Jak co dzień, stali
ustawieni w jednym rzędzie, czekając na przybycie dziedziczki szajki ShenLong.
Wnet drewniane
wrota otwarły się, a do posiadłości wparowała zdyszana, niebieskowłosa
dziewczyna, wciąż powtarzając pod nosem „to nie moja wina”. Zaniepokojeni
natychmiast do niej podeszli, także Gajeel, jednak wszystkich odsunęła na bok i
od razu pobiegła do wnętrza rezydencji, omijając po drodze całą służbę. Gdy
trafiła na wyższe piętro, rzuciła się w stronę łazienki. Zasłaniając dłonią usta,
weszła do środka, po czym rzuciła się sedes, otwierając klapę. Pochyliła głowę
ku muszli i wydaliła całość zawartość żołądka na zewnątrz. Trzęsąc się z zimna
i strachu, jedną ręką otulała się, nie rozumiejąc, dlaczego tak zareagowała.
– Co się stało?
Słysząc czyjś głos,
niepewnie przekręciła głowę. Gdy w drzwiach ujrzała Gajeela, przeraziła się.
Wolałaby każdego innego osobnika, ale nie jego. Dlaczego, pytała
w myślach, z powrotem powracając do wymiotowania.
– Wyjdź! – syknęła,
kiedy trochę się uspokoiła.
– Dlaczego? –
zapytał niewinnie.
– Wyjdź, śmieciu!
Wstała i rzuciła
się na chłopaka, wypychając go za teren łazienki i zamykając drzwi za sobą.
Płacząc, oparła się o kawałek drewna i zjechała ciałem na samą posadzkę,
podciągając nogi ku piersiom. Łkając cichutko, starała się zrozumieć, co się z
nią dzieje. Jednak nie potrafiła sobie odpowiedzieć.
***
Przesłuchanie
trwało krótko, biorąc pod uwagę fakt, że chłopak rzucił tylko jakieś dwa zdania
i natychmiast wyszedł z pokoju przesłuchań, zostawiając za sobą ciamajdowatego
policjanta. Wiedząc jednak, że rozmowa Lucy z panią komisarz nie będzie taka
szybka, zjechał na sam dół windą i wyszedł na zewnątrz. Przystanął przy
samochodzie i wyjął z kieszeni paczkę dobrych papierosów, po czym wyjął jednego
z opakowania i włożył go do ust. Przystawił do zlepku tytoniu zapaloną
zapalniczkę i podpalił skręta, rozkoszując się dymem, który ogarniał jego
płuca. Wydychając z siebie duży kłęb czarnego smogu, rozglądał się wokoło,
marząc, by w końcu Lucy wyszła. Jednak czas mijał, a żadnego znaku życia od
niej nie dostawał.
Wnet rozległ się
dźwięk jego dzwonka. Spojrzał na ekran telefonu i odczytał wiadomość „Idę na
spotkanie ze starą znajomą, nie czekaj na mnie”. Nie mogła tego
wcześniej napisać, pomyślał, rzucając na ziemię peta. Rozgniótł go o
ziemię stopą i wpakował się do auta, wcześniej sprawdzając, czy jego żona nie
idzie przypadkiem w jego stronę. Gdy jednak jej nie ujrzał, zrezygnowany
odpalił silnik i ruszył ku domowi.
Kiedy tylko dotarł
do ich wspólnego mieszkania, rzucił kluczyki na stolik i podszedł do lustra.
Chwilę przyglądał się swojemu odbiciu, po czym ruszył w kierunku kuchni.
Widząc, że tym razem będzie musiał sobie sam przygotować obiad, otworzył drzwi
lodówki i, ku swojemu zdziwieniu, zastał w jej wnętrzu plastikowe pudełko z
napisem „na czarną godzinę”. Niepewnie zajrzał do jego wnętrza. Gdy okazało
się, że w środku są resztki z poprzedniego obiadu, zaśmiał się pod nosem i
wyłożył zawartość na talerz. Wkładając jedzenie do mikrofalówki, niepewnie
ustawił czas, nie będąc do końca pewnym, ile potrzebuje minut, by danie się
odgrzało.
Usiadł wyraźnie
głodny na krześle, po czym zaczął stukać palcami o blat stolika. Patrząc na
gołą ścianę sufitu, ponownie zarechotał pod nosem.
– Czemu tu jest tak
pusto? – zapytał, zdając sobie sprawę, jak bardzo zmieniło się jego życie,
odkąd poznał Lucy.
