Rozdział 31

Spadający deszcz pobrzmiewał, uderzając o chodniki Magnolii, które w całości były wypełnione uciekającymi ludźmi. Trzymając w dłoniach gazety, torby czy parasolki, pędzili do taksówek czy zamawiali osobistych szoferów, patrząc na zachmurzone niebo, z którego leciały duże krople wody. Jednak samotnie, ku zdziwieniu innych, kroczyła młoda, dziewczyna, której kosmyki kleiły się już do ciała od nadmiaru wody. Trzymając w dłoniach torebkę, szła, smętnie mając wzrok wlepiony w bruk. Kurczowo trzymając ręce przy piersi, smutnie nuciła pod nosem jakąś piosenkę, czując, że powinna się jej wydawać taka bliska.
Bawimy się wesoło, gdy tańczymy w koło.
Nie liczymy miesięcy, gdy mamy uśmiech dziecięcy.
Nikt nas nie zatrzyma, nawet miłość matczyna.
Niczym małe aniołki, zbieramy tacie fiołki.
Liczymy ile lat mamy, gdy się jeszcze znamy…
Nie potrafiąc jej przypisać żadnemu wydarzeniu z życia, śmiała się ze swojej własnej głupoty. Tocząc się to na prawą, to na lewą stronę, popychała ludzi, który przeklinali ją, krzycząc, ile się tylko dało. Nagle na ulicy zrobiło się całkiem pusto. Deszcz przybrał na jeszcze większej sile, więc wszyscy pochowali się do najróżniejszych budynków, chcąc przeczekać wichurę. Jednak ona nadal szła, czując narastające zimno, które przenikało do najgłębszych zakamarków jej ciała. Nie wiedziała, czy bierze się ono tylko z powodu temperatury czy mokrych ubrań. Lęk i strach odbierały jej mowę, ciskając serce, niczym ciężki głaz. Po jej policzkach spadały krople deszczu wymieszane z potem i łzami.
W pewnym momencie zatrzymała się i spojrzała na swoje odbicie, które ujrzała w szybie jednych z magnolijskich restauracji. Przybliżyła się i dotknęła opuszkami palców miejsca, gdzie znajdowała się jej twarz. Czerwona, załzawiona, niezwykle blada. Zimno, które przenikało do jej dłoni, zdawało się dawać ten sam efekt, jak gdyby dotykała swojej skóry. Przemoczone kosmyki przylegały do jej twarzy, a ubrania odciskały nawet najmniejsze zaokrąglenie. Lecz tymi sprawami nawet się nie przejmowała.
Jęczała i płakała, mając wrażenie, że po jej twarzy spływa sama krew. Nie rozumiejąc, spojrzała na swe dłonie, które były w całości umaczane w szkarłatnej ciepły. Potrząsnęła głową i zaraz obraz znikł. Bała się. Była świadoma, co oznaczają te obrazy. Jej ręce były splamione krwią. Lecz czyją?
Krzyknęła, po czym oparła czoło o szybę budynku. Uderzając o nią lekko, próbowała w końcu się uspokoić. Gdy zrozumiała, że powoli deszcz ustaje, podniosła głowę i ponownie spojrzała na swoją sylwetkę, odbijającą się w szklanej powierzchni. Uśmiechając się do siebie lekko, zapytała:
– Kim jestem?
Jakby czekając na własną odpowiedź, odsunęła się od swojego sobowtóra. Wydychając powietrze z płuc, usłyszała głos.
– Tobą… Lucy…

