał się, chwycił wszystkie przedmioty, które leżały na stole i poszedł w kierunku recepcji, gdzie najpewniej czekały na niego papierki do wypełnienia; i nie mylił się. Zaraz przyszło mu podpisać kilka porządnych plików kartek, które interesowały go równie mocno co zeszłoroczny śnieg.
– Gotowy? – zapytał Lector, kiedy Gray skończył wypełniać dokumenty.
Skinął głową na znak zgody i oboje poszli w stronę parkingu, gdzie czekało na nich auto. Pod samą szkołę podróż zajęła im kilkadziesiąt minut przez poranne korki i fakt, iż zatrzymali się uliczkę dalej, by nie budzić żadnych podejrzeń. Gray nie miał ku temu żadnych zastrzeżeń, choć wciąż się czuł słabo.
– Nie daj się zabić – rzucił policjant. – Z chęcią z tobą rozwiążę zagadkę śmierci, ale musisz mi pomóc!
– Oczywiście – zakierował Gray.
– A! – krzyknął Lector, gdy Fullbuster oddalił się trochę od samochodu. – I pozdrów ode mnie dwójkę, nowych uczniów. To starzy znajomi i mogliby wpaść czasem do druha!
– Jasne, jasne! – Ale kto? – dokończył w myślach. Choć chciał dowiedzieć się od Lectora jeszcze paru rzeczy, dostrzegł, iż policjant odjechał, powoli starając się wydostać z korku.
Mężczyzna westchnął jedynie i szybko popędził pod szkolną bramę, zauważając w oddali kroczących Natsu i Lucy. Ostatni raz poprawił uśmiech, modląc się, by żadne z nich nie zauważyło nietypowego wyglądu i zachowania.
– Cześć! – krzyknął, kiedy tylko znalazł się wystarczająco nich. – Co tam?
Równocześnie odwrócili się. Unieśli dłoni i pomachali w jego stronę. No, niczego nie zauważyli, pomyślał, ale nadal miał pewne wątpliwości i przeczucia. Nie, musiał wyglądać naturalnie.
– Hej! Nie mogłem się wczoraj do ciebie dodzwonić! – odparł zaraz Natsu. – Chyba się w nic nie wpakowałeś?
– Próbowałem, ale mi nie wyszło. – Podrapał się po głowie. – Nie zrezygnuję, ale póki co marny ze mnie mściciel. Dlatego trochę sobie pogadałem z dobrym znajomym…
– Powiedz, że się upiłeś, a nie się wymigujesz – przerwała mu Lucy, ratując równocześnie szlachetny tyłek Fullbustera. Nie, to nie do końca tak było. Błysk w jej oczach, przeszywający wzrok i ten wyraz twarzy, który sugerował, iż wszystko wie. Gray nie miał wątpliwości, że mogła się domyśleć, ale zarazem był jej wdzięczny, że nie rozgłosiła tego na prawo i na lewo.
Podniósł rękę i podrapał się po głowie, mówiąc:
– Przegrałem. – Choć gra nadal trwała. – Jesteś za silna.
– Oczywiście, że tak. – Uśmiechnęła się złośliwie. – Ale mogę dać ci następnym razem fory, jeśli chcesz – dodała niepewnie.
Gray wzruszył ramionami, zastanawiając się, co może się kryć za słowami, które wypowiedziała Lucy. Może tylko doszukiwał się w nich ukrytej prawdy, ale doświadczenie podpowiadało mu, by być ostrożnym.
Poszukiwania czy nie, teraz miał obowiązek oddać się czynnościom szkolnym. Choć nie ukrywał, iż było to zajęcie, za które nie chciał się brać. Nuda i brak jakiegokolwiek poszanowania dla cennego czasu sprawiały, iż wizja ucieczki z ów miejsca stawała się coraz bardziej realnym wydarzeniem.
Jednak gdy myśli młodzieńca zostały pochłonięte przez niebezpieczne pomysły, zdawało mu się, że z oddali usłyszał wołanie. „Lucy, Lucy” – powtarzał się głos, którego Gray nie był w stanie rozpoznać. Spojrzał wątpliwie na towarzyszy, dostrzegając, że nie tylko jego zainteresowały tajemnicze nawoływania.
– Jeśli to kolejny twój kochanek, to idę się powiesić – skomentował Natsu. Fullbuster dokładnie wiedział, co przyjaciel miał na myśli, dlatego nie potrzebował dalszej przemowy, aby zacząć się rozglądać.
Mężczyzna dostrzegł postać biegnącą ku nim z okolic bramy, gdzie większość uczniów rozstępowała się na widok jasnowłosego młodzieńca. Nawet sama Levy, która znajdowała się po prawej stronie chodnika, odstąpiła na bok. Widział na jej twarzy wymalowane zdziwienie, lecz w tej sytuacji nie było dla nikogo zaskoczeniem, jak zareagowała dziewczyna.
Kiedy młodzieniec zdążył podbiec do grupki znajomych, pomachał ręką, niepewnie sugerując, że pragnie się przywitać. Trochę nieśmiały, jednak przyciągający swą uwagę – a na pewno wśród młodych pań. Dostojnie ukłonił się przed Lucy i chwycił jej dłoń, składając na wierzchu subtelny pocałunek.
