Mard
Geer przetarł dłonią przepocone czoło, po czym pociągnął po raz ostatni ciało
Jackala do piwnicy. Zmęczony opadł na krzesło, kierując wzrok ku starej,
migającej lampie, przy której latała zabłąkana ćma. Rozłożył się wygodnie,
zastanawiając się, co może począć dalej. Zignorował rozkazy Zerefa, choć nadal
uważał, że postąpił słusznie. Zabicie Jackala było jedyną opcją, która mogła mu
pozwolić na dalsze działanie w spokoju. Ludzie o własnych ambicjach nie mieli
miejsca przy wielkich przywódcach. Zadaniem sługi było służyć, nie słuchać
serca czy własnych przekonań.
—
Jak myślisz, Laxusie? — zapytał nadal nieprzytomnego mężczyznę. — Czy mój pan
wybaczy mi ten haniebny czyn? Czy ty nam wybaczysz, jeśli powiemy ci, że nie
wiedzieliśmy o planach Jackala? — Zaśmiał się. — Pewnie nie.
Wstał,
przeciągając się. Zmęczony czy nie, w zakresie jego obowiązków należało być
przy Zerefie i służyć mu, gdy ten będzie potrzebował pomocy. Teraz, gdy Zeref
stał się nowym władcą Varii, przybyły dotąd nieznane zadania, którym musiał
podołać. Dlatego zamknął na wszystkie zamki dawną rezydencję i ruszył na
spotkanie z Zerefem. W mieście panowało poruszenie i niezgodna. Nasłuchując się
plotek, mógł wywnioskować, że państwo przez wybryk Jackala podzieliło się na
dwa obozy. Jedni widzieli spisek w tym, co się stało (i mieli rację), drudzy
wiernie bronili nowego przywódcę. Dla Mard’a nie miały one najmniejszego
znaczenia, póki kończyły się tylko na zwykłych teoriach i przypuszczeniach.
Do pałacu dostał się bez jakichkolwiek
trudności. Podejrzewał, że Zeref ostrzegł strażników o pojawieniu się kogoś
obcego. Dziękował panu za pamięć. Wierzył z całego serca w Zerefa, ale nawet w
jego sercu kiełkowały wątpliwości i obawy, że jest tylko nic nieznaczącą
zabawką — na szczęście mylił się.
Podszedł
pod sam pokój Wielkiego Przywódcy i zapukał czterokrotnie. Kiedy usłyszał
niewyraźne „proszę”, strażnicy wpuścili go do środka. Stanął na środku pokoju,
wcześniej bacznie przyglądając się ludziom, z którymi przebywał jego pan na co
dzień. Jednak gdy tylko ujrzał Zerefa, odebrało mu mowę. Poruszał nieznacznie
wargami, przyglądając się z podziwem na czerwono—biały mundur z wyszywanymi
emblematami i złotymi naszywkami, którymi był ozdobiony materiał. Tradycyjny
ubiór prezentował się na Zerefie wspaniale, jakby specjalnie dla niego został
stworzony, jakby urodził się po to, by go nosić. Wyobrażał sobie wiele razy, że
ujrzy pana spełniającego swe marzenie, ale nigdy nie sądził, że to marzenie
było w rzeczywistości powinnością Zerefa.
—
O co chodzi? — Ciszę przerwał Zeref. — Coś się stało?
—
Nie… To znaczy, tak. — Zaplątał się we własnych słowach. — Wyglądasz
oszałamiająco, panie. — Ukłonił się.
Na
twarzy młodszego Dragneela zagościł ciepły uśmiech.
—
Tak sądzisz? — Przyjrzał się ozdobnemu ubiorowi. — Czuję się trochę jak klaun,
ale jesteś szczery, więc ci wierzę.
—
Dziękuję.
—
Wyjdźcie! — nakazał strażnikom, by ich zostawili.
Dwaj
mężczyźni posłusznie ukłonili się i wyszli z pomieszczenia, zamykając za sobą
drzwi.
—
A jak się mają sprawy z naszymi przyjaciółmi? — spytał Zeref, spoglądając na
dokumenty, które przed nim leżały.
—
Laxus nadal śpi, postanowiłem go oddać do oddziału naszego przyjaciela, który stacjonuje
na wschodnim froncie.
—
Czyli nie pozbyłeś się go?
—
Nie. — Pokręcił głową. — Przepraszam, ale uznałem, że gdybyśmy coś takiego
uczynili, to… — Zawahał się.
