Rozdział 41

Czy miała wybór? Odpowiedź najprawdopodobniej brzmiała: nie, ale nie przejmowała się tym. Patrząc z jaką determinacją Natsu próbuje ją pocieszyć, odczuwała na sercu pogłębiający się spokój. Mogła chociaż na parę minut zapomnieć o tym, co zrobiła z Levy, i zatracić się w zabawie z mężem.
Nie do końca wiedziała, gdzie ją próbuje zabrać swoim samochodem, lecz kiedy zaczęli się zbliżać do dzielnicy Immortal Districk, zaczęła się domyślać.
– Mogę wiedzieć…
– Nie! – odparł Natsu, zanim zdążyła dokończyć.
Udając obrażoną, założyła ręce na piersi i wbiła się w siedzenie, przekręcając głowę w przeciwną stronę. Mimowolnie jednak uśmiechnęła się.
Niespodziewanie zahamowali ostro. Poleciała do przodu, zostając zablokowana przez zapięty pas. Czując, że po tej przejażdżce zostaną jej siniaki, spojrzała surowo na Natsu, który udawał, iż nic się nie wydarzyło.
– Idziemy! – rzucił tylko, wysiadając z auta.
Lucy od razu pognała za nim, nie pojmując, dlaczego traktuje ją z takim dystansem. Owszem, podobne sytuacje już miały miejsce, ale nigdy na taką skalę. Po raz pierwszy odniosła wrażenie, że chłopak zachowuje się jak ostatni dupek, choć takie uwagi wolała zachować dla siebie.
Pędząc usilnie za szybko idącym Natsu, powoli rozpoznawała ścieżkę, którą przemierzyła jakiś czas temu. Pamiętała tę charakterystyczną rezydencję, stary mostek i ogromną bramę, która była wejściem na cmentarz. Lucy już nie miała żadnych wątpliwości. Mąż prowadził ją na grób swojej matki, tylko wciąż zadawała sobie pytanie dlaczego.
– Poczucie winy potrafi zżerać człowieka od środka – mówiąc to, złapał się za pierś. – Nie chcę, byś odczuwała to samo co ja.
Odwrócił się i wyciągnął przed siebie otwartą dłoń, jakby chciał, aby ją przyjęła. Niepewnie podeszła i podała mu swoją. We wspólnym uścisku ruszyli przed siebie. Próbując udawać, że nie zna tego miejsca, Lucy dała się prowadzić do grobu Amelii.
Wiedziała, jak wiele ta podróż znaczy dla chłopaka, który nie był w tym miejscu od tak długiego czasu. Czuła z jaką siłą ściska jej dłoń, jakby potrzebował od niej wsparcia w tak trudnej dla siebie decyzji. Nie broniła się – wręcz przeciwnie. Pragnęła pomóc mu, tak jak on próbował pomóc jej.
Kiedy w końcu dotarli przed płytę, na której widniało wypisane jedynie imię zmarłej, Nastu przyklęknął i dotknął opuszkami palców wyrytego napisu.
– Czy sądzisz… – zaczął wątpliwie. – Czy sądzisz, że nadal mnie obwinia za to, co zrobiłem?
– Sądzę, że nigdy cię o nic nie obwiniała – odpowiedziała szczerze Lucy.
– Możesz nie kłamać?
– Gdybym kłamała, to chyba inaczej bym się zachowywała – rzekła naburmuszona, nie rozumiejąc jego podejrzliwości.
– Jeden chowa łzy za pięknym uśmiechem, druga szaleństwo za strachem – szepnął Natsu, lecz już po chwili uśmiechnął się, udając, że nie miało to nigdy miejsca.
Spoglądając na grób matki, nie trudno było dostrzec ból, który wił się kolcami na jego sercu.
– Staraj się nie myśleć o Levy – odezwał się bez uprzedzenia. – Życie się toczy dalej, a skoro teraz siedzi w więzieniu, to musiała być winna.
– Wiem, ale nie zachowałam się jak przyjaciółka.
– Uparta z ciebie żonka!
Podszedł i pogłaskał po głowie, śmiejąc się przy tym w najlepsze.
Odepchnęła jego rękę, po czym udając obrażoną, zaczęła iść w stronę auta. Nie lubiła jak traktował ją niczym zwierzątko domowe, ale nie mogła zaprzeczyć, że zrobiło jej się lżej na sercu.
Gdy znalazła się na starym mostku, przystanęła, spoglądając w kierunku dawniej rezydencji. Jeszcze niedawno właśnie przez nią te potworne obrazy dostały się do jej głowy. Nienawidziła tego miejsca, lecz zarazem napawało ją niecodzienną ekscytacją, której nie dawało jej nic innego tak mocno.
Raptownie odwróciła się i zatrzymała wzrok na stojącym przed nią mężu. Tupiąc nogą o drewniane belki, udawała groźną panią domu, starając się sprawić, że chłopak poprzestanie na złośliwościach. Jednak Natsu jedynie posłał jej jeden z tych przepięknych uśmiechów i zapytał:
– Czy ty wiesz, że mam małżeński gest do wykorzystania?
Poczuła, że jedną ręką złapał ją w talii, przyciągając do torsu. Choć próbowała uciekać, na jej nieszczęście Natsu okazał się silniejszy od niej, przez co plan pierwszy był skazany na porażkę już na samym początku.
– Wiem, i co z tego? – odpowiedziała, przełykając głośno ślinę. Nie wiedziała, co działo się w jego głowie, lecz miała wrażenie, że pomysł Dragneela nie przypadnie jej do gustu.
– A więc czas wykorzystać okazję! – krzyknął wyraźnie szczęśliwy.
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, złapał ją wolną dłonią za tył głowy i przyciągną ją do siebie. Zgiął trochę nogi w kolanach i cichutko zaśmiał się, widząc jej ogromne przerażenie. Po kilku sekundach przysunął się tak bardzo, że czuła jego oddech na swojej twarzy – i nie zaprzeczała, że mógłby umyć zęby. Wtedy dotknął jej i złożył delikatny pocałunek na czole.
Jak porażona odskoczyła od niego, wystawiając przed siebie rękę i krzycząc w niebogłosy. Zdruzgotana powtarza na okrągło „zboczeniec”, z trudem chwytając łyki zimnego, jesiennego powietrza.
Nagle zamilkła, wlepiając wzrok w jeden, konkretny punkt nad sobą. Upadła na kolana i szepnęła:
– On jest potworem.
Jednak chłopak zdawał się nie przejmować jej zachowaniem. Jak gdyby nigdy nic przeszedł spokojnie obok nastolatki, nucąc pod nosem cichą melodyjkę.
– Gdzie idziesz? – zasyczała złowrogo.
– Do samochodu. – Wskazał palcem w kierunku parkingu.
– Tak? – Spojrzała na niego wzrokiem pełnym zła i potępienia. Pragnąc śmierci swojego męża, zbliżyła się do niego i zacisnęła dłonie na szyi, dokładnie mówiąc, co chce z nim zrobić.
– Ty mnie nie zabijesz? – zapytał z lekka zbity z tropu.
– Dragneel, będziesz cierpiał!!!
Zaraz odepchnął ją i szybko uciekł z mostu, przerażająco bojąc się swojej żony. Słyszał legendy o wściekłych partnerkach, ale nie sądził, że po tak prostej czynności będzie w stanie doświadczyć pełni zła, którego namiastkę w sobie nosiła Lucy.
– A co? Chciałaś bym cię pocałował usta? – spytał, co dolało jedynie oliwy do ognia.

