Rozdział 62

Powieki uniosły się niedbale, lecz jedyny widok, jaki zdążyły zlustrować oczy, nie wróżył przyjemnych i ciepłych przygód młodej Dragneel.
Wiedziała, że powinna jak najszybciej podnieść się i uciec z miejsca, w którym przytrzymywał ją tajemniczy porywacz. Jego twarz, budowa ciała… wszystko było nieznane dla kobiety, co doprowadzało ją na granicę szaleństwa. Potrzebowała poznać najmniejsze szczegóły na temat ów człowieka, chcąc zemścić się za doznaną krzywdę.
– Cholera – syknęła, kiedy bolesny impuls przeszedł przez rękę.
Wtedy do umysłu nastolatki wdarły się wspomnienia z ostatnich godzin. Niekończąca się ucieczka, walka w starej fabryce, aż w końcu wpadła niemal jak dziecko pułapkę nieznanego człowieka.
Otworzyła szeroko oczy, wystawiając się na dawkę silnego i rażącego światła. Jednak nie poprzestała, a nawet więcej. Obróciła delikatnie głowę i spojrzała na niewielką kanciapę woźnego, z której wydobywał się tak ostry i, zarazem, obrzydliwy odór, który niewątpliwie odstraszał wszystkich nieporządkach gości. Lucy skrzywiła się i kaszlnęła. Kilka sekund i mogła pożegnać się ze światem żywych, ale decyzja o oddychaniu ustami uratowała jej istnienie.
Kto tu mieszka? – spytała, dalej się rozglądając. Pole widzenia było trochę ograniczone, ale starała się objąć wzrokiem wszystkie możliwe punkty. Najpierw dostrzegła stare, poniszczone łóżko, na którym spoczywał stos niepotrzebnych szmat. Potem zobaczyła niewielką kuchenkę gazową, z niebieską butlą znajdującą się pod blatem. W przeciwległym kącie stał niewielki, okrągły stolik, a obok niego kilka zapleśniałych pudeł z wnętrzem, z którego nie marzyła poznać.
Powoli podniosła się, czując, że każdy mięsień zwija się z nieustannego bólu. Ile tu leżałam? – pomyślała, zaciskając dłonie. Jej ciało było zwiotczałe i sprawiało wrażenie ścierpniętego. Aczkolwiek zignorowała sygnały, jakie wysyłał jej umysł i okręciła się, by zaraz dotknąć butami o skrzypiącą, drewnianą podłogę. Nie miała pewności, że stanie na nogi. Mogła tylko liczyć na łut szczęścia.
Raz… Dwa… Trzy…, odliczyła w myślach i skoczyła na równe nogi. W pierwszej chwili zachwiała się, ale były to tylko sekundy. Okazało się, że organizm zniósł wysiłek lepiej niż sam sądził.
Uśmiechnęła się, lecz było za wcześnie na ra.
Wzrok kobiety skierował się na stertę szmat, które stopniowo zaczęła się unosić. Jeden fragment, potem drugi, aż kilka materiałów znalazło się na podłodze, znajdując tam dla siebie nowy dom. Jednakże same ubrania nie stanowiły problemu. Kłopotem stawała się okrągła rzecz, która sukcesywnie wyłaniała się, ukazując kolejne swe części.
Lucy miała ochotę krzyknąć, ale spłoszenie nieznanego osobnika mogło się skończyć dla niej katastrofą. Dlatego odwróciła się i, kiedy odnalazła wyjście, zaczęła ostrożnie kierować się ku drzwiom.
– Nawet nie podziękujesz za ratunek? – usłyszała zaspany głos, który dobrze znała.
Pełna niewiary okręciła się i rzuciła okiem na wyraźnie zmęczonego doktora Henrego, wciąż ubranego w biały kitel lekarski. Gdyby nie charakterystyczny wygląd twarzy i to, że kilkukrotnie jej podpadł, nie byłaby w stanie rozpoznać mężczyzny. Aczkolwiek miała pewność, że to właśnie ten człowiek.