Zawsze przy nim
była. Zwykłe, szare dni przybrały barwy, sprawiając, że nawet zwyczajny posiłek
był czymś niecodziennym. Teraz dopiero rozumiał, jak bardzo odczuwa jej brak.
Lecz było to tylko parę godzin. Nawet nie próbował dopuszczać do siebie myśli,
co by było, gdyby stracił ją na zawsze.
***
Dudniący cicho
deszcz o szybę Magnolijskiej kawiarni, dawał niezwykłe orzeźwienie umysłowi
dziewczyny, która wiele przeżyła tego jednego dnia. Patrząc na spływające
kropelki deszczu, które tworzyły przepiękną wodną klatkę, powieki same opadały
jej, mówiąc, by poszła w końcu spać. Cisza i spokój, które panowały w
pomieszczeniu, były idealną odskocznią od ciągłych niebezpieczeństw, które z każdym
dniem zdawały się masakrować zwiększającą się ilością.
Niepewnie
przeniosła wzrok na filiżankę, po czym podniosła ją do góry, upijając z niej
łyk napoju. Głośno przełykając czarną kawę, otarła opuszkami palców wargi, na
których pozostała kremowa pianka. Zaśmiała się cichutko i ponownie powróciła do
oglądania krajobrazu za oknem, co chwilę cicho wzdychając. Marząc, by już na
zawsze pozostać w tym raju, palcem wskazując stukała o szybę, próbując
przyśpieszyć spadanie kropelki deszczu.
– Ty wiesz, że ja
nie mam tyle czasu – odezwała się niespodziewanie wyraźnie wnerwiona Aquarius.
– Dlaczego się tak zachowałaś w tym pokoju? Czyś ty zwariowała?
– Może. – Prychnęła
pod nosem. – To było głupie, ale ja już tego nie kontroluję.
Aquarius zacisnęła
dłoń w pięść i uderzyła nią o drewniany blat, przez co filiżanki stukotem
odbiły się od talerzyków, na których się znajdowały. Złość, wylewająca się z
prawniczki, zdawała się nie mieć granic. Ciągnęła za swoje długie kosmyki z
zamiarem wyrwania ich prosto z głowy.
– Co się stało? –
spytała w końcu, nie potrafiąc wytrzymać presji. – To wszystko wina twojej
chorej matki. Gdyby nie ona…
Nagle poczuła na
swoim ramieniu czyjąś dłoń. Uniosła wzrok i spojrzała na Dragneel, która
przekazywała jej promienny, ciepły uśmiech, mówiący „nie martw się”. Choć
pragnęła przyjąć dobroć tej małej dziewczynki, poruszyła barkiem, by zrzucić
dłoń Lucy. Nie potrzebowała współczucia czy pomocy. Sama sobie wystarczała.
– Nie musisz tego
robić! – powiedziała dosadnie, troszkę za ostro.
Lucy przejechała
palcem po uchu filiżanki i uniosła naczynie do góry, wypijając za jednym
podejściem całą kawę. Westchnęła i przetarła prawe oko, czując już zmęczenie.
– Aquarius… –
zaczęła – ja się boję – dokończyła szczerze dziewczyna. – Nie wiem już, co mam
robić. Wokół mnie dzieje się tak wiele złych rzeczy, że już nie potrafię ich
ogarnąć.
Aquarius dokładnie
pamiętała dzień, w którym poznała tę małą zołzę. Pracowała wtedy jeszcze jako
adwokat jej ojca. W tym czasie, kiedy mieszkali w Magnolii, miała rozprawę, w
której reprezentowała Heartfilię. I choć po tamtym spotkaniu jej świat wcale
nie zmienił się, to ona sama poznała sens, dla którego mogłaby walczyć w tym
chorym świecie.
Ciepłe promienie słoneczne właśnie wychodziły za strzelistego
budynku, który był rezydencją jednego z najbogatszych klientów Aquarius –
najlepszego adwokata w całym kraju i równocześnie najwierniejszej przyjaciółki
Layli Heatrfilii. Spacerując przez chodnik, wyłożony w całości wyraźnie drogim
kamieniem, ostrożnie spoglądała na wysokie szpilki, które przy każdym kroku
wbijały jej się w szpary między minerałami. Patrząc na dobrze zadbany ogród,
otoczony zewsząd czarownymi kwiatami, które właśnie były w fazie rozkwitu,
marzyła, by zebrać kilka i wziąć ze sobą do domu. Same krzewy i drzewa, oblepione
zielonymi listkami i dojrzewającymi owocami, sprawiały, że na jej twarzy
pojawiał się uśmiech pełen rozkoszy dla pracujących mężczyzn.