***

Usiadła w kącie celi więziennej, po czym przyciągnęła kolana do piersi i schowała między nimi głowę. Płacząc, tak bardzo pragnęła wyjść i ponownie ujrzeć swoją ukochaną rodzinę. Nigdy nie sądziła, że zostanie oskarżona o morderstwo człowieka, którego w ogóle nie znała.
Zmartwiona oskarżeniami Ur pragnęła przeanalizować każdy szczegół, każdy detal, znajdując jakąś lukę, która pomogłaby jej uciec od okrutnego losu. Lecz nie potrafiła. Nigdy nie umiała rozwiązywać fikcyjnych zagadek, więc tym bardziej w realnym świecie przychodziło jej to z jeszcze większym trudem.
– Dlaczego? – pytała, nie pojmując zdrady Lucy. Zrozumiałaby każdego, ale nie osobę, której zaufała, której się zwierzyła, i którą uważała za jedyną przyjaciółkę.
Stracić wszystko w ciągu jednego dnia – tylko Levy potrafiła to zrozumieć.
Uniosła głowę i spojrzała na strażnika, który wyraźnie zmęczony kiwał się na krześle, starając się pilnować zapuszkowanych przestępców.
Wstała i podeszła pod kraty. Nagle zatrzymała się i upadła. Nie wierzyła, że przyszedł jej na myśl pomysł o ucieczce. Przecież to wszystko jeszcze bardziej umocniłoby policjantów w przekonaniu, że jest winna.
– Levy! – Usłyszała wołanie swojego ojca.
– Tato! – rzekła płaczliwym głosem.
– Kochanie, zrobię wszystko, by cię stąd wyciągnąć! – obiecał McGarden. – Ten głupi Igneel nie pomoże nam, ale my sobie poradzimy. Przecież jesteś niewinna.
– Oczywiście! – zapewniła go, gdyby miał jeszcze jakieś wątpliwości.
– Tylko odpowiedz mi szczerze – poprosił, przybierając poważny wyraz twarzy. – Czy brałaś moją broń do siebie?
– Nie! – odpowiedziała stanowczo.
– Czyli to oznacza jedno. – Prychnął. – Ten rządowy pies próbuje cię wrobić w morderstwo!

