Drżał. Jego ciało pociło się, a uśmiech, który wcześniej nie schodził mu z twarzy, teraz stał się głupim grymasem, mówiącym „Ja chcę wysiąść”. Nie byłoby nic go w takim zachowaniu, gdyby nie to, że przed kilkoma sekundami udało się wydostać z więzienia. Obecność zastępcy szefa, całkowicie odebrała mu mowę. Czując na swoim karku surowy oddech „Księcia”, odchodził od zmysłów. Kara zbliżała się nieuchronnie, a nic i nikt nie było w stanie go uratować.
– Jak tam wycieczka, Delioro? – zapytał „szofer”.
– Cudownie, Mard Geer – odpowiedział były więzień. – Ta pani adwokat to takie babsko, że brałbym dniami i nocami.
– Jak dla mnie, to prędzej ona by cię obrzezała, a później zrobiła z ciebie niewolnika – odezwał się policjant, który wcześniej wsiadł do wozu, celem kilkudniowego pilnowania Deliory. – I dziwi mnie tylko, że ona także posiada kryptonim. Pewnie siedzi w tym całym przedsięwzięciu.
Policjant zdjął czapkę, a następnie zaczął nią machać po aucie, aż wyleciała mu z rąk i uderzyła daszkiem w kierowcę.
– Niech cię, Jackal – syknął Mard Geer. – Nie masz pięciu lat, by się bawić.
Prychnął, udając obrażonego.
– To ja specjalnie dla was wybieram się na tak niebezpieczną misję, a wy tutaj mnie obrażacie!
– To było twoje zadanie! – przypomniał mu rosły mężczyzna.
– A twoim było zabić te trzy dziwki i nie wpakować nas w kłopoty! – krzyknął na całe auto.
– Nie denerwuj się, Jackal. – Jego spokojna twarz wyrażała większą grozę i zło, niż mogłoby się wydawać. Czarne jak smoła włosy opadały swobodnie na ramiona, gdy tylko zdjął z głowy charakterystyczną czapkę dla szoferów. – Nasz pan już wie o jego niepowodzeniu, więc ma dla niego nowe zadanie.
Zaśmiał się Jackal, wygodnie rozkładając się na fotelu.
– Już nie mogę się doczekać miny Deliory, gdy dowie się, jaką ma misję. – Rozejrzał się niewinnie po aucie, po czym przybliżył się do siedzenia kierowcy i zapytał niepewnie: – A co robimy z resztą? I jak go stąd wywieziemy?
Mard Geer zachichotał, skręcając w jedną z pobocznych alejek. Satysfakcja, jaką czerpał z tej zabawy, nie miała granic. Był najbliżej swojego pana, więc znał jego zamiary i cel, jaki mu przyświeca, więc z jeszcze większą ochotą spełniał rozkazy.
– Magnolia to miasto masek. Nikt nie jest tym, za kogo się podaje! – krzyknął szaleńczo czarnowłosy. – Kyoka już od dawna infiltruje od wewnątrz całe więzienie, więc bez problemu zadbała o to małe urządzonko.
Jackal niepewnie spojrzał na kostkę byłego więźnia.
– Fałszywka – rzekł, wyszczerzając zęby. – Wszyscy, dążąc do życzenia naszego pana, zrobimy wszystko, by dotrzeć do zakończenia, którego pragniemy.
– To już się dzieje, sługo – zaczął Mard Geer. – Jesteśmy coraz bliżej celu. Odbierzemy wszystko Igneelowi i Acnologii.
***
Levy siedziała na werandzie rezydencji jej ojca, popijając kolejną filiżankę zielonej herbaty. Patrząc na zachodzące słońce, coraz mocniej okrywała się kocem, czując nadchodzące zimno. Jej włosy były upięte w mały kok, dzięki czemu jesienny wiatr nie zrobił z nich całkowitej szopy.
W końcu spokój i cisza. Sam dzień był nadzwyczaj normalny. Żadnych trupów, żadnych zagadek i problemów, a wszystko dzięki temu, że nie było Lucy w szkole. Głupio się czuła z własnymi myślami, lecz miała wrażenie, że bez Dragneel jej życie powoli staje się coraz lepsze.
– Levy?
Znała bardzo dobrze ten głos. Należał do jej narzeczonego, którego miała poślubić na wiosnę. Ubrany w zwykłą koszulkę, przez co na ciele pojawiły się dreszcze. Nawet nie spodziewała się, że istnieje ktoś, kto w taką pogodę zaryzykuje wyjść tak lekko ubrany.
