Rozdział 30

Jak co dzień, stali ustawieni w jednym rzędzie, czekając na przybycie dziedziczki szajki ShenLong.
Wnet drewniane wrota otwarły się, a do posiadłości wparowała zdyszana, niebieskowłosa dziewczyna, wciąż powtarzając pod nosem „to nie moja wina”. Zaniepokojeni natychmiast do niej podeszli, także Gajeel, jednak wszystkich odsunęła na bok i od razu pobiegła do wnętrza rezydencji, omijając po drodze całą służbę. Gdy trafiła na wyższe piętro, rzuciła się w stronę łazienki. Zasłaniając dłonią usta, weszła do środka, po czym rzuciła się sedes, otwierając klapę. Pochyliła głowę ku muszli i wydaliła całość zawartość żołądka na zewnątrz. Trzęsąc się z zimna i strachu, jedną ręką otulała się, nie rozumiejąc, dlaczego tak zareagowała.
– Co się stało?
Słysząc czyjś głos, niepewnie przekręciła głowę. Gdy w drzwiach ujrzała Gajeela, przeraziła się. Wolałaby każdego innego osobnika, ale nie jego. Dlaczego, pytała w myślach, z powrotem powracając do wymiotowania.
– Wyjdź! – syknęła, kiedy trochę się uspokoiła.
– Dlaczego? – zapytał niewinnie.
– Wyjdź, śmieciu!
Wstała i rzuciła się na chłopaka, wypychając go za teren łazienki i zamykając drzwi za sobą. Płacząc, oparła się o kawałek drewna i zjechała ciałem na samą posadzkę, podciągając nogi ku piersiom. Łkając cichutko, starała się zrozumieć, co się z nią dzieje. Jednak nie potrafiła sobie odpowiedzieć.

***

Przesłuchanie trwało krótko, biorąc pod uwagę fakt, że chłopak rzucił tylko jakieś dwa zdania i natychmiast wyszedł z pokoju przesłuchań, zostawiając za sobą ciamajdowatego policjanta. Wiedząc jednak, że rozmowa Lucy z panią komisarz nie będzie taka szybka, zjechał na sam dół windą i wyszedł na zewnątrz. Przystanął przy samochodzie i wyjął z kieszeni paczkę dobrych papierosów, po czym wyjął jednego z opakowania i włożył go do ust. Przystawił do zlepku tytoniu zapaloną zapalniczkę i podpalił skręta, rozkoszując się dymem, który ogarniał jego płuca. Wydychając z siebie duży kłęb czarnego smogu, rozglądał się wokoło, marząc, by w końcu Lucy wyszła. Jednak czas mijał, a żadnego znaku życia od niej nie dostawał.
Wnet rozległ się dźwięk jego dzwonka. Spojrzał na ekran telefonu i odczytał wiadomość „Idę na spotkanie ze starą znajomą, nie czekaj na mnie”. Nie mogła tego wcześniej napisać, pomyślał, rzucając na ziemię peta. Rozgniótł go o ziemię stopą i wpakował się do auta, wcześniej sprawdzając, czy jego żona nie idzie przypadkiem w jego stronę. Gdy jednak jej nie ujrzał, zrezygnowany odpalił silnik i ruszył ku domowi.
Kiedy tylko dotarł do ich wspólnego mieszkania, rzucił kluczyki na stolik i podszedł do lustra. Chwilę przyglądał się swojemu odbiciu, po czym ruszył w kierunku kuchni. Widząc, że tym razem będzie musiał sobie sam przygotować obiad, otworzył drzwi lodówki i, ku swojemu zdziwieniu, zastał w jej wnętrzu plastikowe pudełko z napisem „na czarną godzinę”. Niepewnie zajrzał do jego wnętrza. Gdy okazało się, że w środku są resztki z poprzedniego obiadu, zaśmiał się pod nosem i wyłożył zawartość na talerz. Wkładając jedzenie do mikrofalówki, niepewnie ustawił czas, nie będąc do końca pewnym, ile potrzebuje minut, by danie się odgrzało.
Usiadł wyraźnie głodny na krześle, po czym zaczął stukać palcami o blat stolika. Patrząc na gołą ścianę sufitu, ponownie zarechotał pod nosem.
– Czemu tu jest tak pusto? – zapytał, zdając sobie sprawę, jak bardzo zmieniło się jego życie, odkąd poznał Lucy.
Zawsze przy nim była. Zwykłe, szare dni przybrały barwy, sprawiając, że nawet zwyczajny posiłek był czymś niecodziennym. Teraz dopiero rozumiał, jak bardzo odczuwa jej brak. Lecz było to tylko parę godzin. Nawet nie próbował dopuszczać do siebie myśli, co by było, gdyby stracił ją na zawsze.