Wiedząc jednak, że to nie jest czas na zachwycanie się pięknem
natury, natychmiast założyła okulary przeciwsłoneczne na nos i przyśpieszyła
kroku, równocześnie uważając na nogi, które w każdej chwili mogły natrafił na
niewygodny odcinek. Śmiejąc się pod nosem, pomachała ogrodnikom i przeniosła
wzrok na błyszczącą wręcz rezydencję. Każdy detal, każdy najmniejszy szczegół mienił
się w słońcu, jeszcze bardziej podkreślając majestatyczność, jaką oznaczał się
twór ludzki. Dzieła kunsztu rzemieślniczego, jakim były figurki aniołów,
oddawały hołd twórcom, wiernie stojąc na straży tuż nad wielkimi wrotami z
najlepszego drewna. Dwa, ogromne lwy czatujące tuż obok wejścia na okrągły
plan, na którego środku stała fontanna, wydzierały paszcze, sugerując, że
zjedzą każdego, niepowołanego gościa.
Mimo iż Aquarius przechodziła tędy już wiele razy, za każdym jej
odczucia nie zmieniały się. Zachwyt i niedosyt potęgowy z każdym spojrzeniem na
rezydencję, która tak bardzo wyróżniała się na tle innych domów. Sama marzyła,
by kiedyś w takim zamieszkać, lecz póki co wystarczała jej mała klitka, w
której przynajmniej czuła się jak w domu.
Nagle z boku rezydencji wyszła drobna, niska dziewczynka ubrana w
śliczną, niebieską sukieneczkę. Włosy miała splecione w dwa warkoczyki, a część
grzywki swobodnie zwisała jej nad oczyma, będąc delikatnie poruszana przez
ciepły, letni wiatr. W lewej dłoni niosła bukiet różowych kwiatów. Jednak jej
wygląd przerażał młodą panią adwokat. Na okrągłej buzi widoczny był duży,
fioletowy siniak, który przebijał się przez warstwę fluidu, który nieudolnie
miał zakryć po nim ślad. Prawa ręka była owinięta gipsem, a przez ramię miała
przewieszoną chustę, która przytrzymywała jej złamaną część ciała.
Zlękniona Aquarius natychmiast zacisnęła mocniej teczkę, którą
trzymała w dłoni, i rzuciła się na małą Lucy, wtulając ją w swoją pierś.
– Co się stało? – zapytała natychmiast.
– Przewróciłam się – rzekła niepewnie Heartfilia.
– To znowu ona, prawda?
Aquarius całkowicie była świadoma, że dziecko kłamie. Zbyt wiele
lat znała tę rodzinę, by uwierzyć w tak oczywistą wymówkę.
– To moja… to moja wina – powiedziała drżącym głosem Lucy. – Nie
wypełniłam zadania.
Jej oczy były pełne lęku i grozy. Drobne ciało równomiernie
trzęsło się w ramionach Aquarius, z trudem powstrzymując łzy. Cierpiała, choć
nikomu nie mogła zwierzyć się ze swojego bólu. Cicho jęczała, pragnąc, by nie
usłyszała ją zawistna matka.
– Co się tu dzieje?
Słysząc znany głos, obie spojrzały w kierunku wejścia do
rezydencji, w której stał mężczyzna o brązowej, bujnej czuprynie i tego samego
koloru wąsach, lekko zawiniętych na swoich końcach. Wzrok miał poważny i
surowy, choć po spokojnym uśmiechu dało się zauważyć, że jest miłym
człowiekiem. Ubrany był w kasztanowy garnitur i białą koszulę, na której
kołnierzyku była zawinięta muszka, idealnie komponująca się z marynarką. Na
nogach miał założone wyraźnie drogie mokasyny, które przy każdym kroku,
odbijały się cichym echem, dającym znać o obecności właściciela.
– Ta–to – szepnęła wątpliwie Lucy.
– Proszę, kochanie, idź do swojej opiekunki i z nią się pobaw –
poprosił grzecznie Jude Heartfilia. – Ja w tym momencie potrzebuję porozmawiać
z naszą cudowną Aquarius.
Mężczyzna podszedł do kobiety i powoli chwycił ją za dłoń,
podnosząc i składając na niej subtelny pocałunek.
– Niedługo wrócę! – rzuciła pani adwokat, machając do dziewczynki.
Wiedząc, że czas goni natychmiast podążyła za Jude’m,
postanawiając porozmawiać w altance, która znajdowała się na tyłach rezydencji.