– Co tam?
Podszedł do niej i przysiadł się, sugerując, że chce z nią o czymś porozmawiać.
– Słyszałem, że zostawiłaś Lucy samą chwilę po tym, jak ktoś postrzelił tę nieszczęśnicę na jej oczach.
Martwił się o Lucy. Sam fakt, że zaczął od takiego tematu, naprawdę ją zaniepokoił. Nie wiedziała, jak ma zareagować, a tym bardziej, jak ma odpowiedzieć na jego zarzuty. Ten ton i mina pełna złości były wystarczającymi dowodami na to, że nie jest po jej stronie.
– Wystraszyłam się i tyle – odparła, stawiając obok siebie filiżankę.
– Więc twierdzisz, że strach jest dobrą wymówką? – spytał, opierając się rękoma o drewniane panele.
– Jestem tylko człowiekiem, mogę popełniać błędy.
– Nawet ja bym nie zostawił przyjaciela w takiej sytuacji – syknął, prawiąc jej, jak powinna była postąpić.
– Co sugerujesz? – wrzasnęła, uderzając pięścią o słup. – Ty nie masz prawa mnie oceniać, Gajeel!
Niespodziewanie pochwycił jej twarz w swoje ogromne ręce i wbił się swoimi wargami w jej usta, nie dając nawet chwili na reakcję.
Choć była silna, nie potrafiła wyrwać się z jego uścisku. Zabierał jej oddech, jeszcze mocniej wbijając się w delikatną część twarzy. Ten pocałunek był jej pierwszym, a on po prostu go wziął. Uderzała go, próbowała w jakiś sposób odciągnąć, ale w tak poważnej sprawie okazała się słaba.
Odsunął się od niej i chamsko przetarł ręką twarz, jakby zmazywał z siebie całe obrzydzenie, które pozostawiła na nim Levy.
– Co robisz, bydlaku? – wrzasnęła na całą rezydencję, odsuwając się od niego jak najdalej.
Wstał, jakby nigdy nic, i ruszył w przeciwną stronę, machając do niej.
– „Jestem tylko człowiekiem, mogę popełniać błędy” – zacytował ją samą. – „Ty nie masz prawa mnie oceniać”.
– Nie uciekaj, świnio!
– Tylko cię pocałowałem, a ty ją zostawiłaś w momencie, w którym ktoś najprawdopodobniej próbował zabić ją. Jakie to uczucie zostać tak skrzywdzonym?
Znikł za drzwiami, pozostawiając ją z tak okrutnymi słowami, których sens bardzo dobrze rozumiała.
***
Natsu szedł bez jakiegokolwiek celu, błądząc po magnolijskich ulicach. Po raz kolejny zostawił Lucy samą w domu, nie potrafiąc dłużej patrzeć jej prosto w twarz. Śmiał się, że ich pierwsza, poważna kłótnia małżeńska nastąpiła w tak niedogodnych okolicznościach.
W pewnej chwili poczuł wibracje w kieszeni. Niepewnie sięgnął do niej i wyjął z jej wnętrza komórkę. Na ekranie wyświetlał się nieznany mu numer. W pierwszej sekundzie nie miał zamiaru odbierać, lecz po chwili coś go tknęło i nacisnął na zielony obrazek słuchawki. Przyłożył urządzenie do ucha i rzekł:
– Słucham.
– Witaj, Natsu. – Był to donośny, zniekształcony głos, który wydawał mu się całkowicie nieznany.
– Kim jesteś? – zapytał od razu, mając ochotę wyrzucić telefon do kosza na śmieci.
– Dowiesz się, jak przyjdziesz na spotkanie – odpowiedział tajemniczy człowiek.
– A dlaczego miałbym to robić? – ciągnął dalej.
– Ponieważ mam informacje na temat Lucy Heartfilii i tego, co się wydarzyło dwa dni temu.
Natsu oniemiał. Przez głowę przechodziło mu tysiące myśli, całkowicie odbierając mowę. Jednak od początku wiedział, do czego to wszystko prowadzi. Nie cackając się z samym sobą, uznał, że musi dać jedną odpowiedź.
– Gdzie się spotkamy?
– Plac przy parku w Central Park. – Rozłączył się.
Spojrzał na własne odbicie, które widniało na szybie jednej z kawiarni. Uśmiechną się i natychmiast zaczął gnać w stronę miejsca, w którym umówił się na spotkanie.