***

Dudniący cicho deszcz o szybę Magnolijskiej kawiarni, dawał niezwykłe orzeźwienie umysłowi dziewczyny, która wiele przeżyła tego jednego dnia. Patrząc na spływające kropelki deszczu, które tworzyły przepiękną wodną klatkę, powieki same opadały jej, mówiąc, by poszła w końcu spać. Cisza i spokój, które panowały w pomieszczeniu, były idealną odskocznią od ciągłych niebezpieczeństw, które z każdym dniem zdawały się masakrować zwiększającą się ilością.
Niepewnie przeniosła wzrok na filiżankę, po czym podniosła ją do góry, upijając z niej łyk napoju. Głośno przełykając czarną kawę, otarła opuszkami palców wargi, na których pozostała kremowa pianka. Zaśmiała się cichutko i ponownie powróciła do oglądania krajobrazu za oknem, co chwilę cicho wzdychając. Marząc, by już na zawsze pozostać w tym raju, palcem wskazując stukała o szybę, próbując przyśpieszyć spadanie kropelki deszczu.
– Ty wiesz, że ja nie mam tyle czasu – odezwała się niespodziewanie wyraźnie wnerwiona Aquarius. – Dlaczego się tak zachowałaś w tym pokoju? Czyś ty zwariowała?
– Może. – Prychnęła pod nosem. – To było głupie, ale ja już tego nie kontroluję.
Aquarius zacisnęła dłoń w pięść i uderzyła nią o drewniany blat, przez co filiżanki stukotem odbiły się od talerzyków, na których się znajdowały. Złość, wylewająca się z prawniczki, zdawała się nie mieć granic. Ciągnęła za swoje długie kosmyki z zamiarem wyrwania ich prosto z głowy.
– Co się stało? – spytała w końcu, nie potrafiąc wytrzymać presji. – To wszystko wina twojej chorej matki. Gdyby nie ona…
Nagle poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Uniosła wzrok i spojrzała na Dragneel, która przekazywała jej promienny, ciepły uśmiech, mówiący „nie martw się”. Choć pragnęła przyjąć dobroć tej małej dziewczynki, poruszyła barkiem, by zrzucić dłoń Lucy. Nie potrzebowała współczucia czy pomocy. Sama sobie wystarczała.
– Nie musisz tego robić! – powiedziała dosadnie, troszkę za ostro.
Lucy przejechała palcem po uchu filiżanki i uniosła naczynie do góry, wypijając za jednym podejściem całą kawę. Westchnęła i przetarła prawe oko, czując już zmęczenie.
– Aquarius… – zaczęła – ja się boję – dokończyła szczerze dziewczyna. – Nie wiem już, co mam robić. Wokół mnie dzieje się tak wiele złych rzeczy, że już nie potrafię ich ogarnąć.
Aquarius dokładnie pamiętała dzień, w którym poznała tę małą zołzę. Pracowała wtedy jeszcze jako adwokat jej ojca. W tym czasie, kiedy mieszkali w Magnolii, miała rozprawę, w której reprezentowała Heartfilię. I choć po tamtym spotkaniu jej świat wcale nie zmienił się, to ona sama poznała sens, dla którego mogłaby walczyć w tym chorym świecie.