***

– Wolność, równość, poszanowanie!!! – Donośne krzyki roznosiły się po całym placu przed pacałem królewskim. Niegdyś władająca całym państwem rodzina arystokracka, teraz klęczała przed oprawcami, oczekując na ścięcie przed całym swym ludem.
Krew spływała po kamiennych uliczkach miasta, niosąc za sobą okrutną prawdę o rewolucji, która zamieniła się w brutalną walkę o władzę. Nikt, kto niósł pomoc swoim dawnym władcom, nie przeżył. Torturowani, powieszeni do góry nogami przy bramie pałacowej, umierali w męczarniach, dając nauczkę tym, którzy wahali się komu zaufać.
Lud wiernie powtarzał słowa swego przywódcy, który stojąc na najwyższym podwyższeniu, wykrzykiwał pełen dumy hasła rewolucji. Ivan Dreyar, dawniej utalentowany, młody człowiek o wielkich perspektywach na życie, a teraz? Zbrodniarz, morderca i zbyt ambitny człowiek do władzy. Snobistyczny okrutnik, dla którego celem było zniszczyć Fiore wraz ze wszystkimi jej mieszkańcami.
Bez litości, bez wyrzutów sumienia szedł po trupach, nie oglądając się z siebie. Noszący ogromną bliznę na twarz, jako symbol poświęcenia, które musiał ponieść w tym boju. O długiej, czarnej brodzie, którą często przeczesywał w charakterystyczny sposób.
– Dzisiaj – rozpoczął przemowę – jest dzień sądu. Niestety zdrajca chowa się wśród nas, ludzie wolności! Oto wczoraj ktoś zabił naszych braci i uwolnił potwora, Grandine. Kara będzie surowa dla człowieka, który w tak haniebny sposób odwrócił się od idei wspaniałej utopii. Lecz teraz patrzymy na ludzi, którzy są naszą plagą. Zniszczyli nasz kraj i teraz błagają o litość.
Zszedł z jednej z platform i podszedł o klęczącego przed nim króla Varii. Przykucnął i szarpnął mężczyznę za włosy, przechylając głowę do tyłu. Widział przed sobą gołą skórę szyi, po której spływały malutkie krople potu. Uśmiechnął się i chwycił zza pasa miecz.
– Jak chcesz, to mogę twoją żoną się dobrze zaopiekować – szepnął Ivan.
Zamachnął się i jednym, sprawnym ciosem odciął dawnemu królowi głowę.
Krew spłynęła na mordercę, a zaraz obok niego upadło ciało, maczając jego buty w krwi.
Wstał, podnosząc zdobycz wysoko. Wziął głęboki wdech i wrzasnął, wrzucając głowę w stronę tłumu:
– TAKA JEST NASZA WOLNOŚĆ!!!
Wnet rozległy się wiwaty ku czci nowego porządku, który zapanował dzięki ich przywódcy.
Dreyar radośnie zacisnął pięści, po czym spojrzał ku niebiosom.
– Zakończmy to! – powiedział do siebie.
Odwrócił się i zwrócił w stronę katów, którzy czekali na wykonanie egzekucji. Kiwnął na znak, że mogą już zaczynać.
Rośli mężczyźni podeszli do jeszcze żywych członków rodziny królewskiej, trzymając w dłoniach dużej wielkości topory. Ułożyli wygodnie ludzi na platformach egzekucyjnych, nie zdradzając przy tym najmniejszych emocji.
Strach paraliżował zmysły skazanych, którzy odliczali ostatnie swego życia, nie mogąc znieść prawdy o tym, co się stało. Jeszcze jakiś czas temu pełni szczęścia zasiadali przy rodzinnym stole, świętując urodziny najstarszej córki, a teraz klękali przed poddanymi na platformach egzekucyjnych, będąc oskarżani o zły stan kraju.
Nie ukrywali nigdy, że żyli w przepychu, ale starali się jak mogli naprawić sytuację, której nie byli winni. Wojna zabrała okrutne żniwa. Pozostawiła po sobie jedynie zgliszcza dawnych potęg, a blizny, które po nich pozostały, nadal dawały o sobie znać w niekończącej się niedoli państw.
Obwiniali siebie, że wcześniej nie zareagowali. Może wtedy ich losy potoczyłyby się inaczej, ale teraz było na wszystko za późno.
Czując na karkach zimne ostrza, wiedzieli, że to koniec.
– Ściąć! – zabrzmiał rozkaz, który natychmiast został wykonany.

