Pozory czasem mylą #2

Pod blok mieszkalny dotarła niecałe pół godziny później. Faktycznie pogoda znacznie się pogorszyła, ale dopiero od momentu, w którym zaczęła zbliżać się do miejsca zamieszkania.
— Może to tylko złe przeczucia — szepnęła, ze smutkiem przypominając sobie porwanie sprzed lat. Mimo upływu czasu nadal pamiętała chłód piwnicy, w której ją przytrzymywano, złowrogi śmiech porywaczy, strach przed brakiem jakichkolwiek nadziei i myśl, że to wszystko jej wina. Zaufała złemu człowiekowi, pozwoliła się odprowadzić do domu obcej kobiecie, która okazała się jednym ze sprawców. Tylko sprawna ingerencja policji uratowała ją przed śmiercią. Od tamtej pory bała się komukolwiek zaufać. Chłopak, którego dzisiaj spotkała miał tak samo promienny uśmiech co tamta kobieta. Wydawał się kimś, z kim mogłaby zwyczajnie porozmawiać i nawet się zaprzyjaźnić, ale serce Lucy było wciąż zamknięte. Pragnienia nie wystarczały, by otworzyć je na innych.
Westchnęła, zauważając, że zbyt długo stoi w jednym miejscu. Okolica nie była zbyt bezpieczna, choć przeważnie po zmroku. Wynajmowane mieszkanie przez rodzinę Heartfiliów znajdowało się na trzecim piętrze niskiego bloku w zachodniej części osiedla. Od początku przeprowadzki nienawidziła tego miejsca. Nie z powodu złych warunków do życia czy wrednego sąsiada, a obrzydliwego zapachu, który powitał ich, gdy tylko przekroczyli próg. Właściciel tłumaczył, że poprzedni wynajmujący zostawił zdechłego psa na miesiąc i stąd ten zapach, ale wyjaśnienia nie miały znaczenia. Bali się zostawić torby na zewnątrz, więc wnieśli je do środka, otwierając wszystkie możliwe okna i wietrząc, aż smród zniwelował się do zdatnego do życia poziomu — choć nie znikł całkowicie.
Lucy podeszła pod wejście, próbując wygrzebać z torby klucze, które w jakiś cudowny sposób znalazły się na jej samym dnie. Zrezygnowana przyklęknęła i niemal w tym samym momencie usłyszała ciche:
— Miau.
Wzdrygnęła się w pierwszej chwili. Nie, to niemożliwe, pomyślała, przypuszczając, że to jakiś bezpański kot znalazł się obok niej, a wyobraźnia dodała od siebie parę groszy. Jednak ciekawość nie pozwalała nie spojrzeć. Podejrzenie, że to może być Szczęściarz, zbyt silnie zawładnęło umysłem Lucy, dlatego odwróciła się. Jej oczom ukazał się mały, słodki kotek o jasnoniebieskim, zadbanym futerku. Języczkiem czyścił drobne ciałko, przesuwając chustę, którą miał obwiązaną wokół szyi.
— Kurcze, dlaczego zawsze muszę pakować się w kłopoty, kiedy staram się ich unikać? — spytała, podchodząc do zwierzęcia.
Kot odsunął się kawałek, widząc, że obca osoba do niego się zbliża. Tylko tego Lucy brakowało.
— Szczęściarz, nie bój się. Twój właściciel cię szuka i zamierzam odnieść cię do domu — gadała do pupila obcego człowieka, jakby miała nadzieję, że ją zrozumie.
Ku zaskoczeniu dziewczyny, Szczęściarz podszedł do niej i wskoczył jej na ręce. Językiem zahaczył o dłoń Lucy, po czym ułożył się wygodnie i zasnął. Nie mogła zaprzeczyć, wyglądał przesłodko, nawet jeśli właściciel był ekscentrycznym człowiekiem, do którego zaraz będzie musiała zadzwonić. Mimowolnie wyjęła stary telefon i kartkę z zapisanym numerem. Pełna niepewności zadzwoniła, powtarzając sobie, że im szybciej załatwi tę sprawę, tym szybciej pozbędzie się kłopotu. Na to jednak nie mogła liczyć, gdyż po kilku sygnałach odezwała się poczta głosowa.
— Eh… — nie wiedziała, od czego zacząć. — Dzisiaj spotkaliśmy się w parku, szukałeś Szczęściarza. Znalazłam kota z niebieskim futerkiem. — Zamilkła na moment, zastanawiając się, czy mądrze będzie podawać miejsce zamieszkania. — Jutro weekend, więc może spotkamy się w parku o dziesiątej, jeśli ci to pasuje. Jestem tą blondynką, którą zaczepiłeś.
Rozłączyła się raptownie, wstydząc się tego, jak głos załamywał jej się podczas zwykłego nagrywania wiadomości. Do tej pory miała okazję rozmawiać przez telefon z mamą lub ojcem. Nie przyjmowała numerów nawet od znajomych z klasy, więc tym bardziej dzwonienie do obcego mężczyzny wprawiło ją w zakłopotanie.
— Pewnie myślisz, że jestem tchórzem — zaczęła mówić do śpiącego kota, gdy weszła na klatkę schodową. — Ale to nie jest moja wina. Chcę poznać ludzi, zaprzyjaźnić się, jak dziewczyny z książek, ale moje życie do tej pory przypominało raczej powieść kryminalną. Bałam się wychodzić z domu, a kiedy to robiłam, zazwyczaj mi towarzyszyło co najmniej pięciu ochroniarzy. Odstraszało to inne dzieci, poza tym ich rodzice też nie byli skorzy do znajomości ze mną, dlatego byłam sama. Sama przez wiele lat. Rok temu tata źle zainwestował pieniądze w kontrakty terminowe. Stracił cały majątek, jego firma została przejęta, a posiadłość wciąż stoi z szyldem „sprzedam”, ale…