Ciepłe promienie słoneczne właśnie wychodziły za strzelistego budynku, który był rezydencją jednego z najbogatszych klientów Aquarius – najlepszego adwokata w całym kraju i równocześnie najwierniejszej przyjaciółki Layli Heatrfilii. Spacerując przez chodnik, wyłożony w całości wyraźnie drogim kamieniem, ostrożnie spoglądała na wysokie szpilki, które przy każdym kroku wbijały jej się w szpary między minerałami. Patrząc na dobrze zadbany ogród, otoczony zewsząd czarownymi kwiatami, które właśnie były w fazie rozkwitu, marzyła, by zebrać kilka i wziąć ze sobą do domu. Same krzewy i drzewa, oblepione zielonymi listkami i dojrzewającymi owocami, sprawiały, że na jej twarzy pojawiał się uśmiech pełen rozkoszy dla pracujących mężczyzn.
Wiedząc jednak, że to nie jest czas na zachwycanie się pięknem natury, natychmiast założyła okulary przeciwsłoneczne na nos i przyśpieszyła kroku, równocześnie uważając na nogi, które w każdej chwili mogły natrafił na niewygodny odcinek. Śmiejąc się pod nosem, pomachała ogrodnikom i przeniosła wzrok na błyszczącą wręcz rezydencję. Każdy detal, każdy najmniejszy szczegół mienił się w słońcu, jeszcze bardziej podkreślając majestatyczność, jaką oznaczał się twór ludzki. Dzieła kunsztu rzemieślniczego, jakim były figurki aniołów, oddawały hołd twórcom, wiernie stojąc na straży tuż nad wielkimi wrotami z najlepszego drewna. Dwa, ogromne lwy czatujące tuż obok wejścia na okrągły plan, na którego środku stała fontanna, wydzierały paszcze, sugerując, że zjedzą każdego, niepowołanego gościa.
Mimo iż Aquarius przechodziła tędy już wiele razy, za każdym jej odczucia nie zmieniały się. Zachwyt i niedosyt potęgowy z każdym spojrzeniem na rezydencję, która tak bardzo wyróżniała się na tle innych domów. Sama marzyła, by kiedyś w takim zamieszkać, lecz póki co wystarczała jej mała klitka, w której przynajmniej czuła się jak w domu.
Nagle z boku rezydencji wyszła drobna, niska dziewczynka ubrana w śliczną, niebieską sukieneczkę. Włosy miała splecione w dwa warkoczyki, a część grzywki swobodnie zwisała jej nad oczyma, będąc delikatnie poruszana przez ciepły, letni wiatr. W lewej dłoni niosła bukiet różowych kwiatów. Jednak jej wygląd przerażał młodą panią adwokat. Na okrągłej buzi widoczny był duży, fioletowy siniak, który przebijał się przez warstwę fluidu, który nieudolnie miał zakryć po nim ślad. Prawa ręka była owinięta gipsem, a przez ramię miała przewieszoną chustę, która przytrzymywała jej złamaną część ciała.
Zlękniona Aquarius natychmiast zacisnęła mocniej teczkę, którą trzymała w dłoni, i rzuciła się na małą Lucy, wtulając ją w swoją pierś.
– Co się stało? – zapytała natychmiast.
– Przewróciłam się – rzekła niepewnie Heartfilia.
– To znowu ona, prawda?
Aquarius całkowicie była świadoma, że dziecko kłamie. Zbyt wiele lat znała tę rodzinę, by uwierzyć w tak oczywistą wymówkę.
– To moja… to moja wina – powiedziała drżącym głosem Lucy. – Nie wypełniłam zadania.
Jej oczy były pełne lęku i grozy. Drobne ciało równomiernie trzęsło się w ramionach Aquarius, z trudem powstrzymując łzy. Cierpiała, choć nikomu nie mogła zwierzyć się ze swojego bólu. Cicho jęczała, pragnąc, by nie usłyszała ją zawistna matka.
– Co się tu dzieje?
Słysząc znany głos, obie spojrzały w kierunku wejścia do rezydencji, w której stał mężczyzna o brązowej, bujnej czuprynie i tego samego koloru wąsach, lekko zawiniętych na swoich końcach. Wzrok miał poważny i surowy, choć po spokojnym uśmiechu dało się zauważyć, że jest miłym człowiekiem. Ubrany był w kasztanowy garnitur i białą koszulę, na której kołnierzyku była zawinięta muszka, idealnie komponująca się z marynarką. Na nogach miał założone wyraźnie drogie mokasyny, które przy każdym kroku, odbijały się cichym echem, dającym znać o obecności właściciela.
– Ta–to – szepnęła wątpliwie Lucy.
– Proszę, kochanie, idź do swojej opiekunki i z nią się pobaw – poprosił grzecznie Jude Heartfilia. – Ja w tym momencie potrzebuję porozmawiać z naszą cudowną Aquarius.
Mężczyzna podszedł do kobiety i powoli chwycił ją za dłoń, podnosząc i składając na niej subtelny pocałunek.
– Niedługo wrócę! – rzuciła pani adwokat, machając do dziewczynki.
Wiedząc, że czas goni natychmiast podążyła za Jude’m, postanawiając porozmawiać w altance, która znajdowała się na tyłach rezydencji. Drewniana konstrukcja dała się zauważył już z dużej odległości, gdyż swoją wielkością i oryginalnym wykonaniem wyróżniała się na tle zielonej trawy i pojedynczych krzewów. Wysoka wiła się ku górze, kończąc się ostrym kolcem, który przypominał ozdobę choinką.
Kobieta i mężczyzna weszli do środka i usiedli na lipowych panelach, które dookoła oplatały konstrukcję. Na środku okrągłego pomieszczenia znajdował się stolik, który po kilku sekundach pokrył się niezliczoną ilością papierów.
– Przejdźmy do sedna sprawy – zaproponował natychmiast Jude.
– Rozumiem, że mam reprezentować pana w rozprawie sądowe, która będzie miała miejsce 25 lipca 1988 roku?
– Nie inaczej. – Mężczyzna kiwnął głową. – Prokuratura się do mnie dobrała, jedna wojna była bardziej sprzyjającym okresem dla interesów – dodał – i teraz oskarżyła mnie o fałszerstwo dokumentów i wywóz nielegalnych imigrantów.
– Niewątpię, że jest pan niewinny – zadrwiła Aquarius, nie potrafiąc się powstrzymać.
– Wiem, co o mnie sądzisz, ale mówi się „klient nasz pan”.
– Rozumiem i tego się będę trzymała – odpowiedziała kobieta.
Natychmiast spojrzała na papiery, które powoli uciekały, poruszane przez porywisty wiatr. Zastanawiając się nad rozprawą, przeczuwała, że nie będzie ona trudna, więc uśmiechnęła się zalotnie i wstała, poprawiając spódnicę.
– Na mnie już chyba czas – rzekła. – Postaram się przygotować jak najlepszą linię obrony. Jak zauważyłam, zbyt wielu dowodów prokuratura nie ma, a świadków ciężko im będzie znaleźć, więc nie ma czym się martwić.
– Wiedziałem, że mogę cię z tym zostawić!
Heartfilia radośnie klasnął w dłonie, po czym ucałował Aquarius w rękę na pożegnanie i zaczął prowadzić ku wyjściu. I choć na początku milczeli podczas drogi powrotnej, to Aquarius wyraźnie chciała poruszyć jeszcze jedną kwestię.
– Czy mogę o coś zapytać? – zaczęła niepewnie.
– Oczywiście – odpowiedział zdziwiony.
– Co Layla wyrabia z Lucy? – spytała dosadnie. – Przecież to jeszcze dziecko!
– Nie mam na to wpływu. Nie mam czasu dla żony, a tym bardziej dla córki.
– Czy ty nie widzisz, co ona z nią wyrabia? – krzyknęła, tarasując mu drogę ciałem.
– Za lata będę pewnie tego żałował, ale teraz… – Jego wzrok skierował się ku samotnie bawiącej się Lucy – Teraz to nawet nie jest moje dziecko.
Uniżył głowę przez panią adwokat i przeprosił ją, mówiąc, że obowiązki wzywają.
Kobieta natychmiast podbiegła do Lucy i przytuliła ją do siebie, płacząc zamiast niej. Tak bardzo pragnęła zabrać ją z tego miejsca, zostawić wszystko za sobą i zacząć nowe życie. Choć wiedziała, jak bardzo jest to nierealne, wciąż chciała marzyć. Możliwe, że już tylko to jej pozostało.