***

Lucy wybaczyła… Łaskawie wybaczyła, choć z trudem przychodziło jej powiedzenie słowa „zapomnijmy”. Nie do końca sama pojmowała, dlaczego tak zareagowała na niespodziewany pocałunek swojego męża. Ale czy było to ważne? Wystraszyła go jak trzeba, więc teraz zachowywał się na tyle potulnie, by nie robić jej teraz więcej takich niespodzianek.
Lucy westchnęła, patrząc za szkolne okno, za którym panowała typowo jesienna pogoda. Nie mogła narzekać, gdyż od parunastu minut deszcz nie dawał o sobie znaku, ale wyczuwalny chłód przechodził przez najmniejsze szpary docierając do odsłoniętych części ciała.
Marzyła o ciepłej kawie, dobrej książce i zawinięciu się w ulubiony koc… Lecz były to tylko marzenia. Zbyt wiele spraw ciążyło jej na głowie.
– Lucy! – Usłyszała za sobą wołanie.
Odwróciła się i spojrzała na biegnącego do niej Natsu. Nie miała zbyt dużego wyboru. Musiała poczekać na swojego szofera, bez którego powrót do domu okazałby się istną mordęgą.
– Jak zajęcia? – zapytała, gdy tylko do niej podszedł.
– Nie było tak źle, a… jak u ciebie? – dodał wątpliwie.
Wzruszyła ramionami, odpowiadając:
– Nie był tak źle. Myślałam, że gorzej mnie potraktują, ale chyba uważają mnie za bohatera.
Westchnęła, idąc dalej w stronę parkingu. Nie chciała zbytnio rozmawiać na ten temat. Już wystarczająco się tego dnia nasłuchała o potworze, zwanym Levy.
Nie wierzyła w bajki, o których opowiadała Lucy cała klasa. Ale tak jak się zawsze mówiło – w każdej legendzie jest ziarnko prawdy.
W pewnym momencie zrozumiała, że Natsu próbuje coś jej powiedzieć, lecz nawet nie starała się słuchać. Była cholernie zmęczona całym śledztwem, niepotrzebnym gadaniem i problemami, które w sposób nieoczekiwany pojawiają się przed nią.
– Śpiąca królewno!
Ujrzała przed sobą czyjąś dłoń. Natychmiast uderzyła ją, odrzucając na bok. Wiedziała, że to Natsu próbuje w jakiś sposób na nią wpłynąć, ale to zaczynało być z lekka denerwujące – grzecznie mówiąc.
– Dzisiaj jedziemy prosto do domu! – syknęła gniewnie.
– Dobrze. – Prychnął, zachowując się tak, jakby to on był poszkodowanym.
Zignorowała typowe zachowanie Natsu, po czym rozejrzała się wokoło, dziwiąc się jak niewiele samochodów pozostało. Pora była późna, lecz zazwyczaj spora część uczniów zostawała na zajęcia klubowe, lecz nie tym razem.
Nagle do jej uszu doszła nietypowa melodia. W pierwszym odruchu pomyślała, że ktoś mógł jedynie w swoim aucie włączyć na pełny regulator muzykę. Przecież o gustach się dyskutowało. Jednak później coś ją tknęło. Rozejrzała się wokół siebie, próbując znaleźć miejsce, z którego dobiegała muzyka.
Sam Natsu zmartwił się zachowaniem żony. Nawet jeśli zmęczenie dawało o sobie znać, jej nadnaturalna zdolność do pakowania się w kłopoty i wyczulony zmysły bez zarzutów.
– Coś mi tu nie pasuje! – powiedziała.
Dreszcze ogarnęły jej ciałem, nie umiejąc odpuścić nawet na moment. I nie były one spowodowane rozprzestrzeniającym się zimnej.
Coś było nie tak. Tylko nie wiedziała, z której strony ma szukać zagrożenia. Czy był to któryś z uczniów, czy przejeżdżający obok samochód? Odpowiedzi nie potrafiła uzyskać.
Nagle melodia przybrała na sile.
Lucy przykucnęła, bojąc się, że zaraz coś się wydarzy. Lecz wszystko w tej samej chwili ucichło.
Podniosła się i zaskoczona spojrzała na swojego męża, który był równie zdziwiony co ona. Lecz czy miało to jakieś znaczenie? Cieszyła się, że jest bezpieczna, a jej obawy były jedynie wytworem wyobraźni.
– Przepraszam za to – powiedziała do Natsu.
– Nie dziwię ci się – pocieszył ją chłopak. – Ostatnio przeżyłaś wiele.
– Dziękuję.
Nagle zatrzymała dłoń, którą sięgała do klamki. Impuls przeszedł przez całe jej ciało. Zagrożenie było blisko. Nie! Jeszcze bliżej.
Obejrzała się za siebie, lecz było za późno.
Przed jej oczyma jedynie mignęła biała furgonetka, zanim rozległ się strzał. Zamarła, wiedząc, gdzie leci pocisk. To ona. To ona była celem. Nieunikniona śmierć zbliżała się. Jednak nagle poczuła, że ktoś ją obejmuje ramieniem i odpycha.
Ostatnie, co ujrzała, to promienny uśmiech Natsu, a później już tylko czerwień, która zakryła jej oczy.
– POMOCY!!! – wrzasnęła w niebogłosy, błagając o ratunek.
Przetarła powieki z krwi, po czym pobiegła do wykrwawiającego się męża. Był lewo przytomny. Kałuża krwi coraz bardziej rozprzestrzeniała się po parkingu, sprawiając wrażenie, iż do śmierci Natsu pozostały jedynie sekundy.
– POMOCY!!! – jeszcze raz krzyknęła Lucy.
Widząc dzwoniących po karetkę uczniów, musiała sama coś zrobić, by uratować Dragneela.
Szybko rozpięła jego kurtkę, po czym rozdarła przy lewym boku koszulę, doszukując się krwawiącej rany po postrzale. Zdjęła z siebie płaszcz i podłożyła ciasno pod ciało chłopaka, które ułożyła ostrożnie na parkingu. Powtarzając pod nosem, że nie da mu umrzeć, wzięła głęboki łyk powietrza i przyłożyła mocno dwa palce do rany, próbując zatamować krwawienie. Nie była ratownikiem medycznym, ale musiała zrobić wszystko, by go uratować.
– Dlaczego, dlaczego za mnie? – zapytała, choć wiedziała, że nie uzyska odpowiedzi.
Natsu patrzył na nią pustymi, zimnymi oczyma, z których odchodziły ostatnie odrobinki życia.
– Nie umieraj, błagam! – wrzasnęła, uciskając ranę najmocniej jak tylko potrafiła.
Rozglądała się, prosiła, by karetka zdążyła na czas. Miała tylko jego. Nieważne były wszystkie ich kłótnie, żarty i złośliwości. Byli razem. Potrzebowała go, by nie zostać znowu samą.
– Natsu, proszę… – szepnęła, gdy kropelki łez nieustannie spadały na jego zimną twarz.
Wiedziała, że jeszcze żyje, ale czas mijał.
Nagle usłyszała sygnał pogotowia, dzięki któremu nadzieja ponownie zagościła w jej sercu. Uśmiechnięta spojrzała na Natsu. Zamarła… Nie ruszał się, a puls był ledwo wyczuwalny. Dopiero wtedy zrozumiała, jak wiele krwi stracił przez ten postrzał. Potrzebował transfuzji, jeśli miał przeżyć.
– Szybko, błagam!!! – krzyknęła do biegnących ku nim ratowników medycznych. – Ratujcie go, błagam!!!
 – Prosimy się odsunąć, zrobimy co w naszej mocy! – rzekł jeden z mężczyzn, starając się uspokoić dziewczynę. – Jak długo pani uciskała ranę?
– Nie wiem – odpowiedziała zlękniona, nie przesuwając palca nawet o milimetr. – Pewnie parę minut.
– Dobrze! – odparł ratownik, sprawdzając czynności życiowe chłopaka. – Musimy jechać natychmiast do szpitala. Musi przejść natychmiastową operację. Proszę nie puszczać do momentu, aż położymy go na stół operacyjny! – zwrócił się do Lucy.
Dziewczyna kiwnęła głową. Poruszała się zgodnie ze wskazówkami ratowników. Jej priorytetem było teraz uratować męża za wszelką cenę.

