Śnieg
strącił się z gałęzi, opadając na siedzących pod drzewem mężczyzn. Oboje
otrzepali się z zimnego prochu, oglądając z nostalgią w oczach zachodzące
słońce, które powoli zabierało im ostatnie ciepłe promienie. Jeden z mężczyzn
dorzucił drewno do ogniska. Spojrzał na zegarek; jeszcze godzina do zmiany.
—
Niech to szlag, ile bym oddał za ciepłe wyro! — syknął drugi, zarzucając gruby
kaptur na głowę. — Jeszcze kilka dni i zamarzniemy w tej lodówie.
—
Nie narzekaj, bogaty dzieciaczku, ty przynajmniej wrócisz niedługo do domciu, a
ja tu spędzę jeszcze ponad rok. — Kaszlnął, zapalając skręta. — Chcesz jednego?
—
Dzięki. — Odepchnął rękę kompana. — To co, Gajeel, mówisz, że Levy do tego
czasu będzie na ciebie czekać?
Gajeel
zachłysnął się dymem. Przyłożył pięść do ust i jeszcze kilka razy zakasłał, uderzając
się w klatkę piersiową. Wściekle spojrzał na Laxusa, mając mu za złe, że
wspomniał o Levy. Jednak tamten wypił ciepłą herbatę z kubka, udając, że
niczego nie widzi.
—
Ciesz się, że masz do kogo wracać. Moja narzeczona… — Laxus zawiesił głos, nie
potrafiąc dokończyć zdania. — Już ci mówiłem. — Dokończył, wylewając resztę
napoju do ogniska. Zaskwierczało, a para na moment otoczyła patrol.
—
Mogłeś mi dać, po cholerę wylewałeś! — powiedział z wyrzutami Gajeel. — Minęły
już dwa lata, więc mógłbyś w końcu się otrząsnąć. Mirajane nie żyje, a ta
druga… — pstryknął palcami, nie mogąc sobie przypomnieć — Cana?
—
Co „Cana”? — spytał ze zaskoczeniem w oczach.
—
Raz w miesiącu dostajesz od niej kartkę — przypomniał mu, choć był świadomy, że
kolega z wojska doskonale o wszystkim pamięta.
—
Wiem. — Obniżył głos. — Cana to przyjaciółka, która znam od małego. To z
Mirajane byłem zaręczony, nie z nią. Nie jest tak łatwo podnieść się po stracie
ukochanej, choć… próbuję.
Płomienie
zatańczyły niebezpieczny taniec blisko Laxusa, choć ten przyjął gorąco do
siebie, rozkoszując się nim przez dłuższa chwilę. Ciepło przeniknęło przez
wojskową kurtkę, docierając nawet do samego serca, na którym poczuł przypływ
przyjemnego dotyku ognia. Wciąż pamiętał roześmianą twarz Mirajane, ich
ostatnie pożegnanie i obietnicę, że kiedy wszystko się skończy, wezmą ślub i
wyjadą z Magnolii, by zacząć gdzieś nowe życie… tak się nie stało. Sam był
gotowy na poświęcenie w walce z własnym ojcem, choć pragnął dokończyć swoje
sprawy i faktycznie wrócić do ukochanej. Nie wiedział tylko, że ona ma swój
własny plan, i ten plan doprowadzi ją do śmierci.
Odsunął
się od ogniska, nie mogąc dłużej na nie patrzeć.
Gajeel
dostrzegł w jego zachowaniu coś dziwnego. Towarzysz wahał się, udawał
spokojnego, jakby pogodził się ze śmiercią Mirajane, a jednak wciąż spotykał
się z takimi sytuacjami. Laxus zamykał się w sobie, przyglądając się ogniu z
nostalgią w oczach, jakby ten miał mu dać odpowiedź.
—
Daj dziewczynę szansę — odezwał się Gajeel, nie mogąc znieść dłużącej się
ciszy. Nalał z termosu gorącej herbaty, po czym wypił ja za jednym razem,
rozkoszując się chwilowym ciepłem. — Mirajane nie przywrócisz do żywych, a ta
Cana może ukoić twoje zranione serce.
—
Zamknij się! — rozkazał dosadnie. — Co ty możesz wiedzieć? Nie pierdol mi tu o
takich głupotach, bo i tak nie zmienię zdania.
—
W takim razie do końca swych dni pozostaniesz sam.
Laxus
nic nie odpowiedział.
Światło
księżyca oświetliło obóz, dając noc jaśniejszą i cieplejszą niż poprzednie.
Chłodny wiatr zamilknął i ciepło wydobywające się z ogniska ogrzało
wystarczająco siedzących wokół niego mężczyzn. Laxus i Gajeel zaczęli odliczać
minuty do zmiany warty, nie mogąc dłużej zmieść obecności drugiego z kompanów.
Milczenie przeszkadzało, sprawiając, że czas ubywał wolniej niż dotychczas.
—
Wstawać, rozkaz! — rozgrzmiał ryk dowódcy. Syreny alarmowe rozniosły się echem
po całym obozie.