Urosła, pomyślała Aquarius, kończąc pić kawę. Część wspomnień, które tak usilnie próbowała zapomnieć, wciąż dawały o sobie znać. Poczucie winy raniło jej serce, błagając o wybaczenie. Jednak była świadoma, że tym momencie jest to niemożliwe. Szczególnie teraz, gdy słowo „przepraszam” nie miało żadnego sensu. Tylko pomagając temu dziecku, mogła chociaż w minimalnym stopniu zrekompensować jej całe dziesięć lat cierpienia i bólu.
– Jeśli trzeba będzie, zrobię wszystko, by wykaraskać cię z problemów – obiecała, podając Lucy wizytówkę z numerem telefonu. – O każdej porze dnia i nocy.
– A mogę teraz zadać ci jedno pytanie? – spytała Lucy, wyraźnie pokazując, że nie jest pewna, czy chce znać odpowiedzieć.
– Mów.
– Dlaczego chciałam zapomnieć? Loki powiedział mi, że to była moja decyzja, ale jak naprawdę było? – Podniosła za wysoko głos. – Nie mogę uwierzyć, że dziesięcioletnie dziecko podjęło taką decyzję.
– Lew – szepnęła cicho Aquarius, gapiąc się wyłupiastymi oczami na Dragneel. – Nie wiem już w co masz wierzyć. Powiedziałabym, że w siebie, ale ty sama w to wątpisz. Twoje życie jest pasmem cierpienia. Najlepiej będzie, jak sama w pewnym momencie odkryjesz, co wydarzyło się siedem lat temu.
– Nie będziesz zabraniała mi poszukiwać wspomnieć? – spytała niepewnie.
Jej smutny i nostalgiczny wzrok przypominał Aquarius o własnej obietnicy. Nie mogła teraz tak łatwo z niej zrezygnować i powiedzieć dziewczynie to, w co sama wątpiła.
– Ta decyzja należy tylko i wyłącznie do ciebie – rzekła zdecydowanym głosem. – Ja mogę jedynie poprzeć cię w twoim postanowieniu.
Pani adwokat podniosła do góry rękę i podwinęła rękaw, by móc spojrzeć na godzinę.
– Muszę już jechać – powiedziała niezbyt zadowolonym głosem. – Mam ważne spotkanie, a czas się kończy. Podwieźć cię?
Założyła na siebie kremowy płaszcz, który natychmiast zakrył jej wyuzdany strój.
– Nie!
Lucy pokręciła głową.
– Może lepiej będzie… – Aquarius próbowała dalej.
– Potrzebuję chwili spokoju – powiedziała Lucy, uśmiechając się w kierunku znajomej.

