Rozdział 56

Młoda pani adwokat wzięła w dłoń kubek z gorącą kawą, która miała ją postawić na nogi po całonocnych poszukiwaniach w Internecie. Faktycznie, dostrzegła kilka niepokojących rzeczy, które mogły być powiązane z Deliorą, ale równie dobrze sprawca wciąż pozostawał ukryty. W Magnolii walczyło kilka klanów, z czego każdy niemal był na takiej samej pozycji względem drugiego. Niezaprzeczalnie poszukiwania utrudniała jej grupa Siedmiu Smoków, którzy w swych prostych, aczkolwiek finezyjnych rabunkach, potrafili namieszać. Szczególnie że ich ofiarą padł jeden z dawnych towarzyszy Aquarius. Przekleństwo czy dar, zastanawiała się, spoglądając na zakładki, które zapisała.
– Pobicie Heartfilii, kradzież u Raka, a…
Nagle jak poparzona rzuciła się do akt, leżących nieopodal niej. Nie, nie, to niemożliwe, powtarzała, już snując teorie. Kilka faktów przypadkowo złączyło się w jedno, ale nic, co przynajmniej raz dało wątpliwości, nie mogło być efektem zbiegów okoliczności.
Aquarius gorączkowo przeszukiwała każdy dokument, każdy artykuł, aż w końcu natknęła się na spis pracowników Jude’a Heartfilii. Osunęła się na fotelu, łapiąc się równocześnie za głowę. Kolejna trójka nietypowym trafem była związana z innych sprawą, choć na pozór nic nie wydawało się takie samo.
– Virgo jest córką pierwszej Panny, a Caprocorn to Koziorożec. Obiecaliśmy skończyć z Rajską Wieżą, ale jeśli tam są. Jeśli planują kolejne kroki, to wszystko miałoby sens. Najwyżsi bogowie, Layla chyba nas karze z niebios.
Rzuciła za siebie stos papierów, powracając wzrokiem do przeglądarki internetowej. Była krok bliżej odkrycia, jakie wydarzenia miały tak naprawdę miejsce w Magnolii, a może i nie tylko. Pengrande i Varia niewątpliwie były powiązane ze sprawami. Jeśli dobrze pamiętała, kojarzyła, iż w stolicy Varii obecnie przebywa syn Makarova Dreyara, a także Zeref Dragneel. Jednak gdy tylko w końcu dokopała się do konkretnych informacji, coś zburzyło jej spokój. Cichy odgłos telefonu rozbrzmiał po pokoju. Najpewniej nie odebrałaby, ale jeden impuls wystarczył, by wstała, i jak to miała w zwyczaju, natychmiast odebrała połączenie.
– On?
Spojrzała na ekran telefonu, rozpoznając numer Lectora. Miała dobrą pamięć do cyfr, więc nigdy nie potrzebowała zapisywać imion przy kontaktach, ale tym razem coś ją tknęło. Może straciła umiejętność, a może los płatał jej znowu figle.
Niepewnie nacisnęła na słuchawkę i powiedziała ciche:
– Proszę?
– Czyli jeszcze nie widziałaś wiadomości? – usłyszała znany jej głos, a następnie donośnie westchnięcie. ­– Twój przyjaciel się znalazł i pewnie nie tylko, ale przecież nie będę zdradzał informacji. Mogę obiecać jedynie, że z żadną ze spraw nie miałem do czynienia.
– Ale… – Zanim zdążyła odpowiedź, mężczyzna rozłączył się.
Zaniepokojona weszła do salonu, gdzie na sofie leżał spokojnie pilot od telewizora. Chwyciła go i włączyła pierwszy, lepszy program, mając nadzieję, iż uzyska konkretne informacje. Mogłam sprawdzić w Internecie, pomyślała, ale nie było teraz sensu wracać do sypialni.
– „Wiadomości z ostatniej chwili!” – krzyknęła do mikrofonu znana niemal wszystkich prezenterka telewizyjna, Cherry Blendi. – „Ostatnie próby rozmowy z Grayem Fullbusterem przyniosły negatywne skutki. Policja nie dopuszcza do chłopaka, który wczorajszej nocy doświadczył tak traumatycznych przeżyć. Według najnowszych danych, za które dziękujemy serdecznie komisarzowi Lectorowi, dowiedzieliśmy się, że ciało samobójcy należy do słynnego zabójcy sprzed trzech miesięcy – Deliory. Ów mężczyzna zaginął zaraz po tym, jak dostał przepustkę na tymczasowe opuszczenie więzienia po utraceniu cennych dowodów, jakimi dysponowała grupa śledcza. Wiadomo, że przestępca był zamieszany w morderstwo trzech kobiet, choć jego udział w sprawach jest wątpliwy. Jednak dzisiaj uzyskaliśmy pewność, że to właśnie on był sprawcą wczorajszej masakry. Policja podejrzewa również, że mógł mieć związek także z podpaleniem domu psychiatry, Scorpio, którego ciało odnaleziono dzisiaj przed godziną piątą w zgliszczach jego domu. Dodatkowo tej samej feralnej nocy zaginął dyrektor szkoły nr 1, Makarov Dreyar, a z Varii otrzymaliśmy rzetelne informacje o śmierci jego syna, Ivana Dreyara, który był przywódcą rewolucji jesiennej, podczas której to stracono całą rodzinę królewską. Jest to niestety tylko początek zbrodni, które miały miejsce w tak krótkim okresie czasowym. Może to tylko zbieg okoliczności, ale teorie spiskowe się tworzą, a w ich epicentrum stoją ludzie, których nazwiska nie wolno mi wymieniać. Krwawa rzeź jednak niezaprzeczalnie nastała. Czy jest to koniec a może dopiero początek ciągu zbrodni?
Pilot wypadł z ręki kobiety, upadając z hukiem na podłogę. Dłużej nie była w stanie wysłuchiwać newsów, które miała do przypomnienia młoda prezenterka. Aquarius wystarczająco dużo się nasłuchała.
– Scorpio nie żyje? – spytała, osuwając się na podłoże. – Ostrzegał mnie, błagał o ratunek, a ja… A ja… A ja…
Złapała się rękoma za głowę, po czym krzyknęła doniośle, tym razem zyskując ostateczną pewność. Nikt nie jest bezpieczny. Znała prawdę, była jej ostateczną przyczyną, przez co teraz właśnie na niej spoczywał ten obowiązek. Mogła się wahać, mogła udawać, że wszystko jest w porządku, ale musiała zemścić się za najdroższego i ochronić Lucy, tak jak nie potrafiła ochronić nikogo innego.

