Rozdział 66

Tyle informacji dziewczynie wystarczyło.
Wyskoczyła z pokoju, kierując się w stronę schodów. Kątem oka dostrzegła, iż Gray również wychodzi, za co była mu ogromnie wdzięczna. Mogła zatem bez przeszkód przystąpić do działania.
Przeszła pod sam gabinet Silvera Fullbustera i wkroczyła do jego wnętrza, już w pierwszej chwili zauważając rzecz, która zaniepokoiła jej serce. Pokój wydawał się przetrząśnięty. Papiery leżały porozrzucane po podłodze, a samo biurko nosiło ślady licznych prób włamania się do niego. Po obu stronach stały wysokie szafy powypełniane książkami, które, w przeciwieństwie do reszty przedmiotów, pozostały nienaruszone. Na panelach nie spoczywał żaden dywan, choć okna były zdobione przez barwne zasłonki.
Kobieta podeszła pod biurko i przykucnęła, doglądając ze wszystkich stron przedmiot. Wydawało się, że nawet najmniejszy zakątek został przetrząśnięty przez sprawcę, aczkolwiek nadal wierzyła, że uda jej się znaleźć odpowiedź, którą pominął ktoś inny.
Przeglądała najmniejsze fragmenty mebla, kawałek po kawałku, aż w końcu opadła zrezygnowana. Od początku była świadoma, iż poszukiwania nie będą sielanką. Pięć straconych minut nic nie znaczyło, jeśli miała wypełnić misję, mimo to czuła pewne rozgoryczenie swoją osobą.
Wstała i podeszła do biblioteczki. Palcami zaczęła sunął po okładkach książek, odczytując dawno nieużywanych pozycji. Każda z lektur wyglądała na drogocenną. Kolekcja stanowiła zbiór starych, pewnie pierwszych wydań, klasyków, choć czasami zauważała lżejsze książki młodzieżowe.
Sięgnęła po jedną z pozycji i spojrzała na zakurzone strony. Nie miała najmniejszych wątpliwości, że od zakupu po dzień dzisiejszy nie była zbyt często czytana.
Westchnęła zrezygnowana.         
W tym samym momencie usłyszała dobiegające wołanie zza dworu. Rozpoznała głos Natsu. Musiało minął trochę czasu od chwili, w której zdecydowała się wkroczyć na wyższe piętro. Oczekiwała wiele, bo skoro do tej pory nikt nie odnalazł skrytki w tym domu, dlaczego jej miało się udać?
Rzuciła książkę na biurko i ruszyła ku wyjściu. Wysiliła swój umysł, pragnąć stworzyć kolejny pomysł, który dałby ten efekt, co pierwszy. I gdy już stanęła w progu, rozwiązanie przyszło, lecz zupełnie inne od tego, którego by się spodziewała.
– Wiem… – szepnęła.
Pędem ruszyła ku niższej części budynku. Zeszła po schodach i skręciła w lewo, biegnąc ku pokojowi, w którym zostali zabici rodzice Graya. Może nadal dawała sobie złudne nadzieje, ale chciała spróbować.
Wparowała gwałtownie do środka i rzuciła się na niemal identyczne biurko do tego z góry. Już w pierwszej chwili Lucy doznała ogromnego szoku. Nie dlatego, że pomieszczenie wyglądało za schludnie na miejsce zbrodni, ale z powodu wielu podobieństw do znajdującego się wyżej pokoju. Ta sama biblioteczka, meble i charakterystyczny brak dywanu. Nawet zbiór książek wydawał się istnieć w tej samej kolejności.
Przykucnęła i włożyła głowę do otworu biurka, komórką święcąc sobie jego wnętrze. Macała każdy fragment, aż w końcu natknęła się na część mebla, która wyraźnie odstawała od reszty. Była to pusta przestrzeń między wysuwaną szufladą a blatem. Niewielka na pięć centymetrów, ale wystarczająca, by ukryć w nim zapalnik.
Palcami wyczuła przycisk, po czym nacisnęła go. Rozległ się cichy pisk.
Gwałtownie wstała, uderzając  głową o krawędź biurka. Syknęła z bólu, jednak zignorowała go i pobiegła szybko ku wyjściu. Zeskoczyła z wysokich schodów, tuż przy samym dole i wypadła przez drzwi. Szybko wyszła z budynku i krzyknęła do zebranych przyjaciół i ratowników medycznych.