***

Miała dosyć.
Choć sprawa dopiero się rozpoczęła, a ona rozpoczęła nad nią śledztwo, to miała już serdecznie . Marzyła, by rzucić swoją pracę i zaszyć się gdzieś w domowym zaciszu, codziennie czytając książki i oglądając telenowele. Jednak była świadoma, że są to tylko jej sny i nigdy nie będzie jej dane ich dożyć (szczególnie przy takim trybie życia).
Spoglądając na papiery, które zdążyli już dostarczyć jej śledczy, wiedziała, że na niewiele jej się one zdadzą. Potrzebowała więcej informacji, więcej zeznać, a jakoś nie zanosiło się na to, by spadły jej z nieba.
Z zamyślenia wyrwał ją głośny dźwięk telefonu. Natychmiast podniosła słuchawkę, czując, że może to być coś ważnego.
– Pani komisarz!
Natychmiast rozpoznała głos policjanta Lectora.
– Coś macie nowego? – zapytała pełna nadziei.
– W zasadzie… – nie mógł się zbytnio wysłowić – … to mamy nowe problemy.
– Gadaj! – syknęła, podnosząc się z miejsca.
Chwyciła raptownie kurkę w dłoń i wybiegła z gabinetu, będąc pewną, że będzie musiała powrócić do szkoły nr 1. Znała aż nadto tego starego skąpca i mogła się spodziewać, że będzie sprawiał problemy.
– Dyrektor Makarov kazał się nam wynosić, bo inaczej załatwi sprawę u samego Dragneela. Co mam robić? – zapytał zrozpaczony Lector.
– Czekaj tam na mnie, zaraz przyjadę!
Rozłączając się, wybiegła z budynku, kierując się prosto w stronę swojego auta. Po raz kolejny tego dnia wpakowała się za czety kółka i natychmiast odpaliła stary, dobry samochód, licząc, że to będzie już ostatni raz tego dnia, w którym z niego skorzysta.