***

Gdzie istniała granica między szaleństwem a zdrowym rozsądkiem?
Krążąc między kolejnymi uliczkami Magnolii, coraz bardziej zdawał sobie sprawę z jak trudnym i niecodziennym wyzwaniem przyszło mu się zmierzyć. Do tej poru brał pod uwagę trudności, jakie mogą się pojawić na jego drodze do sprawiedliwości, lecz im dalej kroczył, tym więcej niuansów stawało przed nim. Nie były to drobne uwagi czy chwilowe niepewności, a poważne sprawy, które z czasem prowadziły do coraz to większych kłopotów.
Zdawał sobie sprawę z tego, iż niewątpliwie widział Natsu z człowiekiem o rysopisie zgadzającym się z tym, który przedstawił mu Lector. Jeśli była to ta sama osoba, wmieszana w tak wiele zabójstw, to co tak naprawdę robił z nim Natsu. Przypadek czy zaplanowana akcja.
Choć znał Dragneela od małego, nie mógł być pewien, czy rzeczywiście wie wszystko o dzisiejszym Natsu. Ludzie zmieniają się, on sam po sobie to poznał, więc równie dobrze ta zmiana miała szansę dotrzeć do najlepszego przyjaciela. Jaki ojciec, taki syn, stwierdził, przypominając sobie plotki o Igneelu Dragneelu i tym, co go spotkało. Jednak czy wciąż miał prawo oskarżać o cokolwiek Natsu?
– Czy to na pewno nie jest pomyłka?
Dowody były dokładnie przed nim, ale wciąż wierzył, a może chciał wierzyć, w iluzję bądź przywidzenia. Magnolia była miastem fałszu, tylko kto tak naprawdę był kłamcą?
Zaśmiał się po cichu, rozumiejąc, że nie tak powinno brzmieć pytanie; kto mówił prawdę.
Niemniej czuł się zdradzony i oszukany. Widział Erzę w restauracji, gdzie go otruto, a później jeszcze doszła sytuacja z Natsu. Idąc za wszystkimi tropami, należało dojść do jednego wniosku. Wniosku, który nie przypadał ani trochę do gustu mężczyźnie.
– Natsu kłamie, Lucy kłamie, Ur kłamie, ojciec kłamie… Czy ktokolwiek w tym mieście był kiedykolwiek ze mną szczery? – zapytał, nie uzyskując upragnionej odpowiedzi.
Przysiadł przy krawężniku, zasłaniając równocześnie rękoma uszy, gdy dotarły do niego niekończące się trąbienia przejeżdżających. Przecież chciał tylko chwili ciszy. By pomyśleć, by podjąć decyzję, ale najwyraźniej nikt nie był w nastroju, aby dostarczyć mu tego, czego pragnął.
Zaraz powstał i ruszył w kierunku rezydencji, mając cichą nadzieję, iż właśnie tam odnajdzie upragniony spokój. Po prostu zamknie się w pokoju, nie wpuszczając nikogo do środka.
W tym samym momencie poczuł przeszywające jego serce dreszcze. Nie umiał znaleźć ich źródła, ale przeczucie, że właśnie się coś wydarzyło, nie dawało mu się uspokoić. Przyspieszył kroku, wiedząc, że musi dotrzeć do rezydencji.
Kiedy w końcu stanął przed bramą główną, dostrzegł z oddali, że w niemal całym domu panuje mrok. Zaniepokojony przystanął, opierając się o metalową konstrukcję, by spróbować dostrzec któregoś ze strażników. Jednak tam, gdzie powinien znajdować się jeden z wynajętych ludzi, stała jedynie doniczka z posadzonymi kwiatami.
– Gdzie się wszyscy podziali?
Ruszył przed siebie, czując ogromny niepokój w sercu. W pamięci próbował wyszukać, czy przypadkiem rodzina nie poinformowała o jakimś wydarzeniu, ale zamiast dobrej wiadomości, pewne wspomnienie uderzyło w Graya niczym grom z jasnego nieba. Ojciec mi mówił, że zginie, pomyślał.