Wiedział, że dużo ryzykuje. Wiedział, że może wszystko być kłamstwem. Wiedział, że sam siebie oszukuje, ale miał szansę, by zdobyć wybaczenie od Lucy, i nie mógł jej przegapić.
Dochodząc do placu, na którym po raz pierwszy spotkał się ze swoją żoną, przystanął na moment przy fontannie, wspominając tamten dzień. Niby minął od tamtego zdarzenia dopiero miesiąc, ale czuł się tak, jakby było to wieki temu.
Powracając do rzeczywistości, rozejrzał się wokoło i usiadł na jednej z ławek, mając nadzieję, że tajemniczy mężczyzna sam go znajdzie. I nie mylił się.
Nie minęło nawet dobrych, kilka sekund, a już ujrzał nad sobą cień. Zaintrygowany, kim jest osoba, która wysunęła się do niego z taką propozycją, niepewnie spojrzał ku górze. Jego źrenice poszerzyły się, a na skórze pojawiły się nieopisane dreszcze, których nie potrafił powstrzymać. Od razu podniósł się i odsunął od człowieka, który stał obok niego.
– Witaj, synku!
Igneel… To był jego ojciec. Znienawidzony przez niego człowiek. Osoba, która odebrała mu wszystko. I potwór, którego nie chciał nigdy więcej widzieć na oczy… A on po prostu machał do niego, jakby umówili się na jakieś spotkanie rodzinne.
– Czego chcesz? – syknął Natsu, nie umiejąc powstrzymać nerwów na wodzy.
Nic nie odpowiadając, Igneel rozejrzał się wokoło, po czym usiadł na ławce, którą wcześniej zajmowało jego dziecko.
– To tutaj spotkałeś Lucy? – odezwał się po kilkunastu sekundach ciszy.
– A co ci do tego?! – wrzasnął na cały plac, lecz o dziwo nikt nie zareagował. Dopiero wtedy dotarło do niego, że zostali sami. On i Igneel. I nikt więcej.
– Nikt nam teraz nie przeszkodzi, synku – powiedział spokojnym głosem starszy Dragneel. – Przecież obiecałem ci wyjaśnić parę spraw odnośnie Lucy.
– A przypadkiem nie było to twoje kolejne kłamstwo, by mnie tu ściągnąć? – parsknął Natsu.
Założył ręce za głowę i zaczął myśleć. Miał największą ochotę pójść gdziekolwiek, oby tylko nie przybywać w tym samym miejscu, co ten człowiek, lecz z drugiej nieodparte poczucie winy cisnęło go na sercu, każąc zostać.
– Idziesz czy zostajesz? – zapytał w końcu Igneel, widząc, że syn nie może się zdecydować.
Natsu przewrócił oczami i usiadł na ławce, która stała obok nich. Przeklinał swoje cholerne sumienie.
– Jakie masz te… informacje? – zaczął, mając nadal pewne wątpliwości.
Igneel parsknął śmiechem.
– Niecierpliwy jesteś. Widzisz swojego staruszka raz na parę lat i od razu przechodzisz do konkretów. – Poprawił biały szal we wzory w kształcie łusek smoka. – A zwykłe „co tam u ciebie”?
Natsu przeszył go surowym wzrokiem, wyraźnie dając sygnał, że nie po to tu przyszedł.
– Nie da się porozmawiać z synem. – Westchnął. – Ach, ta dzisiejsza młodzież.
– Gdybyś zachowywał się jak ojciec przez dziewiętnaście lat mojego życia, to ja teraz zachowywałbym się w stosunku do siebie jak syn – oparł Natsu.
– Okrutne słowa, ale jakie prawdziwe. – Igneel wzruszył ramionami. – Trudno powiedzieć – jego twarz natychmiast zrobiła się bardziej poważna, przybierając zupełnie inny wyraz niż przed kilkoma sekundami – czy morderstwo sprzed dwóch dni się udało czy też nie. Uważam, że to idealnie było pokazane, że Lucy miała być celem, jednak ona była tylko wypadkową zdarzeń. To Laki miała wtedy zginąć, a twoja żona, napataczając się wtedy, dała idealną przykrywkę do tego, by dać wyjść jednemu z przestępców.
– Masz na to jakieś dowody? – wtrącił uczeń.
– Nie, nie mam, ale nawet jeśli to zdarzenie nie było skierowane na Lucy, to inne ewidentnie świadczą o tym, że jest ona na celowniku. – Wsadził rękę do kieszeni kurtki i wyjął z niej paczkę papierów. Wyciągnął jednego skręta, po czym podpalił go i głęboko się zaciągnął. – Musisz o nią teraz dbać.
