Lucy
Heartfilia, śmiejąc się nieprzerwanie, założyła kosmyk blond włosów za ucho, po
czym ze smętną miną chwyciła za pilot i wyłączyła telewizor. Kolejny obejrzany
serial, kolejny koniec i kolejne uświadomienie sobie, że tak naprawdę wszystko
jest fikcją i należy wrócić do rzeczywistości. Okrutne, lecz prawdziwe. A sama
Lucy, jedyna dziedziczka fortuny Jude’a Heartfilii, znała konsekwencje zbyt
długiego przebywania w świecie złudzeń i fałszywych nadziei. Wystarczyło mi czekanie na mojego
narzeczonego, pomyślała, wspominając dziecięce marzenia. Obietnicę, złożoną
przez chłopca, którego imienia nawet nie pamiętała.
Niechętnie
zsunęła się z łóżka i przysiadła na podłodze, otwierając szufladę, w której
trzymała jedyne pamiątki po matce. Spoglądając ciepło na fotografię kobiety,
która nie została zniszczona przez ojca, poczuła ukłucie w sercu. Czym prędzej
odsunęła od siebie zdjęcie, po czym wzięła do ręki mały posążek w kształcie
smoka o kolorze czystego złota. Zadbana lśniła w promieniach zachodzącego
słońca, oślepiając piękną dziewczynę o delikatnych rysach twarzy i
czekoladowych oczach, w których krył się chłód.
–
Minęło już całe siedem lat – szepnęła.
Siedem
lat – czas, który jako jedyny pozostał w jej wspomnieniach. Dotknięta amnezją
nie pamiętała niczego sprzed dnia ucieczki z Pengrande, państwa skażonego
chorobą wojny, gdy miała dziesięć lat. Twarz matki, jej ciepły uśmiech były
tylko wizją, którą stworzyła w umyśle. Nie znała przyjaciół ani nie wiedziała,
co tak naprawdę działo się z nią przez cały okres dzieciństwa.
– Lucy!
– usłyszała donośne wołanie ojca, które wybiło ją z zamyślenia.
– Co?!
– zapytała szorstko. – Już idę, już idę… – odparła, mając wrażenie, że rodzic
nie przyjdzie do niej osobiście.
Niechętnie
wstała i skierowała się w stronę gabinetu ojca, który znajdował się na
parterze, niedaleko głównego wyjścia. Choć nie było to idealnie miejsce do
przyjmowania gości, od lat przyjęło się, że właśnie tam odbywają się wszystkie
spotkania, również z własną córką.
Kiedy
Lucy zeszła na niższe piętro, ujrzała kilku służących, którzy z przejęciem
biegali we wszystkie strony, jakby zaczynali się przygotowywać do ważnego
przyjęcia. Jednak nie chciała snuć niepotrzebnych teorii, póki nie dowie się,
co tak naprawdę się dzieje.
Zdeterminowana
weszła z hukiem do pomieszczenia, który jak na znajdujący się tak wspaniałej
rezydencji, wyglądał dość marnie. Kilka szaf z książkami, czerwony dywan leżący
na środku podłogi i parę innych mebli były jedyny akcesoriami gabinetu Jude’a
Heartfilii.
– Czego
chciałeś?! – zapytała, podchodząc do dębowego biurka, przy którym siedział
dumnie mężczyzna o brązowych włosach w średnim wieku z pojawiającą się powoli
łysiną. Ubrany w elegancki, jasny garnitur prezentował godnie pozycję
społeczną, sprawiając tym samym dobre, pierwsze wrażenie.
– Czy
cię nie nauczyłem, co oznacza być damą? – zapytał ostro, nie odrywając wzroku
od dokumentów.
–
Przykro, ale niestety odziedziczyłam geny po takim starym pryku i jestem teraz
niezbyt wyrachowaną panienką! – dogryzła mu. – O czym chciałeś porozmawiać?
– Nasza
firma ostatnio ma problemy … – zaczął niechętnie mówić.