Dumnie uderzając obcasami o posadzkę szkoły, nie szczędziła dawania znać, że idzie do dyrektora. Z podniesioną głową, niczym generał po wygranej bitwie, nie chciała pokazywać choćby cienia wątpliwości. Jak bestia kroczyła prosto do małych, drewnianych drzwi, za którymi zaszywał się Makarov Dreyar.
Bez pukania weszła do pomieszczania, w którym na skórzanym fotelu wygodnie siedział wyraźnie rozkojarzony dyrektor. Nie przejmując się w żadnym stopniu jego odczuciami, natychmiast podeszła do biurka i silnie uderzyła rękoma o blat, wywołując niemały huk.
Nie chcąc się cackać z byłym nauczycielem, rzekła:
– Co ty pierdzielisz? – syknęła Ur.
– Czy tak pani komisarz powinna zwracać się do osoby, od której czegoś potrzebuje? – zapytał niezwykle elokwentnym głosem. – Nie wstyd ci?
– Wstydzę się jedynie za starego dziadka, który nie potrafi odróżnić zabawy od poważnej sprawy!
Usiadła na krześle i spojrzała wzrokiem pełnym pogardy na starszego mężczyznę.
– Raczej nie polepszasz swojej sytuacji – powiedział Dreyar z nutką ironii.
– Co ty w zasadzie chcesz osiągnąć utrudnianiem śledztwa? Mamy ciało i to nie jest zbrodnia w afekcie. To jest starannie zaplanowane morderstwo, które potrzebuje rozwiązania.
– To znajdźcie winnego i go wsadźcie!
– Że jak? – Westchnęła, nie potrafiąc zmyć z siebie zszokowanej miny. – Mam dać za kratki niewinnego człowieka, by chronić reputację szkoły?
– Masz jakieś wątpliwości?
Zasłoniła twarz rękoma, próbując z całych sił się uspokoić. Marzyła, by uderzyć zadufanego profesora, lecz wiedziała, jakie mogą być tego konsekwencje.
– Czy pan jest świadomy, że ciało znalazła Lucy Dragneel, żona Natsu Dragneela, czyli synowa Igneela Dragneela. Mam dalej wymieniać, czy już wystarczy?! – krzyknęła Ur. – Proszę dać nam możliwość porozmawiać z uczniami i przeprowadzić dokładne śledztwo. Im szybciej je rozwiążemy, tym lepiej.
– Nie! – odpowiedział uparcie.
– Dlaczego?
Za nic w świecie nie umiała zrozumieć jego postawy i tego jak chorobliwie dąży, by się tylko nie zgodzić.
– Bo nic z tego dobrego nie wyjdzie! – zwierzył się w końcu. – Nawet jeśli będziecie prowadzić tę sprawę – ciągnął dalej – to odpowiedzi przyniosą jedynie kolejne zło. Kolejne śmierci, które nie byłyby potrzebne, gdyby nie dalsze śledztwo. W tej szkole dzieje się coś niedobrego i nic z tym już nie możemy zrobić. – Skierował głowę ku dołowi. – Musimy czekać.
– Na co? – wtrąciła się Milkovich. – Na cud?
Wstała i ominęła zwinnie biurko, by znaleźć się naprzeciw fotela, na którym siedział mężczyzna. Uśmiechnęła się drwiąco, po czym prychnęła. Natychmiast jej twarz przybrała złowieszczy wyraz, który sprawił, iż na ciele Makarova pojawiły się pojedyncze drgawki.
– Najpierw zmuszano mnie, bym chodziła do tej przeklętej szkoły – mówiła. – Potem wydano mnie za mąż i zabrano jedyne dziecko. A teraz mi mówisz, że trzeba czekać. CZEKAĆ!? – wrzasnęła na całe gardło. – Gdybym wtedy od razu zadziałała, od razu uciekła z tej przeklętej rodziny, może wtedy byłabym nareszcie szczęśliwa.
Mężczyzna spokojnie postukał palcami o blat i uśmiechnął się słodko, poprawiając swoje siwe wąsy.
– W tym mieście nikt nie jest szczęśliwy i nie będzie! A tym bardziej jeśli podejmiesz tak głupią decyzję! Ur! – zwrócił się bezpośrednio do dziewczyny. – Ty naprawdę nie widzisz, co się wokół dzieje?
– Widzę i właśnie dlatego muszę działać!
– Jesteś głupia!
– A ty ślepy!
Wstał i uderzył pięścią w blat i wskazał energicznie ręką na drzwi, dając kobiecie wyraźny sygnał, by wyszła.
Posyłając mu wzrok pełen pogardy, odwróciła się na pięcie i natychmiast poszła w kierunku auta, nienawidząc dyrektora jeszcze bardziej niż przedtem. Trzasnęła kawałkiem drewna, po czym zaczęła uderzać energicznie stopami o posadzę w miejscu, równocześnie machając rękoma. Nagle złożyła ręce w geście modlitwy i uniosła wzrok, patrząc na sufit.
– Błagam – zaczęła – niech zdarzy się cud.

Przeżegnała się i rozczesała włosy rękoma, czując, że czeka ją długa i bezsenna noc.