– Co pan tu robi? – spytała, choć zaraz skrzywiła się. było mówić per pan do człowieka, który był niewiele starszy od niej samej.
– Mieszkam – odpowiedział swobodnie.
– Tutaj? – Rozejrzała się ponownie.
– Najbezpieczniejsze miejsce pod słońcem – powiedział, po czym wzruszył ramionami.
No, trudno było się nie zgodzić z jego stwierdzeniem. Gdyby miała zamiar szukać tego mężczyzny, nigdy nie spodziewałaby się zastać go w tak obskurnej kanciapie jak ta.
Pokręciła głową, przypominając sobie, że te pytania nie stanowią istoty rozmowy. W głowie roiło się od najrozmaitszych kwestii, które musiała poznać w tej chwili. Nie miała czasu do stracenia.
– Jak się tutaj znalazłam? – spytała stanowczo.
– Uratowałem cię. Choć uważam, że można byłoby tę akcję zaszufladkować jako porwanie – dodał ciszej. – Jednak mam same dobre zamiary. Goście Acknologii przynajmniej cię nie szukają.
– A dlaczego oni chcieli mnie w ogóle zabrać do Acnologii? – drążyła dalej, mając cicha nadzieję, że mężczyzna wygada jej się ze wszystkich tajemnic.
Henry westchnął i zbadał przestrzeń pokoju, aż znalazł leżące na ziemi okulary. Podniósł je i niedbale przetarł skrawkiem rękawa, po czym rzekł:
– To skomplikowane. Nie sądziłem, że tak szybko zaczną działać. A jak jeszcze dowiedziałem się, że spotkałaś się z Zerefem? KATASTROFA! – wrzasnął, wyraźnie nie przejmując się tym, że ktoś ich może usłyszeć. – Śmieszne czy nie, ale chyba jestem winien ci wyjaśnienia. Przynajmniej ja – wtrącił, obliczając coś na palcach. – Tak, zapewne nikt nie był na tyle łaskawy, by nakreślić ci sytuację i co tak naprawdę planuje Acnologia. No tak, pozbyć się Natsu i Graya równocześnie to GENIALNY plan. A jeszcze porwać cię tak, by o nic nikogo nie podejrzewać? CUDO! Nawet miał szansę zwalić wszystko na Zerefa.
 STOP! – przerwała donośnie dziewczyna. – Proszę, od początku.
Gdyby nie brud panujący wewnątrz pomieszczenia, najpewniej usiadłaby wygodnie. Historia Henrego zaintrygowała ją na tyle, że już podczas nasłuchiwania pierwszych zdań czuła, że w końcu może dowiedzieć się czegoś konkretniejszego. Prawodpodobnie i ta rozmowa miała zaprowadzić ją do kolejnych niewiadomych, ale chciała zaryzykować.
– Lucy, Lucy, Lucy… – powiedział wolno, drapiąc się równocześnie po głowie. – Byłem przekonany, że sama dojdziesz do wielu prawd, ale najwyraźniej potrzebujesz drogowskazu. Rola jeszcze nie została ci powierzona, choć dzierżysz ją od chwili, w której postanowiłaś zabić człowieka. Pamiętasz?
Pokręciła głową. Oczywiście w jej umyśle kryły się wspomnienia z tego pamiętnego dnia, ale nie odnajdywała w nich dziedzictwa, o którym tak wspominał Henry.