– To zaszczyt spotkać cię po tylu latach – powiedział tajemniczy mężczyzna. – Pamiętasz mnie, Lucy, prawda? Sting – wskazał na siebie palcem – poznaliśmy się, gdy…
Zanim zdążył dokończyć Gray i Natsu pochwycili go z obu stron, podnosząc kilka centymetrów nad ziemią. Zaskoczony nagłą sytuacją nie zareagował. Co miał jednak zrobić, gdy dwaj, silni mężczyźni porwali go, niosąc w nieznanym kierunku. Ta Lucy ma naprawdę niezły harem, pomyślał Gray, trzymając kurczowo młodego mężczyznę, którego nieśli z Natsu do pokoju ich klubu. Oj, sam Fullbuster nie pamiętał kiedy ostatnio zagościł do tego miejsca. Były to jeszcze dni, gdy Erza była jego narzeczoną, a klub rozwiązywał sprawę ducha z biblioteki. Nie było to tak strasznie dawno, ale wydawało mu się, iż minęły całe wieki od tamtej pory.
Kiedy doszli do wyznaczonego punktu, posadzili niewinnego Stinga na krześle, po czym Natsu zaczął wygłaszać śpiewkę, którą nakarmił niegdyś Loki’ego:
– Lucy z pewnych względów musi używać mojego nazwiska, więc lepiej by było, gdybyś nie rozgłaszał o niej zbyt wielu informacji.
Zaraz rozległ się donośny trzask. Gray niepewnie obrócił głowę, spoglądając na stojącą za nimi Lucy, która trzymała w dłoniach zwiniętą w rulon gazetę. Najpierw trzepnęła nią Natsu w prawą stronę, a potem dodatkowo poprawiła, jakby nie była pewna, czy uderzenie do niego dotarło. Był to jednoznaczny sygnał, iż należy uciekać. Głowa Graya jeszcze nie wyleczyła się po wczorajszych wojażach z trucizną, więc zetknięcie z bronią dziewczyny mogło być katastrofalne w skutkach.
– Przestańcie męczyć biedaka! – skarciła Fullbustera i męża, po czym podeszła do nieznanego chłopaka i zapytała: – Możesz mi powiedzieć kim jesteś?
– Zaraz! – krzyknął. – Nie wiesz kim jestem? – Wskazał na siebie dłonią.
Dziewczyna niewinnie pokręciła głową i zaraz wyjaśniła:
– Kiedy miałam dziesięć lat straciłam pamięć.
Czekaj, czekaj!, krzyknął w myślach Gray. Faktycznie ta śpiewka pasowała do Lucy sprzed kilku miesięcy, ale dziś już wiedział, że w rzeczywistości odzyskała wspomnienia. Dlatego gra aktorska kobiety napawała go jeszcze większym strachem. Gdyby nie znał prawdy, bez żadnych problemów dałby się oszukać tej szatanicy. Mówiła naturalnie, jakby słowa nie zawierały nawet grama fałszu. Gray zastanawiał się, co teraz czuje sam Natsu. Czy również cierpi, słysząc wypowiadane z ust Lucy kłamstwa, czy może zdążył je zaakceptować. Dlatego spojrzał na towarzysza, lecz ujrzał jedynie wymalowany na jego twarzy uśmiech. Nie był przerażony ani zdruzgotany grą dziewczyny. Wręcz przeciwnie. Zdawał się wcale nie przejmować działaniami żony.
On jest chory, pomyślał. Lucy nie jest już godna zaufania, więc dlaczego? Wzrokiem powrócił do mężczyzny, którego agresywnie zaprowadzili do pokoju przesłuchań. Trochę szamotał się, rozglądał na boki, lecz nie wydawał się w żaden sposób niepokoić tym, co usłyszał od Lucy. Wyglądał raczej na przynudzonego. Co chwilę zakładał za ucho, na którym zresztą było pełno kolczyków, kosmyk nażelowanych, jasnych włosów, kolorem przypominających odcień loków Lucy.
– Sting – odparł nagle gość. – Mam na imię Sting i jestem dawnym przyjacielem Lucy z dzieciństwa. – Poszperał moment w kieszeni, po czym wyłożył na blat charakterystyczną figurkę białego smoka. – Jestem przyjacielem, który złożył jej obietnicę.
Ale sobie stworzyła harem… Natsu, on, Loki i jeszcze teraz kolejny do kolekcji. Jako mała dziewczynka miała niezłe obroty, ale to tylko doprowadzało Graya do szału. Kolejna figurka oznaczała kolejną tajemnicę. Nie zdołali niczego więcej dowiedzieć się na temat tych przedmiotów, a pytania coraz bardziej do nich przybywały. Nie wierzył w przypadek. Musiał istnieć kod łączący wszystkie figurki, a jednak nie widział ich sensu – oprócz tego, że dzieciaki, które poznały się w dzieciństwie, je posiadały.
– Lucy… – zaczął niepewnie Natsu – … jak duży ty masz ten harem?