– UCIEKAJCIE, TO PUŁAPKA!!!
Jak zamrożeni spojrzeli na nią pełni zdumienia, ale reakcja Graya od razu zmusiła ich do działania. Chłopak wybiegł na podjazd i zaczął biec ku ulicy, przez co większość obecnych sanitariuszy ruszyła za nim. Natsu chwycił Juvię i poprowadził ją ostrożnie, a brak Stinga i Rogue oznaczał, iż oboje pojechali już do szpitala.
Nie czekając, sama dziewczyna pobiegła wraz z zebranymi i nim minęła minuta rozległ się dźwięk wybuchu. Wszystkie szyby pękły pod naporem ciśnienia. Szło wyleciało na zewnątrz, wbijając się nawet w odległości kilkunastu metrów od rezydencji. Szerokie strumienie ognia wyleciały kłębami, buchając gorącem w twarz Lucy, która patrzyła na swe dzieło; na jarzącą się w zachodzącym słońcu masakrę żywiołu; na zabójczy dym, który unosił się wysoko ku niebu przysłaniając czasem krwistą gwiazdę.
– Lyon tam został – powiedziała cicho. – Może to i dobrze, przecież on... nie żyje…
Odwróciła się i podeszła do Natsu. Kiwnęła niepewnie głową, na co on odpowiedział ciepłym uśmiechem. Nic nie było dobrze, ale przynajmniej zaakceptował jej decyzję. Stanowiło to mały krok ku lepszemu życiu, choć Lucy była wdzięczna za to, że w ogóle nastąpił.

***

Dwa dni po tragicznych wydarzeniach Natsu i Lucy skończyły się ciągłe przesłuchiwania, którymi zasypała ich policja. Oboje nakazali wszystkim uczestnikom kłamać, aby nadal utrzymywać Lectora w przekonaniu, iż nie znają jego prawdziwej tożsamości. Przyszło im to z nadzwyczajną łatwością, choć ciężko było skontaktować się z Grayem. Niczym warzywo a wciąż żywy. Wydawał się wielce zmieszany sytuacją. Nie rozpoznawał rzeczywistości ani nie umiał odnaleźć się w nowym świecie. Szukał własnych rodziców, Lyona i Ur, uważając ich wciąż za żywych. Opowiadał o tym, jak odwiedzają go codziennie w szpitalu, przynosząc kwiaty i jedzenie, choć były to prezenty od przyjaciół i wrogów – jeśli brać pod uwagę Lectora.
Lucy patrzyła na stan Graya z obrzydzeniem. Widziała w nim pewne odbicie siebie sprzed lat. Pojmowała jego ból i samotność, lecz musieli podjąć decyzję odnośnie tego, co dalej stanie się z Fullbusterem.
– Gray musi odbyć specjalistyczne leczenie – powiedziała, stojąc przed pokojem szpitalnym, w którym Fullbuster spędził ostatnie dni.
– Masz na myśli pomoc psychiatry? – dopytał się Natsu, kończąc pić kawę z automatu.
– A co innego?
– W Fiore nie mamy „zakładu dla obłąkanych”. – Zaśmiał się z goryczą. – Nadal nie mogę sobie wybaczyć, że do tego dopuściłem.
Zacisnęła dłoń w pieść i podniosła ją na wysokość głowy. Minęła chwila zanim położyła ją na kolanie Natsu i chwyciła za jego rękę.
– Nie obwiniaj się za czyny, którym nie mogłeś zaradzić – przypomniała mężowi. – Nawet gdybyś poruszył niebo i ziemię, aby zaradzić temu, co się stało z Grayem, to Acnologia znalazły sposób, by dokończyć swe dzieło. Ma środki i szaleńczy umysł.
– Ale okłamałem was w związku z tym spotkaniem – stwierdził fakt. – Gdybym tego nie uczynił, może nie musielibyśmy oglądać tych wszystkich nieszczęść.
– Tak sądzisz? – spytała podejrzliwie.
Natsu wstał i ruszył w kierunku śmietnika. Wyrzucił kubeczek, ale już nie wrócił do Lucy. Schował ręce do kieszeni i wbił wzrok w sufit.