IV wojna światowa zakończyła się rok temu, pomyślała,
szybko kojarząc ze sobą fakty. Nielegalny
handel fałszywymi paszportami był żyłą złota dla ojca, lecz czasy wojny minęły,
a inwestycje w tę sferę działalności powoli okazywały się nieopłacalne.
– Zadłużyłem nas – oświadczył
nagle.
– Jak
bardzo? – zapytała niepewnie, bojąc się usłyszeć od niego odpowiedzi.
–
Milion kryształów.
Prychnęła.
Nie wierzyła, że usłyszy takie stwierdzenie od mężczyzny, który był zawodowcem
w swoim fachu. Musiał istnieć haczyk, który sprawił, iż zostali wykluczeni z
rynku. Albo narodziła się nowa konkurencja, albo starsiy wspólnicy zapragnęli
pozbyć się nieefektywnego biznesmena.
– Mamy
się wyprowadzić? Sprzedać swoje rzeczy? – Wzruszyła ramionami, próbując
zaakceptować to, co się wydarzyło. – Powiesz coś?
–
Wyjdziesz za mąż – odpowiedział obojętnie. – Dzisiaj przyjeżdża twój
narzeczony, więc się przygotuj.
– Co?!
– wrzasnęła na całą posiadłość.
Uderzyła
rękoma o blat stołu, czerwieniąc się ze złości. Była wściekła. Brała pod uwagę
wiele opcji, ale nie spodziewała się, że ta gnida będzie chciała ją sprzedać.
Nie była przedmiotem aukcyjnym ani lalką na sprzedaż, tylko jego własną córką.
–
Jesteś potworem! – syknęła. – Nigdy nie wyjdę za mąż, choćbym miała uciec stąd
i cię zostawić na łaskę wierzycieli.
–
Jesteś taka sama jak matka. Nigdy nie mogła siedzieć cicho. Tylko zawsze coś…
Dziewczyna
podniosła dłoń, po czym wykonała precyzyjny, silny zamach, celując prosto w
twarz mężczyzny. Rozległ się donośny plask, gdy spoliczkowała własnego ojca.
Patrząc na niego z góry, nie wstydziła się swojego czynu. Pełna gniewu nie
myślała logicznie, jednak jeśli miała to zrobić jeszcze raz – uczyniłaby tak.
–
Zamknij się! – rzekła pełna jadu. – Jak śmiesz mówić o mamie!
Odwróciła
się i, milcząc, odeszła w kierunku wyjścia.
– Jeśli
tego nie zrobisz, zabiorą cały majątek, a ciebie sprzedadzą do burdelu! –
zawołał za nią.
Zatrzymała
się, odwróciła i spojrzała na niego z największą pogardą.
– Nie.
Ty będziesz robił za prostytutkę! I tak większej dziwki na świecie nie znam. –
Uśmiechnęła się ironicznie, po czym wyszła z pomieszczenia. – Zawsze wszyscy
mnie okłamują i zostawiają… – szepnęła, choć w rzeczywistości nadal pragnęła,
by chłopiec sprzed siedmiu lat pojawił się i ją uratował. Ich spotkanie i
obietnica narzeczeństwa były jedynie kontraktem, który w przyszłości miał
zaowocować poprzez połączenie dwóch największych organizacji w tamtych czasach,
a jednak czuła, że było to coś więcej.
Przyrzeczenie
lepszego życia, podarowanie smoczej figurki i ten łagodny uśmiech chłopczyka o
kruczych włosach sprawiły, że jako mała dziewczynka doświadczyła po raz
pierwszy w życiu miłości. Dał jej nadzieję, którą nosiła w sobie aż po dziś
dzień, marząc o ratunku, który mógł jako jedyny ją ocalić.
– Kogo
ja oszukuję? – zapytała samą siebie.
Wróciła
do pokoju, po czym rzuciła się na łóżko, zakrywając twarz poduszką. Zagryzła
zęby, dusząc w sobie krzyk. Nie mogła nic więcej zrobić. Była bezsilna wobec
ojca, swojego mienia i uczucia, które wciąż przypominało jej jak bardzo jest
słaba.