– Zabawne, bo – wskazał na swojego ojca – mam wrażenie, że wszystkie nieszczęścia ją spotykają, gdyż jest moją żoną, a ja twoim synem.
– Nie wszystko musisz rozumieć, Natsu.
– To mi wytłumacz!!! – wrzasnął, uderzając rękoma o ławkę i wstając.
Był wściekły. Z trudem utrzymał nerwy na wodzy. Pragnął rzucić się na tego człowieka i wyładować całą złość, którą przetrzymywał w sobie przez te wszystkie lata.
– Nie jesteś jeszcze gotowy naprawdę, mój synu. – Prychnął, wlepiając obojętny wzrok w chodnik. – E.N.D., Acnologia i ich słudzy będą na ciebie polować, a prawda doprowadzi cię tylko do zguby.
– Tak. – Otworzył szeroko oczy, machając równocześnie rękoma bez jakiegoś wyraźnego sensu. – Jaki ja byłem głupi. – Twarz zakrył dłońmi. – Przecież do tej pory byłem tak bezpieczny…
– Masz rację. – Kiwnął głową. – Twoja matka poznała prawdę i widzisz do czego to doprowadziło.
Natsu nie wytrzymał.
Zacisnął jak najmocniej pięść i wymierzył ostry cios prosto w policzek własnego rodzica. To jedno uderzenie, pełne żalu i nienawiści, do końca przypieczętowało uczucia, jakimi darzył ojca. Pragnął go zabić… Zniszczyć za to, że on zniszczył jego. Nie obchodził go widok krwi, która spływała z rozciętej wargi. Nie poruszał go ciężki oddech mężczyzny w średnim wieku. Nie czuł również żadnej satysfakcji z tego, co zrobił.
Igneel podniósł się i pełen złości ruszył na dziecko, uderzając je prosto w brzuch.
Natsu zgiął się w pół, nie mogąc wytrzymać ogromnego bólu spowodowanego tym jednym, porządnym ciosem. Upadł na kolana i wymiotował całą zawartość żołądka, która wydostała się na zewnątrz razem z krwią. Tego nie mógł wybaczyć.
Spoglądając z dołu na znienawidzonego człowieka, zacisnął zęby i natarł na niego, wiedząc, gdzie tym razem ma celować. Lecz on cały czas unikał. Zwinnie osuwał się na boki, jakby przewidywał trajektorię każdego uderzenia. Choć miał już swoje lata, nie pokazywał tego. Ciało było wysportowane niczym u młodego człowieka, a mądrość i doświadczenie sprawiały, iż jako pierwszy padł zasapany nie on, a Natsu.
Chłopak nie mógł go dosięgnąć. Nie miał żadnej szansy, by wymierzyć sprawiedliwość, której poszukiwał. Mógł tylko opierać się rękoma o chodnik, klęcząc przed własnym ojcem. Czuł, że w oczach zbierają mu się łzy, a ciało spowijając coraz to mocniejsze drgawki.
– Ochroń Lucy, synku – rzekł czułym głosem Igneel. – Ochroń ją tak, jak ja nie byłem w stanie twoją matkę ochronić. – Lekki, jesienny wiatr delikatnie muskał jego czerwone włosy, które spokojnie falowały wraz z białym szalikiem w czarne łuski. – Nosić w sobie prawdę, to wielka odpowiedzialność, lecz jeszcze większym zadaniem jest móc osłonić przed nią tych, którzy są obok nas. Znam twoje myśli. Wiem, co kryje się w twoim sercu, bo sam czułem to, gdy patrzyłem na własnego rodzica. Nie zmienię przeszłości – pokręcił głową – i nie odpokutuje za swoje grzechy, lecz ty masz szansę wybrać drogę, z której ja zboczyłem i dotrzeć tam, gdzie ja nie byłem w stanie. Bądź tym, kim ja pragnąłem być i znajdź własne szczęście, z którego tak łatwo zrezygnowałem.
– Ty…
Zanim Natsu zdążył cokolwiek powiedzieć, ujrzał stojącego nad nim ojca, który powoli się nad nim pochylał, zdejmując ukochany szalik. Dotykając po raz ostatni tego materiału, zarzucił go na szyję syna i ucałował go w policzek. Wstał i odszedł na parę kroków. Zaskoczony Natsu, nie szczędząc swych łez, chwycił w dłonie końcówkę szalu i podniósł, by móc się dokładnie mu przyjrzeć.