24 komentarze:

  1. Jak obiecałam, tak jestem tutaj na blogu ;) Wolę taką drogę komentowania i czytania.
    A więc może zacznę od Juvii. Na pewno przeżyła coś bardzo strasznego. Nie sądzę, że chodzi tu o gwałt, bo to nie bardzi pasuje. Chyba że ktoś jednak to zrobił i po części to wina Gray'a, który np. jej nie pomógł, a krew na jej rękach należała do gwałciciela. Ale raczej nie.
    I znowu Lucy była w pobliżu zbrodni. Mogła się domyślić, że chcą jej coś zrobić, ale w sumie wtedy nie było by takiej akcji. Szkoda mi tylko tej uczennicy, bo jak wywnioskowałam z tekstu, Laki znalazła się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze. Ale cóż, ktoś zginąć musi.
    Levy okazała się tchórzem. Rozumiem, że boi się o swoje życie, ale odwracanie się w takich momentach od przyjaciół jest najgorszą rzeczą, jaką mogła zrobić. Czekam tylko na Gajeela i jegi docinki w tej sprawie ;)
    Trochę współczuję Aquarius. Niby może być dumna ze swojej pracy i sukcesów, ale budowanie tego na TAKICH sukcesach jak wygranie sprawy (częściowe wygranie) morderstwa i wybronienie mordercy nie jest za fajne. Mam tylko nadzieję, że Deliorę zamkną. Dziadyga jeden!
    Pozdrawiam, życzę weny i zdrówka!

    ~Juvia L.
    PS Pisałaś do mnie w sprawie gry, którą mam na avatarze. Odpisałam już u siebie. I niech Draven będzie z Tobą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja żadnej nie bronię, można sobie spokojnie wybrać ;)
      Nie, nikt jej nie zgwałcił, a Gray w zasadzie jest całkowicie niewinny, ale tego dowiecie się w odpowiednim rozdziale.
      Co do Laki... No właśnie i tak, i nie. Ur podejrzewa, że to właśnie ona była celem i miało to tylko nastraszyć Lucy, natomiast inni uważają, że Lucy była celem. Wszystkiego dowiecie się w ostatnim rozdziale tego sezonu, a na razie nic nie zdradzam.
      Nie lubię Levy. Miałam z niej robić super bohaterkę, ale coraz bardziej mam ochotę ją zabić w tym opowiadaniu. Nie zachowuje się tak, jak powinna. I oczywiście Gajeel już dostał odpowiedni scenariusz!
      Taka jest praca i Aquarius bardzo dobrze zdaje sobie z tego sprawę. Ogólnie samo pojawienie się Deliory było bardzo ważną częścią czegoś większego. Ta postać będzie miała ogromny wpływ na jednego z bohaterów w 3 sezonie.
      Dziękuję bardzo i dzięki za nazwę, bo byłam ciekawa, co to za buźka (odzywa się fanatyczka gier...)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Najbardziej podobał mi się moment śmierci Laki Ooo... coś tam, dobra zapomniałam :D W końcu jak mówię "Jest krew jest zabawa" xD Takie motto nie chce mi się dzisiaj pisać więc kończę
    na razie

    Alice i Cień

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio ludzie mają mega lenia (to przez szkołę czy jak???). Nie mniej, mega się cieszę, że nawet mimo tej niechęci, skomentowałaś! Dziękuję.
      Jest krew, jest zabawa. Poczekaj na finał sezonu, to wycofasz swoje słowa!
      Buhahaha (tryb Oli-szatana się włącza)
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. To szkoła jest wszystkiemu winna. Musiała się przestawić na wstawanie o 6:00 :(
      A co z mottem to zobaczymy na finale czy wycofam czy nie :D

      Usuń
    3. Współczuję. Ja na razie mam jeszcze wakacje, ale zaraz studia i to dopiero będzie chryja. Niby w tamtym semestrze miałam rzadko na tak rano, ale nie wiem, jak będzie teraz...

      Usuń
  3. Aaaaa, nareszcie następny rozdział
    Normalnie brak mi słów, nwm jak to opsać *_*
    XD Brak Natsu *chlip* *chlip*
    Jak mnie denerwuje ten Porla :/
    Nie mam weny na komentarz, ale jedno mogę powiedzieć ...
    Nie mogę się doczekać następnego odcinka !!!!!
    Pozdrowienia śle i duuuuużo, duuuuuuużo weny i czasu

    ~ Werka :3 (przeziębiona :c ) Papa :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, obiecuję ci, że w kolejnym rozdziale Natsu będzie miał tak genialne wejście, że jego tekściuwę się zapamięta na długo! Obiecuję!
      Mnie też, nie lubię Porli.
      Dziękuję za taki komentarz mimo braku weny! Cieszę się, że komentujesz. Naprawdę wiele to dla mnie znaczy!
      Pozdrawiam i duuuużżżżooooo zdrówka!!!

