Skąpana
w blasku reflektorów Mavis stanęła boso przed jadącym za nią czołgiem. Chór
ludzi zagrzmiał gromkim okrzykiem, wznosząc nad swoimi głowami flagę zza czasów
panowania Pendragonów. Hymn państwowy znowu rozbrzmiał w towarzystwie ludzi,
którzy dołączyli się do zgromadzenia. Rewolucjoniści otoczyli Mavis. Wzięli ją
na ręce i zanieśli na czołg, dając jej wejść na sam jego szczyt. Kobieta
przytrzymała się za wystającą antenę i spojrzała ciepło na swych
sprzymierzeńców, otulając ich łagodnym uśmiechem. Rozbrzmiał gromki krzyk
radości.
Pierwszy
strzał padł. Krew wystrzeliła wraz z resztami mózgu na tłum, a ciało młodego
mężczyzny osunęło się na ścianie budynku. Nastało milczenie. Puste, pozbawione
nadziei spojrzenia wbiły się w martwego człowieka, który w ciągu kilku sekund oddał
niepotrzebnie życie za to, za co walczył. Starsza kobieta podeszła do niego. Zamknęła
mu powieki. Starła z własnej twarzy jego krew. Podniosła się, korzystając z
pomocy swojego syna.
—
Ku lepszej przyszłości — szepnęła.
Jak
jeden mąż, unieśli ku górze naładowane bronie i wrzasnęli:
—
Ku lepszej przyszłości.
Bez
chwili zawahania, ruszyli ku królewskiemu pałacowi. Mavis nie zeszła z pojazdu.
Dumnie uniosła pierś, przytrzymując flagę, którą podali jej pobratymcy. Biała
suknia zatańczyła na wietrze, a jasne jak słońce włosy przykrył brud niosący
się ze starych fabryk.
—
Nie ruszać się! Liczymy do trzech i strzelamy! — wrzasnął jeden ze strażników
królewskich.
Nikt
nie zatrzymał się.
Levy
zadrżała. Rozejrzała się. Nie było żadnej drogi ucieczki. Znaleźli się niemal w
samym epicentrum konfliktu, na który po prostu nie byli gotowi. Żołnierze
wydawali się bardziej skupieni na rewolucjonistach, ale nie miała żadnej
pewności, czy w którymś momencie nie wystrzelą w ich kierunku.
—
Uciekajmy — szepnął Natsu, łapiąc Levy za nadgarstek. — Musimy. Nie będzie
lepszego momentu.
Przyznała
mu rację.
Odwróciła
się w stronę reszty przyjaciół — gotowych na to, by uciec w każdym momencie.
Złapała za torbę, do której spakowała lekarstwa, ubrania i trochę jedzenia.
Wyjęła telefon — znowu brakowało sygnału.
—
Nie rozdzielajmy się. Na mój sygnał biegniemy do tej starej fabryki — wskazała
palcem na wysoki budynek z rozwalonym kominem — i tam przeczekamy te zamieszki.
—
Levy… — Głos Graya zadrżał. — Na co my mamy czekać?
Opuściła
głowę, po czym pociągnęła Natsu za rękaw, wierząc, że pojmie jej niezrozumiałe
sygnały. Chłopak puścił ją i podszedł do Graya. Levy zacisnęła pięść ze złości,
odliczając ostatnie sekundy do tragedii. Żołnierze naładowali broń. Wycelowali
w rewolucjonistów. I strzelili.
—
Teraz! — nakazała innym, rzucając się do ucieczki.
Natsu
pociągnął ze sobą Graya, który w niedowierzaniu zamarł w miejscu. Całe Fairy
Tail ruszyło w kierunku opuszczonej fabryki, nie spoglądając za siebie ani na
moment.
Krew
wylała się na ulice stolicy Pengrande. Mavis upadła postrzelona w ramię. Ból
poraził ją. Flaga przysłoniła w tłum. Kobieta schowała się do czołgu,
rozkazując pozostałym wycofanie się. Była już gotowa na użycie najcięższej
broni.
Rewolucjoniści
zaciągnęli rannych za pojazd, a martwych pozostawili, by ich ciała zostały
przejechane i zdeptane. Skąpani w krwi własnej i towarzyszy ustawili się w
niemal niekończącym się ciągu zasłonięci przez jadący czołg.
Żołnierze
cofnęli się.
—
Poddajcie się albo… — Głos dowódcy zamarł w połowie zdania.