11 komentarzy:

  1. Strasznie mi się podoba w sposób jaki piszesz. Zmuszasz czytelnika do logicznego myślenia, a nie za często zdarza się czytać blogi. Wszystkie są prawie przewidywalne :)
    Przy okazji wyobraziłem sobie tą scenę jak Aquarius odpycha Lectora (tylko, że z wyglądu nie przypominają ludzi, a postacie z Fairy Tail) i muszę przyznać, że strasznie mnie to rozbawiło. Ogólnie ciężko mi sobie na przykład wyobrazić Lectora, jako wysokiego mężczyznę z doświadczeniem na karku. Ale staram się! :D
    Trzymaj się ciepło i życzę dużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staraj się, staraj! A może ci się uda!
      Naprawdę cieszy mnie to, że podobają ci się moje bazgroły!!!
      Pozdrawiam i dziękuję!

      Usuń
  2. Grey za niedługo stanie się zieloną galaretką jak jego mózg.
    Cień: Galaretka?
    Tak jakoś mi się skojarzyło. I potem w szpitalu psychiatrycznym jak ktoś go odwiedzi będzie rozmawiał z zieloną galaretką leżącą na łóżku.
    Taka scena. Przychodzi Lector siada na krześle i mówi Cześć Grey, co tam u ciebie? A tu galaretka odpowiada Bywało lepiej.
    Cień: Kochana skończ juz lepiej pisać ten komentarz. Wyjdzie ci to na zdrowie.
    Ehh niech ci będzie

    Pozdrowienia Nike i Cień

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ciekawa koncepcja. Może skorzystam ;)
      I faktycznie strasznie torturuję Graya, ale zmierzam ku czemuś naprawdę ważnemu i mam nadzieje, ze jeszcze nie stanie się galaretką do tego czasu ;)
      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  3. Czyżby Gray robił się chory umysłowo? Nie wiem, czemu ale odnoszę takie wrażenie. Choćby po tym, że bał się, iż może zaatakować Aquarius, jeśli ta go uwolni xD Ale ogółem rzecz biorąc rozdział świetny, jak każdy inny. Pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo i tak, ogólnie wygląda na to, że Gray coraz bardzo zagłębia się w swoim szaleństwie. A jeszcze trochę Was czeka ;)

      Usuń
  4. Kogo mógł spotkać Gray.? Boże, nie wiem. Czyżby to był Acnologia? To mój jedyny pomysł jak na razie..
    Rozdział świetny, pełen akcji i adrenaliny. Zdecydowanie mój ulubiony rozdział jak na razie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy i ciekawy pomysł... A za tydzień zobaczysz kogo spotkał!
      Dzięki za komentarz!

      Usuń
    2. Ewentualnie mógł to być Flame albo E.N.D. Za mało informacji abym mogła stwierdzić coś pewnego. Tym razem odpowiedź na to pytanie, to czysta zgadywanka :)

      Usuń
  5. Przez ten tydzień jestem tak zajęta śdm że nie mogłam znaleźć czasu na przeczytanie twojego rozdziału, ale dzisiaj mi się to udało :)
    Nie mam pojęcia kogo mógł spotkać Gray :O
    Aquarius mi się bardzo podoba jako postać w twoim opowiadaniu i licze, że się jeszcze pojawi ;)
    Czekam na rozdziały z Laxusem :)
    Pozdrawiam i życzę weny! ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdziały z Laxusem pojawią się jak się skończy wątek z Grayem i innymi, czyli za jakieś 10 rozdziałów chyba...
      Cieszę się, że znalazłaś czas na przeczytanie. Cieszę się, że się spodobało i również pozdrawiam :)

      Usuń

Byłeś? przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że zostawiłeś komentarz :)