Kiedy
minęła godzina piąta, usłyszała ciche pukanie do drzwi. Podniosła się,
ocierając rękawem mokrą od łez twarz. Zaśmiała się. Nawet nie próbowała myśleć,
jak w tym momencie żałośnie wygląda.
–
Proszę! – odpowiedziała.
–
Panienko? – rzekła pokojówka, która weszła do pokoju dziewczyny. Była to młoda,
zdolna pracownika o krótko przystrzyżonych włosach koloru kwiatów kwitnącej
wiśni. Ubrana w charakterystyczny strój dla ów zawodu, z przypiętym emblematem
do materiału na piersi z rodowym herbem Heartfiliów.
– Pan
Heartfilia nakazał się panience przebrać. Niedługo przybędzie panienki
narzeczony – wyjaśniła kobieta, podając młodej dziedziczce granatową suknię.
Dziewczyna
przyjęła nieświadomie prezent, nie potrafiąc odmówić służącej. W ciszy
przyglądała się pracującej kobiecie, zastanawiając się, czy przypadkiem takie
życie nie będzie dla niej lepsze niż małżeństwo z nieznanym człowiekiem. Nie
posiadała przyjaciela, któremu mogłaby bezgranicznie zaufać, zwierzyć się z
problemów i wspólnie je rozwiązać. Jedynie pracownica ojca, którą znała od lat,
była dobry partnerem do rozmów.
– Muszę
za niego wychodzić, Virgo? – zapytała niespodziewanie Lucy, kiedy służąca
chciała wyjść z pomieszczenia.
Pokojówka
odwróciła się i spojrzała na dziewczynę pustym wzrokiem. Bez uczuć,
jakiekolwiek współczucia czy zrozumienia. Całkowicie ignorowała pytanie
nastolatki, jakby uznawała je za mało istotne.
– Musi
panienka mi wybaczyć, ale to panienki obowiązek, by ratować firmę –
odpowiedziała sztucznie kobieta.
– Ale
czy ja go pokocham? Czy uda mi się spędzić całe życie z tym człowiekiem? –
pytała dalej Lucy, nie chcąc się poddawać.
–
Obowiązkiem panienki nie jest kochać, a urodzić silnych młodzieńców, którzy
będą w stanie przejąć potem firmę pani męża.
Lucy
nie potrafiła pojąć toku rozumowania służącej. Wiedziała co ma na myśli, ale
nic poza tym. Pojmowała nietypowy sposób postrzegania świata przez Virgo, a
przynajmniej chciała. Jednak sądziła, że istnieją granice między szczerą prawdą
a absurdem.
– Ja
nie chcę – szepnęła Lucy.
– A
dała panienka szansę szanownemu młodzieńcowi. Może okazać się wspaniałym
materiałem na męża, a panienka od razu nie chce dać mu szansy – odparła
szczerze Virgo, odwracając się i wychodząc z pomieszczenia.
Lucy
wstała i podeszła do ogromnego zwierciadła, wykończonego złotym obramowaniem,
które idealnie komponowało się z resztą pokoju. Spojrzała na swoje odbicie. Nie
była może najpiękniejszą kobietą na świecie, lecz nigdy nie była ignorowana
przez mężczyzn, których napotykała. Jej ponętne krągłości i śliczna twarz,
którą podkreślały wyraziste, brązowe oczy przykuwały uwagę, choć sama Lucy
nigdy nie potrzebowała takiej aprobaty.
–
Dlaczego ja to robię?
Włożyła
na siebie suknię, po czym niezbyt pewnym krokiem wyszła ze pokoju, kierując się
w stronę ogromnych schodów, które prowadziły prosto do salonu. Przełknęła
ślinę, zaczynając odmawiać wszystkie modlitwy, jakie tylko pamiętała. Strach
opanowywał jej serce, lecz starała się dumnie iść na spotkanie z przyszłym
mężem, nie okazując przez nim lęku.
Kiedy
zeszła na parter, zauważyła, że cała świta wraz z ojcem czeka na nią i na
gościa. Nie chcąc stać obok rodziciela, którego jedynie się brzydziła, podeszła
do jednego ze służących i ustawiła się przed nim.