Wystarczyła chwila, by wiadomości obległy całą szkołę, a co mówić o całym dniu?
Lucy, idąc przez szkolny korytarz, napotykała wzroki różnych osób, które szeptały między sobą, nie rozumiejąc, jak może je postrzegać bohaterka tych opowiadań.
Dowiadując się od innych o „prawdziwej wersji wydarzeń”, czuła co najmniej wstyd i zażenowanie. Znała historie o sile plotki, jednak nigdy nie przeszło jej przez myśl, że tak dotkliwie może odczuć jej działanie.
Nagle zatrzymała się przed klasą, nie będąc zbyt chętną, by do niej wejść. Kiedy jeszcze była Lisanna, jej docinki w zasadzie mogłyby pomóc załagodzić sytuację, lecz teraz nie było nikogo. I co jej zostało? Rzucona na pastwę hien, mogła liczyć jedynie na pomoc Levy. Choć i w to wątpiła.
Ręce jej się pociły, a oddech stawał się coraz to bardziej nierównomierny. Nagle poczuła dziwne wibracje w kieszeni. Przypominając sobie, że tam włożyła telefon, wyjęła go i spojrzała na ekran. Kiedy tylko przeczytała wiadomość, na jej twarzy zagościł uśmiech.
– „Wszystko będzie dobrze! Na pocieszenie obejrzymy później jakiś serial, Natsu” – przeczytała na głos.
Otworzyła drzwi i pewnym krokiem podeszła do ławki. Nie przejmując się rozmowami „kolegów”, pokazała im jedynie środkowego palca, mówiąc:
– Jeszcze paru historii nie słyszałam, więc śmiało!
Zachęcając uczniów do dalszych rozmów, sprawiła, iż ci rozeszli się i rozsiedli na swoich miejscach, woląc nie mieć do czynienia z Dragneel.
Dumna ze swoich poczynań, wyjęła z torby jakieś czytadło i położyła na blat, po czym odwróciła się do McGarden, która wyraźnie ją ignorowała.
– Co tam? Nie przyszłaś wczoraj – powiedziała konkretnie, wiedząc, że nie może cackać się z McGarden.
– Przepraszam. Nie mogłam – odpowiedziała, plącząc się w słowach. – Nie masz mi tego za złe?
– Jasne, że nie! – Machnęła ręką i posłała dziewczynie radosny uśmiech. – I tak Natsu mnie zagonił do siedziby klubu, co okazało się w ostateczności niezbyt dobrym pomysłem – dokończyła, ściszając głos.
– Dzięki wam przynajmniej znaleziono ciało – rzekła Levy, próbując pocieszyć przyjaciółkę. – Ja wczoraj źle się poczułam. Nawet jak na złość, musiałam spotkać mojego kochanego narzeczonego, który raz się jednak okazał być kochany, a ja świnią…
– Co zrobiłaś? – zapytała Lucy, puszczając w jej stronę oczko.
– Uderzyłam go drzwiami, gdy ten próbował mnie pocieszać – wyjaśniła niechętnie. – A jak ty się czujesz? Znalezienie ciała nie należy do najprzyjemniejszych wspomnień.
– Nie jest źle.
Kłamała. Całkowicie była świadoma, jak bardzo fałszywe są jej słowa, lecz co mogła uczynić? Nie była w stanie dłużej ufać McGarden. Samej sobie było ciężko, a co mówić o innych?
– Po szkole pójdziemy na kawę? – zaproponowała Levy.
– A co? – Lucy przechyliła głowę na prawy bark. – Chcesz się zwierzyć z problemów miłosnych?
Obie zaśmiały się, po czym usiadły wygodnie na siedzeniach, słysząc, że do klasy wchodzi profesor Carla, która była wyraźnie w niezbyt dobrym humorze. Lecz kto był w takiej sytuacji? Morderstwo. Policja. Przesłuchania. Nic nie zwiastowało przyjemnych miesięcy, a nawet wręcz przeciwnie. Każdy był świadom, że to dopiero początek.