Drewniana konstrukcja dała się zauważył już z dużej odległości, gdyż swoją
wielkością i oryginalnym wykonaniem wyróżniała się na tle zielonej trawy i
pojedynczych krzewów. Wysoka wiła się ku górze, kończąc się ostrym kolcem,
który przypominał ozdobę choinką.
Kobieta i mężczyzna weszli do środka i usiedli na lipowych
panelach, które dookoła oplatały konstrukcję. Na środku okrągłego pomieszczenia
znajdował się stolik, który po kilku sekundach pokrył się niezliczoną ilością
papierów.
– Przejdźmy do sedna sprawy – zaproponował natychmiast Jude.
– Rozumiem, że mam reprezentować pana w rozprawie sądowe, która
będzie miała miejsce 25 lipca 1988 roku?
– Nie inaczej. – Mężczyzna kiwnął głową. – Prokuratura się do mnie
dobrała, jedna wojna była bardziej sprzyjającym okresem dla interesów – dodał –
i teraz oskarżyła mnie o fałszerstwo dokumentów i wywóz nielegalnych
imigrantów.
– Niewątpię, że jest pan niewinny – zadrwiła Aquarius, nie potrafiąc
się powstrzymać.
– Wiem, co o mnie sądzisz, ale mówi się „klient nasz pan”.
– Rozumiem i tego się będę trzymała – odpowiedziała kobieta.
Natychmiast spojrzała na papiery, które powoli uciekały, poruszane
przez porywisty wiatr. Zastanawiając się nad rozprawą, przeczuwała, że nie
będzie ona trudna, więc uśmiechnęła się zalotnie i wstała, poprawiając
spódnicę.
– Na mnie już chyba czas – rzekła. – Postaram się przygotować jak
najlepszą linię obrony. Jak zauważyłam, zbyt wielu dowodów prokuratura nie ma,
a świadków ciężko im będzie znaleźć, więc nie ma czym się martwić.
– Wiedziałem, że mogę cię z tym zostawić!
Heartfilia radośnie klasnął w dłonie, po czym ucałował Aquarius w
rękę na pożegnanie i zaczął prowadzić ku wyjściu. I choć na początku milczeli podczas
drogi powrotnej, to Aquarius wyraźnie chciała poruszyć jeszcze jedną kwestię.
– Czy mogę o coś zapytać? – zaczęła niepewnie.
– Oczywiście – odpowiedział zdziwiony.
– Co Layla wyrabia z Lucy? – spytała dosadnie. – Przecież to
jeszcze dziecko!
– Nie mam na to wpływu. Nie mam czasu dla żony, a tym bardziej dla
córki.
– Czy ty nie widzisz, co ona z nią wyrabia? – krzyknęła, tarasując
mu drogę ciałem.
– Za lata będę pewnie tego żałował, ale teraz… – Jego wzrok
skierował się ku samotnie bawiącej się Lucy – Teraz to nawet nie jest moje
dziecko.
Uniżył głowę przez panią adwokat i przeprosił ją, mówiąc, że
obowiązki wzywają.
Kobieta natychmiast podbiegła do Lucy i przytuliła ją do siebie,
płacząc zamiast niej. Tak bardzo pragnęła zabrać ją z tego miejsca, zostawić
wszystko za sobą i zacząć nowe życie. Choć wiedziała, jak bardzo jest to
nierealne, wciąż chciała marzyć. Możliwe, że już tylko to jej pozostało.
Urosła, pomyślała Aquarius, kończąc pić kawę. Część wspomnień, które tak
usilnie próbowała zapomnieć, wciąż dawały o sobie znać. Poczucie winy raniło
jej serce, błagając o wybaczenie. Jednak była świadoma, że tym momencie jest to
niemożliwe. Szczególnie teraz, gdy słowo „przepraszam” nie miało żadnego sensu.
Tylko pomagając temu dziecku, mogła chociaż w minimalnym stopniu zrekompensować
jej całe dziesięć lat cierpienia i bólu.
– Jeśli trzeba
będzie, zrobię wszystko, by wykaraskać cię z problemów – obiecała, podając Lucy
wizytówkę z numerem telefonu. – O każdej porze dnia i nocy.
– A mogę teraz
zadać ci jedno pytanie? – spytała Lucy, wyraźnie pokazując, że nie jest pewna,
czy chce znać odpowiedzieć.
– Mów.
– Dlaczego chciałam
zapomnieć? Loki powiedział mi, że to była moja decyzja, ale jak naprawdę było?