–
Panicz przybył – obwieścił kamerdyner.
Nagłe
ogłoszenie służącego zaskoczyło Lucy, gdyż nie była jeszcze przygotowana na
spotkanie z przyszłym mężem. Jednak wiedziała, że musi ujrzeć tego człowieka.
Wzięła głęboki oddech, zamknęła oczy i na chwilę wyciszyła się. Gdy tylko
zdecydowała się, że jest gotowa spojrzeć, podniosła powieki. Wtedy ujrzała;
czarne jak smoła włosy, oczy smutne i pełne gniewu, surową, a zarazem niewinną twarz.
Był to chłopak drobnej budowy, niewysoki. Lecz Lucy miała wrażenie, że całe
jego ciało otacza mroczna aura. Czuła się jak malutkie zwierzątko, które miało
być zjedzone przez groźną bestię. Zrobiła krok do tyłu, chcąc uciekać, lecz w
ostatniej chwili powstrzymał ją ojciec.
–
Witam, panie Zerefie, miło mi poznać. Jude Heartfilia, do usług. – Mężczyzna
podszedł do narzeczonego córki, wyciągając ku niemu otwartą dłoń.
– Mi
też miło poznać, panie Heartfilio! – Podał mu rękę i oboje ścisnęli je w mocnym
uścisku. Jednak Zeref nie pozostał długo przy przyszłym teściu, gdyż zaraz
zwrócił uwagę na piękną blondynkę, próbującą schować się za służbą. Uśmiechnął
się i podszedł do lubej, składając zaraz na wierzchu jej dłoni delikatny
pocałunek, mówiąc: – Panienkę też miło poznać.
–
Witam. – Ukłoniła się, mając nadzieję, że narzeczony puści ją szybko.
Mężczyzna
odsunął się od dziewczyny i zwrócił się do jej ojca.
– Czy
mogę ją wziąć na przejażdżkę? – zaproponował Zeref.
–
Oczywiście! – Szeroki uśmiech zagościł na twarzy pana Heartfilii, który nie
wstydził się okazywać dumy z najlepszej transakcji w życiu. – Tylko proszę
wrócić wcześnie.
– Nie
ma problemu – odparł zaraz Zeref. – Rozumiem troskę o córkę, którą właśnie się
sprzedało. – Zaśmiał się, równocześnie zaczynając iść w kierunku wyjścia. –
Tylko ostrzegam – odwrócił się na moment – ode mnie nie dostaniesz żadnych
pieniędzy. Kochana – zwrócił się do Lucy.
Wyciągnął
ku niej dłoń, wyraźnie sugerując, że dziewczyna ma za nim pójść.
Zmieszana
niepewnie ruszyła do przodu, czując na sobie wzrok zebranych. Była świadoma jak
bardzo drży, lecz narzeczony wydawał się nie zwracać uwagi na jej uczucia. Po
prostu patrzył w jej oczy zamyślonym wzrokiem. Nie wiedziała, co myśli, lecz
mogła być pewna, że jego zachowanie nie zwiastuje nic dobrego. Odnosiła
wrażenie, że usilnie stara się wyprzeć jakąś niepokojącą myśl, ale były to
tylko jej przeczucia. Nie znała go. Mogła nawet rzec, że nic o nim nie
wiedziała.
W
pewnym momencie zrozumiała, że już dotarła pod samo wejście. Od razu poczuła
zimny powiew powietrza, który przybył wraz z nadchodzącym wieczorem. Nie miała
nawet czasu, by cokolwiek włożyć na siebie i to ją najbardziej martwiło. Jednak
nie mogła wydusić z siebie choćby słowa protestu. Posłusznie wsiadła do długiej
limuzyny, stojącej dokładnie naprzeciw jej rezydencji. Zadowolona, że chociaż w
środku może zaznać ciepła, usiadła na miękkim, kremowym fotelu.