Widziała przed sobą salę operacyjną. Mogli zdążyć. Mieli szansę uratować Natsu.
Łzy zbierały się do oczu. Obiecała sobie, że przestanie, ale nie potrafiła. Utrzymywali go przy życiu tak długo jak się tylko dało, dlatego dotarli na czas.
Lucy zauważyła stojących lekarzy, którzy byli gotowi do rozpoczęcia operacji. Wiedziała, co musi teraz zrobić.
Gdy tylko położyli męża na stole operacyjnym, zabrała rękę i odsunęła się. Zaraz jedna z pielęgniarek wyprowadziła dziewczynę i kazała jej poczekać cierpliwie na zewnątrz.
Natsu był w dobrych rękach.
– Może zadzwonię do Igneela? – zapytała samą siebie, sięgając do kieszeni.
Kiedy położyła na kolanach telefon, ujrzała, że cały ekran jest umaczany we krwi. Wzdrygnęła się, nie rozumiejąc skąd ona się tam wzięła. Dopiero po kilku sekundach zrozumiała, że jej całe ręce, aż po same łokcie, są ubrudzone krwią.
– Dlaczego?
Wzięła głęboki wdech i usiadła prosto. Wzięła ponownie telefon i wybrała pierwszy z numerów, czekając, aż Igneel odbierze. Nie wiedziała, jak powie mu wszystkim, co się wydarzy. Jak wyjawi mu prawdę, że ona jest temu winna? Natsu był jego ukochanym dzieckiem, które prawie mu odebrała.
– Po co teraz dzwonisz? Mam w Magnolii ważne spotkanie, więc…
– Natsu jest w szpitalu, właśnie go operują – rzuciła krótko, licząc, że te słowa zwrócą uwagę starszego z Dragneelów.
– Co takiego? – syknął pełen złości mężczyzna.
– To moja wina. Ja byłam celem, a on mnie tylko osłonił.
– Czy coś wiadomo? ­­– zapytał Igneel.
– Ja nic nie wiem! – krzyknęła płaczliwie. – Udało nam się dojechać do szpitala, ale wszystko może pójść nie tak.
Natychmiast rozłączyła się, nie potrafiąc dalej rozmawiać ze swoim teściem. Słowa były jadem w jej ustach. Paliły, z trudem przechodząc przez gardło. Czuła, jakby miała za chwilę zemdleć z bólu, który ją otaczał.
– Przepraszam! – krzyknęła po raz kolejny.