Jeden
pocisk rozbił szeregi. Kończyny uniosły się wysoko, zatrzymując na
niedziałających latarniach. W dłonie mężczyzny wleciała rozszarpana głowa.
Przerażony upadł, z krzykiem odrzucając za siebie głowę. Padł kolejny wystrzał —
tym razem na tyły wojska. Armia rozproszyła się, tracąc wcześniejsze pozycje.
Chaos narósł, a strach zapanował wśród ludzi. Widmo śmierci zawisło nad głowami
żołnierzy.
Dowódca
syknął.
—
Do broni! — wrzasnął. — Atakować bez rozkazu! Bronić króla.
Chaos
przerodził się w całkowitą rzeź. Strzały zaczęły padać ze wszystkich stron, a
kule zabijały wrogów, jak i sprzymierzeńców. Okrzyki pełne bólu i nienawiści
rozniosły się między ulicami miasta rozpaczy. Łzy spłynęły wraz z krwią.
Mavis
wychyliła się zza wejścia do czołgu. Przygotowała się na masakrę, lecz nie na
to, co ujrzała. Tłuszcza rewolucjonistów próbująca bronić własnych praw i
pokoju, przerodziła się w chodzących przestępców, na których polowali. Łowy na
zwierzynę oblały się krwią i wnętrznościami, po których stąpali ludzie, jak
gdyby szli normalnie do pracy. Nie o to walczyła.
—
Proszę się nie ruszać i nie wychodzić! — ostrzegł ją jeden z sprzymierzeńców,
który kierował czołgiem. — Nie usłyszą już pani słów.
Faktycznie.
Była gotowa, by wyskoczyć z pojazdu. By znaleźć się między dwiema stronami
konfliktu i przerwać narastającą rzeź. W ten sposób skończyłaby tylko martwa. Zacisnęła
dłoń na włazie. Rozgoryczona wróciła do środka, chowając głowę między nogami.
Zasłoniła uszy dłońmi, nie chcąc już ani słyszeć, ani widzieć tego, co się
działo na zewnątrz. Sama rozpoczęła tę tragedię. I winna była wytrwać do samego
jej końca.
Ale
kolejny koszmar miał dopiero nadejść…
***
Członkowie
Fairy Tail wparowali do środka budynku, zatrzaskując za sobą stare, zardzewiałe
drzwi. Let i Droy szybko zastawili je jakimiś stojącymi w kącie meblami, po
czym osunęli się na podłogę, w końcu biorąc głęboki wdech. Zapanowała całkowita
cisza. Po chwili rozpoczął się niemal niekończący ciąg wystrzałów i krzyków. Zasłonili
uszy, pragnąc, by pełne bólu wrzaski w końcu zamilkły. Oddaliby wszystko, żeby
tylko ta rzeź się skończyła.
—
W co myśmy się wpakowali?! — wrzasnął Gray, kopiąc niczemu winne wiadro. — To
jakiś koszmar! Ja nic nie rozumiem… Levy! — zwrócił się do Levy, łapiąc ją za
kołnierz. — Co to ma znaczyć?!
—
Przestań się na mnie wyżywać! — Odepchnęła go od siebie. — Nawet nie
wiedziałam, że obecnie jest aż tak źle. Dostałam faktycznie informacje, że
sytuacja zmierza do konfliktu, ale nie aż tak szybko. Zeref przewidywał
miesiąc, może dwa…
—
Zeref, Zeref i Zeref! — Prychnął. — Po prostu oszukał nas. Może po prostu
chciał, żeby za jednym podejściem zginął każdy z nas.
—
Wystarczy! — ryknął Natsu. — Oczywiście, mój brat nie jest świętym, ale jakoś
nie wierzę, by specjalnie wpakował nas w to gówno…
—
Tak jakbyś go znał — szepnął Gray. Wszyscy go usłyszeli i w duchu przyznali
rację. — Natsu, ja nie mam do ciebie żadnych pretensji.
—
Jasne. — Zaśmiał się. — I nie powinniście mieć też pretensji do Zerefa. Skoro
aż tak mu nie ufaliście, to nie musieliście tu przyjeżdżać.
Nastało
milczenie.
Cana
wyszła naprzeciw wszystkich. Uchyliła okno i spojrzała, co się dzieje na
zewnątrz. Żołądek podszedł jej do gardła. Zasłoniła usta, z trudem
powstrzymując się od zwrócenia obiadu. Wróciła do pozostałych i usiadła przy
kolumnie.