Ładnie, pomyślała, oglądając
wnętrze pojazdu. Nie miała już żadnych wątpliwości odnośnie statusu społecznego
narzeczonego. Na tyle znajdowały się dwa fotele, po środku których był
przytwierdzony do podłogi drewniany stolik. Naprzeciw nich jasny materiał
odgradzał gości od szofera, a jedynym źródłem komunikacji z kierującym był
niewielki mikrofon przyczepiony niedaleko klamki. Było to skromnie urządzone
miejsce, a jednak dało się dostrzec swego rodzaju precyzję wykonania i
staranność.
– Kiedy
my się ostatnio widzieliśmy? – zapytał Zeref, wygodnie rozkładając się obok
narzeczonej.
Spojrzała
na niego wątpliwie, nie pojmując, co ma na myśli. Szukając w zakątkach umysłu
odpowiedzi, domyślała się, że mogli się spotkać, gdy byli jeszcze dziećmi, ale
amnezja uniemożliwiała jej wygrzebanie jakichkolwiek wspomnień. Chciała
zachować się odpowiednio, ale nie była w stanie.
– Kiedy
miałem dwanaście lat poznaliśmy się i wtedy dałem ci małą figurkę w kształcie
złotego smoka – dodał po minucie.
Czas
się zatrzymał. Lucy czuła niepokojący ból w piersi. Wiedziała, że obecne
wydarzenie nie jest spełnieniem jej marzeń. Zeref nie był księciem z bajki,
który przybył jej na ratunek. Miał swoje powody, by wyrwać dziewczynę z domu,
lecz powód nie leżał w obietnicy sprzed lat.
Zacisnęła
mocno dłonie, biorąc głęboki wdech. Musiała zrozumieć, ku czemu dąży ów
wycieczka i czego chłopak od niej chce. Nie mogła dłużej chować się w cieniu
strachu. Była niemal dorosłą kobietą, a zachowywała się jak dziecko. Dłużej tak
nie mogła żyć. Od początku powinna wziąć sprawy w swoje ręce, a nie czekać na
wybawienie.
Odwróciła
głowę w prawą stronę, delikatnie rozwierając usta, by zacząć rozmowę z
narzeczonym. Jednak w tym samym momencie poczuła na swych wargach łagodny dotyk
ust Zerefa. Zaskoczona zamarła, nie potrafiąc oderwać się od niechcianego
pocałunku. To był mój pierwszy…, pomyślała,
gdy chłopak odsunął się od przerażonej nastolatki.
Lucy
natychmiast zasłoniła usta dłońmi, lecz było już późno. Wiedziała, że w oczach
zbierają jej się łzy, a cała odwaga odeszła w niepamięć, całkowicie zastępując
się uczuciem lęku i bezradności.
–
Dlaczego, do cholery, jesteś do niej podobna?! – zapytał zajadle.
Podobna,
czy nie podobna do kogoś innego… Była kimś zupełnie innym, więc nie rozumiała
przesadnej reakcji chłopaka. Mógł ją po prostu odrzucić, zerwać zaręczyny, a
nie odbierać jej pierwszy pocałunek.
– Mam
ochotę cię zabić za to, że próbujesz być nieudolnie podobna do… –
Niespodziewanie samochód ostro zahamował. Mężczyzna poleciał do przodu,
uderzając głową o ściankę, która odgradzała go od kierowcy. Wściekły walnął
pięścią, dając znać szoferowi, że jest niezadowolony.
Ta krótka
chwila nieuwagi dała Lucy szansę. Dziewczyna szybko wstała, otworzyła drzwi
auta i wybiegła na ulicę.
–
POMOCY!!! – krzyknęła tak głośno, jak tylko była w stanie, lecz nikt nie
przyszedł. Wszyscy odsuwali się, uciekali, aż w pewnym momencie na ulicy, tuż
obok parku, została ona, Zeref i dwóch jego ochroniarzy.
***
Odgłos
stukania w konsolę do gier zdawał się słyszeć po całym mieszkaniu. Przeciągną
się, odczuwając zmęczenie, które zaserwowała mu całonocna przygoda z konsolą.
Jednak wszystko co dobre i przyjemne musi mieć kiedyś swój koniec.