—
Spokojnie! — przerwał Zeref. — Nie winię cię. Może nawet jestem ci wdzięczny.
Sprawy przybrały trochę inny obrót, niż sądziłem. Ale ostatecznie okazało się,
że nawet wyszliśmy na naszych pomyłkach całkiem dobrze.
—
Ludzie mówią…
—
Ludzie zawsze będą mówić, bez względu na to, co się dzieje — powiedział
stanowczo. — Teraz im nie pasuje śmierć Mirajane, jutro mój wiek, pojutrze moje
pochodzenia, a za jakiś czas znajdą sobie kolejną wymówkę. Tym się akurat nie
przejmuj. Ale jak już zeszliśmy na temat śmierci Mirajane, to…
—
… Jackal ją zabił — dokończył szybko Mard Geer. Presja napierała na niego.
Dusił się, a gorąco spływało po całym jego ciele. — Nie mogłem… Przepraszam…
Ja…
—
A więc akurat jego postanowiłeś się pozbyć?
Mard
od początku wiedział, że postąpił niewłaściwie. Zaczął samodzielnie myśleć,
zamiast tylko służyć. Nie chciał odchodzić od Zerefa, zostawiać go, gdy ten
najbardziej potrzebował wiernego sojusznika.
—
Panie… Ja…
Zeref
westchnął ciężko, po czym zaśmiał się głośno.
—
Ojejku, już przestań! — rzekł przez łzy. — Może i straciliśmy trochę ludzi
ostatnimi czasy, ale wolę mieć przy sobie jednego, wiernego człowieka niż setki
wątpliwych druhów. Radzę sobie lepiej niż sądziłem — ściszył głos — a naprawdę
bałem się, że nie poradzę sobie jako władca. To dopiero może trzeci dzień
mojego panowania, ale już udało mi się wprowadzić parę przepisów. Rada jest
trochę natarczywa, ale oni również wiedzą, że trzeba naprawić ten bajzel.
Dlatego musisz koniecznie zająć miejsce obok mnie, jako mój osobisty sekretarz.
—
Panie, ja nie wiem, co mam powiedzieć!
—
Dziękuję — szepnął Zeref.
—
Dziękuję.
—
Nie ty, a ja — wyjaśnił, ku zaskoczeniu Marda. Wstał, odkładając na bok wieczne
pióro. Podszedł do samego sługi, położył dłoń na jego ramieniu i przekonująco
oświadczył: — Dziękuję, że jesteś mi wierny i nie opuściłeś mnie nawet, gdy
wszyscy inni się odwrócili.
Nie
mógłby. Nie docierało do Mard Geer’a, że jego czyny doprowadziły do tego, że
sam Zeref mu dziękował. Tyle razy działał według własnego mniemania, sądząc, że
zostanie ukarany za te czyny. On jednak otrzymał najpiękniejszą nagrodę, której
nawet nie umiał sobie wyobrazić.
—
Przyjmę z radością posadę sekretarza! — Uklęknął przed władcą. — Panie, to ja
tobie dziękuję. I jeśli mogę wygłosić samolubną prośbę.
Zeref
skinął nieznacznie głową.
—
Pragnę odbudować ten kraj, aby żadne dziecko nie cierpiało z głodu. Chcę
oddalić wojnę, nieszczęścia i nienawiść. Żądam wiele i jestem świadomy, że to
tylko próżne marzenia, nierealna utopia. Jednak wciąż chcę pozostać w tych
złudzeniach i śnić o życiu, którego tak pragnę.
—
Dobrze, w takim razie mam nadzieję, że razem tego dokonamy.
Zeref
wyciągnął dłoń w stronę Mard Geera. Mężczyzna chwycił za nią i wstał. Dopiero
teraz zauważył, że jest znacznie wyższy od swojego pana, choć czuł się jak
nikt, jak mało znacząca osoba. Podziwiał Zerefa i pragnął podążać za nim, aż do
samego końca.
—
Panie, uda nam się! — rzekł pełen przekonania.
Twarz
Zerefa przybrała smutny wyraz. Przechylił głowę na prawy bok, po czym odwrócił
się, spoglądając za okno.
—
Mam taką nadzieję — powiedział Dragneel. — Obawiam się tylko tego, co może
planować mój ojciec i jaką decyzję podejmie Lucy.