– Tak, tak sądzę – odpowiedział w końcu.
– W takim razie co zamierzasz robić dalej?
– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Pewnie żyć dalej. Bo co ja jeden mógłbym uczynić? Przecież to już zaszło za daleko. Widzę wszystkie nieszczęścia, więc pozostaje mi jedynie czekać na lepsze dni.
Lucy raptownie stanęła przed mężem. Wyciągnęła dłoń i uderzyła z całej siły w policzek Natsu. Chłopak porażony nagłym bólem zachwiał się, po czym upadł na szpitalny korytarz, krzycząc na cały głos:
– CZEMU MNIE BIJESZ?!
– Bo twoja głupota jest godna politowania – rzekła oschle.
– Że co? – spytał ciszej, choć nadal złość z niego nie zeszła.
– Jeśli sam nie zaczniesz działać, możesz mieć tylko złudne nadzieje na to, że kiedykolwiek będzie lepiej. Rozejrzyj się. – Wskazała przestrzeń znajdującą się dookoła niej. – Oczekujesz wiele od innych, ale sam ani razu się nie postarałeś, aby cokolwiek zmienić. Natsu, to twoja obojętność rani innych. Spójrz na Graya. Wiem, że ciężko jest się zwierzać z sekretów, ale wystarczyło pomyśleć. Przecież ten facet o fioletowych włosach był podejrzanym w sprawie morderstwa Ur, więc nie przeszło ci przez myśl, że to pułapka?
– Ja…
– Zamknij się! – przerwała mu, czyniąc tak, jak nauczyła ją matka. – Mówię wciąż do ciebie. Gadam bez sensu, ale naprawdę uważam, że użalanie się nad sobą nie pomoże ci teraz. Wstań i idź. Nie cofaj się więcej.
Odetchnęła ciężko, obwieszczając tym samym, że zakończyła swój wywód. Nieświadomie czyniła tak, jak własna matka. Choć zamglone wspomnienia pragnęła schować daleko w odmętach umysłu, one ukazywały się nieświadomie, po raz kolejny obwieszczając, że jeszcze nie czas, by całkowicie się od nich odgrodzić.
Tym razem Natsu nie miał już więcej nic do dodania. Uśmiechnął się tylko słodko i zaczął śmiać się na cały korytarz, nie umiejąc dłużej powstrzymać nagłego napadu radości.
– Dzięki – powiedział przez łzy. – I właśnie za to cię kocham.
– Oj, ty mój drogi mężu, ciężko by było, żebyś mnie za to nie kochał – odparła.
Lucy zastanawiała się, co rozumiał przez to wyznanie. Czy rzeczywiście darzył ją tak głębokim uczuciem, czy może była złośliwa uwaga w jego stylu? Miała nadzieję, że kiedyś odnajdzie odpowiedź na to pytanie.
W tym samym czasie usłyszała, że drzwi od sali Graya się otwierają. Zauważyła wychodzącą ze środka Juvię. Jej twarz nosiła ślady wyraźnego zmęczenie, ale w przeciwieństwie do stanu sprzed kilku dni, uśmiechała się. Kobieta poprawiała co chwilę chustę, która zsuwała jej się z ramion. Była ubrania w ciepłą sukienkę, wyraźnie na nią za dużą, i znoszone buty. Włosy przycięła na wysokość ramion, ale ten wygląd nadał jej trochę świeżości.  Aczkolwiek nie zmieniało to faktu, iż smutek nieustannie malował się na jej twarzy.
– Kłócicie się tak głośno, że obudziliście Graya – obwieściła im cicho.
– Przepraszamy – przeprosiła Lucy za ich zachowanie. – Jak się czuje?
– Trochę majaczy, ale jest lepiej. Potrzeba będzie trochę czasu, zanim całkowicie pozbędzie się głodu narkotykowego. Mimo to jesteśmy dobrej myśli – wyjaśniła Juvia. – Obecnie planujemy wyjechać do Crocus.
– Stolicy Fiore? – Zaskoczona Lucy podskoczyła w miejscu.
– Tak. – Loxar kiwnęła głową. – Mają tam specjalistyczną opiekę, a Igneel obiecał pokryć koszty leczenia. Prawnicy załatwili sprawę w sądzie i tymczasowo ja mam władzę nad majątkiem Fullbusterów, choć podejrzewam, że wspólnicy ojca Graya przejmą interes.