***

Kap, kap…
Znowu deszcz, znowu to nieprzyjemne uczucie, które nie pozwalało jej spokojnie chwytać łyków świeżego powietrza, jakby w gardle tkwił jakiś pręt. Dusiła się. Wspomnienia z tamtych lat nie pozwalały jej zapomnieć. Tak… Tamten deszcz. Wtedy też padało. Jej skóra była oblepiona mokrą substancją, włosy przyklejały się do poranionej twarzy, a ręce były splamione krwią… Tak, wtedy też padało. Lecz teraz miała przy sobie parasolkę. Jej dłonie były zawinięte cienkim materiałem rękawiczki, a na całym ciele nie było choćby kropli krwi. Więc dlaczego sobie przypominała to straszne wydarzenie? Dlaczego?
– Juvia?
Niepewnie odwróciła się. Niechętnie zatrzymała się i zaczekała na mężczyznę, który za nią biegł. Nie musiał się jej nawet przedstawiać. Po tylu latach była w stanie rozpoznać jego uśmiech, te białe, sterczące włosy i surowy wzrok, z którego tak często nabijali się z Grayem. Dawny towarzysz do zabaw, najlepszy przyjaciel i człowiek, który został potraktowany tak samo, jak ona. W jakimś stopniu ufając mu, postanowiła dać temu człowiekowi szansę i porozmawiać z nim. Nie mogła przewidzieć, jak wszystko się zakończy, ale poprzedniego dnia podjęła decyzję. Musi się zmienić, inaczej straci wszystko, na co tak ciężko pracowała ona i matka.
– Witaj, Lyon – powiedziała niezbyt wyraźnym głosem.
– Bałem się, że uciekniesz – rzekł, zachowując pewną odległość od niej. – Chciałem… Chciałem wyjaśnić parę kwestii.
– Myślisz, że nie wiem – burknęła pod nosem.
– Co się wydarzyło i dlaczego próbujesz zabić Graya?
Przełknęła głośno ślinę i spojrzała wilkiem na chłopaka, który przed nią stał. Z jednej strony brzydziła się nim, że próbuje stawać po stronie dawnego przyjaciela, lecz z drugiej docierało do niej, iż ma rację. Przecierając oko, weszła do budynku, a zaraz za nią Lyon, i usiadła na ławce, kładąc obok parasolkę. Śmiejąc się co chwilę pod nosem, stukała palcami o metalowe złączenia, opierając się o gołą ścianę.
– Jestem chora – powiedziała wprost.
– Jeśli psychicznie, to mnie w tej kwestii nie zaskoczyłaś! – zażartował, uśmiechając się do niej szeroko.
– Juvia przeżyła wiele, Juvia straciła wszystko, Juvia jest nikim…
Mówiąc w trzeciej osobie, z trudem powstrzymywała łzy, przywołując obrazy z przeszłości. Ból, cierpienie i niesprawiedliwość wciąż drążyły jej serce, sprawiając, że ono krwawiło. Jednak nie miała wyjścia. Musiała zrzucić z siebie ciężar, który przez tak wiele lat nosiła w sobie.
– Opowiem ci historię grzechu, który teraz mam w sobie… Grzechu, który próbuje mnie zniszczyć.

Upadł na podłogę, nie potrafiąc dłużej słuchać. Sądził, że był przygotowany na historię Juvii, lecz nigdy nawet nie przypuszczał, jak bardzo zaskakująca okaże się być jej opowieść. Znał piekło. Widział je i wie, jak ciężko jest z niego się wydostać.
– Najlepiej będzie, jak wyznasz to wszystko Grayowi – rzekła Lyon. – Wiem, że cierpisz. Wiem, że skazuję cię na kolejny ból związany z powtórzeniem wspomnień. Ale uwierz mi. Będzie ci łatwiej, kiedy już zamkniesz ten rozdział.
Prychnęła i wstała, podchodząc do okna.
– Przestało padać – rzekła opanowanym głosem. – Może i masz rację. Może i nie masz racji. Powiem i w końcu zrzucę to z siebie, ale potrzebuję troszkę czasu, by się z tym oswoić.
Chłopak kiwnął, spojrzał w kierunku wyjścia, uświadamiając sobie, jak wiele czasu spędzili na rozmowie. Pierwsze zajęcia im na pewno przepadły, lecz było warto. Oboje czuli ulgę na sercu.
Kiedy uznali, że konwersacja się zakończyła, rozeszli się. Jednak przy jednej z sal Lyon zatrzymał się i skierował wzrok w stronę Loxar, która także na niego patrzyła, składając parasolkę.
– Kocham cię! – krzyknął, wyznając to, co tak długo nosił w sobie. – Zawsze cię kochałem.