– Podniosła za wysoko głos. – Nie mogę uwierzyć, że dziesięcioletnie dziecko
podjęło taką decyzję.
– Lew – szepnęła
cicho Aquarius, gapiąc się wyłupiastymi oczami na Dragneel. – Nie wiem już w co
masz wierzyć. Powiedziałabym, że w siebie, ale ty sama w to wątpisz. Twoje
życie jest pasmem cierpienia. Najlepiej będzie, jak sama w pewnym momencie
odkryjesz, co wydarzyło się siedem lat temu.
– Nie będziesz
zabraniała mi poszukiwać wspomnieć? – spytała niepewnie.
Jej smutny i
nostalgiczny wzrok przypominał Aquarius o własnej obietnicy. Nie mogła teraz
tak łatwo z niej zrezygnować i powiedzieć dziewczynie to, w co sama wątpiła.
– Ta decyzja należy
tylko i wyłącznie do ciebie – rzekła zdecydowanym głosem. – Ja mogę jedynie
poprzeć cię w twoim postanowieniu.
Pani adwokat
podniosła do góry rękę i podwinęła rękaw, by móc spojrzeć na godzinę.
– Muszę już jechać
– powiedziała niezbyt zadowolonym głosem. – Mam ważne spotkanie, a czas się
kończy. Podwieźć cię?
Założyła na siebie
kremowy płaszcz, który natychmiast zakrył jej wyuzdany strój.
– Nie!
Lucy pokręciła
głową.
– Może lepiej
będzie… – Aquarius próbowała dalej.
– Potrzebuję chwili
spokoju – powiedziała Lucy, uśmiechając się w kierunku znajomej.
***
Miała dosyć.
Choć sprawa dopiero
się rozpoczęła, a ona rozpoczęła nad nią śledztwo, to miała już serdecznie .
Marzyła, by rzucić swoją pracę i zaszyć się gdzieś w domowym zaciszu,
codziennie czytając książki i oglądając telenowele. Jednak była świadoma, że są
to tylko jej sny i nigdy nie będzie jej dane ich dożyć (szczególnie przy takim
trybie życia).
Spoglądając na
papiery, które zdążyli już dostarczyć jej śledczy, wiedziała, że na niewiele
jej się one zdadzą. Potrzebowała więcej informacji, więcej zeznać, a jakoś nie
zanosiło się na to, by spadły jej z nieba.
Z zamyślenia wyrwał
ją głośny dźwięk telefonu. Natychmiast podniosła słuchawkę, czując, że może to
być coś ważnego.
– Pani
komisarz!
Natychmiast
rozpoznała głos policjanta Lectora.
– Coś macie nowego?
– zapytała pełna nadziei.
– W
zasadzie… – nie mógł się zbytnio wysłowić – … to mamy nowe
problemy.
– Gadaj! – syknęła, podnosząc się z miejsca.
Chwyciła raptownie
kurkę w dłoń i wybiegła z gabinetu, będąc pewną, że będzie musiała powrócić do
szkoły nr 1. Znała aż nadto tego starego skąpca i mogła się spodziewać, że
będzie sprawiał problemy.
– Dyrektor
Makarov kazał się nam wynosić, bo inaczej załatwi sprawę u samego Dragneela. Co
mam robić? – zapytał zrozpaczony Lector.
– Czekaj tam na
mnie, zaraz przyjadę!
Rozłączając się,
wybiegła z budynku, kierując się prosto w stronę swojego auta. Po raz kolejny
tego dnia wpakowała się za czety kółka i natychmiast odpaliła stary, dobry
samochód, licząc, że to będzie już ostatni raz tego dnia, w którym z niego
skorzysta.
Dumnie uderzając
obcasami o posadzkę szkoły, nie szczędziła dawania znać, że idzie do dyrektora.
Z podniesioną głową, niczym generał po wygranej bitwie, nie chciała pokazywać
choćby cienia wątpliwości. Jak bestia kroczyła prosto do małych, drewnianych
drzwi, za którymi zaszywał się Makarov Dreyar.
Bez pukania weszła
do pomieszczania, w którym na skórzanym fotelu wygodnie siedział wyraźnie
rozkojarzony dyrektor. Nie przejmując się w żadnym stopniu jego odczuciami,
natychmiast podeszła do biurka i silnie uderzyła rękoma o blat, wywołując
niemały huk.
Nie chcąc się
cackać z byłym nauczycielem, rzekła:
– Co ty
pierdzielisz? – syknęła Ur.