– A twoja firma? – spytała Lucy. – Przecież zostawisz tu wszystko.
– Może właśnie tak będzie lepiej… – odparła. – Potrzebuję spokoju. Kiedy skończy się leczenie, planujemy wyjechać na wieś i zamieszkać na łonie natury. Planuję pójść do szkoły w Crocus, a potem zrobić kurs na nauczycielkę.
– Życzymy wam szczęścia – wtrącił się Natsu. – Jeśli chcesz, to możemy podrzucić komuś twoją firmę i Graya.
– Nie. – Pokręciła głową. – Dziękuję za propozycję, ale chyba lepiej wszystko zostawić za sobą i zacząć od nowa. Może kiedyś tu wrócimy. – Jej obietnica nie brzmiała wiarygodnie. – Dziś musimy się pożegnać, przepraszam.
Nerwowo zamknęła przed przyjaciółmi drzwi, nie chcąc wpuszczać ich do środka.
Lucy rozumiała jej decyzję i wierzyła, że da im ona szansę na nowe życie. Dlatego podniosła się i ruszyła ku wyjściu, licząc, że Natsu również pogodzi się tym, co postanowiła Juvia i Gray...

***

Levy wysypała parę tabletek na tacę i ruszyła ku pani Genowefie, która po raz setny opowiadała słynną historię z dzieciństwa oraz o podbojach z lat młodzieńczych nadających jej tytuł divy tamtych czasów. Wystarczająco sama się nasłuchała tych bajek, by podsłuchiwać rozmowy staruszek, mimo to ich plotki stanowiły najciekawszą część jej pracy.
Wolontariat niewątpliwie się przysłużył młodej dziewczynie. Nie myślała o trudach ostatnich dni ani o tym, że ojciec ją okłamywał przez ostatnie dwanaście lat życia. Od dnia, w którym znalazła dokumenty, nie zebrała w sobie odwagi, aby rozpocząć konwersację z rodzicielem. Powtarzała sobie, że „jutro to zrobię”, ale to jutro nigdy nie nadchodziło.
Zrezygnowana położyła lekarstwa na stole, tuż obok herbaty jaśminowej staruszki i ciepło powiedziała:
– Oto wieczorna dawka.
– I znowu mnie trują – pomarudziła kobieta. – Wiem, że jestem stara i niedołężna, ale mogłabyś okazywać trochę litości wobec starszej pani. Przecież te trutki na szczury smakują jak błoto.
– Nie wiem jak smakują – przerwała jej Levy – mimo to proszę je zażyć.
Odwróciła się i ruszyła ku kanciapie pielęgniarek, wykorzystując wolną chwilę na odpoczynek. W torebce czekał na nią termos z kawą i drożdżówka z malinami, którą dostała od sąsiadki.
– Levy! – usłyszała wołanie dobiegające z okolic recepcji. Zatrzymała się niechętnie i podeszła pod ladę, gdzie lekarz wypisywał kartę nowej pacjentki.
– Słucham, doktorze Henry – kulturalnie zwróciła się do mężczyzny.
– Jutro masz wolne czy już zagonili cie do pracy? – zapytał żartobliwym tonem.
– Akurat mam wolne – odpowiedziała grzecznie. – Planuję popracować nad pracą na zakończenie roku szkolnego i może pomóc matce w bibliotece.
– Pomaganie rodzinie, wolontariat w domu starców i jeszcze szkoła, dzisiejsza młodzież powinna brać z ciebie przykład – pochwalił ją lekarz. – A w ogólnie jak się czujesz? Słyszałem, że twoi koledzy mają jakieś problemy…
– Wszyscy je mamy – odparła mało konkretnie. – Nie będę mieszała się w życie innych ludzi.  A poza tym nie wiem, czy mogę w ogóle nazwać te osoby „kolegami”. – Prychnęła na samą myśl o Lucy. Nie odzywała się do niej od jakiegoś czasu. Nawet w przerwach między zajęciami niechętnie podejmowała się jakichkolwiek konwersacji, więc skąd miała wiedzieć o tym, co dzieje się w jej życiu?