—
Nigdy nie ma tak, by ktoś był całkowicie winny, a ktoś był całkowicie bez winy —
powiedziała. — Chyba wydarzenia z ostatniego roku nauczyły nas wszystkich, że
powoli czas przestać być dziećmi. To sprawy dorosłych! — Wskazała w stronę
miejsca, w którym toczyły się walki. Złapała się za czoło. Bezsilność
rozpierała ją od wewnątrz. — Dlatego my musimy cierpieć przez ich decyzje?
Dlatego nie możemy wrócić do domu i żyć w spokoju? Ja chcę po prostu wiedzieć, dlaczego…
Obecnie deklaruję, że kolejny rozdział pojawi się MAX za tydzień o tej samej porze. Pisało mi się go naprawdę przyjemnie i szybko (w zasadzie 1,5 dnia) i jestem z niego zadowolona. Jednak nie wena, czas, a świadomość, co ma się pisać w danym rozdziale.
A z życia i wyjaśnienie. Przyznam Wam, że przeszłam małe "załamanko". Nic poważnego. Po prostu negatywnie zaskoczył mnie stosunek biur rachunkowych do studentów. Wielu pewnie wie, że swoją przyszłą pracę wiążę z zawodem księgowego. Jestem już na 1 roku magisterki i pomyślalam, że chcę zdobyć swoje pierwsze doświadczenie. Chciałam ZA DARMO gdzieś po prostu się czegoś nauczyć. I na 30 wysłanych CV tylko jedno biuro mi odpowiedziało, ale potem kontakt znowu się urwał i po miesiącu praktycznie nie mam żadnego odzewu. Stary numer....
um ciężko z tymi nazwijmy to praktykami kumpel również ma problemy choć inny kierunek i szuka w MOPSach jestem trochę rozczarowany rozdziałem bo cóż akcji jak na lekarstwo, ale WAŻNE że jest i jest całkiem przyjemny
OdpowiedzUsuńA ja myślłam, że tyle akcji wpakowałam do jednego rozdziału! No coż... każdy co innego widzi. Dzięki za kom!
Usuńmoże dlatego że krótki ogólnie jestem bardzo szczęśliwy takie miałem odczucie nie to broń mnie Boże bym krytykował
UsuńKrytyka też dobrze. Przyjmę ją z przyjemnością!
UsuńAle przyznam - faktycznie krótki...
:)
OdpowiedzUsuń;)
Usuń,,Ale kolejny koszmar miał dopiero nadejść…" Już się boje. Mavis wyglądała na tak pewną, a tu przechodzi załamanie. W sumie się jej nie dziwie. Chciała powiedzmy dobrze, a wyszło jak zawsze.
OdpowiedzUsuńGdzie się podziewa Lucy, Laxus, Gajeel i Lisanna? Pewnie się tego dowiem w kolejnych rozdziałach, ale brakuje mi ich. Ciekawi mnie czy też tam gdzieś są i walczą.
No i nie zapominajmy o Erzie.
Rozterki Cany na końcu są takie prawdziwe... muszą jednak się z tym pogodzić, wziąść w garść i walczyć. Wierzę, że dadzą radę :)
Wierzę również, że uda Ci się popracować trochę i jakaś firma odezwie się do ciebie.
Pozdrawiam :3
Masz rację. Mavis przeszła załamanie. Lubię budować silnych bohaterów, ale też bez przesady. Każdy jest człowiekiem.
UsuńTo tak... można powiedzieć, że Lisanna pojawi sie jutro (fajnie to brzmi), na Lucy trza poczekać, na Gajeela też, bo zaraz będzie akcja z Caną i Laxusem!!!
Muszą, muszą i właśnie chyba zakończenie wszystkiego pokaże, jak właśnie te wydarzenia będą miały wpływ na wszystkich. bo tak jak kiedyś napisałam. Zakończenie będzie słodko gorzkie. Może wielu nie zabiję, ale za to każdy skończy z bliznami.
Dzięki, ale tracę powoli nadzieję. Jutro idę pukać do wszystkich drzwi. Dzisiaj już łaziłam, ale niestety... nikt nie szuka stażystów czy praktykantów. Jutro może sie uda. Ale już miesiąc... Miesiąc i praktycznie nic nie znalezione.... Smutne.
Pozdrawiam ;)