Przeszedł przez próg i rozejrzał się, spoglądając to na prawą, to na lewą stronę. Jednak panująca w domu ciemność ograniczyła jego widoczność, pozwalając jedynie iść w stronę pierwszego piętra, gdzie delikatna łuna światła wydobywała się z prawego korytarza. Dobrze pamiętał, co znajdowało się w ów miejscu. Biblioteka była pomieszczeniem, w którym nie za często przesiadywał ojciec, czytając powieści zamieszczone na półkach prywatnej kolekcji. Nie nazwałby tego hobby, ale to zajęcie nie było także bez znaczenia.
Pytania kłębiły się w głowie mężczyzny, tworząc kolejne, niestworzone teorie. Potrzebował odpowiedzi, lecz z każdym krokiem pojmował, że coraz mniej wie. Dopiero gdy dostrzegł niewielki cień, znajdując się na środkowym schodku, przystanął, wiedząc, że to coś więcej niż tylko zarys jakiegoś przedmiotu.
– Tato? Mamo? – zapytał cicho, podchodząc bliżej.
Gdyby w tamtym momencie wiedział, czym będzie widok, na który narazi swe oczy, cofnąłby się. Po prostu zacisnął powieki i uciekł, jak najdalej tylko by mógł. Lecz nadzwyczajna ciekawość i zwykła głupota sprawiły, iż powoli dotarł do celu. W pierwszym momencie dostrzegł jedynie ogromną plamę, która zdążyła już wsiąknąć w wykładzinę rozłożoną na samym szczycie schodów. Nie potrafił rozróżnić koloru, gdyż nadal w rezydencji było za ciemno.
– Co to?
Kątem oka dostrzegł fragment jasnego buta. Wychylił się i wtedy energicznie cofnął, się opadając na jeden ze stopni. Złapał się rękoma za usta, powstrzymując z trudem wymioty. To jest krew, powtarzał, nie umiejąc po raz kolejny spojrzeć na zwłoki. Większość mózgu leżała rozbryzgnięta na całej szerokości wykładziny, a twarzy denata nie byłby w stanie rozpoznać, nawet po dostaniu większej ilości światła. Głowa ofiary wyglądała jak roztrzaskany arbuz. To nie był pojedynczy strzał ze zwykłej broni, a brutalne morderstwo, dokonane przez sprawcę, który posiadał strzelbę dużego kalibru.
Gray podniósł się i, wstrzymując oddech, wątpliwie zaczął kroczyć przed siebie. Podjął decyzję o dalszej wędrówce, ale gdyby nie ogromna troska o rodziców, zniknąłby w popłochu. Obszedł dookoła zwłoki jednego ze służących, a następnie obrał za cel pokój, w którym paliło się światło. Bał się tego, co mógł zastać wewnątrz pomieszczenia. Może koszmar miał się właśnie tam skończyć albo dopiero zacząć.
Błagam, błagam, myślał, zauważając, że drzwi są uchylone na kilka centymetrów. Za nimi panowała niemal grobowa cisza, co tylko jeszcze mocniej podsycało niepewność w sercu chłopaka. Coraz wolniej i wolniej podchodził do swojego celu. Rozumiał, że jest wielkim tchórzem, który w najtrudniejszej sytuacji nie potrafił zachować zimnej krwi. Przecież sama Lucy umiała przeżyć tyle makabr i brnąć dalej. A on? Bezwstydnie okazywał lęki. Jak ona chciał pomścić Ur? Znaleźć mordercę i wymierzyć sprawiedliwość, kiedy nie umiał nawet pomóc rodzicom.
– Mamo, tato?! – zawołał donośnie.