—
Może jeśli jej wyjaśnimy…
—
To nie ma żadnego znaczenia. Ona słucha i rozumie, dlatego trzeba po prostu
poczekać na dalszy rozwój sytuacji. A póki co — podszedł do barku i otworzył
najlepsze wino — napijmy się za nas sukces! — Rozlał do kieliszków alkoholu,
podając jedno z naczyń Mard Geerowi.
—
Za nas i za przyszłość — oświadczył cicho.
—
Za nas i za przyszłość — powtórzył Zeref.
Stukot
kieliszków rozległ się po pomieszczeniu, po czym nastała długa, niepokojąca cisza.
Oboje pragnęli świętować, cieszyć się ze zwycięstwa, ale czuli się inaczej.
Przegrali, dając Mirajane zginąć. Nie takie zakończenie sobie wymarzyli, lecz
pozostało im tylko udawać szczęście i iść na przód, pamiętając, by w
przyszłości nie powtórzyć podobnych błędów.
***
Lucy
uklęknęła przed grobem Amelii, zanosząc cichą i pokorną modlitwę za jej duszę.
Wydarzenia z ostatnich dni wpłynęły na nią drastycznie. Zauważyła, jak wiele
błędów popełniła i jak bardzo zaniedbała własnych przyjaciół. To te pomyłki
doprowadziły do śmierci Lyona, a także do stanu, w jakim znalazł się Gray.
Powtarzała sobie, że gdyby tylko wcześniej zareagowała, może dzisiaj nie
musiałaby się żegnać z Grayem i Juvią. Pogodziła się z decyzją dwójki, tak samo
jak Natsu, pozwalając im wyjechać na wieś, gdzie mogliby dojść do siebie po
traumatycznych przeżyciach. Fullbuster nie ufał lekarzom, choć lepiej było
stwierdzić, że niewiele istniało osób, których darzył zaufaniem. Może to była
Juvia, może Lucy, ale czy ktoś inny znajdował się w tym gronie? Nie umiała
sobie odpowiedzieć. Mogła tylko rozumieć.
—
Skończyłaś?
Z
zamyślenia wyrwał ją głos Natsu. Chłopak postawił wazon z kwiatami przy płycie
nagrobkowej matki i na chwilę zamilkł, odmawiając krótką modlitwę. Położył dłoń
na ramieniu Lucy, dając jej znać, że już czas iść. Wieczór zbliżał się
nieuchronnie, a oboje postanowili spędzić ten czas razem, na wspólnej kolacji.
Może i ostatnie wydarzenia wpłynęły negatywnie na ich bliskich, lecz związek
niecodziennego małżeństwa zmierzał ku dobremu. Choć wcześniej tego nie
zauważali, teraz powoli odkrywali, że nie umieją bez siebie żyć. Obecność
drugiej osoby stała się dla nich czymś powszechnym. Do tego stopnia, że
postanowili spróbować.
—
Tak — szepnęła, chwytając Natsu za ciepłą dłoń. Ścisnęła ją mocniej i
przybliżyła się do męża.
Oboje
ruszyli w stronę bramy w milczeniu. Dopiero kiedy znaleźli się na zewnątrz
cmentarza, Lucy zdecydowała się podjąć rozmowę.
—
Co dalej, Natsu? — spytała niepewnie.
—
Masz na myśli La Pradleya, znaczy Acnologię, i całą resztę gromadki?
—
Tak. — Kiwnęła. Wbiła smutny wzrok w stary, drewniany most, aż w pewnym
momencie przystanęła, pociągając za sobą Natsu. — Nie dadzą nam spokoju.
—
Wiem, ale…
—
Ale co? Nawet jeśli będziemy udawać, że wszystko w porządku, to… — skrzywiła
się, gdy poczuła ból w piersi — to… oni i tak nas znajdą. Moje wspomnienia,
sekrety… Wszyscy mieli rację. Niepamięć była dla mnie wybawieniem.
—
Przestań się zamartwiać. — Przyciągnął ją do siebie. — Minęło sporo dni, a
przecież nikt nas do tej pory nie zaatakował!
—
Może…
Słowa
Natsu nie miały żadnego znaczenia. Z doświadczenia wiedziała, że czas nie
odgrywa tu żadnej roli. Obawiała się, że mógł on tylko dać Acnologii szansę na
przygotowanie kolejnego planu, a poza tym wciąż dręczyły ją słowa doktora
Henry’ego, który przestrzegał ją przed podejmowaniem złych decyzji. Nadal
pamiętała, że Acnologia chował coś w zanadrzu, mimo to tak bardzo pragnęła, by
Natsu miał rację.