Gajeel
i Laxus wymienili się szybkimi spojrzeniami, ugasili ognisko i szybko pobiegli
na plac, na którym zaczęło się gromadzić wojsko. Oboje zadrżeli. Dopiero teraz
docenili przyjemność siedzenia przy ognisku. Nie wierzyli, że poza nim może być
tak zimno. Chcąc nie chcąc, przysunęli się bliżej siebie, a zaraz za nimi
podążyli pozostali żołnierze.
—
Przyszły rozkazy — zagrzmiał ryk dowódcy. — Zeref Dragneel, niech żyje król —
dodał szybko — nakazał natychmiast udać się do Pengrande i tam wspomóc opozycję
przeciw rodzinie królewskiej.
Szepty
uniosły się echem między namiotami.
—
CISZA! — wrzasnął dowódca. — Redfox i Dreyar do mnie, reszta spać! Z rana
wyruszamy na misję! Rozejść się.
Żołnierze
zasalutowali.
Laxus
i Gajeel zamarli w bezruchu. W jednej chwili dotarło do nich, że właśnie ich
nazwiska zostały wezwane do stawienia się w namiocie dowódcy. Bez zbędnego
myślenia, ruszyli w stronę samego centrum obozu. Weszli do ocieplonego
pomieszczenia, zastając dowódcę siedzącego przy stole i podpisującego jakieś
dokumenty.
—
Siadajcie — nakazał, wskazując na krzesła.
Oboje
tak też uczynili.
Mężczyzna
wziął głęboki wdech, po czym zakaszlał. Zasłonił się chusteczką, na której
pozostał ślad z krwi.
—
Do jasnej cholery — przeklął, wyrzucając zużytą chusteczkę do kosza. — Ile bym
dał, żeby dłużej nie siedzieć w tym cholernym miejscu. Pewnie wszystko. I nagle
życzenia się spełniają. — Klasnął w dłonie, śmiejąc się radośnie. W ciągu
chwili smutek znowu przykrył jego twarz. — Misja „pieprzone marzenie” — taka
powinna być jej nazwa. Nie wiemy, po co tam idziemy, dla kogo i w zasadzie w
jakim celu? Mieszanie się w konflikty innych krajów nigdy nie wyszło za dobrze,
a jednak nasz król, niech żyje długo i w zdrowiu, taką decyzję podjął.
—
A my… — zaczął niepewnie Gajeel, czując się tak samo zdezorientowany sytuacją
jak Laxus.
—
A wy macie swoje własne zadanie, paniusie. — Zachłysnął się krwią i wypluł ja
na ziemię. — Cholerna pogoda. Cieszcie się młodością, chłopcy, bo jak starość
was dopadnie, to będziecie żałować, żeście nie docenili młodości. A wracając do
misji, macie odnaleźć i ochronić niejaką Lucy Heartfilię albo Dragneel. Ciężka
sprawa, nie wiemy, którego nazwiska może teraz używać. Nie mniej, potwierdzono
już informację dokąd zmierza. Jutro z samego rana macie się do niej udać za
wszelką cenę.
Żołnierze
zamilkli.
Nawet
przez myśl nie przeszło im, że w tym celu zostali wezwani do namiotu dowódcy.
Narodziły się w nich pytania, na których odpowiedzi próżno mogli czekać.
Pokręcili
głowami. Równocześnie otworzyli usta, chcąc coś powiedzieć, lecz w ostatniej
chwili zrezygnowali. Wbili spojrzenie w podłożenie, pozostając w dłużącym się
milczeniu.
—
Nie odezwiecie się? Nie skomentujecie niczego? — spytał dowódca, odczuwając
lekkie rozczarowanie. — Dzieciaki, to jest wasza szansa. Ile wam to wszystko
zajmie? Dotrzeć, pomóc tej — przejrzał szybko dokumenty w poszukiwaniu imienia —
Lucy i skrócimy waszą służbę. Laxus pewnie wróci już do domu, a Gajeel posiedzi
z miesiąc, góra dwa i też może odejść jak chce. Oczywiście wojsko wypłaci wam
tak, jakbyście odbyli całą służbę.
Uderzył
dłońmi w stół, po czym rozłożył je szeroko, czekając na odpowiedź od mężczyzn.
Ci jednak nadal zdawali się nie być na nią gotowi.
Zirygowany
dowódca przetarł suche usta. Jego noga nieustannie drgała, stukając o podłoże.
—
To rozkaz — oświadczył w końcu. — Macie dwie opcje: albo idziecie po dobroci i
jeszcze dostaniecie z tego jakieś premie, albo będziecie musieli wykonać misję
pod groźną stryczka.
—
To szaleństwo! — wrzasnął niespodziewanie Gajeel, podnosząc się z miejsca.
Krzesło upadło za nim z hukiem.
Laxus
odsunął się, nie mając najmniejszego zamiaru przyłączać się do wybuchu gniewu
Gajeela.
—
No nareszcie, jak miło — odparł sarkastycznie dowódca. — W takim razie, jaka
decyzja?
Gajeel
zawahał się. Wziął głęboki wdech, przeczesując palcami krótkie włosy, które
trochę zdążyły odrosnąć od czasu ich ścięcia.