***

Śmiały się, rozmawiały i uderzały co chwilę w ramię, sugerując, że wszystko jest w porządku. I w jakimś sensie tak było. Lucy w końcu mogła odepchnąć niepokojące ją sprawy na bok i tak jak każda nastolatka, spędzić czas z przyjaciółką, idąc na zakupy i plotkując.
Znajdując się tuż przy głównej bramie, wyszły na ulicę, mijając po drodze resztę uczniów. Choć niezbyt marzyło się dziewczynom bawić w takich okolicznościach, to potrzebowały tej chwili wytchnienia. Jednak wciąż były świadome, że to tylko cisza przed burzą. Obie miały sekrety. Sekrety, które w tej sprawie odgrywały kluczową rolę. Ich odpowiedzi mogły zmienić przebieg śledztwa, lecz milczały.
– To, gdzie najpierw? – zagadała Levy, poprawiając torbę. – Marzy mi się coś słodkiego i mega kalorycznego! Koniec z dietą!
– Tradycyjnie od jutra? – zapytała złośliwie Dragneel.
– Nie inaczej.
Zatrzymały się na chwilę, widząc dużą grupkę uczniów. Nie chcąc zbytnio się przeciskać, pozostawiły przejść obok nich. Nie śpieszyły się nigdzie, więc na spokojnie poszły obok kilku dziewczyn i wyszły przed czarną limuzynę, przed którą stał szofer. Lucy zbyt bardzo nie zainteresowała się nim w pierwszej chwili, lecz gdy mężczyzna zaczął się jej przyglądać z niewyżytą ciekawością, poczuła na ciele dreszcze. Nie znała tego człowieka, lecz on znał ją. Ten przeszywający wzrok, niespokojne ręce i półuśmiech, który był skierowany prosto na jej osobę. Za wiele rzeczy wskazywało na nią. Za wiele. Czyhał na nią. Czy miał ją porwać? Może skrzywdzić?
Przysunęła się jeszcze bliżej do Levy, licząc, że ewentualnie przyjaciółka ją obroni (choć w to także wątpiła).
Niespodziewanie McGarden poszła przed nią i pomachała jej, sprawdzając, czy jeszcze jest przytomna.
– Wszystko w porządku? – zapytała Levy.
– Tak. – Kiwnęła głową, nie chcąc martwić przyjaciółki.
Nagle, w ciągu dosłownie paru sekund, po jej lewej stronie przeszła jakaś dziewczyna. Nie znała jej, mogła się tylko domyślać, że jest w tym samym wieku, co ona sama. Nic nie słyszała, nic nie widziała. Niespodziewanie przed nią rozbryzgała się krew, a jakiś przedmiot przemknął tuż obok jej ciała. Mundurek i kawałki ciała pokryła czerwona ciecz, spływając kroplami na ścieżkę. Ciało upadło tuż obok niej.
Rozległy się krzyki i piski. Szofer, który czekał przed szkołą, szybko wszedł do limuzyny i odjechał. Próbowała zapamiętaj jego twarz, lecz nie była w stanie. To nie on strzelił. To nie mógł być on. Dlaczego tak myślę?, pytała, widząc obok siebie Levy, która coś do niej krzyczała. Lecz nic nie docierało. Choć wszyscy uciekali, chowali się, Lucy stała obok ciała, nic nie rozumiejąc.
– LUCY! – wrzasnęła ponownie Levy.
Był to dla niej znak. Musiała się obudzić. Spojrzała wyłupiastym wzrokiem na przyjaciółkę, po czym piskliwym głosem rzekła:
– Ja się boję.
– Wiem.
Levy pragnęła ją przytulić, lecz bała się widoku krwi. Mogła ją pocieszać tylko na odległość.
– Zadzwoń na policję. Do Ur – powiedziała Lucy, przełykając głośno ślinę. – JUŻ! – krzyknęła, nie widząc u Levy żadnej reakcji.

***

Tonąc w morzu dokumentów, patrzyła z niechęcią na swoich współpracowników, którzy na okrągło przypominali jej, że za godzinę będzie się toczyć rozprawa. Była już na nią od dawna przygotowana, lecz niechęć nadal pozostawała. Jako adwokat musiała bronić drania, który zamordował trzy kobiety. Wiedziała, że wyjdzie. Nie zostawił zbyt wielu śladów i ktoś mocno się postarał, by dostał, jak najlepszą obronę. Wydawało się, że sprawa jest już przesądzona. Człowiek o przezwisku Deliora wyjdzie na wolność i znowu zacznie zabijać. Było to bez sensu, ale jaki miała wybór?
Nagle jej telefon zaczął wibrować. Niepewnie podniosła go i spojrzała na numer, który się wyświetlał. Niezbyt go kojarzyła, więc niechętnie odebrała połączenie.
– Aquarius.
Słysząc znany jej głos, natychmiast się podniosła. Nie mogła uwierzyć, że Lucy do niej zadzwoniła. Przerażona natychmiast zaczęła się rozglądać, czy nikt ich nie podsłuchuje.
– Co się stało, Lucy? – zapytała zaniepokojona pani adwokat.
– Obok mnie zamordowano uczennicę, a ja jestem cała we krwi – tłumaczyła, cichutko jęcząc. – To głupie, ale ja nie wiem, co mam robić.
– Powiedz mi, gdzie jesteś, a zaraz przyjadę! – rzekła, nakładając na siebie płaszcz. – Pal licho rozprawę.
– Proszę, nie przyjeżdżaj.
Zaskoczyła ją. Myślała, że będzie błagała o spotkanie. Myliła się. Sądziła, że zna się dobrze na ludziach, lecz były to tylko głupie pozory. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Lucy do niej dzwoniła i dlaczego nie chce się z nią spotkać. Może nawet nie miała potrzeby, ale musiała znać odpowiedź chociaż na pierwsze pytanie.
– Co mogę dla ciebie zrobić? – spytała, odkładając na miejsce torebkę. – Pójdę na rozprawę, ale masz w tej chwili mi wyjaśnić, co się tu dzieje.
– Aquarius… – zaczęła niepewnie – ja podjęłam pewną decyzję. Boję się, lecz ja już nie wiem, co się ze mną dzieje. Mój umysł szaleje. Nie boję się widoku krwi, a samo ciało nie robi na mnie żadnego wrażenia. Kim ja jestem?
– Jesteś Lucy – odpowiedziała jej szybko. – Jesteś Lucy i to jest dla ciebie teraz najważniejsze. Jeśli podjęłaś jakąś decyzję, to mogę jedynie ci pomóc. Nie będę cię od niej odsuwać. Wiem, że mogę ci zaufać!
– Dziękuję.