– Jestem z ciebie dumny – rzekł Igneel, uśmiechając się szeroko do swego spadkobiercy. – Dlatego pragnę cię ochronić za wszelką cenę. – Wziął głęboki wdech i spojrzał w stronę nieba. – Nie wyrzucaj go, bo przyjdzie taki dzień, w którym mnie zabraknie i będziesz żałował swego czynu.
Pod sam plac podjęła limuzyna, z której wysiadł Flame, dając swojemu szefowi znać, że czas się skończył. Starszy Dragneel westchnął i posłusznie poszedł w stronę auta, powoli do niego wsiadając.
– Pewnie nie wiesz, ale – mówił, będąc już daleko od chłopaka – to był jedyny i ostatni prezent, który dostałem od Amelii…
Choć był tak daleko, słyszał każde jego słowo. Dopiero w tym momencie zrozumiał, że nadal go kocha. Nadal pragnie być jego synem, lecz było już za późno. Zegar ruszył, a odwrotu nie było. Ściskając w dłoniach szalik, nie przestał powtarzać do samego siebie:
– Dlaczego to musiało się tak potoczyć?
No... szablonem to mnie zaskoczyłaś... Kurde, brak mi słów, żeby wyrazić, jak bardzo mi się podoba... Dobrze poznaję, Beatrice (dobrze napisałam?) z Umineko no naku koro ni?
OdpowiedzUsuńDobra, ten rozdział czytało mi się najlepiej ze wszystkich! Podobał mi się i się skończył...
Nieźle się wciągnęłam w historię Juvii i mało się nie popłakałam... Była tak świetnie opisana, na moment zapomniałam nawet, że to jest opowieść z przeszłości, a nie obecna akcja tego opowiadania xD
Dobra, biegnę... coś robić! Jeszcze nie wiem, co, ale coś wymyślę!
Pozdrawiam.
~Juvia L.
Tak się zapędziłam, że się źle podpisałam xD Kurde, jak ja się przywiązałam do nazwy "Juvia Lockser"... :D
Usuń~Juv... muahahaa! Żarcik xD (nieśmieszny... wiem...) Nexusy K.
Tak, to jest Beatrice z Umineko i jestem naprawdę dumna z tego szablonu. I kolorystycznie i graficznie naprawdę ślicznie mi wyszedł :)
UsuńNo to wygrałaś. Ja pisząc, siedziałam z paczką chusteczek, która po kilku godzinach świeciła pustkami. I bardzo się cieszę, że spodobały ci się wspomnienia. Bałam się o nie, bo... i ciężko mi się pisało, i było sporo wyjaśnień, które trzeba było dobrze przedstawić.
Możesz zrobić ciastko i mi przesłać (lubię sernik bez rodzynek jakby co ♥ )
Również pozdrawiam i dzięki za komentarz :)
A ta ładna pani w tle? Obstawiam, że to Yennefer z Wiedźmina (i tak pewnie to nie ona xD).
UsuńA wiesz... Nie mam bladego pojęcia, kto to może być, bo przez przypadek znalazłam...
UsuńRozdział bardzo ciekawy.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze ukazana jest przeszłość Juvi.
Jestem ciekawa co Lucy dokładnie przeżyła będąc małą dziewczynką.
Było parę niedociągnięć typu zjedzona jakaś literka albo brak słowa, przez co treść robiła się delikatnie nie logiczna, a tak poza tym jest dobrze :>
Szablon fajny ale mam mały problem. Chociaż bardziej obstawiam, ze tak ustawiłaś. Odnosi się to do bocznej kolumny, która nie przesuwa się przez co nie mam wglądu do wszystkich zakładek. Dopiero jak zmniejszę widok (?) mam wgląd do wszystkich zakładek.
Przecież wiesz, że zgubione słowa i literówki to moja stała domena :)
UsuńBardzo się cieszę, że rozdział się spodobał i że historię Juvii dobrze ukazałam. Lucy dużo przeżyła, choć tego dość późno się dowiecie :)
Z tymi zakładkami to jest tak, że jeszcze myślę jak to zrobić. Zależy oczywiście na czym człowiek czyta bloga, jakiej jest rozdzielczości ekran, więc postaram się coś z tym jeszcze zrobić :)
świetny rozdział <3 ale szkoda mi Juvii :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) No fakt, biedna Juvia :(
UsuńO boże, szablon jest prześliczny! Tylko ta pani w tle, przypomina mi Yen z Wiedźmina, ale pewna nie jestem.