mimo wszystko jestem szczęśliwa, dokończyła w myślach, podchodząc pod samo mieszkania. Przekręciła klucz w zamku i weszła do środka, czując, że mama porządnie wywietrzyła, zanim wyszła na wieczorną zmianę. Znalazła nawet dobrze płatną pracę jako asystentka w niewielkiej kancelarii prawniczej. Zresztą jej ojciec też zaczął tam pracować. Oboje skończyli studia prawnicze, lecz los sprawił, że pomysł na biznes okazał się żyłą złota na wiele lat i zrezygnowali z wykonywania wyuczonego zawodu. Pracowali teraz ciężko, naprawdę ciężko, jeśli porównać życie sprzed utraty majątku, ale nikt nie narzekał.
Lucy zamknęła drzwi i rzuciła torbę na starą pufę. Zdjęła buty, po czym nałożyła klapki — nigdy nie odważyłaby się chodzić na bosaka po tym mieszkaniu, nawet po stukrotnym myciu podłóg. Drewniane panele zaskrzypiały, gdy tylko postawiła na nich pierwszy krok. Pod stopami czuła, jak jeden z nich porusza się, powoli wyłażąc ze swojego miejsca. Poprawiła wrednotę, następnie wyrównując wiszące lustro, które wciąż się przekrzywiało. Weszła do salonu, jednocześnie pełniącego funkcję sypialni rodziców i spojrzała na ich pierwsze, wspólne zdjęcia po przeprowadzce. Szczery uśmiech przebijał się przez ramkę, sprawiając, że w sercu Lucy zagościło przyjemne ciepełko.
Siadła na drewnianym stołku przy stole, na którym pod przykryciem czekał na nią obiad. Ostrożnie położyła Szczęściarza obok niej, zdejmując ścierkę z talerzy. Gotowane kluski, trochę skwarek i plasterek podsmażonego mięska — cały posiłek Lucy wyglądał skromnie, ale musiała przyznać, że jedzenie zwykłych ludzi było pożywne i całkiem smaczne. Poza tym jej mama nie musiała spędzać zbyt dużo czasu na ich przygotowaniu.
— Smacznego — powiedziała do siebie, kiedy jej wzrok zatrzymał się na kartce papieru opartej o wazon z kwiatami. — „Kochanie” — zaczęła czytać — „Rozmawiałam dzisiaj z tatą na temat naszej pracy. Najprawdopodobniej przy obecnych warunkach nie możemy liczyć na podwyżkę, ale tacie trafiła się dobrze płatna sprawa. Możliwe, że dzisiaj wrócimy późno, ale rozumiesz, że musimy wziąć pieniądze na spłatę pożyczki. Kochamy Cię i smacznego.”.
Cieszyła się, ale z drugiej strony niepokój pojawił się jakby znikąd. Nie chciała, by ponownie powróciły dawne czasy, kiedy częściej widywała policję niż własnego ojca. Mogła mieć tylko nadzieję, że Jude Hartfilia nie popadnie po raz kolejny w nałóg, który ostatnim razem zabiłby go, gdyby nie Layla, matka Lucy i żona mężczyzny.
— Nic się takiego nie stanie — powiedziała do kotka, który wciąż smacznie spał, posyłając mu ciepły, szczery uśmiech.
Nagle usłyszała dzwonek telefonu. Posłała groźne spojrzenie w stronę przedpokoju, przeklinając osobę, która zdecydowała się przerwać jej spożywanie posiłku. Niechętnie wstała, wzięła telefon i przeczytała krótką odpowiedź od właściciela Szczęściarza: „Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję! Oczywiście, jutro się spotkamy. Uważaj, Szczęściarz lubi drapać meble! A może chcesz bym go dzisiaj odebrał? Nie, raczej to ja chcę go dzisiaj odebrać. Czy to możliwe? J”.
Lucy skuliła się i ryknęła śmiechem na całe mieszkanie. Pierwsza wiadomość, którą dostała od jakiegokolwiek chłopaka, a już doprowadziła ją do łez. Nigdy nie sądziła, że ten nieznajomy może przesłać jej tak chaotycznego sms—a. Nie mniej, nawet teraz nie mogła pozwolić, by zobaczył gdzie mieszka. Wyjście poza osiedle też nie wchodziło w grę. Robiło się wyjątkowo ciemno jak na wiosenną porę roku, więc wolała trzymać się z dala od kłopotów.
— Jutro — szepnęła, po czym wysłała chłopakowi właśnie taką odpowiedź.
Czując, że w końcu może w spokoju zjeść, powróciła do salono—sypialni, gdy nagle jej oczom ukazał się mały kotek próbujący wyostrzyć pazurki o jedyne stołki, jakie posiadali.
W przerażeniu rzuciła się na zwierzaka, łapiąc go w ostatniej chwili przed zatopieniem pazurów w drewnianej nóżce.
— A więc jednak mówił prawdę? — Opuściła głowę, rozumiejąc dopiero teraz, jaki błąd popełniła, zostawiając Szczęściarza u siebie na całą noc.