– Czy tak pani
komisarz powinna zwracać się do osoby, od której czegoś potrzebuje? – zapytał
niezwykle elokwentnym głosem. – Nie wstyd ci?
– Wstydzę się
jedynie za starego dziadka, który nie potrafi odróżnić zabawy od poważnej
sprawy!
Usiadła na krześle
i spojrzała wzrokiem pełnym pogardy na starszego mężczyznę.
– Raczej nie
polepszasz swojej sytuacji – powiedział Dreyar z nutką ironii.
– Co ty w zasadzie
chcesz osiągnąć utrudnianiem śledztwa? Mamy ciało i to nie jest zbrodnia w
afekcie. To jest starannie zaplanowane morderstwo, które potrzebuje
rozwiązania.
– To znajdźcie
winnego i go wsadźcie!
– Że jak? –
Westchnęła, nie potrafiąc zmyć z siebie zszokowanej miny. – Mam dać za kratki
niewinnego człowieka, by chronić reputację szkoły?
– Masz jakieś wątpliwości?
Zasłoniła twarz
rękoma, próbując z całych sił się uspokoić. Marzyła, by uderzyć zadufanego
profesora, lecz wiedziała, jakie mogą być tego konsekwencje.
– Czy pan jest
świadomy, że ciało znalazła Lucy Dragneel, żona Natsu Dragneela, czyli synowa Igneela
Dragneela. Mam dalej wymieniać, czy już wystarczy?! – krzyknęła Ur. – Proszę
dać nam możliwość porozmawiać z uczniami i przeprowadzić dokładne śledztwo. Im
szybciej je rozwiążemy, tym lepiej.
– Nie! –
odpowiedział uparcie.
– Dlaczego?
Za nic w świecie
nie umiała zrozumieć jego postawy i tego jak chorobliwie dąży, by się tylko nie
zgodzić.
– Bo nic z tego
dobrego nie wyjdzie! – zwierzył się w końcu. – Nawet jeśli będziecie prowadzić
tę sprawę – ciągnął dalej – to odpowiedzi przyniosą jedynie kolejne zło.
Kolejne śmierci, które nie byłyby potrzebne, gdyby nie dalsze śledztwo. W tej
szkole dzieje się coś niedobrego i nic z tym już nie możemy zrobić. – Skierował
głowę ku dołowi. – Musimy czekać.
– Na co? – wtrąciła
się Milkovich. – Na cud?
Wstała i ominęła
zwinnie biurko, by znaleźć się naprzeciw fotela, na którym siedział mężczyzna.
Uśmiechnęła się drwiąco, po czym prychnęła. Natychmiast jej twarz przybrała
złowieszczy wyraz, który sprawił, iż na ciele Makarova pojawiły się pojedyncze
drgawki.
– Najpierw zmuszano
mnie, bym chodziła do tej przeklętej szkoły – mówiła. – Potem wydano mnie za
mąż i zabrano jedyne dziecko. A teraz mi mówisz, że trzeba czekać. CZEKAĆ!? –
wrzasnęła na całe gardło. – Gdybym wtedy od razu zadziałała, od razu uciekła z
tej przeklętej rodziny, może wtedy byłabym nareszcie szczęśliwa.
Mężczyzna spokojnie
postukał palcami o blat i uśmiechnął się słodko, poprawiając swoje siwe wąsy.
– W tym mieście
nikt nie jest szczęśliwy i nie będzie! A tym bardziej jeśli podejmiesz tak
głupią decyzję! Ur! – zwrócił się bezpośrednio do dziewczyny. – Ty naprawdę nie
widzisz, co się wokół dzieje?
– Widzę i właśnie
dlatego muszę działać!
– Jesteś głupia!
– A ty ślepy!
Wstał i uderzył
pięścią w blat i wskazał energicznie ręką na drzwi, dając kobiecie wyraźny
sygnał, by wyszła.
Posyłając mu wzrok
pełen pogardy, odwróciła się na pięcie i natychmiast poszła w kierunku auta,
nienawidząc dyrektora jeszcze bardziej niż przedtem. Trzasnęła kawałkiem
drewna, po czym zaczęła uderzać energicznie stopami o posadzę w miejscu,
równocześnie machając rękoma. Nagle złożyła ręce w geście modlitwy i uniosła
wzrok, patrząc na sufit.
– Błagam – zaczęła
– niech zdarzy się cud.
Przeżegnała się i
rozczesała włosy rękoma, czując, że czeka ją długa i bezsenna noc.
Jak obiecałam, tak jestem tutaj na blogu ;) Wolę taką drogę komentowania i czytania.