– Nikt, nikt ci nie wyjaśnił. Okrutne – dodał, prawie szeptem. – Ale już czas, Lucy. Długo się nad tym zastanawiałem. Aczkolwiek, kiedy minęło tych kilka miesięcy, poczułem, że w końcu należy coś z tym zrobić. Powiedzieć, zrobić…
– Wiesz, że jesteś już drugą osobą, która ma do mnie jakąś sprawę? – przerwała mężczyźnie, nie umiejąc powstrzymać napadu śmiechu. Donośnie ukazywała swą ra, ciesząc się jak małe dziecko, które właśnie rozpakowało pod choinką nowy prezent. Jednak napięcie wzrastało, a surowy wzrok Henrego przeszywał kobietę, sugerując, iż tym razem powinna zachować powagę. Jej głos milkł między czterema ścianami budynku, aż w końcu ucichł.
– E.N.D. – odparł krotko lekarz. – Każda z liter oznacza człowieka, który ma strzec ostatniego członka rodziny królewskiej Pengrande, którzy zostali zamordowani podczas I wojny światowej. Jednak i cel, i istota tych postaci zmieniła się. Przez to dziś są nazywani „martwymi apostołami”, gdyż to nazewnictwo jest puste i pozbawione sensu.
– Ty wiesz, kto kryje się za poszczególnymi literami?
– Gdybym nie wiedział, nie męczyłbym cię z targaniem twojego cielska do mojej kryjówki.
Spiorunowała mężczyznę wzrokiem, grzecznie sugerując, że wystarczy obraźliwych tekstów w jej kierunku.
– Przepraszam – szepnął potulnie Henry. – Ale wracając do sedna sprawy, E.N.D. dzisiaj jest tak podzieloną osobowością, że każdy z nich dąży ku innej sprawiedliwości.
– Sprawiedliwość… – wtrąciła się. – Jakbyś mówił o Zerefie.
– Zeref, Igneel i Acnologia – wymienił na jednym wydechu.
Lucy podskoczyła w miejscu.
Powieki zamknęły się i utonęła w morzu własnych myśli i przemyśleń. Pytanie tłoczyły się okrutnie w umyśle nastolatki, sprawiając, iż proste dźwięki przestały do niej docierać. Nie znała jeszcze sensu ani powodu, dla którego właśnie te osoby miały stanowić istotę E.N.D., ale z drugiej strony nie miało to znaczenia. Ile jeszcze tajemnic skrywa się przede mną? – spytała, zaciskając pięści.
Od zapomnianych wydarzeń, aż po dzień dzisiejszy – Lucy czuła, jak jej pierś wypełnia przytłaczające ciepło. Aczkolwiek nie sprawiało kobiecie przyjemności. Kłuło i drażniło delikatne serce damy. Dragneel wyobrażała sobie kolejne ścieżki, którymi kroczy. Jak widzi zapełnione kwiatami i kłosami zbóż pola, a obok nich niewielkie kapliczki z położonymi księgami na środku piedestałów. Sielankowy nastrój jednak niszczyły silne i drażniące odgłosy strzałów i krzyków. Krew plamiła rośliny, barwiąc je na okrutny kolor szkarłatu. Jednakże Lucy tylko stała w miejscu, przyglądając się słodkim śpiewom armat i słowom matki „Będziesz idealnym następcą”.
– E.N.D… to moja matka? – zapytała łamiącym się głosem. – To była moja matka? – Tym razem jej słowa brzmiały wyraźniej.
– Tak – odparł krótko Henry. – I dlatego nastał czas, byś poznała prawdę. Twoja matka, ja i cała dwunastka zodiaków, w tym Aquarius, należeliśmy do jednej organizacji, ale uciekliśmy z niej. Prawie… – Pokręcił głową. – Formalnie nadal do niej należę, lecz mój cel mija się z misją organizacji.
Wzdrygnęła się.
Gdyby Henry nadal był jej wrogiem, już dawno leżałaby w nieznanym grobie zżerana przez robaki. Aczkolwiek istniała możliwość, że wodzi ją tylko za nos, by doprowadzić do dużo poważniejszej w skutkach tragedii. Nie znała prawdziwego oblicza mężczyzny, ale jego szczerość inspirowała ją do dalszych czynów.