Każdy komentarz, to dla mnie największa nagroda (i jedyna), więc nie wstydźcie się ich dawać! Jutro ostatnia (dostępna) część!

7 komentarzy:

  1. KOMENTARZ OD OLIWII
    Chcesz komentarz? No to masz! :D
    Rozdział bardzo mi się podobał. Co prawda króciutki, ale takie się szybko i przyjemnie czyta. Mam jednak zastrzeżenie, co do zachowania Lucy. Zauważyłam, że często się złości na cokolwiek. Bardzo niecierpliwa XD A to się trochę rzuca w oczy.
    Znalazłam też literówkę:
    * trzeci akapit "Bali zostawić torby" - tu chyba powinno być po "bali" słowo "się".
    Chwytam za kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachowanie Lucy tłumaczę tym, że do tej pory nie miałą zbyt dobrych kontaktów z ludźmi, poza tym im nie ufa. W związku z tym często się złości i jest niecierpliwa. Poza tym do tej pory też wszyscy jej usługiwali i miała podane na \tacy wszystko, co tylko chciała :)

      Usuń
  2. ok ok rozumiem że nie miałaś czasu na PACa i czekam cierpliwie rozumiem że miałaś egzamin szanuję to ale do jasnej ciasnej takie zajebiste rozdzialiki napisałaś kiedy ty chcesz mnie normalnie do grobu wpędzić w PACu rozpaliłaś mnie do tajkiej czerwoności że hoho a tu widzę podgrzewasz atmosfere chyba focha trzeba strzelić ;-)
    PS sorki że tak chaotycznie i bez interpunkcji oraz z błędami ale znów się NAPALIŁEM i chcę więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NIe napisałam, tylko przeniosłam. Rozdziały były na innym blogu, ae ostateznie postanowiłam je tutaj przenieść. BTo opowiadanie napisałam jako one-shot, ale ludzie chcieli więcej, więc pewnie będę kontynuować, ale póki co są tylko 3 częśći :)
      I ok, jakoś ogarnęłąm komentarz!

      Usuń
  3. a to przepraszam ale zalicz i mnie do tych, którzy chcą byś to opowiadanie kontynuowała jest po prostu boskie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no to wybaczam! Nie ma problemu, na pewno napiszę, ale potrzeba czasu i cierpliwości. Na pewno pojawi się, ale po zakończeniu PACa i wtedy, gdy napiszę rozdziały ""na zaś na Smocze Królestwo :)
      I cieszę się, że opowiadanie się spodobało!

      Usuń

Byłeś? przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że zostawiłeś komentarz :)