Nie wiedziała, czy minęła godzina, czy może jedynie kilka minut. Spoglądając na zegarek, straciła całkowicie poczucie czasu i rzeczywistości. Wydawało jej się, że siedzi w miejscu, czując jedynie pustkę w sercu.
Wciąż wierzyła, że za moment lekarz wyjdzie i obwieści jej, że z Natsu wszystko w porządku. Lecz z każdą sekund traciła na to coraz większe nadzieje.
Kiedy jeszcze jechała w karetce wszystko wyglądało na takie łatwe. Dowiozą go, wykonają operację i po kilku dniach wspólnie wrócą do domu… Tak, do domu.
Dom – czy tak mogła nazywać miejsce, w którym teraz przebywała? Od tak wielu lat była sama, później została niemalże zmuszona do małżeństwa i do życia z Dragneelem. I choć na początku miała wrażenie, że nie uda jej się przypisać tego słowa do mieszkania, w którym żyli wspólnie, teraz myślała inaczej. Domem stał się dla niej sam Natsu. Miała do kogo wrócić, z kim żyć i mieć przyszłość, a teraz jej niebezpieczne działania zesłały na niego jedynie nieszczęście.
Zastanawiała się, co tak naprawdę czuła do chłopaka. Nie sądziła, że może być to miłość, ale rzeczywiście nie był jej obojętny. Na pewno nie traktowała go jak brata, ale do kochanka tak samo daleko było jak do tego pierwszego. Więc kim był dla niej Natsu? Okrutna to prawda, ale od dawna ją podejrzewała. Nie chciała jej przyznać, lecz inna była kłamstwem.
– On jest tylko zabawką w moich rękach – szepnęła, zapłakana.
Przysunęła kolana do piersi, pociągając się za sklejone od krwi włosy.
Było to dla niej trudne, ale musiała w końcu to wyznać przed sobą. Za długo ukrywała prawdę. Bawiła się w dom, w szczęśliwą rodzinę, może i nawet w miłość.
Nagle usłyszała donośny trzask, a później ustające po nim krzyki. Z początku nie rozpoznała głosu, ale po chwili zrozumiała, że zbliża się do niej Igneel.
Przetarła trochę twarz, domyślając się, że wygląda jak ostatnie nieszczęście. Nie wiedziała, jaka będzie reakcja mężczyzny. Gdzieś w głębi swojego serca pragnęła, by podszedł do niej i spoliczkował. Powinna cierpieć za to co uczyniła, choć bała się.
Gdy tylko Igneel znalazł się dokładnie naprzeciw dziewczyny, ta zagryzła wargę, z której poleciała strużka krwi. Chciała przeprosić, lecz czy to coś by zmieniło?
Nagle poczuła ciepło. Dopiero w tym momencie zrozumiała, że Dragneel trzyma ją w swoich ramionach. Tak silnie, że jej próby ucieczki były tylko marną namiastką prawdziwego odzyskania wolności.
– Puść mnie! – zasyczała.
– Nie! – odparł krótko, po czym jeszcze mocniej zacisnął uścisk.
Wyrywała się, szarpała, krzyczała… lecz tak naprawdę pragnęła, by nadal jej nie puszczał. Tylko on był przy niej. Tylko on mógł pocieszyć ją. Tylko on potrafił zniszczyć smutki, które trapiły jej słabe serce.
– Przepraszam – pisnęła Lucy.
– Wiem, wiem, cii – szepnął, przygładzając ręką jej zakrwawione włosy. – Idź się ogarnij! – powiedział, choć bardziej jego słowa brzmiały jak rozkaz.
Kiwnęła wątpliwie głową i odeszła w kierunku toalety, zaglądając co chwilę na swoje tyłu, mając ogromne nadzieje, że zza drzwi zaraz wyłoni się Natsu wieziony na wózku. Lecz tak się nie stało.