– Co sprawiło, że w tym samym dniu co Zeref postanowiłeś mi się zwierzyć? – zapytała, lecz po wypowiedzeniu tego zdania, pojęła całą prawdę. Dlatego żadne wyjaśnienia Henrego nie były już potrzebne. – Wy ze sobą współpracujecie?
Odpowiedziało jej jedynie kiwnięcie głową.
– Dlatego leczyłeś nas wszystkich? Pewnie Graya też? – ciągnęła dalej, powoli tworząc w myślach drogę do porwania. – Nie chcieliście, by ludzie Acnologii mnie złapali, więc sami upozorowaliście uprowadzenie? Nikt mnie nie szuka – nawet Natsu, dokończyła w myślach.
– To prawda. – Kiwnął głową. – Wiem, że to może być dla ciebie szok, ale… Znasz księcia La Pradleya?
– Następcę trony Pengrande, brata Amelii, matki Natsu? – odpowiedziała pytaniem.
– Jeszcze jedno należy dodać – powiedział ciszej. – Acnologia.
– Nie…
– Niestety, Lucy. La Pradley to Acnologia – podkreślił stanowczo Henry. – La Pradley to człowiek, który stoi za gwałtem Amelii, za dwie wojny, za porwanie dziecka, za morderstwa, za porwania… To potwór, który również mnie wykorzystał.
– Nie mogę w to uwierzyć. – Złapała się za głowę. – Ale jeśli to prawda, to nie mamy szans walczyć z samym księciem Pengrande!
– Nie, nie mamy – odparł szczerze. – Ale możemy wygrać z Acnologią.
Podeszła do mężczyzny i usiadła na łóżku, choć zapach ubrań odrzucał ją na kilometry. Zatkała nos i przełknęła ślinę, nie chcąc pozostawić jeszcze wymiocin w tym obskurnym miejscu.
– Myślisz, że ta różnica coś zmieni? To jest ten sam człowiek – Lucy wygłosiła swoje stanowisko. – Henry, ten człowiek jest nieuchwytny od tylu lat, więc co teraz zrobisz?
– Zastawię na niego pułapkę – rzucił krótkie zdanie.
– To nie przejdzie. – Zaśmiała się. – Chyba że…
–… zamierzam kogoś poświęcić – dokończył za nią. – Na wojnie ofiary są konieczne, a to jest wojna.
– Obiecałeś ratować życie ludzkie, a nie je odbierać.
Wstała przerażona i odsunęła się od mężczyzny, do którego straciła szacunek. Sama była gotowa zabijać, ale tylko w obronie bliskich i w ostateczności – nie po to, by pozbyć się jednego człowieka. Acnologia czy La Pradley byli potworami, których zrodził ten chory świat, ale należało się ich pozbyć w inny sposób, nawet jeśli system w tych sytuacjach zawodził.
– Wystarczy. – Machnęła w jego kierunku ręką. – WYSTARCZY!
– Ty wiesz przez jakie piekło przeszedłem?
Niespodziewanie wygrzebał się ze sterty ubrań. Niebezpiecznie zaczął podchodzić do dziewczyny. Jego twarz spowijał mrok i, zarazem, przerażanie. Szedł powolnym, jednostajnym krokiem, aż zatrzymał się tuż przed Lucy.
– Zginął miliony jak go nie powstrzymam – rzekł. – W torturach i ogromnych boleściach. A ceną jest śmierć może jednej, może dwóch osób.
– Myślisz, że jakiś banalny plan wypisali?! – syknęła, przybliżając swoją twarz do jego.
– Mam przygotowanych kilka planów, ale tylko w jednych okolicznościach pojawi się tam, gdzie chcę.
– W jakich? – spytała zaintrygowana jego słowami.
– Kiedy przegra zabawę z Grayem – odparł, kiedy na twarzy pojawił się mu groźny półuśmiech. – Gray popada w coraz większe szaleństwo. Jeśli go nie powstrzymasz, to Natsu zginie.
– O czym ty gadasz?