Nie podważał stwierdzenia, że w tym domu może znajdować się jeszcze morderca służącego. Stwarzał kolejne teorie, nie wykluczając udziału rodziców w samej makabrze. Podejrzewał również, iż mogą być to stare porachunki. Przecież sam ojciec ostrzegał go, że któregoś dnia zapuka do niego zemsta. Był na nią przygotowany. Strażnicy, ochrona, kontakty z policją, kamery… Ale najwyższej było to nadal za mało. Sprawca po prostu wszedł, zabił i poszedł dalej.
Kiedy tylko przystanął przed drzwiami, wziął głęboki wdech, dopiero teraz wyczuwając w powietrzu metaliczny zapach. Całkowicie obrzydzony przełknął ślinę i popchnął drzwi, wkraczając do wnętrza pokoju. Zawiasy zaskrzypiały, a same drzwi zatrzymały się w pół, napotykając po drodze jakiś opór.
Gray nie potrafił jednym słowem opisać, jak wielkie było jego przerażenie, gdy ujrzał stojącego przy biurku ojca mężczyznę. Ubranego w karmazynowy garnitur, o wysokiej i potężnej posturze człowieka. W jednej dłoni trzymał strzelbę, a drugą opierał się o drewniany blat. Fullbuster, choć chciał, nie był w stanie dostrzec jego twarzy, gdyż była ona skrywała za zwyczajną maską, którą często wykorzystywali rabusie w trakcie napadów.
– Czekam i czekam! – zagrzmiał donośny i ostry głos mężczyzny, który gdy tylko ujrzał chłopaka, obrócił się w jego stronę. – Mógłbyś się pospieszyć, twój tata zaczął się już niecierpliwić.
Silver na mnie czekał? – spytał Gray, wchodząc w głąb pomieszczenia. Na pierwszy rzut oka nic nie wydawało się inne niż zazwyczaj. Biblioteczka była wypełniona drogimi egzemplarzami, zbieranymi w ramach kolekcji rodziciela. Pośrodku gabinetu stała sofa i kilka skórzanych foteli, a między nimi niewielki, szklany stolik z kwiatami ułożonymi w piękny bukiet. Po lewej stronie wisiał zawsze przekrzywiony obraz jakiegoś malarza, a fotel, na którym zazwyczaj przesiadywał ojciec, dalej stał za biurkiem. Co się zmieniło? Gdzie istniała różnica, której nie mógł dostrzec?
Odpowiedź przyszła, gdy noga ześliznęła się Fullbusterowi i z trudem utrzymał równowagę, przytrzymując się klamki. Zaklął i spojrzał w kierunku podłogi.
Zamarł…
Szkarłatna maź rozmazywała się pod jego stopami, a nieskończenie spływająca substancja wsiąkała w nowe buty młodzieńca. Chłopak odskoczył, upadając z hukiem na podłogę. Drzwi zatrzymały się w połowie, ukazując fragment ciała, leżącego nieopodal pierwszej szafki z książkami.
– Ma…ma? – spytał jąkliwie.
Puste, martwe ślepia wbijały się w jego ciało, przeszywając najdrobniejsze części ciała mężczyzny. Bez najmniejszego wyrazu twarz była zwrócona ku niemu, ukazując jedynie gorzki półuśmiech, jakby w ostatniej chwili swego życia kobieta próbowała uśmiechnąć się. Leżała ubrana w drogą, seledynową suknię, na środku której widniała dziura wielkości pięści dorosłego mężczyzny. Krew nadal sączyła się z rany damy, jakby wciąż żyła, lecz była martwa.
– Mama już jest, a tatusia nadal nie widzisz? – Głos tajemniczego mężczyzny był nadal przerażający, choć mówił cicho i opanowanie. Nie dręczył chłopaka, ale zarazem sprawiał mu największe tortury, jakie mógł mu tylko zgotować.