– Przepraszam, ja…  – Doktor Henry wyglądał na wielce zmieszanego reakcją Levy. Dlatego szybko zebrał karty pacjentów i uciekł do swojego gabinetu.
McGarden żałowała swojej posunięcia, ale co innego miała uczynić, gdy dookoła ludzie próbowali mieszać się w jej życie. Każdy powinien wtykać nos w tylko te interesy, które dotyczą jego osoby i nikogo więcej.
Zrezygnowana odwróciła i ponownie skierowała do kanciapy pielęgniarek na przerwę. Kiedy doszła do pokoju, zdjęła z siebie biały kitel i zawiesiła go w szafie. Wyjęła z torby posiłek i zaczęła się rozkoszować każdym kęsem jedzenia.
Usiadła wzdłuż ławy i dopiero w tej chwili odczuła ogarniające ją zmęczenie. Ile by oddała za dodatkowe pół godziny przerwy? Aczkolwiek musiał wystarczyć jej czas dany przez umowę, którą podpisała z kierownikiem zakładu.
W połowie przerwy sięgnęła po telefon, sprawdzając z zainteresowaniem pocztę. Nie oczekiwała nawet najmniejszego fragmentu wiadomości; po prostu robiła to z przyzwyczajenia. Mimo to tym razem dostrzegła informację o nieodczytanej przesyłce. Wzięła pod uwagę możliwość, iż może to być jedynie reklama, ale nadal chciała się upewnić. Kliknęła na ekran i wtedy wyjawiło jej się imię adresata: „Gajeel Redfox”. Podskoczyła w miejscu, wypuszczając z ręki niedokończone jedzenie. Wyprostowała się.
– „Przepraszam za wszystko” – przeczytała nagłówek wiadomości. – „Mimo że próbowałaś się ze mną tak usilnie skontaktować, to ja po prostu nie mogłem odebrać choćby jednego telefonu od ciebie. Wiem, że uczyniłem Wam świństwo, ale gdybyś próbowała mnie zrozumieć… dać szansę, by się wytłumaczyć może wtedy… Gadam bez sensu, prawda? Proszę, spotkajmy się w Magnolii, może przy grobie Gajeela Redfoxa. Obiecuję, że zdradzę ci wszystko. Za trzy dni Ci pasuje?”
Próbowała wszystkiemu zaprzeczyć, ale nie mogła ukryć tego, że cieszyła się z wiadomości Gajeela. W końcu ktoś chciał uchylić rąbka tajemnicy, a nie tylko wciąż coś ukrywać. Pozostał jeszcze jeden problem – nie znała położenia grobu Gajeela Redfoxa. Istniało tylko kilku ludzi, którzy mogli udostępnić jej tę informację, a wśród nich był ojciec.
Gdy tylko skończyła się jej zmiana, wyszła z budynku i pomknęła w stronę domu, nie chcąc tracić determinacji, która na nią zstąpiła. Dostała szansę na pozbycie się duchów przeszłości i za żadne skarby nie pozwoliłaby komukolwiek przeszkodzić jej w zdobyciu prawdy.
Dotarła pod rezydencję kilkanaście minut później. Wkroczyła gwałtownie do środka i pognała na piętro, gdzie w pokoju od ostatnich dni spoczywał jej ojciec. Spodziewała się zastać wewnątrz matkę, ale, ku jej zaskoczeni, nikogo nie było w środku, kiedy weszła do pomieszczenia. Licha i bardzo skromnie urządzona sypialnia rodziców od najmłodszych lat wzbudzała w niej niemałe zaskoczenie. Mimo ogromnego bogactwa wewnątrz znajdowało się jedynie łóżko i kilka szafek z ubraniami. Ściany świeciły pustkami, a sama podłoga była wykonana z mocnego, ale jednolitego drewna.
Kobieta zdjęła buty i grzecznie weszła do środka, wykonując ukłon w stronę ojca.
– Witaj, tato – powiedziała.
McGarden podparł się ręką o łoże i z trudem wstał. Oparł się plecami o ścianę i zapytał:
– Levy, co cię tu sprowadza?

– Tato – zaczęła niepewnie – przepraszam, ale muszę w końcu poznać prawdę. Kim był Gajeel Redfox?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Byłeś? przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że zostawiłeś komentarz :)