Podeszła
do męża i przyłożyła policzek do jego piersi, nasłuchując się równemu biciu
serca. Dłoń Lucy powędrowała po ramieniu Natsu, przez szyję i twarz, aż w końcu
zatopiła ją w miękkich, puszystych włosach chłopaka. Sens jej istnienia
znajdował się w czułym objęciu, a cisza utwierdzała dziewczynę w przekonaniu,
że to coś więcej niż tylko przyjaźń czy pragnienie bycia kochanym.
—
Pamiętasz, że nie został spełniony „jeden, małżeński gest”? — spytał
niespodziewanie Natsu.
Spojrzała
mu prostu w oczy, po czym zaśmiała się słodko.
—
A czego tym razem chcesz? — odpowiedziała pytaniem. — Czy przypadkiem teraz nie
daję ci tyle małżeńskich gestów, ile dusza tylko zapragnie?
—
Ja od ciebie niczego nie wymagałem!
Oburzyła
się trochę, lecz tylko na chwilę.
—
Więc czego chcesz, mój drogi mężu?
—
Całusa — odparł Natsu, nie mogąc już się doczekać reakcji Lucy.
Jednak
dziewczyna wydawała się nie przejmować nietypową prośbą męża. Odsunęła się od
niego trochę, przystanęła na paluszkach, zawieszając się mu na szyi. W jej oczy
stąpił żar, który zaczął doprowadzać Natsu do czystego szaleństwa. Nie
wiedział, co się zaraz wydarzy — nawet nie podejrzewał. Lecz Lucy dokładnie
wiedziała, czego chce.
Delikatnie,
bez żadnej namiętności czy niepotrzebnego przedłużania, pocałowała Natsu,
oddalając usta tak szybko, jak je przyłożyła. Potem jednak wydarzyło się coś,
czego nawet ona sama nie przewidziała. Natsu ścisnął ją w talii i złożył długi
pocałunek, lecz gdy i on się skończył, odsunęli się od siebie.
—
Głupek — szepnęła, gdy na jej policzki zstąpiły gorące rumieńce.
—
Głupsza.
To
im wystarczyło…
W
jednej chwili ich usta złączyły się, poruszając się w namiętnym, pożądliwym
rytmie. Dłonie Natsu wędrowały po niemal całym ciele Lucy, badając ją w każdym,
najmniejszym kawałeczku, lecz i to mu nie wystarczało. Popchnął ją na drewnianą
barierkę i podsunął do góry. Dziewczyna zaplotła nogi wokół jego brzucha, a
rękoma złapała za policzki. Wsunęła gwałtownie dłonie w miękkie włosy męża, gdy
jego usta zeszły na jej szyję. Składał pocałunki na nagrzanej skórze ukochanej
kobiety, nie mogąc przerwać namiętności. Dotykał jej piersi, czując, że nie
wytrzyma. Pragnął zdjąć z niej wszystkie ubrania i wziąć nawet na tym cholernym
moście.
—
Natsu, nie tutaj — powiedziała w końcu Lucy, gdy zdała sobie sprawę, że ktoś
może ich obserwować.
Jednak
Natsu nie przerwał. Rozpiął zamek od kurtki dziewczyny, po czym włożył rękę za
jej bluzkę. To zaalarmowało Lucy, sprawiając, że gwałtownie odepchnęła go od
siebie. Stanęła na moście, oddychając ciężko i nierównomiernie. Była na siebie
zła, że przerwała w takim momencie, ale nie wierzyła, że Natsu chciał uprawiać
z nią seks niedaleko cmentarza, gdzie została pochowana jego matka.
—
Nie tutaj! — oświadczyła stanowczo, poprawiając ubrania.
—
Ja… — Zawstydzony wbił wzrok w przepływającą pod nimi wodą. — Ja przepraszam.
—
Cholera, faceci! — żachnęła nastolatka. — Naoglądali się za dużo pornosów i
teraz niewiadomo co chcą wyprawiać z dziewczynami na widoku.
—
Powiedziałem przepraszam! — krzyknął.
Wyraźnie
zdenerwowany Natsu ruszył w stronę auta, nie odzywając się już ani jednym
słowem.
—
A teraz po prostu odchodzisz?! — Zatrzymała męża w połowie drogi, łapiąc go za
rękaw.