OdpowiedzUsuńA więc może zacznę od Juvii. Na pewno przeżyła coś bardzo strasznego. Nie sądzę, że chodzi tu o gwałt, bo to nie bardzi pasuje. Chyba że ktoś jednak to zrobił i po części to wina Gray'a, który np. jej nie pomógł, a krew na jej rękach należała do gwałciciela. Ale raczej nie.
I znowu Lucy była w pobliżu zbrodni. Mogła się domyślić, że chcą jej coś zrobić, ale w sumie wtedy nie było by takiej akcji. Szkoda mi tylko tej uczennicy, bo jak wywnioskowałam z tekstu, Laki znalazła się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze. Ale cóż, ktoś zginąć musi.
Levy okazała się tchórzem. Rozumiem, że boi się o swoje życie, ale odwracanie się w takich momentach od przyjaciół jest najgorszą rzeczą, jaką mogła zrobić. Czekam tylko na Gajeela i jegi docinki w tej sprawie ;)
Trochę współczuję Aquarius. Niby może być dumna ze swojej pracy i sukcesów, ale budowanie tego na TAKICH sukcesach jak wygranie sprawy (częściowe wygranie) morderstwa i wybronienie mordercy nie jest za fajne. Mam tylko nadzieję, że Deliorę zamkną. Dziadyga jeden!
Pozdrawiam, życzę weny i zdrówka!
~Juvia L.
PS Pisałaś do mnie w sprawie gry, którą mam na avatarze. Odpisałam już u siebie. I niech Draven będzie z Tobą ;)
Ja żadnej nie bronię, można sobie spokojnie wybrać ;)
UsuńNie, nikt jej nie zgwałcił, a Gray w zasadzie jest całkowicie niewinny, ale tego dowiecie się w odpowiednim rozdziale.
Co do Laki... No właśnie i tak, i nie. Ur podejrzewa, że to właśnie ona była celem i miało to tylko nastraszyć Lucy, natomiast inni uważają, że Lucy była celem. Wszystkiego dowiecie się w ostatnim rozdziale tego sezonu, a na razie nic nie zdradzam.
Nie lubię Levy. Miałam z niej robić super bohaterkę, ale coraz bardziej mam ochotę ją zabić w tym opowiadaniu. Nie zachowuje się tak, jak powinna. I oczywiście Gajeel już dostał odpowiedni scenariusz!
Taka jest praca i Aquarius bardzo dobrze zdaje sobie z tego sprawę. Ogólnie samo pojawienie się Deliory było bardzo ważną częścią czegoś większego. Ta postać będzie miała ogromny wpływ na jednego z bohaterów w 3 sezonie.
Dziękuję bardzo i dzięki za nazwę, bo byłam ciekawa, co to za buźka (odzywa się fanatyczka gier...)
Pozdrawiam
Najbardziej podobał mi się moment śmierci Laki Ooo... coś tam, dobra zapomniałam :D W końcu jak mówię "Jest krew jest zabawa" xD Takie motto nie chce mi się dzisiaj pisać więc kończę
OdpowiedzUsuńna razie
Alice i Cień
Ostatnio ludzie mają mega lenia (to przez szkołę czy jak???). Nie mniej, mega się cieszę, że nawet mimo tej niechęci, skomentowałaś! Dziękuję.
UsuńJest krew, jest zabawa. Poczekaj na finał sezonu, to wycofasz swoje słowa!
Buhahaha (tryb Oli-szatana się włącza)
Pozdrawiam
To szkoła jest wszystkiemu winna. Musiała się przestawić na wstawanie o 6:00 :(
UsuńA co z mottem to zobaczymy na finale czy wycofam czy nie :D
Współczuję. Ja na razie mam jeszcze wakacje, ale zaraz studia i to dopiero będzie chryja. Niby w tamtym semestrze miałam rzadko na tak rano, ale nie wiem, jak będzie teraz...
UsuńTakie życie
UsuńAaaaa, nareszcie następny rozdział
OdpowiedzUsuńNormalnie brak mi słów, nwm jak to opsać *_*
XD Brak Natsu *chlip* *chlip*
Jak mnie denerwuje ten Porla :/
Nie mam weny na komentarz, ale jedno mogę powiedzieć ...
Nie mogę się doczekać następnego odcinka !!!!!
Pozdrowienia śle i duuuuużo, duuuuuuużo weny i czasu
~ Werka :3 (przeziębiona :c ) Papa :*
Oj, obiecuję ci, że w kolejnym rozdziale Natsu będzie miał tak genialne wejście, że jego tekściuwę się zapamięta na długo! Obiecuję!