Odeszła…

19 komentarzy:

  1. NaLu, NaLu, NaLu!
    Natsusiek taki kawaii! Rozwalił mnie, tą zabawą w detektywa. xD Loki kochał Lucy, co było wiadome, ale w tym rozdziale (przynajmniej ja) uświadomiłam sobie jak bardzo. Wybrał swoją zamiast jej śmierci.
    Cholernie podobał mi się opis tego upadku. W sumie to zawsze podobają mi się takie sceny, ale ciii!
    Kto może umrzeć? Szczerze to nie wiem. Juvia, Lyon, Ojciec Levy... Narobiłaś mi mętliku w głowie! Wredna baba...

    ~Kofuciu pozdrawia i przesyła wenę! (@*-*@)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że wredna! I tak, Loki kochał Lucy i w zasadzie wolał sam zginąć, niż ją zabić. A przynajmniej ja tak postanowiłam...
      I nie martw się! Mi też podobają się takie sceny ;)
      Dziękuję bardzo i róznież pozdrawiam!

      Usuń
  2. Rozdział bardzo mi się spodobał. Co prawda liczyłem na obicie mordy Lokiego przez Natsu ale i ten rozwój wypadków mi się podobał. Oczywiście nie mam nic do Lokiego( prócz tego że jest kobieciarzem), ale trochę szkoda chłopa. Co do następnego rozdziału myślę że tym razem zginie Szef Yakuzy albo ojciec Levy( powoli mi się mylą te postacie). Życzę weny i bezpieczeństwa, PhantomPL.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ta sama osoba i ciekawa sugestia. I szczerze... Nie lubię takiego bicia mord, ale intrygujący pomysł...
      Cieszę się, że również spodobał ci się taki rozwój wypadków ;)
      Dziękuję i pozdrawiam

      Usuń
  3. Ha! Wiedziałam, że zginie. I dobrze przewidziałam z listem z wyjaśnieniami, tylko, że w innej sytuacji.
    Cień: Zachowujesz się jak dzieckoi
    No cóż po miałam ciężki tydzień
    Cień: Marna wymówka
    Każdy argument jest dobry
    Cień: Idź pisać komentarz
    Dobra rozdział mi się podobał, a co do pytania to wg mnie umarł: bo ją wiem okaże się :D
    Cień: Ty idź lepiej spać

    Pozdrowienia Nike i Cień

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No... faktycznie. Prawie przewidziałaś :) Cieszę się, że rozdział się spodobał i w kolejnym na pewno się dowiesz, kto zginie!

      Usuń
  4. Rozdział boski, nawet nie zauważyłam kiedy przeczytałam cały.
    Myślałam, ze będzie jakaś scena jak Natsu się wybudza, a przy nim siedzi Lucy no ale kawa też zła nie jest.
    A w figurkach pewnie ukrywają prochy...
    Kto zginie? Nie mam zielonego pojęcia, najpierw pomyślałam o Levy ale nie..może ktoś ważny dla Greya, taka Juvia przykładowo.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie umiem pisać takich scen. Bo właśnie myślałam na początku, by tak zrobić, ale jakoś opornie mi się pisało, więc zrezygnowałam. Będą inne okazje ;)
      Nie, nie masz racji. W figurkach nie ma prochów.
      A kto zginie. Blisko, ale nie do końca. Na pewno nikt z głównych :)
      Dzięki i również pzodrawiam