Przetarła spoconą twarz rękoma, słuchając z największą uwagą.
– A kto jest ci teraz najbliższy? – Prychnął. – Acnologia gra z tobą, jak grał z twoją matką. Nienawidzi cię i pragnie zniszczyć Lucy Heartfilię doszczętnie. Natsu także stoi mu na drodze. Jeśli uda mu się wykorzystać Graya do zabicia Natsu, wygra.
– Gdzie jest Gray? – spytała prędko Lucy. – GDZIE JEST PIEPRZONY GRAY!? GDZIE?! – ryknęła.
– W domu – odpowiedział krótko.
– Ile czasu minęło?
– Wystarczająco, by kolejne osoby zginęły – rzekł spokojnie.
 ILE?! – wrzasnęła, nie umiejąc znieść gry Henrego.
– Spałaś prawie całą dobę.
Lucy zachwiała się i niemal upadła na kolana. Cała doba? W głowie roiło jej się od setek pytań, ale to nie był czas ani miejsce na pogaduszki. Musiała odejść i jak najszybciej dotrzeć do Natsu i Graya, zanim oboje się pozabijają.
Odwróciła się prędko i chwyciła za metalowe drzwi. Pociągnęła za drążek, ale nie ruszyły się nawet o milimetr. Podjęła kolejną próbę – tym razem poważniejszą i silniejszą. Jednak i tym razem nie drgnęły.
– Ta doba uratowała życie Levy McGarden, gdyż nie mogła się do ciebie dodzwonić. Ta doba nie pozwoliła ostrzec Laxusa Dreyara przed śmiercią. Lucy, przykro mi, ale taka jest kolej rzeczy – wytłumaczył jej Henry.
Mężczyzna sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z niej niewielką karteczkę. Podał notatkę Lucy i przekręcił klamkę drzwi w pozycję równoległą do podłogi.
Spojrzała wątpliwie na wiadomość, którą zostawił mu Henry, ale znalazła na niej jedynie tajemniczy adres. Nie należał on do miejsca, które znajdowało się w Fiore. Numery bardziej przypominały kombinację pengrandzkich peryferii.
– Jeśli uda ci się przeżyć, tam znajdziesz kolejną wskazówkę – powiedział, aczkolwiek Lucy już nie słuchała.

Kobieta szarpnęła za drzwi, po czym wypadła przez nie pełna gniewu. Nie miała już czasu do stracenia. Henry zmarnował go wystarczająco dużo… Natsu i Gray czekali. Najlepsi przyjaciele a teraz najwięksi wrogowie. Nie miała pomysłu na powstrzymaniu ich od nieuniknionej potyczki, ale wierzyła, że w trakcie biegu odnajdzie odpowiedzi.

2 komentarze:

  1. Cześć!
    Szablon: świetny. Po prostu genialny.
    Co zrobi matka Levy? Hymm... Tego nie jestem pewna. Może będzie chciała upozorować jej śmierć..? Nie wiem.
    Kochana, nie przejmuj się. Wiem co to za ból. Studia.., Tak bardzo potrzebne ale jaka to męka! Ja mam akurat lżejszy semestr, gdyż powtarzam cały drugi rok. Normalnie pewnie już szykowałabym się do pracy licencjackiej ale Moonlight postanowiła zaserwować sobie porządną powtórkę materiału :)
    Będę czekać na rozdział ile będzie trzeba, serio. Obiecuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też jestem bardzo zadowolona z szablonu. Prosty, ale ładny!
      To wina bardziej specjalizacji. Ja jetem na takiej, gdzie cały czas pracuję, a moja koleżanka martwi się jedynie, jaki serial obejrzeć...
      Dzięki za komentarz i za to, że będziesz czekać. Na postaram się, by były te rozdziały. Na pewno będzie ich mniej, ale nie zniknął!

      Usuń

Byłeś? przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że zostawiłeś komentarz :)