UsuńMnie też, nie lubię Porli.
Dziękuję za taki komentarz mimo braku weny! Cieszę się, że komentujesz. Naprawdę wiele to dla mnie znaczy!
Pozdrawiam i duuuużżżżooooo zdrówka!!!
Więc czekam z niecierpliwością :* ;)
UsuńI dziękuję ! :*
~ Werka :3
Genialne opowiadanie, proszę o więcej
OdpowiedzUsuń"Proście, a będzie Wam dane" - ale się wymądrzam :)
UsuńA na serio. Bardzo się cieszę, że ci się podoba. Oczywiście postaram się dodać kolejną część jak najszybciej ;)
Świetny blog
OdpowiedzUsuńDługi rozdział i dość intrygujący. Laki zginęła na oczach ludzi. - Ja się dziwię, że ona jeszcze nie ześwirowała.
OdpowiedzUsuńSzokujące jest to, że Natsu, Gray i Erza są oskarżeni o morderstwo czy porwanie - nie wiadomo co się stało tak naprawdę z Purehito. Może on tak naprawdę popełnił samobójstwo, a ta trójka chciała go przed tym powstrzymać? Różne mam teorie co do tego. Jedyne co mi pozostało to czekać na ciąg dalszy. :)
Przesyłam dużo weny, czasu i szczęścia ;)
Pozdrawiam
~Natsuki
PS. Komentarz krótki, ale dzisiaj wena mnie opuściła.
To jakaś magia... Przy tym rozdziale wszystkich wena opuszcza abo są chorzy... Chyba jestem wiedźmą jakąś (na miotłę i idę sprawdzać na zewnątrz) ;)
UsuńRozdział długi, ale o ponad 5 stron krótszy od poprzedniego...
Miałaś na myśli, że Lucy nie ześwirowała? Ja już od dawna uważam ją za wariatkę...
W zasadzie tamta trójka nie jest o nic oskarżona, a jedynie jest wiadome, że oni jako ostatni widzieli Purehito. I ci przypomnę, że on nie mógł popełnić samobójstwie, bo bodajże w rozdziale 15 było jak zabiła go tajemnicza dwójka ludzi :)
Dziękuję bardzo za komentarz! Cieszę się, że cię zainteresowałam. Mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale cię nie zawiodę!
Pozdrawiam
Powiem krótko rozdziąl niesamowity .Jestem już uzależniona od twojego opowiadania.Weny życzę i oby dalsze rozdziały były nadal takie ciekawe i świetne ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie. Cieszę się, że blog się podoba.
UsuńMam tylko nadzieję, że moje pomysły nadal cię będą interesować i że cię nie zawiodę!
Pozdrawiam
"[...] w każdym godnym zapamiętania opowiadaniu dostrzec można [...] polaryzację, jakby autor pragnął jak najszybciej i jak najdokładniej pozbyć się swego tworu, odżegnując się od niego w jedyny możliwy dla siebie sposób - pisząc go."
OdpowiedzUsuń~Julio Cortázar
Nie ważne czy choroba, czy brak weny. Komentarz krótki, ale musi być! Nie mam nic więcej do dodania, prócz tego, że to co piszesz jest wspaniałe. A rozdział jak zwykle udany. :3
Pierwszy raz czytam ten cytat... Ale zgadzam się z tym, że ja tak mam, że lubię pisać dużo i szybko, bo zawsze bardziej interesuje mnie sezon, który akurat nie piszę :) I ogólnie kocham pisać. Dlatego tyle publikuję rozdziałów :)
UsuńKrótki komentarz, ale mega się cieszę, że jest. Dla mnie wiele znaczy, że mimo braku weny i czasu napisałaś komentarz, bo wielu w ogóle tego nie robi. Przesyłam Ci kochana buziaczki i cieszę się, że rozdział się podobał :)
Rozdział świetny jak zawsze :D
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo!
UsuńCieszę się, że się spodobał. Będę się starać, by kolejne również się spodobały!
Podoba mi się :D
OdpowiedzUsuńRozdział przepiękny o.o wybacz ale nie umiem pisać takich długich komentarzy jak ci wyżej :( a rozdział nie można inaczej określić niż: zajebisztyy (sz specjalnie xd)
OdpowiedzUsuńCzy krótki czy długi, bardzo się cieszę się, że jest i że rozdział się podobał. Bardzo dziękuję za komentarz i mam nadzieję, że kolejne rozdziały cię nie zawiodą!
Usuń