      Usuń
  5. Kolejny świetny rozdział, ty to masz talent! Nalu, wszędzie nalu, więcej nalu!<--- ja to chyba kestem dziwna :D. Ja już kolejnej rzeczy nie ogarniam - ile jest (było) tych figórek @.@? Myślę, że albo Inieel ( czy jak się go pisze >·< ), ojciec Levi, albo uznają kogoś za zmarłego a potem dowiemy się, że to było upozorowane morderstwo. Ja tu głupieje a rozdział za tydzień. Mam nadzieję na długi i pełen nowości 37 rozdział weny i tego co najlepsze ( moim zdaniem jedzenia i spania ale to chyba tylko ze mnie taki żarłok i leniuch), no to dobranoc :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój polski nie działa tak jak powinien... mam chyba taką awarię, że nawet sam Kochanowski by mnie polskiego nie nauczył ;_;

      Usuń
    2. W zasadzie to sama nie wiem, ile dokładnie było tych figurek, bo nie liczyłam, ale na ten moment na 100% ją mieli: Natsu, Lucy, Gray, Lyon, Juvia, Erza, Jellal, Levy, Gajeel, Loki i jeszcze parę osób. Na pewno rozbito już 5. Nie, na 100% ktoś zginie w następnym rozdziale. A czy będzie długi... Raczej tak. Sporo scen muszę wpleść w akcję i nie wiem jeszcze jak to zrobię, by zmieścić się w miarę w tych max 10 stronach
      Dzięki za komentarz

      Usuń
  6. Hej!
    Rozdział już przeczytałam, ale ostatnio czuję się jakoś przymulona i nic mi się nie chciało.
    Moim zdaniem pytanie powinno brzmieć - Kto przeżyje w następnym rozdziale.xD
    Jakoś tak żal mi Lokiego. Taki smutny ten rozdział jest, przynajmniej dla mnie. I jakoś Natsu latający za Lucy i posiadający szpiegowski sprzęt tego dla mnie nie zmienia. Ech, jakoś tak słabo wyszedł ten komentarz. Kto zginie? Pojęcia nie mam, najwyżej dowiem się po przeczytaniu kolejnego rozdziału. :)
    Pozdrawiam Lavana Zoro ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie, nie! W następnym rozdziale tylko jedna osoba zginie, więc pytanie dobrze brzmi :)
      Nie martw się, mi ostatnio też mi się nic nie chce, więc całkowicie rozumiem.
      I wiesz... Czuć twoją przymuloność (tak, jestem słowotwórcą)w komentarzu. Smutny był rozdział, to fakt. W zasadzie pierwotnie ten rozdział miał być radosny itd, a samobójstwo miałam dać w ostatnim rozdziale sezonu, ale jakoś tak wyszło, że nie chciałam zbyt dużego kontrastu między rozdziałami robić.
      dziękuję za komentarz i również pozdrawiam!

      Usuń
  7. W końcu mam czas :D Więc dzisiaj zrobię maraton czytania xd Szkoda mi Lokiego:c
    Życzę zdrowia, weny oraz czasu ;*

    ~ Hatosuta

    OdpowiedzUsuń
  8. Oż Ty, chcesz kogoś uśmiercić? :D Co do rozdziału to wszystko fajnie, ładnie i pięknie, ale Lucy z rozdziału na rozdział staję się coraz to większą suką (wybacz za wyrażenie, ale tylko to mi ślina na język ciśnie :)) nie mogę się doczekać kolejnego wątku Nalu, lecę więc czytać kolejny rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, i tu masz całkowitą rację. A zobaczysz, jaką z niej sukę zrobię w kolejnych sezonach ;)

      Usuń
  9. Cieszę się że ukatrupiłaś Lokiego nie będzie przeszkadzał w miłości nalu. Lucy to już naprawdę zamienia się w głupią, zakłamaną, morderczą suke - za przeproszeniem. Natsu jest zazdrosny *-*, uwielbiam to. Jak czytałam to co Natsu miał w myślach że ja skrzywdzi to mialam nadzieję że będzie coś takiego " Natsu wchodzi do pokoju, widzi Lokiego przygniatajacego Lucy do ściany szarpiąc ja za włosy, ona płacze, a Loki się z tego śmieje, w końcu zaczyna się do niej dobierać wtedy wkracza Natsu i jest bójka, Lucy wybiega z pokoju i biegnie nie wiadomo gdzie, Natsu wygrywa pojedynek i biegnie za Lucy, gdy udaje mu się ją złapać przytula ją i składa czuły pocałunek w czoło, razem wracają do domu.... the end " to by było fajniejsze xd, ale twoja wersja też mi się podoba. Wracam komentować wcześniejsze rozdziały bo nie miałam WiFi tylko internet a mało mi go zostało. Weny i pozdrowienia :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem... Typowe dla romansideł, ale nie dla mnie ;)
      I taka Lucy ma się powoli stawać. Jeszcze wiele przed nią
      Dzięki wielkie ;)

      Usuń

Byłeś? przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że zostawiłeś komentarz :)