Nastąpiła cisza. Lucy rozłączyła się, lecz Aquarius była wciąż niespokojna. Opadła na fotel, który zapadł się pod jej ciężarem. Miała nadal ochotę rzucić wszystko i pojechać do dziewczyny, lecz nie mogła. Ta mała blondyneczka już nie była dzieckiem. Miała prawo sama podejmować decyzję… A przynajmniej taką miała nadzieję.

10 komentarzy:

  1. Taki krótki bo to tylko fragment rozdziału 27, który... był złośliwy. Będzie on w przyszłym tygodniu (a przynajmniej mam taką nadzieję :) )
    Dzięki

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja i tak wiem, że do niczego nie dojdzie xD To taki podstęp jest!
    Ale nie powiem, zaciekawiłaś mnie tym i ja chcę więcej ^^
    Pozdrawiam!

    ~Juvia L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS Ogólnie szablon ładny, ale do gustu przypadł mi ten pierwszy z Natsu i Lucy i z budynkiem w tle. Ale ten też jest fajny ;)

      Usuń
    2. Cieszę się, że zaciekawiłam.
      Wiem, o który szablon ci chodzi. A ja np. ci powiem, że tamten szablon mi się nie podobał i miałam go dosyć + miałam spore problemy przez to, że był podobny do szablonu Bar pod itd. A ogólnie ten mi się bardzo spodobał, ale pewnie kiedyś znowu go zmienię, bo przecież taka moja natura :)

      Usuń
  3. Widzę nowy szablon :D Ładny jest ale bardziej mi się podobał ten poprzedni :)
    I rozdział czy raczej jego fragment, hmm...nazwałabym to zapowiedzią zaciekawiło mnie to ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi się w tamtym poprzednim w ogóle nie podobał nagłówek. Miałam go ochotę całkowicie zniszczyć, z tym szablonem miałam dużo łatwiejszą sprawę. A ja ostatnio wolę takie proste szablony :)
      Dlatego "tytuł" to zajawka. To miało was tylko zaciekawić i to mi się udało. Mam nadzieję, że całością rozdziału Was nie zawiodę :)

      Usuń
  4. Szablon śliczny! Taki no... w moim stylu. :D A co do tego "rozdziału" zabije Cię. Ja tu już myślę, że będą seksy, a tu takie coś! Czy testujesz moją cierpliwość? :c Żartuję przecie, krótkie, ale cudne. *0*
    ~Plusz/Kofuku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że tak :)
      Seks Natsu i Lucy? Hohohoho... Kiedy to nastąpi (a ogólnie nie lubię pisać scen erotycznych). Chociaż coś tam może się ukaże, ale nie zdradzę co, bo taka moja natura ;)
      I bardzo się cieszę, że szablon się spodobał. Sporo czasu nad nim spędziłam i osobiście jestem mega z niego zadowolona :)
      Dzięki :)

      Usuń
  5. szablon piękny!!
    A za ,, rozdział " ZABIJE CIĘ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak zabijesz, to kto wstawi właściwy?
      I dziękuję :)

      Usuń

Byłeś? przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że zostawiłeś komentarz :)