– DLACZEGO?! – wrzasnął wściekły Gray.
Fullbuster wstał i ruszył z pięściami ku mordercy, zapominając, że ów człowiek jest uzbrojony, niebezpieczny i, przede wszystkim, nie będzie wahał się go zabić. Jednak mimo zbliżania się Graya, nie poruszył nawet o krok. Czekał, aż młodzieniec dobiegnie do niego. Czekał na cios, na to, by wyładował całą złość na nim. Lecz w pewnym momencie chłopak po prostu się zatrzymał. Jego wzrok skierował się na odwrócony fotel. W tej chwili również pojął, co miały znaczyć poprzednie słowa mordercy.
– Moje imię Deliora – jeden z członków Tartarosu – przedstawił się. – Jesteśmy kim jesteśmy. Umieramy jak umieramy. I żyjemy zgodnie z wolą naszego pana…
Gray był głuchy na dalsze słowa mężczyzny. Upadł na kolana, zasłaniając dłońmi twarz. Nie potrafił dłużej spoglądać na martwe ciało Silvera. Nadal ubranego w swój ukochany, czarny garnitur. Zapewne czytał jedną z ksiąg, nie spodziewając się nagłego ataku, gdyż jego twarz była tak spokojna; jakby spał… Fullbuster podejrzewał, że mógł czekać na śmierć. I kiedy weszła do jego domu, nawet nie próbował się opierać. Ale… dlaczego? Czym był grzech mężczyzny, że nie bał się umrzeć? Nie poczuć nawet cieniu lęku w starciu z mordercą, który przed chwilą zabił ci żonę i całą służbę… Dać sobie wbić kulkę w głowę i nic z tym nie zrobić.
– Miałem wykonać zadanie i to zrobiłem, ale nadal nie wiem, co tak naprawdę się wydarzyło – mówił Deliora. – Zdrada czy nie zdradza, to po prostu była pomyłka. Głupi czy nie, zrobiłem to.
– ZAMKNIJ SIĘ! – ryknął Gray.
– Chyba będziesz musiał mnie zabić – odparł. – A może on mnie zabije, choć nie… Pewnie się nawet nie pofatyguje. Zabawne jak łatwo kimś można zmanipulować. A ty jak się czujesz chłopcze? Dobrze ci żyć w tej atmosferze kłamstw i fałszu?
– ZAMKNIJ SIĘ! ZABIJ SIĘ! – powtórzył.
Jego oczy wciąż zerkały na osuwające się z fotela zwłoki ojca. Choć powinien zapomnieć, odwrócić się i uciec daleko stąd, stał w miejscu. Jego nogi były niczym przytwierdzone do podłogi. Najmniejszy ruch sprawiał chłopakowi ból, a świadomość, że jego życie wkrótce się zakończy, przytłaczała go jak najcięższy głaz.
– E.N.D. będzie zadowolony z postępów – mówił dalej Deliora – ale mnie one już nie obejmą. Zostałem wykorzystany, tak jak ty, chłopcze. Jakbyś mógł, pozdrów ode mnie Aquarius. Tak się o mnie martwiła, kiedy zniknąłem.
Choć próbował zapamiętać każde ze słów mordercy, przepływały przez umysł chłopaka, całkowicie odchodząc w zapomnienie. Jedynie imię Aquarius pozostało w jego mózgu, sądząc, iż będzie ono kluczowe do całej sprawy. Ale… dlaczego? Miał zaraz umrzeć i zakończyć swój żywot. Mógł nadal źle rozumieć słowa Deliory, lecz co one oznaczały w takim razie?
W pewnym momencie Fullbuster usłyszał dźwięk ładowanej broni. Podniósł wzrok, będąc gotowym na ostateczną rozgrywkę. Miał szansę zawalczyć z potworem i zabić go w najmniej spodziewanym przez niego momencie. Ale zamiast pistoletu skierowanego w jego kierunku, ujrzał gotowego do strzału Deliorę. Lufa zahaczała o skroń mężczyzny, a masywna dłoń spoczywała na spuście.