Natsu
Dragneel był chłopakiem o skośnych oczach i zadziornym nosie.
Charakterystyczne, różowe włosy częściowo opadały mu na twarz, denerwująco
łaskocząc jego skórę. Siedział wygodnie na łóżku idealnym, przeznaczając ostatnie
chwile cudownych wakacji na zakończenie gry.
Niepewnie
spojrzał na na godzinę na komórce, oczekując momentu, w którym nastąpi mniej
lubiana część wakacji – telefon od ojca.
Kilka
razy zamlaskał, po czym rozejrzał się po burdelu, jaki po sobie zostawił.
Porozrzucane opakowania po napojach, papierki i biedne poduszki były niejednymi
atrakcjami zdobywającymi tytuł pułapki roku.
– Chyba
będę musiał tu posprzątać…
Kiedy
wstał, niepewnie zaczął omijać przeszkody, które po sobie pozostawił. Idąc w
kierunku telefonu, bacznie się przyglądał kolejnym pomieszczeniom w jego
mieszkaniu. Sypialna, jadalnia, kuchnia, pokój gościnny, salka do ćwiczeń,
łazienka i korytarz z przedpokojem – to wszystko sprawiało, że porządki były
czymś niesamowicie trudnym.
– Niech
już dzwoni – powiedział zdenerwowany.
Gdy
zaczęła grać znana mu melodia, od razu podszedł do słuchawki, lecz zawiesił
rękę i skamieniał. Podniósł obie dłonie, by palcami przeczesać włosy, przy
okazji biorąc głęboki wdech. Po wykonanych czynnościach spojrzał kilka razy na
telefon, a następnie szybko się na niego rzucił, gdy dotarło do niego, że
ojciec nie należy do najcierpliwszych osób.
– Raz
kozie śmierć. – Zacisnął mocno powieki i odebrał. – Słucham.
– Myślałem, że już nie podniesiesz tej
słuchawki! – rozległ się wrzask. Ostry, donośny głos skrzeczał w słuchawce,
sprawiając, że chłopak odsunął od ucha aparat. – Wiesz, że mam mało czasu?
–
Przepraszam – powiedział jedynie.
– Jestem mocno zaniepokojony tym, co się z
tobą dzieje.
– A co konkretnie zrobiłem? –
zapytał zaskoczony oświadczeniem ojca.
– Właśnie o to chodzi, że nic – wyjaśnił
rodzic. – Żadnych skarg w szkole,
grzeczny, policja cię ani razu nie aresztowała, nie bierzesz prochów, nie
pijesz alkoholu, nie zamawiasz prostytutek, nie chodzisz do klubów… Co z ciebie
za dziecko?
– No
wiesz… Normalny rodzic to by się cieszył, mając takiego dzieciaka jak ja.
– Ale jesteś już na tyle dorosły, by
przedstawić mi wnuka i synową!
Wtedy
dotarło do niego, z jaką sprawą tak naprawdę dzwoni ojciec. Rozumiał położenie
rodziciela i jego stosunek do narzeczeństwa, ale tak nagłe oświadczenie po
latach spokoju lekko wytrąciło Natsu z równowagi. Nie rozumiejąc do czego dąży
rozmowa, skupił się na wsłuchiwaniu w dalsze wypowiedzi ojca.
– Dzisiaj jest impreza w barze Tartaros.
Idź, zabaw się, poznaj kogoś. Na zaś kup jakiś pierścionek zaręczynowy! –
wyjaśnił dokładnie plan synowi.
– Nie sądzę, żeby jakaś się
zgodziła – odparł chłopak, nie wierząc, że ojciec mógł wpaść na tak idiotyczny
pomysł.
– Zgodzi się. Przecież jesteś Dragneel.–
Usłyszał, że ktoś puka do drzwi po drugiej stronie słuchawki. – Muszę już lecieć. Mam ważne spotkanie z
szefem mafii Varijskiej.. Zadzwonię jutro, by dowiedzieć się, jak ci poszło.
– Dobrze, do usłyszenia.
Odłożył
telefon, a następnie poszedł do sypialni po portfel.