OdpowiedzUsuńKobito, literki! Też byłaś głodna? Wiesz jak trudno jest wytrzymać bez jedzenia, w drodze do Warszawy, spać i nadrabiać opowiadania jednocześnie? Tak, to trudne. Jednak opłacało się wydać kasę na kawęi czytać twoje opowiadanie. :D Okej, koniec z pierdołami!
Historia Juviś jest wspaniała! Popłakałam się i nawet zapomniałam, że to wspomnienia. I figurki! Smoczuusie! Rozkleiłm się.
~Kofuku z pozdrowieniami i przylaskami oraz wielką dawką weny!
PS. Będziesz może na Mokon 28-29?
UsuńPs2. Jak są byki to przepraszam! Telefon ma na mnie focha. -,-
Już dałam rozdział do bety, bo nie wiem, ale chyba za szybko próbowałam rozdział sprawdzić :( Przepraszam Was za to :(
UsuńA ja powiem szczerze, że nie wiem, co to za pani w tle i już jesteś drugą osobą, która daje taką propozycję, więc może???
No... smutna historia i to tylko wspomnienia, jak napisałaś, a planuję niektórym i teraźniejszość dać ciężką, więc przygotuj się na kolejne kawusie i ... chusteczki :)
Nie przepraszaj za błędy!
Nie, nie jeżdżę na konwenty, bo a) nie mam kasy b) nie mam czasu.
Dzięki za komentarz i również pozdrawiam ;)
Piękny szablon, wyszedł ci fantastycznie :P Jak zobaczyłam długość rozdziału to pomyślałam, że jednak wole krótsze. Co do treści przeczytam jak będę miała czas. Wiem jak to nie mieć czasu i cały czas się uczyć ehh... Dlatego łącze się z tobą w bólu Cień też oczywiście ;)
OdpowiedzUsuńCień: Ta jasne i jeszcze czego
Nie bądź niedobrzy
Cień: Sama się łącz w bólu ja mam dużo czasu.
Phi. A idź se
Cień: I kto tu jest niedobry? Co za kobieta.
Nie obrażaj mnie. Wiem, że jestem wredna, ale to nie powód by mnie obrażać.
Cień: Idź się lepiej uczyć, bo na moją pomoc nie licz.
Ehh nie chce mi się
Cień: I co ja mam z tobą zrobić?
Napisz za mnie, będę wdzięczna
Cień: Lepiej kończ już ten komentarz.
Hai hai
Pozdrowienia od Nike i Cienia
Życzę ci dużo czasu i więcej weny.
Ale długi wyszedł ten komentarz, aż dziw, że mi się chciało go napisać :D
UsuńTo muszę przyznać, że ja sama jestem nim zachwycona i chyba już go do końca nie zmienię, bo się zakochałam!!!
UsuńDługi był rozdział, fakt, ale 1) były większe litery, bo czcionka przez większość rozdziału była inna 2) kolejny rozdział na 1000% będzie krótszy, więc się nie martw. Nie wiem dokładnie ile wyjdzie, ale tak max 8 stron (ten miał 11)
Ucz się kochana. Nie chcę żebyś później przeze mnie miała jakieś zaległości. Za trzy tygodnie święta, więc jak do tego czasu nie znajdziesz chwili na przeczytanie przez naukę, to w wolnym na spokojnie przysiądziesz. Ja przecież całkowicie cię rozumiem :( [Łączę się w bólu]
Rozdział zaliczony :D pięknie opisałaś historię Juvi
OdpowiedzUsuńW trakcie czytania znalazłam kilka błędów jednak nie rzucają się w oczy :)
Cieszę się, że historia przypadła do gustu. Bałam się, że mi nie wyjdzie przez moją niechęć do wspomnień.
UsuńNa pewno są błędy, w to nie wątpię, ale fajnie, że aż tak mocno nie rzucają się w oczy :)
Straszna historia Juvii :( to straszne ile musiała przeżyć, ale dziwi mnie dlaczego dopiero po tym zabójstwie w szkole zorientowała się jaka straszna to zbrodnia, a nie po tym jak zabiła ojca
OdpowiedzUsuńhm... Ja chyba (a przynajmniej tak pamiętam) miałam na myśli, że Juvia dopiero po morderstwie w szkole uświadomiła sobie, jak straszną zbrodnię chciała popełnić (czyli zabić Graya).
Usuń