Ku
zaskoczeniu wszystkich, Laxus podjął decyzję pierwszy:
—
Nie zrobię tego.
Po
stanowczym stwierdzeniu, zasalutował i wyszedł bez słowa wyjaśnienia.
—
Dla… — Gajeel nie znalazł odpowiedniego słowa, które mogłoby teraz paść z jego
ust. Rozejrzał się zdezorientowany, wbijając wzrok we wszystko, co napotkał na
swojej drodze.
Dowódca
wystawił tylko przed siebie wyprostowaną rękę i zamarł w bezruchu.
—
Czy on sobie ze mnie żartuje?
—
Nie — odpowiedział Gajeel, powoli pojmując to, co zrobił Laxus. — On chyba
nigdy nie przyjmie rozkazu od króla… — Nie powinien tego mówić.
—
Tajemnica wojskowa. — Prychnął. — Wiesz o wszystkim i tyle. A ten gówniarz zbyt
długo chowa w sobie urazę. Król nie miał nic wspólnego ze śmiercią tamtej
dziewczyny.
—
Słucham? — Gajeel wrócił na miejsce, wsłuchując się w wypowiedź dowódcy.
—
Ona nigdy nie miała zginąć. Wszystko wydarzyło się z niecnego planu zdrajcy,
który pracował za plecami króla — wyszeptał. — I tak to nic nie zmieni, ale
powiedz mu. A ty?
—
Ja?
—
Nie ja. — Przewrócił oczami. — Co ty zrobisz? Podobno na ciebie też czeka
kobieta.
Gajeel
gwałtownie wstał i zasalutował.
—
Z przyjemnością przyjmę misję. Jakie są rozkazy?
Samo
wspomnienie o Levy sprawiło, że zapomniał o wszystkim innym. Obiecał jej, że
wróci. Nadarzyła się okazja, której w pierwszej chwili nie dostrzegł. Przeklął
w myślach, wmawiając sobie, że mróz odebrał mu resztki rozumu. Wahał się, ale
po co, skoro miał gotową odpowiedź.
Dowódca
uśmiechnął się.
Spakował
wszystkie papiery do jednej teczki i podał ja Gajeelowi, mówiąc:
—
Teraz wszystko zależy już od ciebie i tego drugiego chłoptasia. Nie spaprajcie
tego, bo za tym kroi się coś więcej niż tylko ratowanie głupiej dziewczyny.
Odejść!
WESOŁYCH ŚWIĄT, WSZYSTKIM!Dziękuję ślicznie za życzenia.Dzisiaj obiecany prezent, a 28.12 jeszcze kolejny rozdział. Czekacie? Oby! I wiecie, że jeszcze tylko kilka rozdziałów i KONIEC?Poza tym zapraszam na drugiego bloga i na Rekomendacje FT.
http://wyrwane-z-wyobrazni.blogspot.com/2017/12/rekomendacje-anime-manga-podobne-do.html
no ładnie tyle czekania a tu nic;-0 nie no żartuję, ale nie dziwię się reakcji Laaxusa choć no Jak nie ruszy swych czterech liter to Lucynka może być biedna czekam z niecierpliwością na następne rozdziały i nowe opowiadanie POZORY CZASEM MYLĄ mam nadzieję, że wenę masz pod podgrzana moja ciekawość aż kipi ze mnie jak barszcz z garnka
OdpowiedzUsuńNie no wiem, że niewiele się działo, to akurat prawda, ale jeszcze troszkę i będzie ostra jazda. Lucynka i tak bedzie biedna.
UsuńDzięki wielkie. Wena jest, ale czasem chęci brakuje i na razie troszkę czasu. Ciągle się gdzieś jedzie, siedzi przy tym stole, ale cały czas coś piszę, więc rozdziały będą!
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz!
nie ma sprawy no rozumiem powiem ci, że PAC w rankingu u mnie dorównuje detektywom i szczerze z chęcią przeczytał bym jeszcze coś w klimacie detektywów
Usuń;D
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że mnie nie zawiedziesz!
OdpowiedzUsuńJa wiem, że koniec zbliża się wielkimi krokami, ale... z jednej strony tego chce, a z drugiej nie! Laxus (może) i Gajeel ruszają na ratunek! Z nimi Lucy nie ma się co obawiać.
OdpowiedzUsuńCiekawe jak to się wszystko potoczy... Najważniejsze pytanie: kto przeżyje? Bo mam wrażenie, że Zeref i Laxus/Gajeel nie :(
Czekam na jutrzejszy rozdział ;)
Pozdrawiam!
Wiem, o co ci chodzi, ale koniec zawsze musi nadejść. A wolę zakończyć to opowiadanie i mieć je z głowy! Już i tak za długo je prowadzę!
UsuńA jeśli o pytanie: kto przeżyje? Hm... Nie będę zabijała zbyt wielu osób. W zasadzie niewiele umrze. Większość po prostu ucierpi na ostatecznej akcji, ale nie zginie!
Oczywiście na jutro rozdział już przygotowany, więc na 100% się pojawi!