– To
jest śmieszne – stwierdził, nie potrafiąc znaleźć lepszego określenia na to, co
wymyślił ojciec.
Nie
chciał zbyt długo czekać. Był świadomy tego, że im szybciej wszystko załatwi,
tym będzie dla niego lepiej. Nie warto było zostawiać takie sprawy na później,
kiedy jego ojciec preferował konkretne i szybkie działania.
Wrócił
do przedpokoju, wyjął z szafy płaszcz i buty, przebrał się i wyszedł ze swojego
mieszkania.
Mijał
setki ludzi w City Center. Jedni omijali go szerokim łukiem, wiedząc, kim jest
chłopak, a drudzy przysuwali się bliżej, czując okazję do zapoznania się z tak
znaną osobą. Natsu przez te lata zdążył się już przyzwyczaić do owego stanu
rzeczy. Nosząc nazwisko Dragneel, wiedział, że jest nastawiony na
niebezpieczeństwo płynące ze strony społeczeństwa. Był szczęśliwy, że przez
wiele lat udawało mu się pozostawać w cieniu, czerpiąc choć trochę z życia.
Jednak wszystko się zmieniło, gdy dorósł i stał się odpowiednim dziecińcem
rodowego nazwiska.
Nagle
roześmiał się, idąc środkiem chodnika. Nigdy nie sądził, że w takich
okoliczność będzie rozmyślał nad swoim pochodzeniem.
Rozkoszując
się ciepłem jesiennego słońca, oglądał równocześnie posadzone na skrajach
chodników drzewa o barwnych liściach. Delikatny wiatr muskał jego włosy, dając
mu przyjemne wrażenie chłodu, którego tak bardzo potrzebował.
Zatrzymał
się dopiero przed budynkiem, na którym wisiał, tuż nad drzwiami, złoty szyld z
nazwą sklepu, „Sailor Cristal”. Wzruszył ramionami i wszedł do środka. Nie
widział sensu dalszych poszukiwań odpowiedniego jubilera, kiedy miał przed sobą
sklep. Choć prosty wystrój wnętrza budynku w pierwszej chwili zaniepokoił
chłopaka, to widok przepięknych kamieni leżących za szklaną obudową, na
czerwonym materiale wzbudził niemałe zainteresowanie. Zaintrygowany
starannością wykonania biżuterii zaczął poważniej się zastanawiać nad kupnem
jednego z pierścieni.
–
Witam! – usłyszał głos dobiegający z pokoju za bordową kotarą. – Coś podać? –
zapytała nieśmiało sprzedawczyni, podchodząc do lady.
– Co to
za pierścień? – zapytał, wskazując palcem na obrączkę z czerwonym kamieniem w
kształcie pięciokąta.
–
Właściciel nazywa go „Smoczym Sercem”, ale nic więcej o nim nie wiem. Od bardzo
dawna leży na wystawie, ale do tej pory nikt nie był zainteresowany jego kupnem
– wyjaśniła klientowi. – Podobno przynosi pecha, ale to tylko miejska legenda.
– Czy
to rubin? – pytał dalej, nie będąc pewnym rodzaju kamienia.
– Tak –
odpowiedziała, kiwając jednocześnie głową. – Mam zapakować?
Pokręcił
głową, po czym wziął od sprzedawczyni pierścień, wcześniej zostawiając na
blacie wypisany czek.
Kiedy
wyszedł z budynku zauważył, że słońce zaczęło się chylić ku zachodowi. Tyle już czasu minęło, pomyślał
zaskoczony, spoglądając w stronę zegara wiszącego na ogromnym gmachu należącym
do Varijskiej Firmy Ubezpieczeniowej. Jednak zamiast skierować się w stronę
mieszkania, poszedł w przeciwnym kierunku, idąc ku kolejnej dzielnicy. Central
Park, graniczące z City Center, słynęło z urody, którą rozprzestrzeniał piękny
i zadbany park. Założony jeszcze za czasów pierwszych królów i niezmieniony do
czasów dzisiejszych. Jedynie boczne części dzielnicy dotknęła plaga
cywilizacji, budując wokół zieleni centrum handlowe i ogromne blokowiska.