—
Tak, a co innego mam zrobić? — spytał zmieszany. — Kocham cię! Kocham cię, ale
ty najwyraźniej umiesz tylko zachęcić i pozostawić z niczym.
Zamachnęła
się, by spoliczkować Natsu, ale zatrzymała rękę. Położyła ją na torsie chłopaka
i wzięła głęboki wdech, próbując uspokoić buzujące w niej uczucia.
—
Nie powiedziałam „nie chcę”, tylko „nie tutaj” — rzekła spokojnie. Podniosła
głowę i posłała uśmiech pełen miłości chłopakowi, który zdążył już stracić całą
nadzieję. — Jeszcze nigdy nie uprawiałam seksu, więc mógłbyś być troszkę
delikatniejszy — stwierdziła zirytowana. — To raczej kobiety wykazują tendencje
do takiego obrażania się o byle co.
—
To znaczy…
—
Wracajmy do domu — szepnęła ciepło.
Ujęła
dłoń męża, przysuwając się do niego.
Już
mieli iść do auta, gdy nagle zatrzymali się w bezruchu. Ich ciała zalał
niewyobrażalny chłód, który pojawił się znienacka, niczym widmo. Nawiedził ich
wraz ze dreszczami i uczuciem niepokoju, który zajął ich serca. Starali się
wykonać choćby najmniejszy ruch, ale nie byli w stanie. Rzucili tylko
błagalnymi spojrzeniami, by potem opaść bezwładnie na most. Co się dzieje?, pomyśleli równocześnie.
Nieznane im kroki zaczęły być coraz głośniejsze, lecz na ich oczy zstępowała
stopniowo ciemność. Mroczki stawały się gęściejsze, aż w końcu całkowicie
stracili możliwość widzenia, a po chwili zasnęli, słysząc wcześniej tylko jedno
zdanie:
—
Mamy ich.
I jak? Podobało się? Do końca sezonu 3 zostało może z kilka rozdziałów i kilkanaście do końca SAMEGO OPOWIADANIA. Dajcie znać w komentarzy co sądzicie? I co się stało z Nalu?PS. One-shot pojawi się tylko na tej stronie: http://wyrwane-z-wyobrazni.blogspot.comLink do obserwacji: https://www.blogger.com/follow.g?blogID=8488757774433780805
Ha, zgadłam! :D
OdpowiedzUsuńGratulacje!
Usuń:)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńNie było mnie tu sporo czasu i zamierzam nadrobić! Ba, przeczytać od początku ^^
OdpowiedzUsuń/Gabi
To miłego czytania ;)
UsuńJestem tu pierwszy raz, więc trochę się gubię, ale muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona. Tekst jest całkiem nieźle napisany, a o to czasem ciężko w blogosferze.
OdpowiedzUsuńSzczególnie rozbawiła mnie ta część:
" — Panie, ja nie wiem, co mam powiedzieć!
— Dziękuję — szepnął Zeref.
— Dziękuję.
— Nie ty, a ja — wyjaśnił, ku zaskoczeniu Marda. "
Fajnie, przejrzyście zrobione dialogi. Nie rzucają się w oczy żadne błędy.
Nieco zaskoczyła mnie część z Lucy i Natsu, ale musiałabym nadrobić wcześniejsze rozdziały. Może w wolnej chwili nawet spróbuję. Niemniej naprawdę dobry rozdział.
Wyjdzie to trochę na spam, ale chciałabym Cię zaprosić do Grupy Pisania Kreatywnego, która funkcjonuje na Facebooku. Szukam obecnie takich perełek, które dobrze piszą. Grupa funkcjonuje na podstawie cotygodniowych wyzwań pisarskich. Losujemy temat i jest tydzień na jego realizację. Teksty publikujemy na specjalnym blogu. Szansa na poznanie fajnych ludzi, konstruktywną krytykę i rozwój warsztatu pisarskiego.
Pozdrawiam!
Tris
Ja akurat nie zmuszam do nadrabiania. To już 74 rozdział po 3 latach pisania, niby starałam się wcześniejsze rozdziały poprawiać, ale pisanie od nowa a poprawianie to dwie różne sprawy :)
UsuńMimo to miło, że przeczytałaś i że się pozytywnie zaskoczyłam. Zgadzam się, że na blogsferze są naprawdę słabe opowiadania (kilka moich też się do nich zalicza :) ).
A co do grupy, to się zastanowię. Ogromnie dziękuję za zaproszenie, ale muszę to przemyśleć :)