      Usuń
    2. Więc czekam z niecierpliwością :* ;)
      I dziękuję ! :*

      ~ Werka :3

      Usuń
  4. Genialne opowiadanie, proszę o więcej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Proście, a będzie Wam dane" - ale się wymądrzam :)
      A na serio. Bardzo się cieszę, że ci się podoba. Oczywiście postaram się dodać kolejną część jak najszybciej ;)

      Usuń
  5. Długi rozdział i dość intrygujący. Laki zginęła na oczach ludzi. - Ja się dziwię, że ona jeszcze nie ześwirowała.
    Szokujące jest to, że Natsu, Gray i Erza są oskarżeni o morderstwo czy porwanie - nie wiadomo co się stało tak naprawdę z Purehito. Może on tak naprawdę popełnił samobójstwo, a ta trójka chciała go przed tym powstrzymać? Różne mam teorie co do tego. Jedyne co mi pozostało to czekać na ciąg dalszy. :)
    Przesyłam dużo weny, czasu i szczęścia ;)
    Pozdrawiam
    ~Natsuki

    PS. Komentarz krótki, ale dzisiaj wena mnie opuściła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jakaś magia... Przy tym rozdziale wszystkich wena opuszcza abo są chorzy... Chyba jestem wiedźmą jakąś (na miotłę i idę sprawdzać na zewnątrz) ;)
      Rozdział długi, ale o ponad 5 stron krótszy od poprzedniego...
      Miałaś na myśli, że Lucy nie ześwirowała? Ja już od dawna uważam ją za wariatkę...
      W zasadzie tamta trójka nie jest o nic oskarżona, a jedynie jest wiadome, że oni jako ostatni widzieli Purehito. I ci przypomnę, że on nie mógł popełnić samobójstwie, bo bodajże w rozdziale 15 było jak zabiła go tajemnicza dwójka ludzi :)
      Dziękuję bardzo za komentarz! Cieszę się, że cię zainteresowałam. Mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale cię nie zawiodę!
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Powiem krótko rozdziąl niesamowity .Jestem już uzależniona od twojego opowiadania.Weny życzę i oby dalsze rozdziały były nadal takie ciekawe i świetne ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie. Cieszę się, że blog się podoba.
      Mam tylko nadzieję, że moje pomysły nadal cię będą interesować i że cię nie zawiodę!
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. "[...] w każdym godnym zapamiętania opowiadaniu dostrzec można [...] polaryzację, jakby autor pragnął jak najszybciej i jak najdokładniej pozbyć się swego tworu, odżegnując się od niego w jedyny możliwy dla siebie sposób - pisząc go."
    ~Julio Cortázar

    Nie ważne czy choroba, czy brak weny. Komentarz krótki, ale musi być! Nie mam nic więcej do dodania, prócz tego, że to co piszesz jest wspaniałe. A rozdział jak zwykle udany. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy raz czytam ten cytat... Ale zgadzam się z tym, że ja tak mam, że lubię pisać dużo i szybko, bo zawsze bardziej interesuje mnie sezon, który akurat nie piszę :) I ogólnie kocham pisać. Dlatego tyle publikuję rozdziałów :)
      Krótki komentarz, ale mega się cieszę, że jest. Dla mnie wiele znaczy, że mimo braku weny i czasu napisałaś komentarz, bo wielu w ogóle tego nie robi. Przesyłam Ci kochana buziaczki i cieszę się, że rozdział się podobał :)

      Usuń
  8. Rozdział świetny jak zawsze :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo!
      Cieszę się, że się spodobał. Będę się starać, by kolejne również się spodobały!

      Usuń
  9. Rozdział przepiękny o.o wybacz ale nie umiem pisać takich długich komentarzy jak ci wyżej :( a rozdział nie można inaczej określić niż: zajebisztyy (sz specjalnie xd)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy krótki czy długi, bardzo się cieszę się, że jest i że rozdział się podobał. Bardzo dziękuję za komentarz i mam nadzieję, że kolejne rozdziały cię nie zawiodą!

      Usuń

Byłeś? przeczytałeś ?
Zostaw ślad po sobie.
Dla ciebie to tylko chwila, a dla mnie kamień z serca, że zostawiłeś komentarz :)