Chłopakowi
nie zajęło dotarcie do parku nawet pół godziny. Pragnął ciszy i spokoju. Jeden
wdech świeżego powietrza był dla niego orzeźwiający. Widok całej alejki drzew
przyodzianych w przepiękne jesienne barwy, sprawiał, iż pragnął usiąść na
drewnianej ławeczce i zanurzyć się w harmonii natury. Wyobrażał sobie, że
mógłby się położyć i po prostu zasnąć, uznając za swoją kołysankę szelest
liści. Jednak krzyki bawiących się dzieci nie dawały mu nawet chwili
wytchnienia. Kopiące piłkę, zjeżdżające na zjeżdżalni, tworzące babki z piasku…
One wszystkie przywoływały nostalgiczne wspomnienia niewinnych lat. Były to dla
niego niezwykłe czasy, które minęły bezpowrotnie.
W
pewnym momencie, ku jego zdziwieniu, wszystkie pociechy znikły z parku wraz ich
opiekunami. Natsu kilka razy mrugnął oczyma, a następnie zaczął się rozglądać
dookoła, próbując zrozumieć, co się dzieje.
–
Dziwne – powiedział na głos, kiedy już zdążył objąć wzrokiem prawie cały
obszar.
–
Ratunku! – usłyszał wołanie, lecz nie zareagował. Nie potrzebował brać na
siebie trosk innych. Wzruszył ramionami, z powrotem kładąc się na ławę. Szybko
jednak powrócił do poprzedniej pozycji, by spojrzeć w kierunku, z którego
dobiegało się wołanie o pomoc.
Uśmiechnął
się słodko i podskoczył, stając na równe nogi. Nie tracąc więcej czasu, ruszył
na pomoc niewieście, mając ku temu inny powód niż ktokolwiek mógłby sądzić.
– Dawno
cię nie widziałem, Zerefie – szepnął radośnie.
Skoro już wybiłam północ i przez następne 23 godziny i 56 minut obchodzoć będę urodziny to postanowiłam przeczytać ten rozdział i na razie powiem tyle: ja chce więcej! Pokochałam tego bloga tak jak inne twoje blogi <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńSzczególnie, że jest tu zły Zeref *.*
I życzę ci duuuuuuużo weny na ten i przyszły rok, duuuuuużo zdrówka, pieniążków, zdania co tam masz zdać ;), szalonego sylwestra i duuuuuuużo cierpliwości co do mnie i moich komentarzy :3
Wesołych Świąt kochana :*
Pozdrawiam i życzę duuuużo weny :3
Co? Ty się urodziłaś 24 grudnia? WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!!!! Zdrówka, szczęścia, pomyślności, wygranej w lotto i podróży dookoła świata!
UsuńNaprawdę bardzo się cieszę, że blog ci się spodobał! A ja wiem, czy Zeref jest zły.. Ma swoje powody, które poznasz w chyba 14 rozdziale :)
Bardzo, bardzo dziękuję, choć na Sylwestraw z Polsatem mogę jedynie liczyć, ale i tak dziękuję!
Pozdrawiam
Tak, wypadłam pod choinke w prezencie na taty imieniny :P Taki mały prezencik ;) Mam nadzieje, że Zeref nie jest zły no, ale na razie tak to wygląda :D
OdpowiedzUsuńI najlepsze Natsu wybawiviel <3
Hej. Dopiero dziś trafiłam na twojego bloga. Bardzo podobał mi się ten rozdział, fajnie ujęłaś w tym blogu (przynajmniej w tym rozdziale bo drugiego jeszcze nie czytałam) Zerefa. Nie mogę się doczekać aż przeczytam drugi rozdział, ale to nastąpi dopiero przed snem. Pokochałam twojego bloga xd. Życzę weny :*
OdpowiedzUsuńNaprawdę cieszę się, że rozdział ci się spodobał! Mam nadzieję, ze w kolejnych cię nie zawiodę!!!
UsuńDziękuję ślicznie za komentarz ;)