– E.N.D… Zapamiętaj, on cię pozdrawia – rzekł, po czym rozległ się donośny strzał. Krew strzeliła na ciało starszego Fullbustera, mieszając się z posoką rodzica Graya. Martwe zwłoki opadły bezwładnie na ziemię, a przerażający wrzask młodzieńca zagłuszyły syreny policyjne, które w tym samym momencie podjechały pod dom masakry…

6 komentarzy:

  1. Anonimowy pisze...
    Myślę że to ludzie Acnologii złapali Lucy. Rozdział świetny jak zawsze. ^^ Ta wiadomość od Zerefa mnie zaskoczyła mam nadzieje że jednak Gray nic nie zrobi Natsu. :/ Wyczekuje kolejnego rozdziału i mam nadzieje ze pojawi się niedługo.*-*
    Pozdrawiam cieplutko i ślę wenę ;*

    / Gabi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za odpowiedź. Naprawdę ciekawa propozycja!
      No, nadzieję zawsze można mieć ;)
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz!

      Usuń
  2. Moim zdaniem, jakże skromnym, mógł to być La Pradley. Jakoś tak mi się on widzi.. rozdział świetny. Nie wiem czemu ale lubię Zerefa, i to dzięki tobie ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różne są powody, ale ja też go lubię, więc łaczmy się!
      Dziękuję za komentarz ;)

      Usuń
  3. Hejo przełamałam się i pisze w końcu komentarz :D Twojego bloga znalazłam niedawno jeszcze w wakacje a gdy tymczasowo skończyły się rozdziały z niecierpliwością czekałam na kolejne. Jestem taka głupia że już sie w tym wszystkim pogubiłam XD rozdział jak zwykle wspaniały, po prostu brak słów, masz talent
    /Akane

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę nie wiesz, jak wiele znaczą dla mnie twoje słowa. Cieszę się, że czerpiesz przyjemność z czytania. Przepraszam także, że się pogubiłaś, bo wiem, że troszkę za skomplikowane to wszystko zrobiłam. Postaram się gdzieś pod koniec może sezonu 3 zrobić taką zbiór mapek z wyjaśnieniami co i jak itd. Zobaczę.
      Jeszcze raz dziękuję
      Ps. Nowy rozdziął już jest ;)

      Usuń

Byłeś? przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że zostawiłeś komentarz :)